środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 2.14

Patrzyła na Dracona z małym chłopcem na rękach i uśmiechała się do siebie. To był tak cudowny widok. Za każdym razem, kiedy widziała jego podejście do dzieci uśmiech cisnął się na jej usta. Mały Tyler miał już trzy dni, a Blasie chodził dumny jak paw, choć pierwszego dnia jego życia był tak pijany, że nie potrafił przypomnieć sobie niczego. Hermiona siedziała na łóżku szpitalnym obok Ginny, śmiejąc się z Blaise'a, który z naburmuszoną miną wpatrywał się w przyjaciela. Tylko w jego ramionach Tyler zasypiał bez marudzenia, podczas gdy Blaise musiał się trudzić. Hermiona śmiała się, że blondyn jest po prostu tak nudny i nawet niemowlak tak uważa.
- Dobra, gościu.Oddaj mojego syna, bo zaraz coś ci zrobię - warknął Zabini po kilku minutach. Draco zaśmiał się cicho i podał ostrożnie brunetowi dziecko.
- Będziemy się już zbierać - stwierdziła Hermiona, całując policzek Ginny. Po krótkim pożegnaniu z Blaisem i Tylerem, wyszli z sali. Draco nigdy nie lubił szpitali, nawet takich oddziałów jak ginekologia czy położnictwo. Hermiona splotła palce ich dłoni razem, uśmiechając się, kiedy kąciki ust Malfoy'a drgnęły w delikatnym uśmiechu. Siedząc w jego samochodzie, patrzyła na niego, kiedy zatrzaskiwał za nią drzwi, okrążał samochód i siadał za kierownicą. Jego włosy ułożone w starannego quiffa, ciasne rurki i koszulki, opinające jego ramiona i tors. I dopiero w tamtej chwili dostrzegła, że nie nosił już długich rękawów czy bluz. Na jego prawym przedramieniu widniało kilka niewielkich tatuaży, pokrywające niemalże całą skórę. Spod koszuli na  lewym obojczyku wystawał tatuaż w kształcie ust.Wyglądał jak odcisk szminki. Zaśmiała się cicho, zwracając na siebie uwagę blondyna.
- Co? - zapytał zaskoczony, marszcząc brwi.
- Skąd masz ten tatuaż? - przejechała palcem po jego obojczyku, patrząc w jego oczy.
- W sumie nie pamiętam. Kiedy się żeniłem już go miałem, ale do ust Emily nie pasuje, jest trochę za wąski - wyjaśnił. Wzruszył ramionami i nachylił się nad szatynką, chcąc złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. Odpalił samochód i odjechał spod szpitala.
- A data na nadgarstu? - zapytała po chwili, kiedy stojąc na światłach, zobaczyła na wewnętrznej stronie jego nadgarstka 15 sierpnia '99.
- Oh, tak naprawdę to nie jestem pewny. Poprostu poszedłem do studia i kazałem zrobić sobie tatuaż. Dwa dni potem otworzyłem firmę.
- Tego dnia urodził się Scor - mruknęła, patrząc przez okno na chodniki pełne tłumów.
- To musiał być impuls. O której się urodził?
- Trzynasta czterdzieści pięć - Draco uśmiechnął się szeroko na jej słowa. Mniej więcej o tej godzinie zrobił swój tatuaż.
Godzine późnej wjechał na parking przedszkola, do którego uczęszczał Scorpius. Wysiadł z samochodu, cmokając kobiete w policzek, kiedy jej telefon zaczął dzwonić. W przedszkolu zazwyczaj o piątek w południe było bardzo mało dzieci. A wszystkie, które zostawały siedziały w szatni, czekając na rodziców lub opiekunów. Draco wszedł do szatni, szukając wzrokiem blond czupryny syna, który zawsze czakał niecierpliwie jak Hermiona lub on odbiorą go, zabierając do domu, gdzie mógłby oglądać bajki i bawić się klockami w towarzystwie taty albo Lexi, która nadal nie odstępowała go na krok. Po chwili jego wzrok spoczął na przygarbionej sylwetce jego chłopca, zaciskającego rączki na bluzie, mimo iż było wystarczająco ciepło, aby chodził w szortach do kolan i koszulce z krótkim rękawem. Podszedł do niego i przykucnął, uśmiechając się delikatnie.
- Co się stało? - zapytał, widząc na twarzy Scorpiusa ślady po łzach.
- Nic - burknął w odpowiedzi, nie podnosząc głowy i nie zaszczycając Dracona spojrzeniem.
- Panie Malfoy - usłyszał wzrok dyrektorki i podniósł wzrok na kobiete. - Chciałabym porozmawiać o zachowaniu pana syna.
- Co jest nie tak z zachowaniem mojego syna? - zdziwił się, podnosząc się z kucek.
- Po raz kolejny pokłocił się z kolegą. Obaj przepychali się na podwórku. Chłopiec ma zadrapany policzek - oznajmiła kobieta. Blondyn spojrzał na syna i kucnął z powrotem. Podniósł jego podbródek i spojrzał w oczy chłopca.
- Nic ci nie jest?
- Zadrapał sobie kolano - odpowiedziała dyrektorka.
- Czemu pokłóciłeś się z kolegą?
- Bo powiedział, że mnie nie kochasz i jestem głupi - mruknął chłopiec.
