niedziela, 23 października 2016

Epilog

Stojąc na korytarzu jednego z londyńskich szpitali nie potrafił uwierzyć, że jego życie jest tak idealne. Ma cudowną żonę, syna i właśnie drugie dziecko w drodze. Wspominając swoje oświadczyny nie potrafił wyobrazić sobie jak mógł być takim kretynem.

Hiszpania zawsze wydawała się dla niego krajem, w którym mógłby spędzać każde lata i zimę. Leżał na jednym z koców rozłożonych na gorącym piasku, wpatrując się w szatynke, stojącą w wodzie razem z Harrym i Ronem wrzeszcząc na nich jakimi kretynami są. Wyszła z wody, obejmując się ramionami i próbując zasłonić swój biust, który odkrywała góra jej bikini. Wściekła usiadła obok niego, zabierając mu ostatni suchy ręcznik. Zaśmiał się cicho i podniósł na łokciach, aby pocałować ją w policzek. 
- Nienawidzę ich - mruknęła cicho, wtulając się w niego. - Tak samo jak tego kawałka materiału, mającego emitować bikini - warknęła, kiedy dół jej stroju nieco się przekrzywił. 
- Jest świetny. 
- Jesteś tylko zwykłym, napalonym facetem i dlatego uważasz, że jest świetny. 
- Wcale nie. Jestem tylko twoim chłopakiem, który wie jak bardzo jesteś piękna. 
- Udam, że ci wierzę. Ale wiedz, że nie wierzę ci ani trochę. 
- Niech ci będzie. Ale jesteś piękna. 
- Dobra, dobra. 
- Hermiona, idziemy po napoje. Idziesz z nami? - zapytała Ruth razem z Pansy, stając nad nimi. Szatynka skinęła głową i całując blondyna, ruszyła za dziewczynami do budki na końcu plaży. Po chwili obok niego pojawił się Harry i Ron, patrząc na oddalające się kobiety. 
- Dobra, stary - zaczął Potter, przenosząc swój wzrok na Dracona.- Masz idealną okazję, żeby to zrobić, albo znowu wrócisz do Londynu jako jej chłopak. 
- Pogięło cie, Potter? Nie zrobię tego, ona nigdy się nawet nie zgodzi.
- Kocha cię i to twoja ostatnia szansa. Jutro wracamy do Londynu i koniec. Jej matka będzie narzekać, że jesteście razem trzeci rok, macie dziecko, a o ślubie nawet nie myślicie. 
- Gdzieś mam jej matke. Z nią się nie ożenię - warknął, podnosząc się z koca. Otrzepał swoje szorty i ruszył w strone budki z napojami.  Przeczesał palcami włosy, stając niedaleko dziewczyn. Poczuł fale wściekłośco, widząc grupke chłopaków, flirtujących z Hermioną, Pansy i Ruth. Granger stała przy budce, opierając się o nią, podczas gdy jakiś brunet nachylał się nad nią z zadziornym uśmiechem. Pansy i Ruth zdawały się być szczęśliwe z zalotów chłopaków. Tak jakby wcale nie miały mężów. Zlustrował swoją dziewczyne wzrokiem i westchnął cicho. Chciałby gniewać się na dziewczynę, jednak wyglądała tak słodko w jego za dużej na nią koszulce. Uśmiechnął się lekko i podszedł do niej. 
- Właśnie miałyśmy do was wracać - oznajmiła, wyciągając w jego kierunku ramiona i ignorując chłopaka. Przytulił ją do siebie i cmoknął w czubek głowy. 
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał szeptem, patrząc uważnie na kobietę. Szatynka uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową, wspinając się na palce, aby móc pocałować Malfoy'a. Ten wyjął z kieszeni pierścionek i wsunął go na palec Hermiony. 

Godzine po tym jak jego rodzice przyjechali do szpitala, a Scorpius zasnął na jednym z krzeseł, przytulając się do niego, miał ochotę pozszarpać każdą osobę, mówiącą, aby się uspokoił. Harry stał niedaleko nich, przeglądając telefon. Angelica siedziała obok niego, przesuwając uspokajająco dłonią po jego ramieniu. Stresował się bardziej niż w dniu swojego ślubu i trzymał się tylko dzięki Scorpiusowi. 

Wchodząc do swojej sypialni liczył na chwile spokoju od rozchwianej emocjonalnie Ginny, która razem z Pansy mamrotała mu nad uchem, że jest strasznie nieodpowiedzialnh spędzając dwie godziny przed ślubem w jednym domu ze swoją przyszłą żoną. Wchodząc do sypialni słyszał szlochanie swojego syna. Miał wrażenie, że wszyscy w tym domu zmówili się przeciw niemu. Wszedł do pomieszczenia i zmarszczył brwi, widząc jak jego chłopiec płacze na łóżku, przytulając do siebie swojego misia. 
- Hej, słonko. Co się stało? - zapytał, kładąc się obok chłopca i obracając twarzą do niego. 
- Ciocia Ginny powiedziała, że mnie nie kochacie - oznajmił, nie otwierając oczu. 
- Kochanie...
- Bo macie siebie i pewnie nowe dziecko niedługo, a ja już nie będę wam potrzebny.
- Kochanie, niezależnie co dzieje się w naszym życiu, ja i mama bardzo cie kochamy i nigdy nie przestaniemy. 
- Ale ciocia...
- Ciocia jest zbyt głupia, żeby można było jej słychać - stwierdził, przytulając Scorpiusa do siebie. - A teraz, żabko, musimy zacząć się ubierać, bo w końcu któryś z nas musi dorównać twojej mamie. 
- Mama powiedziała, że na świecie przystojniejszy od ciebie jestem tylko ja. 
- Skoro mama tak mówi...
//~¤~\\
Ksiądz prowadzący całą ceremonię patrzył wyczekująco na Dracona, dając mu do zrozumienia, że to jego kolej, aby wyciągnął obrączki. Malfoy spojrzał na Blaise'a, który wzruszył tylko ramionami. Miał ochote w tym momencie rozwalić mu pół twarzy za niszczenie, jednego z najważniejszych dni w jego życiu. Zabini zaśmiał się pod nosem, kiedy ten zacisnął pięść, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Podał przyjacielowi pudełko z obrączkami i cofnął się na swoje miejsce, z uśmiechem obserwując państwa młodych. Wsuwając obrączkę na palec swojej ukochanej, blondyn uśmiechał się delikatnie, aby po chwili pocałować wierzch jej dłoni. Kiedy druga obrączka znalazła się na jego palcu, przyciągnął kobietę do siebie, aby pocałować ją delikatnie. 
- Kocham panią, pani Malfoy - szepnął przy jej ustach, muskając je lekko każdym słowem. 
- Ja pana też, panie Malfoy.

- Może pan wejść do żony, panie Malfoy - oznajmił lekarz, uśmiechając się lekko do blondyna. Draco podniósł syna delikatnie, zapominając, że najmniejszy ruch zawsze jest w stanie go obudzić. I kiedy otworzył oczy, Draco cmoknął go w czoło i podał swojemu ojcu, aby zajął się nim przez chwilę. Z szybko bijącym sercem wszedł do sali, gdzie leżała Hermiona. Jej włosy były lekko wilgotne, a na twarzy tkwił delikatny uśmiech. 
- Cześć, kochanie - szepnął, bojąc się obudził małe zawijątko w ramionach żony. 
- Właśnie po raz drugi został pan tatą, panie Malfoy i ma pan syna - oznajmiła z uśmiechem, kiedy usiadł na szpitalnym łóżku tuż obok niej. Uśmiechnął się, poczym odebrał z jej ramion niemowle. 
- O Merlinie, on jest prawie jak Scorpius - szepnął, gładząc zaciśniętą piąstke chłopca. 
- Tym razem masz zaszczyt wybrać dla niego imię. 
- Louis Dylan Malfoy.
- Podoba mi się. 
- Powiesz tacie 'Cześć', Lou? - zapytał, kiedy chłopiec uchyliło swoje powieki, ukazując szare oczy, wpatrujące się ufnie w mężczyzne. 
- Mamo, a dziadek powiedział, że mam brata - wykrzyknął Scorpius wbiegając do sali. Draco zaśmiał się pod nosem, bo kolejny raz przegrał zakład ze swoim ojcem. Liczył, że tym razem urodzi się dziewczynka, jednak jego malutki chłopiec skradł w tej chwili jego serce i z pewnością nie zamierzał oddać. Przytulił do siebie delikatnie Hermionę, która tuliła Scorpiusa i uważając na Louisa, cmoknął każde z nich w czubek głowy. Dokładnie w tej chwili poczuł, że jego dwudziesto-siedmioletnie życie nabiera jeszcze większego znaczenia i dziękował w myślach za tak wspaniałą rodzinę, jaką miał. 
- Kocham Was - oznajmił po chwili.
- My ciebie też.