- Kochanie,...
- Mam nadzieję, że wyciągnie pan z tego konsekwencje i nigdy więcej się to nie powtórzy.
- Oczywiście. Liczę iż zadba pani, aby chłopiec, który obraził mojego syna został odpowiednio ukarany. W innym wypadku znajdę inne przedszkole - oznajmił stanowczo. Spojrzał na blondyna przed nim i uśmiechnął się do niego łagodnie. - Chodź, kochanie. Mama czeka na nas w aucie - powiedział, wyciągając ręce w stronę chłopca. Blondyn niepewnie podniósł się z miejsca i złapał Dracona za rękę. Wychodząc z przedszkola miał wrażenie, że jego syn uwierzył w słowa kolegi. Otworzył przed nim drzwi samochodu i pomógł mu zapiąć pasy bezpieczeństwa.
- Co się stało? - zapytała zmartwiona Hermiona, widząc jak Scorpius smętnie odbiera od Dracona swój plecaczek.
- Nic - burknął w odpowiedzi, wyjmując z plecaka swojego misia, do którego od razu się przytulił. 
~~^*^~~
Harry siedząc na kolejnym nudnym spotkaniu z Ministrem Magii, rozmyślał nad swoją obecną sytuacją. Zastanawiał się jak bardzo musiał być wypity, aby zgodzić się objąć posadę szefa biura aurorów. Bo mimo, że lubił robić, to co robił nie chciał być tylko kolejnym urzędnikiem. Wolał zostać na pozycji kapitana i szukającego w drużynie Quidditcha. Ale musiał pokłócić się z trenerem, który go wylał. Dlatego został w Ministerstwie i musi siedzieć na nudnych spotkaniach z ważnymi osobistościami. Poczuł jak jego telefon wibruje w kieszeni jego spodni. Dyskretnie wyjął go i spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się na widok zdjęcia Pansy. Rozłączył się i szybko wystukał wiadomość.

Do: Pansy
Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię jak tylko skończę zebranie.
Od: Pansy
Chodzi o Teddy'ego.

- Panie Potter, zechciałby Pan się wypowiedzieć? - usłyszał zdenerwowany głos dyrektora Departamentu Magicznych Gier i Sportu. Podniósł wzrok i rozejrzał się po zebranych.
- Nie mam zdania na ten temat - oznajmił po chwili. Hermiona schowała twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Nie ma pan zdania na temat ochrony, którą pana biuro ma zapewnić podczas tegorocznych rozgrywek w Quidditchu?
- Nie jestem najlepszy w takich sprawach.
- Może powinien pan znaleźć lepszą pracę - zaproponował mężczyzna, uśmiechając się ironicznie w kierunku Pottera.
- A wiesz co, gościu? Chyba masz rację - zaśmiał się Harry, podnosząc z miejsca. Wyszedł z sali konferencyjnej, zostawiając za sobą oniemiałych ludzi i wściekłą Hermione. Wsiadł do swojego samochodu, wyjmując telefon ze spodni.Wybrał numer Pansy i czekał, aż kobieta odbierze. 
- Teddy jest w szpitalu - oznajmiła od razu zaraz po odebraniu. Harry zmarszczył brwi i zapalił silnik samochodu.
- Co się stało?
- Spadł ze schodów.
- Będę za jakieś dziesięć minut - oznajmił, wyjeżdżając z parkingu. 

//~¤~\\
Scorpius usiadł na dywanie przed stolikiem kawowym, niedaleko kanapy, na której siedzieli jego rodzice. Wtulił się w swojego dużego, białego misia. Po jego policzkach płynęły łzy, kiedy nieświadomie przypominał sobie słowa kolegi. Nie chciał, żeby jego tata go nie lubił. Bał się, że nie będzie dla niego dobrym synem. Pociągnął noskiem, zwracając nieświadomie uwage rodziców na jego osobę. Draco podniósł się z kanapy, marszcząc brwi. Przeczesał palcami włosy, siadając przed chłopcem. Odsunął jego misia, którego chłopiec przyciskał do siebie. 
- Opowiem ci coś, jeśli chcesz - zaproponował, obejmując chłopca i sadzając go na swoich kolanach. Ten nieśmiało skinął głową, wtulając się w ciało Dracona. Jego głowa spoczęła na piersi mężczyzny, a rączki objęły jego brzuch. Skrzyżował nogi w kostkach, kiedy Malfoy podniósł się, aby usiąść na kanapie. Hermiona w tym czasie wyszła do kuchni, chcąc przynieść napoje i coś słodkiego, co zawsze poprawiało humor czterolatka. - Kiedy miałem osiemnaście lat, a twoja mama powiedziała, że mnie kocha, zacząłem wyobrażać sobie jak wyglądałoby moje życie dalej. Miałem ją obok siebie jako żonę, śliczny dom, swoją firmę i pięknego synka, który uśmiechem rozjaśniał mi nawet najmroczniejsze dni mojego życia. Kiedy w szkole wyjechałem i zostawiłem twoją mame z tobą w brzuszku, nie wiedziałem, że w ciągu jednej sekundy coś może się zmienić w moim życiu. Każdego dnia tęskniłem za mamą i nieświadomie za tobą. Bo chociaż poznałem cie niedawnk, kochałem od zawsze. Kiedy się rodziłeś, w tym dniu pierwszy raz od dawna się uśmiechałem, specjalnie zrobiłem sobie w tedy tatuaż z datą twoich urodzin. Jeśli sądzisz, że jestem tutaj tylko dla twojej mamy, mylisz się. Kocham cię, tak samo jak mamę i nie wyobrażam sobie życia bez was. 
- Ale ja nie jestem idealny dla ciebie - szepnął, szlochając cicho w koszulkę taty. 
- Jesteś najbardziej idealną osobą jaką znam.
- Wcale nie. Mama jest idealna. 
- Mama jest najwspanialszą kobietą na świecie, ale to ty jesteś idealny. 
- Nie. 
- Kochanie, jesteś może faktycznie do mnie podobny, ale masz charakter mamy i to czyni cie wyjątkowym. A wszystko co wyjątkowe jest idealne. 
- A co jeśli ja wcale nie będę jak wy?
- Nie chcę, żebyś był jak któreś z nas. Masz być sobą i już. 
- Chodzi mi o czary. Jeśli nie będę magiczny?
- Będziesz moim idealnym chłopcem. Wciąż i nigdy nie przestaniesz nim być. Nie magia jest ważna. Bez niej życie wygląda podobnie. Mama rzadko jej używa, ja prawie wcale. 
- Ale chciałbym...
- Jestem pewny, że za siedem lat, stanę na peronie dziewiątym i trzy-czwarte, słuchając jak twoja mama prawi ci kazanie na temat jak masz się zachowywać. I prawie spóźnisz się na pociąg jak ona co roku - zaśmiał się, patrząc na twarz chłopca, którą rozświetlił delikatny uśmiech. 
- Jesteś najwredniejszym człowiekiem jakiego spotkałam w życiu - oznajmiła Hermiona, siadając obok niego. Scorpius przekręcił się na bok na kolanach Dracona, aby spojrzeć na szatynke, która uśmiechała się lekko. 
- Kocham was - szepnął, kładąc dłoń na piersi blondyna tuż pod swoją głową. 
- My ciebie też, skarbie - odpowiedział Draco, obejmując ramieniem Hermione, która wtuliła się w niego, przykładając nogi przez jego kolano, a nogi Scorpiusa położyła na swoich udach. 
- Chciałbym mieć brata albo siostre - stwierdził po chwili chłopiec, patrząc na twarze rodziców. 
- To nie jest najlepszy moment na tego typu sprawy. Ja i mama musimy jeszcze się czegoś nauczyć i dopiero potem może pomyślimy nad rodzeństwem dla ciebie - powiedział delikatnie Draco. Hermiona splotła palce ich dłoni razem, uśmiechając się do niego. 
- Ale ja nie mam się z kim bawić, kiedy wy pracujecie. 
- Dlatego chodzisz do przedszkola. 
- Nie lubię go. 
- Scorp - westchnął blondyn, przymykając powieki. 

//~¤~\\
Dzień dobry! Tak jak obiecałam następny rozdział. Kto się cieszy z nowego roku szkolnego? Bo ja nawet trochę.
Pod ostatnim rozdziałem pewna osoba poprosiła mnie o kilka faktów o mnie. Tak więc dam wam 10 faktów o mnie.
1. Mam na imię Aleksandra, a większość ludzi mówi na mnie Aleks.
2. Mam osiemnaście lat.
3. Mieszkam w Londynie, a wychowałam się w Rybniku.
4. Kocham One Direction, a szczególnie Niall'a i Louis'ego oraz całą serię Harry'ego Pottera.
5. Shippuję Nouis, Ziam, Dramione, Harrmione, Sterek, Scott&Stiles (i za cholere nie wiem jak nazywa się ten shipp)
6. Uwielbiam Teen Wolfa (obejrzałam tylko 2 sezony, ale zaczynam już 3 😂)
7. Nie potrafię gotować, chociaż chciałam iść na gastronomię)
8. Mam uczulenie na nikotynę 😭
9. Mam młodszą siostrę.
10. Mam metr sześćdziesiąt wzrostu, podczas gdy mój chłopak metr dziewięćdziesiąt, co naprawde wygląda komicznie.
Pozdrawiam, Alex_x. 

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 2.13.

Draco wszedł na sale rozpraw z rękoma schowanymi w kieszeni, czekając na swojego adwokata. Był wściekły na Pauline, że ta na półgodziny przed rozprawą poinformowała go zmianie adwokata. Bał się, że może przegrać tę sprawę, choć mieli dowody na niewierność Emily. Jednak wiedział, że Emily tak łatwo nie da mu odejść. Nie kiedy miałaby zostać z niczym. Rozejrzał się po sali. Emily siedziała już na swoim miejscu razem ze swoim adwokatem. Na miejscu jego adwokata dostrzegł Scotta, przeglądającego jakieś papiery. Uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale wiedział, że Scott był jednym z najlepszych adwokatów. Zajął miejsce obok niego, witając się z nim poprzez uścisk dłoni. Siedząc na swoim miejscu modlił się, aby w końcu został wolnym człowiekiem. Chciał mieć to małżeństwo za sobą. Sędzia była kobietą po czterdziestce z długimi brązowymi włosami i zielonymi oczami. Na twarzy miała lekki makijaż, a pod rozpiętą toga miała na sobie czarną sukienkę i szpilki tego samego koloru. Patrzyła na Scotta z lekkim uśmiechem, zapinając guziki togi. Rozpoczynając rozprawę, Draco miał wrażenie, że jego serce chce wydostać się na zewnątrz.