//~¤|¤~\\
Hej, dobry wieczór. Jak widzicie po tytule to już koniec. I jak ciężko było mi pożegnać tamtą część, tak zakończenie tej sprawia mi przyjemność, bo tak naprawde była tylko przekładaniem nieuniknionego i sama oszukiwałam siebie, że to opowiadanie będzie trwało jak najdłużej. Ale teraz żegnam się z nim i także z wami, ponieważ sama potrzebuję odpoczynku od tego wszystkiego. Napewno wrócę, bo mam dużo otwartych projektów, jednak nie wiem kiedy.
Do zobaczenia i trzymajcie się, moi kochani. 
Pozdrawiam (już ostatni raz na tym blogu),
Alex_x. 

piątek, 23 września 2016

Rozdział 2.15.

Szatynka idąc ulicą, przeklinała swój pomysł spaceru. Chciała odreagować, jednak nie sądziła, że droga z domu do kościoła może być tak długa. Nie przewidziała też, że piętnastocentymetrowe szpilki będą ją spowalniać. Westchnęła, wchodząc w jakąś uliczkę. Teleportowała się i po chwili stanęła niedaleko kościoła. Przed kościołem stał tłum ludzi, rozmawiających miedzy sobą i co jakiś czas śmiejących się z czegoś. Odnalazła wzrokiem Dracona i uśmiechnęła się delikatnie, widząc go w pełnym garniturze, poprawiającego marynarkę ich syna. Obok nich stał Harry i Blaise, śmiejąc się z niego, kiedy Scorpius rozwalił jego idealnie ułożone w quiffa włosy. Podeszła do nich, stając za blondynem, który podniósł się z kucek. Splotła palce ich dłoni razem i uśmiechnęła się, widząc jego zdezorientowany wzrok. Poprawiła jego włosy, dyskretnie używając różdżki, wiedząc że nie wszyscy goście są czarodziejami. Nie potrafiła się na niego złościć, widząc jak dobrze opiekuje się ich dzieckiem i jak bardzo zależy mu na niej. Jednak nienawidziła, kiedy zatajał przed nią jakikolwiek szczegół z jego życia, jakim był jego rozwód. Po kilku minutach zjawiła się Ginny, ubrana w błękitną sukienkę w rozkloszowaną spódnicą.Spojrzała na nią zszokowana, jednak kiwnęła głową na przywitanie. Po ostatniej kłótni, dwa dni temu, była niemal pewna, że rudowłosa jest na nią śmiertelnie obrażona. Nie jej winą był fakt, że ta dobierała się do Dracona i to na jej oczach. Jeszcze pare lat temu zapewniała ją, że nigdy nie byłaby w stanie spojrzeć na Malfoy'a jak na mężczyznę, a teraz flirtuje z nim na każdym kroku. I naprawdę rozumiała, że Ginny pokłóciła się z Blaisem i nie odzywają się do siebie od tamtego czasu, ale nie potrafiła pojąć dlaczego akurat Draco miałby ją pocieszyć i być powodem zazdrości Zabiniego. Pocałowała go w policzek i z uśmiechem patrzyła jak Ginny rumieni się i odwraca wzrok na Harry'ego, który obecnie tłumaczył coś komuś przez telefon. Hermiona wchodząc do kościoła mijała jednego z gości weselnych i była pewna, że już kiedyś go widziała. Jednak był to gość panny młodej i nikt nie uwierzyłby jej w pomysły jakie rodziły się w jej głowie. Przez chwile nawet zastanawiała się czy nie zna panny młodej, jednak Ruth Devis była jej zupełnie obca. A fakt, że była mugolką utrudniał całą sytuację. Gdzieś w głębi siebie życzyła Ronowi szczęścia, nawet mimo iż w przeszłości tak ją skrzywdził i ona sama wiązała z nim swoją przyszłość. Teraz miała Dracona, który mimo, że zawsze musiał ją czymś zdenerwować, był jedynym mężczyzną, o którym myślała całymi dniami i nocami.
- Chciałabyś kiedyś wziąć ślub? - usłyszała pytanie przy swoim uchu i wzdrygnęła się delikatnie. Obok niej stał wysoki mężczyzna po trzydziestce, ubrany w nienaganny garnitur.  Na jego twarzy widniał przyjacielski uśmiech, a oczy świeciły radosnymi iskierkami.
- Skąd pewność, że już nie jestem po ślubie? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Tak młoda kobieta chyba chciałaby nosić obrączkę swojego męża, czyż nie?
- Chyba tak - zaśmiała się i rozejrzała po kościele. Draco zniknął się gdzieś, zostawiając Scorpiusa z Harrym, a jej chłopiec śmiał się razem z Pansy.
- Co powiedziałabyś na randkę w przyszłym tygodniu? - zaproponował, zakładając kosmyk jej loków za ucha.
- Przykro mi, ale... - zaczęła, jednak zimny głos za nią przerwał jej w połowie.
- Ona ma już narzeczonego - warknął Draco, zaciskając dłonie na jej biodrach i przyciągając ją do siebie w zaborczym geście.
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie poproś Rona o numer Nathana - mrugnął do niej i odszedł. Draco zacisnął zęby i pociągnął ją za rękę w kierunku miejsca, które mieli zająć na czas trwania uroczystości.
- A może jednak chciałaś się w nim umówić, co? - syknął, kiedy starała się wyrwać rękę z jego uścisku.
- O co ci chodzi?
- Wziąłem dla ciebie rozwód, a ty po prostu flirtujesz z kim popadnie, jak zwykła...
- Nie kończ nawet. Mogłeś sobie zostać przy żonce i dalej mieć w dupie mnie i swojego syna.
- Może tak byłoby lepiej.
- Mnie i jemu na pewno - warknęła, po czym usiadła obok Harry'ego i Scorpiusa, uśmiechając się delikatnie do chłopca. Nie chciała się z nim kłócić, jednak kiedy on traktował ją i ich syna jak ciężar co mogła zrobić. Kiedy niektórzy uświadamiali ją, że zniszczyła prawie idealny związek, miała wyrzuty sumienia.