- Mój klient jest w stanie przedstawić dowody zdrady jego żony, jak i faktu, że jej córka, Alice Malfoy nie jest jego dzieckiem - oznajmił Scott, po tym jak sędzina rozpoczęła rozprawę. 
- To jakiś nonsens - zawołała Emily, podnosząc się z miejsca. Jej adwokat spojrzała na nią karcącą, po czym nakazała usiąść z powrotem.
- Moja klientka zaprzecza, że kiedykolwiek zdradziła swojego męża, a wręcz przeciwnie, to on zdradzał ją - powiedziała beznamiętnie adwokat. Była to kobieta przed trzydziestką, miała rude włosy spięte w wysokiego kucyka i zbyt ostry makijaż jak na funkcję, jaką pełniła.
- Ma ani na to dowody? - zapytała sędzia, przeglądając kartki, leżące przed nią.
- Scorpius Malfoy jest najlepszym dowodem - odpowiedziała Emily, wpatrując się w twarz męża z triumfalnym uśmiechem.
- Matka chłopca zaprzecza, że kiedykolwiek miała romans z Draconem Malfoyem - stwierdził Scott. Draco przymknął powieki i potarł twarz dłońmi. Nie wiedział jak dokładnie powinien traktować tę wypowiedź. Nie traktował nigdy Hermiony jak kochanki, więc czy mogli nazywać swoją relację romansem? Była dla niego całym światem, jednak przez swojego najlepszego przyjaciela stracił ją na pięć lat i nie był pewny czy ona znów traktuje go jak wtedy. Choć wciąż nie potrafił sobie przypomnieć niektórych chwil, był pewny, że łączyło go z nią coś więcej niż tylko zauroczenie.
- Draco - poczuł na swoim ramieniu delikatne uderzenie i zamrugał, patrząc na Scotta, który wpatrywał się w niego z troską w oczach. Skinął głową i wyprostował się na krześle. Ze zdziwieniem patrzył jak przy barierce dla świadków stoi Ginny, uśmiechając się delikatnie w jego stronę. - Wszystko okey? - zapytał, podnosząc się z miejsca. Draco uśmiechnął się do niego i podał mu kartkę, którą zostawiła dla niego Pauline. Scott stanął naprzeciwko Ginny posyłając jej lekki uśmiech.
- Pani Zabini - zaczął spokojnie, zaglądając na kartkę, potem na twarz kobiety. - Jak długo zna pani państwo Malfoy?
- Dracona znam jakieś dwanaście lat, jego żony natomiast nigdy nie poznałam.
- Jakie są pani stosunki z moim klientem?
- Przyjaźni się z moim mężem. Nie zawsze się dogadywaliśmy, jednak nie mogę mu niczego zarzucić.
- Czy wie pani cokolwiek na temat Alice Malfoy?
- Tylko tyle, że mój mąż jest jej ojcem.
- Bzdura, ta kobieta nie wie co mówi!- krzyknęła Emily. Przygryzła wargę, patrząc na Dracona z nienawiścią w oczach. - Jestem pewna, że Blaise i Draco kazali ci kłamać, ty... - warknęła, jednak jej adwokat przerwała jej machnięciem ręki.
- Nigdy nie byłam na tyle blisko z Draconem, żeby dla niego kłamać. I raczej nie jest dla mnie łatwo, kiedy okazuje się, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą - oznajmiła Ginny, patrząc wściekle na Emily.
~~^*^~~
Hermiona siedziała za biurkiem w swoim gabinecie przeglądając akta z dawnych spraw jej pracowników i poprawiając ich błędy. Miała skończyć prace już trzy godziny temu, a zamiast tego siedziała z nosem w papierach, dziękując Mattowi, że zgodził się zająć Scorpiusem dzisiejszej nocy. Chciała spędzić czas z nimi, jednak doskonale wiedziała, że Minister nie toleruje błędów. Westchnęła cicho i oparła głowe na dłoni, kładąc ją na biurku.
- Panno Granger - usłyszała i podniosła wzrok na osobę, stojącą w progu jej gabinetu. Młody mężczyzna uśmiechał się do niej delikatnie z rękoma założonymi za plecami.
- Dziś już nie przyjmuję żadnych skarg, zażaleń czy czegokolwiek - oznajmiła, podnosząc się z miejsca. Mężczyzna zaśmiał się delikatnie i wyciągnął w jej kierunku dłoń z kawałkiem papieru w niej.
- Pan Malfoy prosi, aby zechciała pani zjeść z nim kolacje dziś o dziewiątej wieczorem.
- Oh, obawiam się, że dziś niestety nie mam czasu. Proszę mu przekazać, że następnym razem bardzo chętnie.
- W porządku. Do zobaczenia, panno Granger - pożegnał się z nią i zniknął za drzwiami jej gabinetu. Westchnęła cicho i wróciła do swojej pracy. Po kilkunastu minutach usłyszała dzwonek swojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała połączenie, widząc zdjęcie Dracona.