~~^*^~~
Kiedy Harry patrzył na Pansy miał wrażenie, że kobieta nie chce go znać. Jednak nie mógł się dziwić. Wyrządził jej w życiu wiele złego, co nie zawsze było jego wyborem, jednak nie potrafił przeciwstawić się innym. Nie potrafił odmówić Blaise'owi wyjazdu do Stanów na rok, nie potrafił odmówić Teddy'emu kolejnej przeprowadzki. Jednak potrafił odmówić swojemu jedynemu synowi wychowania go. I za to nienawidził siebie jeszcze bardziej. W chwili gdy zaczynał tracić wszystkich po kolei uświadamiał sobie jak bardzo brakuje mu bliskości drugiej osoby.
- Harry - usłyszał cichy szept przy uchu i obrócił głowę, jednak nie zobaczył nikogo, kto mógłby go znać. Wszyscy goście zajęci byli rozmową lub zabawą. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Po chwili obok niego pojawił się Ron, uśmiechając się delikatnie w jego stronę.
- Co tam? - zagaił, siadając naprzeciwko niego.
- W porządku. A u ciebie?
- Świetnie. Chciałem cię przeprosić za wtedy. Dałem się omotać Alex i nie myślałem nad tym co robiłem.
- Nie mam ci niczego za złe. Tak na prawdę to wina nas obu. Mogliśmy nie kłócić się wtedy.
- Tak czy siak, każdy z nas skończył z nienawiścią Hermiony.
- Taa, tobie będzie łatwiej odkupić winy niż mnie.
- Co jej zrobiłeś? - zaśmiał się, obracając w ręku szklankę z Ognistą.
- Wysłałem Malfoy'a do Stanów i powiedziałem, że nie żyje - mruknął, przeczesując włosy palcami. 
- Chyba jednak to ty będziesz miał łatwiej - stwierdził Weasley, uśmiechając się przyjaźnie do Pottera. 
- Tak naprawdę żaden z was nie musi odkupować swoich win - usłyszeli rozbawiony głos Hermiony i spojrzeli w bok, gdzie stała szatynka. Obaj musieli przyznać, że to ona wyglądała najlepiej na tym weselu. Ubrana w beżową sukienke przed kolano i czarne szpilki przyciągała wzrok każdego mężczyzny na sali. Uśmiechała się do obu, siadając między nimi orzy okrągłym stoliku. - Każdemu w was coś zawdzięczam. 
- Nie gniewasz się? - zapytał zaskoczony Ron, opierając łokcie na blacie stolika.
- Nie. Kiedy zostałam sama ze Scorem zrozumiałam, że przyczyniliście się do tego, że ja i Draco spojrzeliśmy ma siebie inaczej niż wrogowie. Więc chyba muszę wam podziękować. 
- Ale...
- Harry, nie powinieneś się teraz odzywać - stierdził Ron, uśmiechając się lekko do bruneta. Cała trójka zaśmiała się, a Hermiona wyciągnęła ramiona w kierunku Weasley'a. Ten nachylił się na stolikiem i przytulił ją do siebie. 
- Brakuje mi was - wyszeptała, chowając twarz w koszuli rudowłosego. 
//<~>\\
Pół godziny później siedząc na huśtawce niedaleko sali weselnej Hermiona śmiała się na wspomnienia, opowiadanie przez Rona czy Harry'ego. Obaj w szykownych garniturach siedzieli na piasku przed huśtawką, w rękach trzymając butelki z piwem. Zbliżała się druga w nocy, a panna młoda spała już pijana w pokoju nowożeńców. 
- Opowiedz coś o Ruth. Czy się poznaliście czy coś - poprosił Harry, opierając się łokciami na piasku. 
- Cóż, poznałem ją w Portugalii, w kawiarni gdzie pracowała. Tak naprawde do nie ma czego opowiadać. Pracowałem niedaleko i często wpadałem tam na kawe. Zaprosiłem ją do kina i zaczęliśmy się spotykać. Po pół roku zamieszkaliśmy razem, rok później zdecydowaliśmy się na ślub. 
- Zero romantyzmu - mruknęła Hermiona, zabierając butelke alkoholu Harry'emu. 
- Może Malfoy jest bardziej romantyczny? - prychnął Ron, zakładając ramiona na piersi. 
- A i pewnie. Ma wytatuowaną date urodzin Scora i chce wziąć ślub w walenktyki. 
- Bardzo romantyczne. Podobno rozwody długo trwają. 
- Rozwiódł się. 
- On być może tak, ale Ginny wciąż ma męża. 
- Hej, to było bardzo niemiłe z twojej strony - oburzyła się. 
- Tak, tylko że to on całuje inną - westchnął, wskazując palcem w bok na pare siedzącą na ławce i zaciekle się całującą, jakby oboje chcieli wessać siebie nawzajem.
- Draco ma jaśniejsze włosy - zaśmiała się, kręcąc na palcu kosmyk włosów. Jak na zawołanie, Malfoy wyszedł z sali razem z Theodorem, trzymając w dłoni paczke papierosów. Oparł się o barierke i odpalił papierosa. Theodor uśmiechnął się delikatnie w jej strone, kręcąc przy okazji głową, kiedy Draco zaciągał się tytoniem. 
- Chyba jestem kretynem - oznajmił po chwili blondyn na tyle głośno, aby Harry i Ron spojrzeli przez ramie na niego. - Powiedziałem jej, że to przez nią się rozwiodłem, a tak nie jest. Chciałem się jej oświadczyć i teraz wszystko poszła się pieprzyć, bo jestem idiotą. 
- Draco...
- Kocham ją jak nikogo na świecie. To znaczy Scora kocha tak samo, ale chyba to oczywiste, nie?
- Tak, ale...
- Chyba powinienem wtedy umrzeć. Mój ojciec ma racje. Nie nadaje się dla niej - mruknął. Hermiona podeszła do niego i wyrwała z jego dłoni papierosa i rzuciła na ziemie, przygniatając go butem. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i pocałowała w usta, obejmując dłonią jego policzek. Odsunęła się od niego po chwili, patrząc w jego oczy. Pogłaskała kciukiem jego policzek i posłała Harry'emu i Ronowi przepraszający uśmiech, poczym złapała blondyna za ręke. Pożegnała się z Theodorem i teleportowała ich do jego domu.  

//~|¤|~\\
Dobry wieczór! Witam po tak długiej przerwie, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Przeprowadziłam się z powrotem do Polski i musiałam przywyknąć do wszystkiego. Teraz postaram się częściej dodawać rozdziały, jednak planuje zakończyć już to opowiadanie, ponieważ powoli robi się z tego opera mydlana. 
Do następnego, Alex_x.
Przepraszam za błedy. 

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 2.14

Patrzyła na Dracona z małym chłopcem na rękach i uśmiechała się do siebie. To był tak cudowny widok. Za każdym razem, kiedy widziała jego podejście do dzieci uśmiech cisnął się na jej usta. Mały Tyler miał już trzy dni, a Blasie chodził dumny jak paw, choć pierwszego dnia jego życia był tak pijany, że nie potrafił przypomnieć sobie niczego. Hermiona siedziała na łóżku szpitalnym obok Ginny, śmiejąc się z Blaise'a, który z naburmuszoną miną wpatrywał się w przyjaciela. Tylko w jego ramionach Tyler zasypiał bez marudzenia, podczas gdy Blaise musiał się trudzić. Hermiona śmiała się, że blondyn jest po prostu tak nudny i nawet niemowlak tak uważa.
- Dobra, gościu.Oddaj mojego syna, bo zaraz coś ci zrobię - warknął Zabini po kilku minutach. Draco zaśmiał się cicho i podał ostrożnie brunetowi dziecko.
- Będziemy się już zbierać - stwierdziła Hermiona, całując policzek Ginny. Po krótkim pożegnaniu z Blaisem i Tylerem, wyszli z sali. Draco nigdy nie lubił szpitali, nawet takich oddziałów jak ginekologia czy położnictwo. Hermiona splotła palce ich dłoni razem, uśmiechając się, kiedy kąciki ust Malfoy'a drgnęły w delikatnym uśmiechu. Siedząc w jego samochodzie, patrzyła na niego, kiedy zatrzaskiwał za nią drzwi, okrążał samochód i siadał za kierownicą. Jego włosy ułożone w starannego quiffa, ciasne rurki i koszulki, opinające jego ramiona i tors. I dopiero w tamtej chwili dostrzegła, że nie nosił już długich rękawów czy bluz. Na jego prawym przedramieniu widniało kilka niewielkich tatuaży, pokrywające niemalże całą skórę. Spod koszuli na  lewym obojczyku wystawał tatuaż w kształcie ust.Wyglądał jak odcisk szminki. Zaśmiała się cicho, zwracając na siebie uwagę blondyna.
- Co? - zapytał zaskoczony, marszcząc brwi.
- Skąd masz ten tatuaż? - przejechała palcem po jego obojczyku, patrząc w jego oczy.
- W sumie nie pamiętam. Kiedy się żeniłem już go miałem, ale do ust Emily nie pasuje, jest trochę za wąski - wyjaśnił. Wzruszył ramionami i nachylił się nad szatynką, chcąc złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. Odpalił samochód i odjechał spod szpitala.
- A data na nadgarstu? - zapytała po chwili, kiedy stojąc na światłach, zobaczyła na wewnętrznej stronie jego nadgarstka 15 sierpnia '99.
- Oh, tak naprawdę to nie jestem pewny. Poprostu poszedłem do studia i kazałem zrobić sobie tatuaż. Dwa dni potem otworzyłem firmę.
- Tego dnia urodził się Scor - mruknęła, patrząc przez okno na chodniki pełne tłumów.
- To musiał być impuls. O której się urodził?
- Trzynasta czterdzieści pięć - Draco uśmiechnął się szeroko na jej słowa. Mniej więcej o tej godzinie zrobił swój tatuaż.
Godzine późnej wjechał na parking przedszkola, do którego uczęszczał Scorpius. Wysiadł z samochodu, cmokając kobiete w policzek, kiedy jej telefon zaczął dzwonić. W przedszkolu zazwyczaj o piątek w południe było bardzo mało dzieci. A wszystkie, które zostawały siedziały w szatni, czekając na rodziców lub opiekunów. Draco wszedł do szatni, szukając wzrokiem blond czupryny syna, który zawsze czakał niecierpliwie jak Hermiona lub on odbiorą go, zabierając do domu, gdzie mógłby oglądać bajki i bawić się klockami w towarzystwie taty albo Lexi, która nadal nie odstępowała go na krok. Po chwili jego wzrok spoczął na przygarbionej sylwetce jego chłopca, zaciskającego rączki na bluzie, mimo iż było wystarczająco ciepło, aby chodził w szortach do kolan i koszulce z krótkim rękawem. Podszedł do niego i przykucnął, uśmiechając się delikatnie.
- Co się stało? - zapytał, widząc na twarzy Scorpiusa ślady po łzach.
- Nic - burknął w odpowiedzi, nie podnosząc głowy i nie zaszczycając Dracona spojrzeniem.
- Panie Malfoy - usłyszał wzrok dyrektorki i podniósł wzrok na kobiete. - Chciałabym porozmawiać o zachowaniu pana syna.
- Co jest nie tak z zachowaniem mojego syna? - zdziwił się, podnosząc się z kucek.
- Po raz kolejny pokłocił się z kolegą. Obaj przepychali się na podwórku. Chłopiec ma zadrapany policzek - oznajmiła kobieta. Blondyn spojrzał na syna i kucnął z powrotem. Podniósł jego podbródek i spojrzał w oczy chłopca.
- Nic ci nie jest?
- Zadrapał sobie kolano - odpowiedziała dyrektorka.
- Czemu pokłóciłeś się z kolegą?
- Bo powiedział, że mnie nie kochasz i jestem głupi - mruknął chłopiec.
- Kochanie,...
- Mam nadzieję, że wyciągnie pan z tego konsekwencje i nigdy więcej się to nie powtórzy.
- Oczywiście. Liczę iż zadba pani, aby chłopiec, który obraził mojego syna został odpowiednio ukarany. W innym wypadku znajdę inne przedszkole - oznajmił stanowczo. Spojrzał na blondyna przed nim i uśmiechnął się do niego łagodnie. - Chodź, kochanie. Mama czeka na nas w aucie - powiedział, wyciągając ręce w stronę chłopca. Blondyn niepewnie podniósł się z miejsca i złapał Dracona za rękę. Wychodząc z przedszkola miał wrażenie, że jego syn uwierzył w słowa kolegi. Otworzył przed nim drzwi samochodu i pomógł mu zapiąć pasy bezpieczeństwa.
- Co się stało? - zapytała zmartwiona Hermiona, widząc jak Scorpius smętnie odbiera od Dracona swój plecaczek.
- Nic - burknął w odpowiedzi, wyjmując z plecaka swojego misia, do którego od razu się przytulił. 
~~^*^~~
Harry siedząc na kolejnym nudnym spotkaniu z Ministrem Magii, rozmyślał nad swoją obecną sytuacją. Zastanawiał się jak bardzo musiał być wypity, aby zgodzić się objąć posadę szefa biura aurorów. Bo mimo, że lubił robić, to co robił nie chciał być tylko kolejnym urzędnikiem. Wolał zostać na pozycji kapitana i szukającego w drużynie Quidditcha. Ale musiał pokłócić się z trenerem, który go wylał. Dlatego został w Ministerstwie i musi siedzieć na nudnych spotkaniach z ważnymi osobistościami. Poczuł jak jego telefon wibruje w kieszeni jego spodni. Dyskretnie wyjął go i spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się na widok zdjęcia Pansy. Rozłączył się i szybko wystukał wiadomość.

Do: Pansy
Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię jak tylko skończę zebranie.
Od: Pansy
Chodzi o Teddy'ego.

- Panie Potter, zechciałby Pan się wypowiedzieć? - usłyszał zdenerwowany głos dyrektora Departamentu Magicznych Gier i Sportu. Podniósł wzrok i rozejrzał się po zebranych.
- Nie mam zdania na ten temat - oznajmił po chwili. Hermiona schowała twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Nie ma pan zdania na temat ochrony, którą pana biuro ma zapewnić podczas tegorocznych rozgrywek w Quidditchu?
- Nie jestem najlepszy w takich sprawach.
- Może powinien pan znaleźć lepszą pracę - zaproponował mężczyzna, uśmiechając się ironicznie w kierunku Pottera.
- A wiesz co, gościu? Chyba masz rację - zaśmiał się Harry, podnosząc z miejsca. Wyszedł z sali konferencyjnej, zostawiając za sobą oniemiałych ludzi i wściekłą Hermione. Wsiadł do swojego samochodu, wyjmując telefon ze spodni.Wybrał numer Pansy i czekał, aż kobieta odbierze. 
- Teddy jest w szpitalu - oznajmiła od razu zaraz po odebraniu. Harry zmarszczył brwi i zapalił silnik samochodu.
- Co się stało?
- Spadł ze schodów.
- Będę za jakieś dziesięć minut - oznajmił, wyjeżdżając z parkingu. 

//~¤~\\
Scorpius usiadł na dywanie przed stolikiem kawowym, niedaleko kanapy, na której siedzieli jego rodzice. Wtulił się w swojego dużego, białego misia. Po jego policzkach płynęły łzy, kiedy nieświadomie przypominał sobie słowa kolegi. Nie chciał, żeby jego tata go nie lubił. Bał się, że nie będzie dla niego dobrym synem. Pociągnął noskiem, zwracając nieświadomie uwage rodziców na jego osobę. Draco podniósł się z kanapy, marszcząc brwi. Przeczesał palcami włosy, siadając przed chłopcem. Odsunął jego misia, którego chłopiec przyciskał do siebie. 
- Opowiem ci coś, jeśli chcesz - zaproponował, obejmując chłopca i sadzając go na swoich kolanach. Ten nieśmiało skinął głową, wtulając się w ciało Dracona. Jego głowa spoczęła na piersi mężczyzny, a rączki objęły jego brzuch. Skrzyżował nogi w kostkach, kiedy Malfoy podniósł się, aby usiąść na kanapie. Hermiona w tym czasie wyszła do kuchni, chcąc przynieść napoje i coś słodkiego, co zawsze poprawiało humor czterolatka. - Kiedy miałem osiemnaście lat, a twoja mama powiedziała, że mnie kocha, zacząłem wyobrażać sobie jak wyglądałoby moje życie dalej. Miałem ją obok siebie jako żonę, śliczny dom, swoją firmę i pięknego synka, który uśmiechem rozjaśniał mi nawet najmroczniejsze dni mojego życia. Kiedy w szkole wyjechałem i zostawiłem twoją mame z tobą w brzuszku, nie wiedziałem, że w ciągu jednej sekundy coś może się zmienić w moim życiu. Każdego dnia tęskniłem za mamą i nieświadomie za tobą. Bo chociaż poznałem cie niedawnk, kochałem od zawsze. Kiedy się rodziłeś, w tym dniu pierwszy raz od dawna się uśmiechałem, specjalnie zrobiłem sobie w tedy tatuaż z datą twoich urodzin. Jeśli sądzisz, że jestem tutaj tylko dla twojej mamy, mylisz się. Kocham cię, tak samo jak mamę i nie wyobrażam sobie życia bez was. 
- Ale ja nie jestem idealny dla ciebie - szepnął, szlochając cicho w koszulkę taty. 
- Jesteś najbardziej idealną osobą jaką znam.
- Wcale nie. Mama jest idealna. 
- Mama jest najwspanialszą kobietą na świecie, ale to ty jesteś idealny. 
- Nie. 
- Kochanie, jesteś może faktycznie do mnie podobny, ale masz charakter mamy i to czyni cie wyjątkowym. A wszystko co wyjątkowe jest idealne. 
- A co jeśli ja wcale nie będę jak wy?
- Nie chcę, żebyś był jak któreś z nas. Masz być sobą i już. 
- Chodzi mi o czary. Jeśli nie będę magiczny?
- Będziesz moim idealnym chłopcem. Wciąż i nigdy nie przestaniesz nim być. Nie magia jest ważna. Bez niej życie wygląda podobnie. Mama rzadko jej używa, ja prawie wcale. 
- Ale chciałbym...
- Jestem pewny, że za siedem lat, stanę na peronie dziewiątym i trzy-czwarte, słuchając jak twoja mama prawi ci kazanie na temat jak masz się zachowywać. I prawie spóźnisz się na pociąg jak ona co roku - zaśmiał się, patrząc na twarz chłopca, którą rozświetlił delikatny uśmiech. 
- Jesteś najwredniejszym człowiekiem jakiego spotkałam w życiu - oznajmiła Hermiona, siadając obok niego. Scorpius przekręcił się na bok na kolanach Dracona, aby spojrzeć na szatynke, która uśmiechała się lekko. 
- Kocham was - szepnął, kładąc dłoń na piersi blondyna tuż pod swoją głową. 
- My ciebie też, skarbie - odpowiedział Draco, obejmując ramieniem Hermione, która wtuliła się w niego, przykładając nogi przez jego kolano, a nogi Scorpiusa położyła na swoich udach. 
- Chciałbym mieć brata albo siostre - stwierdził po chwili chłopiec, patrząc na twarze rodziców. 
- To nie jest najlepszy moment na tego typu sprawy. Ja i mama musimy jeszcze się czegoś nauczyć i dopiero potem może pomyślimy nad rodzeństwem dla ciebie - powiedział delikatnie Draco. Hermiona splotła palce ich dłoni razem, uśmiechając się do niego. 
- Ale ja nie mam się z kim bawić, kiedy wy pracujecie. 
- Dlatego chodzisz do przedszkola. 
- Nie lubię go. 
- Scorp - westchnął blondyn, przymykając powieki. 