- Hermiona, kochanie, nie powinnaś siedzieć przy papierach do tak później godziny - oznajmił Malfoy, zaraz po tym jak odebrała.
- Nie mam czasu, czy mógłbyś się streszczać?
- Oke. Ty, ja, kolacja, dzisiaj, za godzinę.
- Nie mogę.
- Ale...
- Jeśli dzwonisz tylko po to, żeby zabierać mój czas, to daruj sobie. Nie mam nawet ochoty na kolacje z tobą - warknęła, przecierając oczy,
- To ja w takim razie nie przeszkadzam. Miłej pracy - mruknął i rozłączył się. Nie chciała go tak potraktować, jednak powoli traciła cierpliwość. Gdyby tylko miała kompetentnych pracowników, nie musiałaby siedzieć w pracy do tak późna. Gdyby Draco tylko zechciał się rozwieść, mogliby spędzać ze sobą więcej niż jeden wieczór w tygodniu.
~~^*^~~
Draco westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni swoich czarnych rurek. Wsiadł do samochodu i nakazał szoferowi odjechać sprzed Ministerstwa Magii. Nigdy by nie pomyślał, że jego skarb może go tak potraktować. Wybrał numer Blaise'a i, przykładając telefon do ucha, przygryzł wargę.
- Czego, Malfoy? - warknął wyraźnie zirytowany Zabini. Usłyszał jego głos echem w słuchawce.
- Masz czas?
- Nie, cholera. Zabrali mi żonę na sale operacyjną i nie mam ochoty na twoje żale - syknął, po czym rozłączył się. Draco przeczesał włosy palcami i rzucił telefon na siedzenie obok. Podał kierowcy adres Angelicy i oparł głowę o zagłówek fotela. Czuł, że traci wszystkich w swoim życiu. Każdy zaczynał się od niego odwracać. Wysiadł koło ładnego, a zarazem przestronnego domu z bordową fasadą i czerwonym dachem. Rozejrzał się po okolicy. Wszystko było zielone, a każdy dom miał taką samą barwę. Nacisnął niepewnie przycisk domofonu i przyskoczył z nogi na nogę. Chwile potem przy bramie pojawiła się Angelica, niosąc na rękach małego chłopca. Na oko miał może z dwa latka.
- Cześć - szepnął, patrząc niepewnie na blondynkę. Uśmiechnęła się do niego i wpuściła na posesje. - Nie przeszkadzam? - zapytał, słysząc śmiechy z ogrodu.
- Nie, mama, tata i rodzice Matta postanowili złożyć nam wizytę. A jako że ich wnuki są tutaj, siedzą już trzecią godzinę przy grillu i Matt'u to odpowiada - oznajmiła Angelica, wzdychając głośno. - Chodź, skarbie. Scor się chyba za tobą stęsknił.
- Jest u ciebie? - zdziwił się, idąc za siostrą w stronę domu.
- Hermiona miała go odebrać o ósmej, ale musi zostać w pracy dłużej.
- To już wiem - mruknął. Weszli do domu, a Draco zaniemówił. Jego siostra zawsze miała poczucie style, ale jej dom przechodził wszystko. Gustowne meble poukładane tak, aby tworzyła najwięcej wolnej przestrzeni. Na ścianach dominowały białe, szare i czarne odcienie. Kuchnia był duża, a szafki zajmowały jej większą część. Na środku stała wyspa kuchenna z wysokimi, barowymi krzesłami wokół. Drzwi na taras były dyskretnie schowane za ścianką. W ogródku siedzieli jego rodzice oraz rodzice Matta. Scorpius siedział na kolanach Lucjusza, bawiąc się czyimś telefonem. Ostatnimi czasy stało się to jego ulubionym zajęciem zaraz po grze w piłkę nożną. Kiedy jego wzrok spoczął na Draconie, zszedł z kolan Lucjusza i pobiegł w jego stronę, krzycząc głośnie 'Tata!'. Uśmiechnął się do niego szeroko i chwycił na ręce, kiedy ten zaczął się tego domagać.
- Gdzie mama? - zapytał cicho, przytulając się do niego mocno.
- W pracy. Niedługo skończy - wyjaśnił i nie był do końca pewny czy mówi mu prawdę czy zwyczajnie okłamał własnego syna. Angelica popchnęła go w stronę stołu, nakazując zająć miejsce. Narcyza patrzyła na niego w szoku, nie będąc pewną czy na pewno dobrze widzi.
- Będziesz mi się ostro tłumaczył - ostrzegła Angelica, stawiając przed nim butelkę z piwem i podając Scorpiusowi szklankę z sokiem. Usiadła naprzeciwko niego, podając Matt'owi Liama. - Idź go położyć - poprosiła, uśmiechając się słodko do mężczyzny.
- Zapłacisz mi za to - oznajmił, wchodząc do domu i mrucząc coś pod nosem.
- Zaczynaj - rzuciła do Dracona, opierając się na krześle.
- Tak jakby nie mam pojęcia od czego - mruknął, przecierając twarz dłonią. Scorpius wyciągnął z jego kieszeni telefon i podsunął mu go pod nos, aby go odblokował. Wpisał kod, stanowiący date urodzin chłopca i objął blondyna w pasie.
- Najlepiej od początku.