//~¤~\\
Dzień dobry! Tak jak obiecałam następny rozdział. Kto się cieszy z nowego roku szkolnego? Bo ja nawet trochę.
Pod ostatnim rozdziałem pewna osoba poprosiła mnie o kilka faktów o mnie. Tak więc dam wam 10 faktów o mnie.
1. Mam na imię Aleksandra, a większość ludzi mówi na mnie Aleks.
2. Mam osiemnaście lat.
3. Mieszkam w Londynie, a wychowałam się w Rybniku.
4. Kocham One Direction, a szczególnie Niall'a i Louis'ego oraz całą serię Harry'ego Pottera.
5. Shippuję Nouis, Ziam, Dramione, Harrmione, Sterek, Scott&Stiles (i za cholere nie wiem jak nazywa się ten shipp)
6. Uwielbiam Teen Wolfa (obejrzałam tylko 2 sezony, ale zaczynam już 3 😂)
7. Nie potrafię gotować, chociaż chciałam iść na gastronomię)
8. Mam uczulenie na nikotynę 😭
9. Mam młodszą siostrę.
10. Mam metr sześćdziesiąt wzrostu, podczas gdy mój chłopak metr dziewięćdziesiąt, co naprawde wygląda komicznie.
Pozdrawiam, Alex_x. 

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 2.13.

Draco wszedł na sale rozpraw z rękoma schowanymi w kieszeni, czekając na swojego adwokata. Był wściekły na Pauline, że ta na półgodziny przed rozprawą poinformowała go zmianie adwokata. Bał się, że może przegrać tę sprawę, choć mieli dowody na niewierność Emily. Jednak wiedział, że Emily tak łatwo nie da mu odejść. Nie kiedy miałaby zostać z niczym. Rozejrzał się po sali. Emily siedziała już na swoim miejscu razem ze swoim adwokatem. Na miejscu jego adwokata dostrzegł Scotta, przeglądającego jakieś papiery. Uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale wiedział, że Scott był jednym z najlepszych adwokatów. Zajął miejsce obok niego, witając się z nim poprzez uścisk dłoni. Siedząc na swoim miejscu modlił się, aby w końcu został wolnym człowiekiem. Chciał mieć to małżeństwo za sobą. Sędzia była kobietą po czterdziestce z długimi brązowymi włosami i zielonymi oczami. Na twarzy miała lekki makijaż, a pod rozpiętą toga miała na sobie czarną sukienkę i szpilki tego samego koloru. Patrzyła na Scotta z lekkim uśmiechem, zapinając guziki togi. Rozpoczynając rozprawę, Draco miał wrażenie, że jego serce chce wydostać się na zewnątrz.
- Mój klient jest w stanie przedstawić dowody zdrady jego żony, jak i faktu, że jej córka, Alice Malfoy nie jest jego dzieckiem - oznajmił Scott, po tym jak sędzina rozpoczęła rozprawę. 
- To jakiś nonsens - zawołała Emily, podnosząc się z miejsca. Jej adwokat spojrzała na nią karcącą, po czym nakazała usiąść z powrotem.
- Moja klientka zaprzecza, że kiedykolwiek zdradziła swojego męża, a wręcz przeciwnie, to on zdradzał ją - powiedziała beznamiętnie adwokat. Była to kobieta przed trzydziestką, miała rude włosy spięte w wysokiego kucyka i zbyt ostry makijaż jak na funkcję, jaką pełniła.
- Ma ani na to dowody? - zapytała sędzia, przeglądając kartki, leżące przed nią.
- Scorpius Malfoy jest najlepszym dowodem - odpowiedziała Emily, wpatrując się w twarz męża z triumfalnym uśmiechem.
- Matka chłopca zaprzecza, że kiedykolwiek miała romans z Draconem Malfoyem - stwierdził Scott. Draco przymknął powieki i potarł twarz dłońmi. Nie wiedział jak dokładnie powinien traktować tę wypowiedź. Nie traktował nigdy Hermiony jak kochanki, więc czy mogli nazywać swoją relację romansem? Była dla niego całym światem, jednak przez swojego najlepszego przyjaciela stracił ją na pięć lat i nie był pewny czy ona znów traktuje go jak wtedy. Choć wciąż nie potrafił sobie przypomnieć niektórych chwil, był pewny, że łączyło go z nią coś więcej niż tylko zauroczenie.
- Draco - poczuł na swoim ramieniu delikatne uderzenie i zamrugał, patrząc na Scotta, który wpatrywał się w niego z troską w oczach. Skinął głową i wyprostował się na krześle. Ze zdziwieniem patrzył jak przy barierce dla świadków stoi Ginny, uśmiechając się delikatnie w jego stronę. - Wszystko okey? - zapytał, podnosząc się z miejsca. Draco uśmiechnął się do niego i podał mu kartkę, którą zostawiła dla niego Pauline. Scott stanął naprzeciwko Ginny posyłając jej lekki uśmiech.
- Pani Zabini - zaczął spokojnie, zaglądając na kartkę, potem na twarz kobiety. - Jak długo zna pani państwo Malfoy?
- Dracona znam jakieś dwanaście lat, jego żony natomiast nigdy nie poznałam.
- Jakie są pani stosunki z moim klientem?
- Przyjaźni się z moim mężem. Nie zawsze się dogadywaliśmy, jednak nie mogę mu niczego zarzucić.
- Czy wie pani cokolwiek na temat Alice Malfoy?
- Tylko tyle, że mój mąż jest jej ojcem.
- Bzdura, ta kobieta nie wie co mówi!- krzyknęła Emily. Przygryzła wargę, patrząc na Dracona z nienawiścią w oczach. - Jestem pewna, że Blaise i Draco kazali ci kłamać, ty... - warknęła, jednak jej adwokat przerwała jej machnięciem ręki.
- Nigdy nie byłam na tyle blisko z Draconem, żeby dla niego kłamać. I raczej nie jest dla mnie łatwo, kiedy okazuje się, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą - oznajmiła Ginny, patrząc wściekle na Emily.
~~^*^~~
Hermiona siedziała za biurkiem w swoim gabinecie przeglądając akta z dawnych spraw jej pracowników i poprawiając ich błędy. Miała skończyć prace już trzy godziny temu, a zamiast tego siedziała z nosem w papierach, dziękując Mattowi, że zgodził się zająć Scorpiusem dzisiejszej nocy. Chciała spędzić czas z nimi, jednak doskonale wiedziała, że Minister nie toleruje błędów. Westchnęła cicho i oparła głowe na dłoni, kładąc ją na biurku.
- Panno Granger - usłyszała i podniosła wzrok na osobę, stojącą w progu jej gabinetu. Młody mężczyzna uśmiechał się do niej delikatnie z rękoma założonymi za plecami.
- Dziś już nie przyjmuję żadnych skarg, zażaleń czy czegokolwiek - oznajmiła, podnosząc się z miejsca. Mężczyzna zaśmiał się delikatnie i wyciągnął w jej kierunku dłoń z kawałkiem papieru w niej.
- Pan Malfoy prosi, aby zechciała pani zjeść z nim kolacje dziś o dziewiątej wieczorem.
- Oh, obawiam się, że dziś niestety nie mam czasu. Proszę mu przekazać, że następnym razem bardzo chętnie.
- W porządku. Do zobaczenia, panno Granger - pożegnał się z nią i zniknął za drzwiami jej gabinetu. Westchnęła cicho i wróciła do swojej pracy. Po kilkunastu minutach usłyszała dzwonek swojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała połączenie, widząc zdjęcie Dracona.
- Hermiona, kochanie, nie powinnaś siedzieć przy papierach do tak później godziny - oznajmił Malfoy, zaraz po tym jak odebrała.
- Nie mam czasu, czy mógłbyś się streszczać?
- Oke. Ty, ja, kolacja, dzisiaj, za godzinę.
- Nie mogę.
- Ale...