- Więc misja, na którą wysłało mnie Ministerstwo była ustawiona i od samego początku chodziło, żebym zniknął z życia Hermiony. Mój własny ojciec stwierdził, że nie jestem dla niej odpowiedni i razem z jej ojcem, Potterem i Zabinim wpakowali mnie w jakieś gówno. Przez pięć lat wychowywałem córke Zabiniego, miałem żonę i żyłem w przekonaniu, że Hermiona mnie nienawidzi - zakończył, uśmiechając się blado do siostry. Lucjusz wymienił spojrzenie z Arthurem i oboje spuścili wzrok na swoje kolana. Narcyza zakryła usta dłonią, a Jane podniosła się z miejsca, stając nad mężem.
- Jak mogłeś?! - warknęła do niego. - Wiedziałeś, że go kochała i od tak...
- Niczego nie rozumiesz. Oni nie mogą być razem.
- Nie?! To my nie powinniśmy być razem.
- Pomyślałaś, jakby to wyglądało? Mój syn był Śmierciożercą - zaczął Lucjusz. Narcyza spojrzała na niego, po czym podniosła się z miejsca i podeszła do niego i uderzyła w policzek.
- Przestańcie, to nie ma znaczenia. Tata ma racje - dodał po chwili. - Nigdy nie będę odpowiedni dla Hermiony, ale się staram.
- Oni nie mieli prawa decydować za nią, ani za ciebie - oznajmiła Jane.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Moja córka miałaby nosić jego nazwisko? Nasz ród od zawsze nienawidzi się z jego rodem. Moja córka nie może... - odezwał się Arthur.
- Nie będziesz za mnie decydował - warknęła Hermiona, wchodząc do ogródka. Uśmiechnęła się delikatnie do Scorpiusa i Dracona, podchodząc do ich krzesła. - Przepraszam za wtedy - szepnęła, całując delikatnie Dracona. Malfoy uśmiechnął się i poklepał swoje kolana, przekładając Scorpiusa na drugie. Zaśmiała się, jednak usiadła na jego kolanie, przy okazji całując chłopca w czubek głowy.
- Hermiono... - zaczął Lucjusz, jednak szatynka gwałtownie mu przerwała. I gdyby nie Draco, trzymający ją w talii, wstałaby i z pewnością uderzyła blondyna.
- Nie! Kto Wam dał prawo decydować za mnie?! Jestem dorosła i nikt nie ma prawa mówić mi co dla mnie dobre, a co nie!
- Uspokój się - poprosił łagodnie Draco, całując jej ramie, odkryte przez tank-top, który miała na sobie.
- Ale oni...
- Okey, pokrzyczysz sobie potem. Teraz daj spokój - stwierdził. Podał jej swoją butelkę piwa i uśmiechnął się.
- Ale oni to zrobili tylko dla zasady, Draco! A ty jesteś spokojny?
- Przecież nie cofnę czasu, prawda? - uśmiechnąl się do niej szerzej, całując kącik jej ust.
- Niech ci będzie - mruknęła, opierając się na jego piersi. Poczuła jak śmieje się pod nosem, jednak nie zwróciła na to uwagi. Matt wrócił po kilku minutach, marszcząc brwi na ciszę jaką zastał. 

~~^*^~~
Dobry wieczór, moi Mili. Jak wam zlatuje czas? Osobiście mam sporo na głowie i dlatego rozdziały pojawiają się tak nieregularnie. Jednak obiecuję, że następny dodam jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. 
Pozdrawiam, 
Alex_x. 

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 2.12.

Draco usiadł na krześle naprzeciwko biurka Pauline, wykręcając sobie palce. Kobieta siedząca przed nim wertowała pliki kartek, rzucając przy tym kilka przekleństw. Wydawała mu się przy tym tak skoncentrowana, ze nie potrafił jej przerwać, choć cała ta sytuacja zaczynała go bardzo denerwować. Po chwili podała mu jedną z kartek, nakazując przeczytać. Ostrożnie prześledził wzrokiem pochyłe pismo, zapełniające kartkę. Westchnął cicho, patrząc ma kobietę przed nim z ogromnym szokiem. Wiedział, ze miewa rożne sposoby, jednak ten którym zdobyła to pismo musiał być nielegalny.
- Co to jest? - zapytał cicho.
- Miałeś być ze mną do końca szczery - przypomniała Pauline, siadając na skraju biurka, aby być bliżej niego.  Jej twarz nie ukazywała żadnych emocji, poza obojętnością. Była profesjonalistka, choć bardzo lubiła Dracona. 
- Nigdy nie miałem nic wspólnego z tym morderstwem - szepnął, patrząc na poranioną twarz Marthy Ramirez. Zbyt młodej kobiety, mogącej odpowiednio zmienić jego najlepszego przyjaciela, który swojego czasu był zbyt egoistyczny. 
- Twoja żona przedstawia dowody przeciwko tobie. 
- Ona jej nawet nie znała. Marthe zabił jej brat. Byłem przy tym, Blaise tak samo. To niemożliwe - oznajmił, kręcąc głową. Nie zabił jej, nie byłby w stanie. Nawet jeśli przez nią musiał ryzykować życie ukochanej osoby. Nawet jeśli tracił przez nią przyjaciela. Jaka nie była, szanował ją i nie chciał jej nigdy skrzywdzić. 
- Posłuchaj, sprawa o twój rozwód będzie się mimo wszystko toczyć, jednak musisz liczyć się z tym, że będzie toczona również sprawa o to morderstwo. Od kiedy żona twojego przyjaciela zgodziła się zeznawać, mamy jakieś szanse, aby wygrać ten rozwód. Ale nie możesz dopuścić, aby twoja żona dowiedziała się o tej dziewczynie i jej dziecku. 
- Przestań mówić o nich, jakby nic dla mnie nie znaczyli, a byli tylko problemem. To chore - oznajmił. Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową z niedowierzaniem. 
Godzinę później wychodząc z kancelarii, Draco nie mógł wyzbyć się przeczucia, że coś w jego życiu może się zepsuć. Patrzył na kluczyki swojego samochodu, jakby miały dać mu odpowiedz na każde nurtujące go pytanie. Poczuł wibracje w swoim telefonie i wyciągnął go z kieszeni swoich bordowych rurek. Uśmiechnął się mimo wszystko widząc zdjęcie Hermiony na wyświetlaczu. Odebrał połączenie, przykładając szybko telefon do ucha. 
- Cześć, Księżniczko - przywitał się, wsiadając do samochodu. 
- Cześć, Książę. Co dzisiaj robisz? - zapytała, a Draco mógłby dać sobie odciąć rękę że uśmiechała się do słuchawki. 
- Jestem cały twój za półtorej godziny, kochanie - oznajmił, blokując telefon męedzy ramieniem a uchem. Zatrzasnął za sobą drzwi od samochodu i odpalił silnik.

~~^^*^^~~
Blaise czuł straszne wyrzuty sumienia, nie mogąc przytulić swojej żony, kiedy słyszał przez ściany jej płacz co noc. Nigdy nie pragnął niczego bardziej jak cofnąć się do czasu, kiedy robił naprawdę głupie rzeczy, sądząc, że nigdy nie będzie musiał ponieść za nie konsekwencji. Westchnął cicho, słysząc wibracje swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi, widząc wiadomość od Ginny. Wyszedł z sypialni gościnnej i przeczesał palcami włosy, zastanawiając się czy powinien zapukać do sypialni, którą kiedyś dzielił z rudowłosą. Ostatecznie wszedł ostrożnie do środka bez pukania. Kobieta siedziała "po turecku" na łóżku, trzymając w dłoniach telefon. Uniosła głowę, słysząc jak ktoś wchodzi do pokoju. Zabini z bólem serca, patrzył na pełne łez oczy swojej ukochanej, przeklinając siebie za bycie skończonym idiotą. Podszedł do łóżka i usiadł ostrożnie na jego brzegu.
- Blaise - jęknęła kobieta, wyciągając w jego kierunku ramiona, chcąc aby w końcu ją przytulił. Chciała, żeby było jak dawniej. Nie potrafiła żyć bez jego ramion, jego głosu, jego zapachu, bez całego niego nie potrafiła istnieć.
- Cichutko, kochanie - szepnął, przytulając do siebie Ginny. Pocałował ją delikatnie w czoło, głaszcząc jej duży brzuszek. Tęsknił za nią, równie mocno jak za swoim nienarodzonym dzieckiem.
- Wiesz jak bardzo chcę cie nienawidzić? - mruknęła, wycierając policzki z łez. Spojrzała na jego twarz, choć doskonale wiedziała, że spojrzenie w jego oczy ją zgubi. Uśmiechnęła się smutno, głaszcząc jego policzek, pokryty zarostem. - Ale kiedy przypominam sobie jak bardzo cie kocham, nie potrafię się nawet gniewać.
- Przepraszam. Wiem, że wszystko spieprzyłem, ale...
- Siedź cicho, bo nie mam ochoty słuchać o twoich błędach.
- Tyl... - zaczął, jednak kobieta przerwała mu, gwałtownie całując jego usta. Spojrzał na nią zszokowany, jednak szybko przejął kontrole nad pocałunkiem, uśmiechając się delikatnie i kładąc Ginny na łóżku. Położył się obok niej i otulił swoim ramieniem, kiedy wtuliła się w niego, układając głowę na jego torsie. - Chyba wiem, dlaczego Harry tak bardzo nienawidził tutaj nocować - oznajmił po chwili.
- Cóż te łóżko w gościnnym jest strasznie niewygodne i dość wąskie - zaśmiała się na widok miny Blaise'a. Cmoknęła go szybko w usta i wtuliła się w niego mocniej.

~~^*^~~
Harry usiadł na schodach swojego domu i westchnął cicho, patrząc na kopertę zaadresowaną do niego.Od dawna nie widział się z nadawcą listu i był pewny, że ten zdążył o nim zapomnieć, jednak jak zawsze musiał się pomylić. Otworzył kopertę i ze zdumieniem odkrył w niej zaproszenie weselne. Mimo wszystko uśmiechnął się do siebie, ciesząc się szczęściem swojego dawnego przyjaciela. Ronald Weasley tak naprawdę nigdy nie był mu obojętny, bo lata spędzone w zgodzie i wszystkie kłopoty, w które się pakowali przeważały nad wydarzeniami z jego ostatniej klasy. I chodź do niedawna podejrzewał go o porwanie Scorpiusa, teraz, mając już właściwego sprawce, chciał cieszyć się jego szczęściem. Wszedł do domu, gdzie od razu usłyszał krzyki Pansy i Teddy'ego. Westchnął głośnie i przewiesił swoją bluzę na wieszaku. Obok niego pojawił się chłopiec niosąc w rękach jakąś kartkę.