- Jeśli dzwonisz tylko po to, żeby zabierać mój czas, to daruj sobie. Nie mam nawet ochoty na kolacje z tobą - warknęła, przecierając oczy,
- To ja w takim razie nie przeszkadzam. Miłej pracy - mruknął i rozłączył się. Nie chciała go tak potraktować, jednak powoli traciła cierpliwość. Gdyby tylko miała kompetentnych pracowników, nie musiałaby siedzieć w pracy do tak późna. Gdyby Draco tylko zechciał się rozwieść, mogliby spędzać ze sobą więcej niż jeden wieczór w tygodniu.
~~^*^~~
Draco westchnął cicho, chowając telefon do kieszeni swoich czarnych rurek. Wsiadł do samochodu i nakazał szoferowi odjechać sprzed Ministerstwa Magii. Nigdy by nie pomyślał, że jego skarb może go tak potraktować. Wybrał numer Blaise'a i, przykładając telefon do ucha, przygryzł wargę.
- Czego, Malfoy? - warknął wyraźnie zirytowany Zabini. Usłyszał jego głos echem w słuchawce.
- Masz czas?
- Nie, cholera. Zabrali mi żonę na sale operacyjną i nie mam ochoty na twoje żale - syknął, po czym rozłączył się. Draco przeczesał włosy palcami i rzucił telefon na siedzenie obok. Podał kierowcy adres Angelicy i oparł głowę o zagłówek fotela. Czuł, że traci wszystkich w swoim życiu. Każdy zaczynał się od niego odwracać. Wysiadł koło ładnego, a zarazem przestronnego domu z bordową fasadą i czerwonym dachem. Rozejrzał się po okolicy. Wszystko było zielone, a każdy dom miał taką samą barwę. Nacisnął niepewnie przycisk domofonu i przyskoczył z nogi na nogę. Chwile potem przy bramie pojawiła się Angelica, niosąc na rękach małego chłopca. Na oko miał może z dwa latka.
- Cześć - szepnął, patrząc niepewnie na blondynkę. Uśmiechnęła się do niego i wpuściła na posesje. - Nie przeszkadzam? - zapytał, słysząc śmiechy z ogrodu.
- Nie, mama, tata i rodzice Matta postanowili złożyć nam wizytę. A jako że ich wnuki są tutaj, siedzą już trzecią godzinę przy grillu i Matt'u to odpowiada - oznajmiła Angelica, wzdychając głośno. - Chodź, skarbie. Scor się chyba za tobą stęsknił.
- Jest u ciebie? - zdziwił się, idąc za siostrą w stronę domu.
- Hermiona miała go odebrać o ósmej, ale musi zostać w pracy dłużej.
- To już wiem - mruknął. Weszli do domu, a Draco zaniemówił. Jego siostra zawsze miała poczucie style, ale jej dom przechodził wszystko. Gustowne meble poukładane tak, aby tworzyła najwięcej wolnej przestrzeni. Na ścianach dominowały białe, szare i czarne odcienie. Kuchnia był duża, a szafki zajmowały jej większą część. Na środku stała wyspa kuchenna z wysokimi, barowymi krzesłami wokół. Drzwi na taras były dyskretnie schowane za ścianką. W ogródku siedzieli jego rodzice oraz rodzice Matta. Scorpius siedział na kolanach Lucjusza, bawiąc się czyimś telefonem. Ostatnimi czasy stało się to jego ulubionym zajęciem zaraz po grze w piłkę nożną. Kiedy jego wzrok spoczął na Draconie, zszedł z kolan Lucjusza i pobiegł w jego stronę, krzycząc głośnie 'Tata!'. Uśmiechnął się do niego szeroko i chwycił na ręce, kiedy ten zaczął się tego domagać.
- Gdzie mama? - zapytał cicho, przytulając się do niego mocno.
- W pracy. Niedługo skończy - wyjaśnił i nie był do końca pewny czy mówi mu prawdę czy zwyczajnie okłamał własnego syna. Angelica popchnęła go w stronę stołu, nakazując zająć miejsce. Narcyza patrzyła na niego w szoku, nie będąc pewną czy na pewno dobrze widzi.
- Będziesz mi się ostro tłumaczył - ostrzegła Angelica, stawiając przed nim butelkę z piwem i podając Scorpiusowi szklankę z sokiem. Usiadła naprzeciwko niego, podając Matt'owi Liama. - Idź go położyć - poprosiła, uśmiechając się słodko do mężczyzny.
- Zapłacisz mi za to - oznajmił, wchodząc do domu i mrucząc coś pod nosem.
- Zaczynaj - rzuciła do Dracona, opierając się na krześle.
- Tak jakby nie mam pojęcia od czego - mruknął, przecierając twarz dłonią. Scorpius wyciągnął z jego kieszeni telefon i podsunął mu go pod nos, aby go odblokował. Wpisał kod, stanowiący date urodzin chłopca i objął blondyna w pasie.
- Najlepiej od początku.
- Więc misja, na którą wysłało mnie Ministerstwo była ustawiona i od samego początku chodziło, żebym zniknął z życia Hermiony. Mój własny ojciec stwierdził, że nie jestem dla niej odpowiedni i razem z jej ojcem, Potterem i Zabinim wpakowali mnie w jakieś gówno. Przez pięć lat wychowywałem córke Zabiniego, miałem żonę i żyłem w przekonaniu, że Hermiona mnie nienawidzi - zakończył, uśmiechając się blado do siostry. Lucjusz wymienił spojrzenie z Arthurem i oboje spuścili wzrok na swoje kolana. Narcyza zakryła usta dłonią, a Jane podniosła się z miejsca, stając nad mężem.
- Jak mogłeś?! - warknęła do niego. - Wiedziałeś, że go kochała i od tak...
- Niczego nie rozumiesz. Oni nie mogą być razem.
- Nie?! To my nie powinniśmy być razem.
- Pomyślałaś, jakby to wyglądało? Mój syn był Śmierciożercą - zaczął Lucjusz. Narcyza spojrzała na niego, po czym podniosła się z miejsca i podeszła do niego i uderzyła w policzek.
- Przestańcie, to nie ma znaczenia. Tata ma racje - dodał po chwili. - Nigdy nie będę odpowiedni dla Hermiony, ale się staram.
- Oni nie mieli prawa decydować za nią, ani za ciebie - oznajmiła Jane.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Moja córka miałaby nosić jego nazwisko? Nasz ród od zawsze nienawidzi się z jego rodem. Moja córka nie może... - odezwał się Arthur.
- Nie będziesz za mnie decydował - warknęła Hermiona, wchodząc do ogródka. Uśmiechnęła się delikatnie do Scorpiusa i Dracona, podchodząc do ich krzesła. - Przepraszam za wtedy - szepnęła, całując delikatnie Dracona. Malfoy uśmiechnął się i poklepał swoje kolana, przekładając Scorpiusa na drugie. Zaśmiała się, jednak usiadła na jego kolanie, przy okazji całując chłopca w czubek głowy.
- Hermiono... - zaczął Lucjusz, jednak szatynka gwałtownie mu przerwała. I gdyby nie Draco, trzymający ją w talii, wstałaby i z pewnością uderzyła blondyna.
- Nie! Kto Wam dał prawo decydować za mnie?! Jestem dorosła i nikt nie ma prawa mówić mi co dla mnie dobre, a co nie!
- Uspokój się - poprosił łagodnie Draco, całując jej ramie, odkryte przez tank-top, który miała na sobie.
- Ale oni...
- Okey, pokrzyczysz sobie potem. Teraz daj spokój - stwierdził. Podał jej swoją butelkę piwa i uśmiechnął się.
- Ale oni to zrobili tylko dla zasady, Draco! A ty jesteś spokojny?
- Przecież nie cofnę czasu, prawda? - uśmiechnąl się do niej szerzej, całując kącik jej ust.
- Niech ci będzie - mruknęła, opierając się na jego piersi. Poczuła jak śmieje się pod nosem, jednak nie zwróciła na to uwagi. Matt wrócił po kilku minutach, marszcząc brwi na ciszę jaką zastał. 