- Tato, ona powiedziała, że się wyprowadzamy - mruknął, wtulając się w Pottera, kiedy ten tylko klęknął przed nim.
- Nie, powiedziałam, że skoro ci właśnie na tym zależy to tak zrobię - oznajmiła Pansy, patrząc na niego ostro. Harry posłał jej delikatny, uspakajający uśmiech.
- Słuchaj, kocham cię i doskonale to wiesz, ale Pansy też kocham. Jesteście dla mnie najważniejsi i nie chcę, żebyście się kłócili, okey? - szepnął Harry, patrząc w oczy Teddy'ego.
- Ale ona chce mi ciebie zabrać.
- Kochanie...
- Merlinie, jesteś najbardziej rozwydrzonym dzieckiem jakie spotkałam - warknęła Pansy, wychodząc z pokoju.
- Nie mów do mojego dziecka, że jest rozwydrzony - rzucił ostrzegawczo, podnosząc się z kolan. Pocałował chłopca w czubek głowy i ruszył za kobietą.
- Nie jest twoim dzieckiem, Harry! - krzyknęła w jego kierunku, obracając się gwałtownie w przejściu z kuchni do salonu.
- Przestań.
- To ty przestań. Zachowujesz się jakby to był twój syn, podczas gdy jesteś tylko jego ojcem chrzestnym i prawnym opiekunem.
- Wcale nie!
- Cholera, Harry. Przestań się okłamywać.
- Odczep się ode mnie! Nic nie wiesz, a mówisz. Zajmij się swoim synem i potem praw mi kazania - warknął. Pansy podeszła do niego i uderzyła w policzek. Łzy spłynęły jej z oczy, kiedy odchodziła szybkim krokiem w stronę schodów. Przełknął ciężko ślinę i ruszył za Parkinson, nie zwracając uwagi na Teddy'ego i swój dzwoniący telefon.Wbiegł do swojej sypialni, którą dzielił z Pansy i przymknął oczy widząc jak kobieta pakuje swoje rzeczy do walizki. Westchnął cicho i podszedł do niej, chcąc odebrać jej rzeczy.
- Pansy, proszę - szepnął, obejmując brunetkę w pasie. Wyrwała mu się i wrzucił ostatnie rzeczy do walizki.
- Sądzisz, że zawsze tak to będzie wyglądać? Zostawiłeś mnie z dzieckiem, bo nie byłeś gotowy i teraz prawisz mi kazania? - warknęła. Harry spojrzał na nią w szoku. Nigdy nie powiedziała mu o dziecku.  Nigdy nie dowiedział się, że Christian był jego synem. Kochał go odkąd tylko go poznał, ale nie wiedział, że jest tak naprawdę jego jedynym dzieckiem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Powiedziałam, ale ty zbyłeś mnie, tłumacząc się imprezą z okazji wygrania pucharu Quidditcha, na której nie mogło cie zabraknąć. Mówiłeś, że jestem dla ciebie ważna, choć tak naprawdę to drużyna była najważniejsza.
- Mogłaś mi to wtedy powiedzieć, a nie uciekać.
- To ty uciekłeś. Ja cały ten czas mieszkałam w Londynie.
- Astoria...
- Co ona? Nie znała mnie i ty powinieneś to wiedzieć. Przykro mi, Harry, ale to już koniec. Nie będę znosić twoich humorków. Jeśli chcesz możesz widywać z Chrisem - oznajmiła i wyszła z sypialni, aby przejść do pokoju chłopca, gdzie jednym machnięciem różdżki spakowała jego rzeczy do walizki. W salonie Harry przytulał do siebie Chrisa, próbując go uspokoić, choć nie szło mu to zbyt dobrze. Za każdym razem, kiedy udało mu się jakoś zahamować jego łzy, kolejne już napływały do oczu.
- Mamo, ja chcę zostać z tatą - szepnął czterolatek, patrząc przez łzy na kobietę.
- Będę cie codziennie odwiedzał, dobrze?
- Nie...
- Chris, przestań proszę.
- Dlaczego nie możecie się pogodzić? - zapytał, przenosząc wzrok z Pansy na Harry'ego. Mężczyzna westchnął cicho i pocałował policzek chłopca.
- Kiedyś zrozumiesz, że mama nie miała prawa mi wybaczyć. Bardzo cie kocham, wiesz?
- Tak, ja ciebie też - mruknął cicho i wyszedł z salonu, aby ubrać swoje buty.
- Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną jeszcze porozmawiać... będę czekał - oznajmił. Kobieta skinęła głową i wyszła z salonu. Harry patrzył przez okno jak odjeżdża, zerkając jeszcze raz na dom.

~~*^^*^^*~~
WITAM!
Rozdział trochę słaby i jeszcze tak długo na niego musieliście czekać, ale niestety mam ostatnio dużo obowiązków i nie mam czasu pisać. Chciałam Was przeprosić za moje nieobecności. Będę się teraz starać, aby rozdziały były dodawane regularnie.
Pozdrawiam, Alex_x.