~~^*^~~
Dobry wieczór, moi Mili. Jak wam zlatuje czas? Osobiście mam sporo na głowie i dlatego rozdziały pojawiają się tak nieregularnie. Jednak obiecuję, że następny dodam jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. 
Pozdrawiam, 
Alex_x. 

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 2.12.

Draco usiadł na krześle naprzeciwko biurka Pauline, wykręcając sobie palce. Kobieta siedząca przed nim wertowała pliki kartek, rzucając przy tym kilka przekleństw. Wydawała mu się przy tym tak skoncentrowana, ze nie potrafił jej przerwać, choć cała ta sytuacja zaczynała go bardzo denerwować. Po chwili podała mu jedną z kartek, nakazując przeczytać. Ostrożnie prześledził wzrokiem pochyłe pismo, zapełniające kartkę. Westchnął cicho, patrząc ma kobietę przed nim z ogromnym szokiem. Wiedział, ze miewa rożne sposoby, jednak ten którym zdobyła to pismo musiał być nielegalny.
- Co to jest? - zapytał cicho.
- Miałeś być ze mną do końca szczery - przypomniała Pauline, siadając na skraju biurka, aby być bliżej niego.  Jej twarz nie ukazywała żadnych emocji, poza obojętnością. Była profesjonalistka, choć bardzo lubiła Dracona. 
- Nigdy nie miałem nic wspólnego z tym morderstwem - szepnął, patrząc na poranioną twarz Marthy Ramirez. Zbyt młodej kobiety, mogącej odpowiednio zmienić jego najlepszego przyjaciela, który swojego czasu był zbyt egoistyczny. 
- Twoja żona przedstawia dowody przeciwko tobie. 
- Ona jej nawet nie znała. Marthe zabił jej brat. Byłem przy tym, Blaise tak samo. To niemożliwe - oznajmił, kręcąc głową. Nie zabił jej, nie byłby w stanie. Nawet jeśli przez nią musiał ryzykować życie ukochanej osoby. Nawet jeśli tracił przez nią przyjaciela. Jaka nie była, szanował ją i nie chciał jej nigdy skrzywdzić. 
- Posłuchaj, sprawa o twój rozwód będzie się mimo wszystko toczyć, jednak musisz liczyć się z tym, że będzie toczona również sprawa o to morderstwo. Od kiedy żona twojego przyjaciela zgodziła się zeznawać, mamy jakieś szanse, aby wygrać ten rozwód. Ale nie możesz dopuścić, aby twoja żona dowiedziała się o tej dziewczynie i jej dziecku. 
- Przestań mówić o nich, jakby nic dla mnie nie znaczyli, a byli tylko problemem. To chore - oznajmił. Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową z niedowierzaniem. 
Godzinę później wychodząc z kancelarii, Draco nie mógł wyzbyć się przeczucia, że coś w jego życiu może się zepsuć. Patrzył na kluczyki swojego samochodu, jakby miały dać mu odpowiedz na każde nurtujące go pytanie. Poczuł wibracje w swoim telefonie i wyciągnął go z kieszeni swoich bordowych rurek. Uśmiechnął się mimo wszystko widząc zdjęcie Hermiony na wyświetlaczu. Odebrał połączenie, przykładając szybko telefon do ucha. 
- Cześć, Księżniczko - przywitał się, wsiadając do samochodu. 
- Cześć, Książę. Co dzisiaj robisz? - zapytała, a Draco mógłby dać sobie odciąć rękę że uśmiechała się do słuchawki. 
- Jestem cały twój za półtorej godziny, kochanie - oznajmił, blokując telefon męedzy ramieniem a uchem. Zatrzasnął za sobą drzwi od samochodu i odpalił silnik.

~~^^*^^~~
Blaise czuł straszne wyrzuty sumienia, nie mogąc przytulić swojej żony, kiedy słyszał przez ściany jej płacz co noc. Nigdy nie pragnął niczego bardziej jak cofnąć się do czasu, kiedy robił naprawdę głupie rzeczy, sądząc, że nigdy nie będzie musiał ponieść za nie konsekwencji. Westchnął cicho, słysząc wibracje swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi, widząc wiadomość od Ginny. Wyszedł z sypialni gościnnej i przeczesał palcami włosy, zastanawiając się czy powinien zapukać do sypialni, którą kiedyś dzielił z rudowłosą. Ostatecznie wszedł ostrożnie do środka bez pukania. Kobieta siedziała "po turecku" na łóżku, trzymając w dłoniach telefon. Uniosła głowę, słysząc jak ktoś wchodzi do pokoju. Zabini z bólem serca, patrzył na pełne łez oczy swojej ukochanej, przeklinając siebie za bycie skończonym idiotą. Podszedł do łóżka i usiadł ostrożnie na jego brzegu.
- Blaise - jęknęła kobieta, wyciągając w jego kierunku ramiona, chcąc aby w końcu ją przytulił. Chciała, żeby było jak dawniej. Nie potrafiła żyć bez jego ramion, jego głosu, jego zapachu, bez całego niego nie potrafiła istnieć.
- Cichutko, kochanie - szepnął, przytulając do siebie Ginny. Pocałował ją delikatnie w czoło, głaszcząc jej duży brzuszek. Tęsknił za nią, równie mocno jak za swoim nienarodzonym dzieckiem.
- Wiesz jak bardzo chcę cie nienawidzić? - mruknęła, wycierając policzki z łez. Spojrzała na jego twarz, choć doskonale wiedziała, że spojrzenie w jego oczy ją zgubi. Uśmiechnęła się smutno, głaszcząc jego policzek, pokryty zarostem. - Ale kiedy przypominam sobie jak bardzo cie kocham, nie potrafię się nawet gniewać.
- Przepraszam. Wiem, że wszystko spieprzyłem, ale...
- Siedź cicho, bo nie mam ochoty słuchać o twoich błędach.
- Tyl... - zaczął, jednak kobieta przerwała mu, gwałtownie całując jego usta. Spojrzał na nią zszokowany, jednak szybko przejął kontrole nad pocałunkiem, uśmiechając się delikatnie i kładąc Ginny na łóżku. Położył się obok niej i otulił swoim ramieniem, kiedy wtuliła się w niego, układając głowę na jego torsie. - Chyba wiem, dlaczego Harry tak bardzo nienawidził tutaj nocować - oznajmił po chwili.
- Cóż te łóżko w gościnnym jest strasznie niewygodne i dość wąskie - zaśmiała się na widok miny Blaise'a. Cmoknęła go szybko w usta i wtuliła się w niego mocniej.

~~^*^~~
Harry usiadł na schodach swojego domu i westchnął cicho, patrząc na kopertę zaadresowaną do niego.Od dawna nie widział się z nadawcą listu i był pewny, że ten zdążył o nim zapomnieć, jednak jak zawsze musiał się pomylić. Otworzył kopertę i ze zdumieniem odkrył w niej zaproszenie weselne. Mimo wszystko uśmiechnął się do siebie, ciesząc się szczęściem swojego dawnego przyjaciela. Ronald Weasley tak naprawdę nigdy nie był mu obojętny, bo lata spędzone w zgodzie i wszystkie kłopoty, w które się pakowali przeważały nad wydarzeniami z jego ostatniej klasy. I chodź do niedawna podejrzewał go o porwanie Scorpiusa, teraz, mając już właściwego sprawce, chciał cieszyć się jego szczęściem. Wszedł do domu, gdzie od razu usłyszał krzyki Pansy i Teddy'ego. Westchnął głośnie i przewiesił swoją bluzę na wieszaku. Obok niego pojawił się chłopiec niosąc w rękach jakąś kartkę.
- Tato, ona powiedziała, że się wyprowadzamy - mruknął, wtulając się w Pottera, kiedy ten tylko klęknął przed nim.
- Nie, powiedziałam, że skoro ci właśnie na tym zależy to tak zrobię - oznajmiła Pansy, patrząc na niego ostro. Harry posłał jej delikatny, uspakajający uśmiech.
- Słuchaj, kocham cię i doskonale to wiesz, ale Pansy też kocham. Jesteście dla mnie najważniejsi i nie chcę, żebyście się kłócili, okey? - szepnął Harry, patrząc w oczy Teddy'ego.
- Ale ona chce mi ciebie zabrać.
- Kochanie...
- Merlinie, jesteś najbardziej rozwydrzonym dzieckiem jakie spotkałam - warknęła Pansy, wychodząc z pokoju.
- Nie mów do mojego dziecka, że jest rozwydrzony - rzucił ostrzegawczo, podnosząc się z kolan. Pocałował chłopca w czubek głowy i ruszył za kobietą.
- Nie jest twoim dzieckiem, Harry! - krzyknęła w jego kierunku, obracając się gwałtownie w przejściu z kuchni do salonu.
- Przestań.
- To ty przestań. Zachowujesz się jakby to był twój syn, podczas gdy jesteś tylko jego ojcem chrzestnym i prawnym opiekunem.
- Wcale nie!
- Cholera, Harry. Przestań się okłamywać.
- Odczep się ode mnie! Nic nie wiesz, a mówisz. Zajmij się swoim synem i potem praw mi kazania - warknął. Pansy podeszła do niego i uderzyła w policzek. Łzy spłynęły jej z oczy, kiedy odchodziła szybkim krokiem w stronę schodów. Przełknął ciężko ślinę i ruszył za Parkinson, nie zwracając uwagi na Teddy'ego i swój dzwoniący telefon.Wbiegł do swojej sypialni, którą dzielił z Pansy i przymknął oczy widząc jak kobieta pakuje swoje rzeczy do walizki. Westchnął cicho i podszedł do niej, chcąc odebrać jej rzeczy.
- Pansy, proszę - szepnął, obejmując brunetkę w pasie. Wyrwała mu się i wrzucił ostatnie rzeczy do walizki.
- Sądzisz, że zawsze tak to będzie wyglądać? Zostawiłeś mnie z dzieckiem, bo nie byłeś gotowy i teraz prawisz mi kazania? - warknęła. Harry spojrzał na nią w szoku. Nigdy nie powiedziała mu o dziecku.  Nigdy nie dowiedział się, że Christian był jego synem. Kochał go odkąd tylko go poznał, ale nie wiedział, że jest tak naprawdę jego jedynym dzieckiem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Powiedziałam, ale ty zbyłeś mnie, tłumacząc się imprezą z okazji wygrania pucharu Quidditcha, na której nie mogło cie zabraknąć. Mówiłeś, że jestem dla ciebie ważna, choć tak naprawdę to drużyna była najważniejsza.
- Mogłaś mi to wtedy powiedzieć, a nie uciekać.
- To ty uciekłeś. Ja cały ten czas mieszkałam w Londynie.
- Astoria...
- Co ona? Nie znała mnie i ty powinieneś to wiedzieć. Przykro mi, Harry, ale to już koniec. Nie będę znosić twoich humorków. Jeśli chcesz możesz widywać z Chrisem - oznajmiła i wyszła z sypialni, aby przejść do pokoju chłopca, gdzie jednym machnięciem różdżki spakowała jego rzeczy do walizki. W salonie Harry przytulał do siebie Chrisa, próbując go uspokoić, choć nie szło mu to zbyt dobrze. Za każdym razem, kiedy udało mu się jakoś zahamować jego łzy, kolejne już napływały do oczu.
- Mamo, ja chcę zostać z tatą - szepnął czterolatek, patrząc przez łzy na kobietę.
- Będę cie codziennie odwiedzał, dobrze?
- Nie...
- Chris, przestań proszę.
- Dlaczego nie możecie się pogodzić? - zapytał, przenosząc wzrok z Pansy na Harry'ego. Mężczyzna westchnął cicho i pocałował policzek chłopca.
- Kiedyś zrozumiesz, że mama nie miała prawa mi wybaczyć. Bardzo cie kocham, wiesz?
- Tak, ja ciebie też - mruknął cicho i wyszedł z salonu, aby ubrać swoje buty.
- Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną jeszcze porozmawiać... będę czekał - oznajmił. Kobieta skinęła głową i wyszła z salonu. Harry patrzył przez okno jak odjeżdża, zerkając jeszcze raz na dom.

~~*^^*^^*~~
WITAM!
Rozdział trochę słaby i jeszcze tak długo na niego musieliście czekać, ale niestety mam ostatnio dużo obowiązków i nie mam czasu pisać. Chciałam Was przeprosić za moje nieobecności. Będę się teraz starać, aby rozdziały były dodawane regularnie.
Pozdrawiam, Alex_x.

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 2.11

Hermiona usiadła na kanapie, patrząc jak jej syn bawi się klockami razem z Draconem. Obok nich leżała Lexi. Zdawała się pilnować chłopca na każdym kroku. Odkąd tylko wysiedli z samochodu, nie opuszczała go nawet na krok. Kiedy tylko ktoś się do niego zbliżał zaczynała warczeć. Nawet na nią. Tylko Draco miał prawo podejść do niego czy przytulić. Miała wrażenie jakby suczka chciała zabrać jej syna. Wydawało jej się to tak śmieszne, jednak gdzieś w głębi czuła lekkie obawy. Mimo iż była już druga w nocy, żadne z nich nie chciało iść spać. Wiedziała, że Scorpius szybko nie zaśnie, a ona nie miała serca, żeby kazać mu kłaść się do łóżka.
- Hej, skarbie, możesz zadzwonić do Blaise'a? - zapytał Draco, patrząc na nią uważnie. Skinęła lekko głową i odebrała od mężczyzny jego telefon. Uśmiechnął się do niej delikatnie, co odwzajemniła, choć nie było to tak łatwe. Nie miała ochoty na uśmiech. Miała przy sobie syna, mężczyznę, którego kochała, jednak wiedziała, że on nigdy nie będzie jej. Miał żonę i to ją denerwowało.
- Hej, Blaise? - mruknęła do słuchawki, kiedy tylko ktoś odebrał.
- Hermiona? - usłyszała głos Harry'ego. - Nie mamy teraz zbyt czasu...
- Scor się znalazł - przerwała. Słyszała jak Potter wciąga powietrze i woła Blaise'a.
- Znalazł się - oznajmił i wiedziała, że nie mówił tego do niej.
- Daj mi Draco - nakazał Blaise. Szatynka westchnęła cicho i podała telefon Malfoy'owi.
- Co jest? - rzucił do słuchawki, kładąc telefon na kolanie i włączając tryb głośnomówiący. Scorpius wciskał mu do rąk kolejne klocki, chcąc aby zbudowali najwyższy budynek.
- Musisz podać Scorowi eliksir pobudzający i nie pozwól mu zasypiać. Za chwile ktoś...
- Nie, Blaise, wyjaśnij mi o co ci chodzi.
- Weasley podał mu eliksir usypiający z tojadem - wyjaśnił. Draco spojrzał przerażony na Hermione i rzucił się do przodu. Złapał szlochającego chłopca za ramiona i posadził na swoich kolanach, zrzucając z nich telefon. Otworzył ostrożnie oczy Scorpiusa i przyjrzał się jego źrenicą.
- Czy ktoś dał ci coś do picia? - zapytał cicho, ujmując jego twarz w dłonie. Blondyn skinął głową i objął dłońmi nadgarstki Dracona. - Pamiętasz tego smak?
- Gorzkie, trochę takie cytrynowe - szepnął, przenosząc swój wzrok na Hermione, która usiadła obok nich. Postawiła obok szklane z colą i dotknęła czoła syna.
- Draco - odezwał się Blaise, o którym mężczyzna zupełnie już zapomniał. - Harry dzwoni po twoją siostrę, musicie tylko przypilnować, żeby nie zasnął.
- Minęła więcej niż trzy godziny - przypomniała Hermiona, czytając etykiety eliksirów. - Ile tego mu podał?
- Znaleźliśmy pół fiolki.
- Masz ją?
- Mam.
- Przeczytaj mi stosunek składu.
- Trzy do dwóch - odpowiedział. Hermiona spojrzała zaskoczona na syna i wlała do coli fiolkę jakiegoś eliksiru.
- Wypij to całe - poprosiła, podając chłopcu szklankę. Draco patrzył na nią niepewnie, dopóki nie posłała mu lekkiego uśmiechu i poklepała po ramieniu.
- Twoja siostra przyjedzie za jakieś pół godziny, tylko obudzi Matta - oznajmił Blaise, po czym rozłączył się, krzycząc coś do aurorów. Scorpius patrzył na Draco zapłakanym wzrokiem, wciąż trzymając jedną ręką jego przedramię.
- Nie umrę, prawda? - zapytał cicho. Malfoy oparł czoło o jego i uśmiechnął się delikatnie.
- Nigdy nie pozwolę, żebyś umarł - wyszeptał. Scorpius przymknął powieki, uśmiechając się szeroko, kiedy mężczyzna pstryknął go w nos.
- Kocham cie.
- Ja ciebie też - odpowiedział. Poczuł jak Hermiona przesuwa dłonią po jego plecach i wstaje z podłogi. Nachyliła się nad chłopcem i wyszeptała mu coś do ucha, tak cicho, że Draco nie był wstanie tego usłyszeć. Szatynka pocałowała go w czubek głowy i wyszła do kuchni, podczas gdy on uśmiechał się najszerzej jak tylko potrafił. Czuł, że właśnie przy niej potrafi zbudować prawdziwy dom. I tego właśnie chciał.
- Pooglądamy Spongeboba? - zapytał Scorpius, podnosząc się z jego kolan. Wyciągnął do niego dłoń, chcąc aby położył się na kanapie, a kiedy już to zrobił wdrapał się na jego brzuch i położył na nim, opierając podbródek na swoich splecionych dłoniach.
- Nie za wygodnie? - zaśmiał się, obejmując chłopca i całując jego policzek. Włączył telewizor i ustawił kanał, gdzie aktualnie leciała ulubiona bajka blondyna.
Hermiona chowała ostatnie tabletki do pudełka, gdzie trzymała wszystkie lekarstwa, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyszła do holu i zapaliła światło. Obok niej zjawiła się Lexi, warcząc cicho. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się widząc Angelice. Mimo tak później godziny miała już idealny makijaż. Ubrana w zwykłe czarne rurki i białą koszulkę na krótki rękaw wyglądała jak nastolatka, a nie dwudziesto-siedmioletnia kobieta. Poprowadziła ją do salonu, gdzie na kapanie leżał Draco za Scorpiusem na swoim brzuchu. Obaj mieli zamknięte oczy i oddychali miarowo, co oznaczało, że śpią.  Blondynka stanęła gwałtownie, patrząc z niedowierzaniem na Dracona. A Hermiona przypomniała sobie jak wiele osób wciąż sądzi, że Malfoy nie żyje.
- Blaise i Harry zabrali mu wspomnienia i wysłali do Stanów, a nam wmówili, że nie żyje - wyjaśniła krótko, uśmiechając się delikatnie.
- Jak długo wiesz, że...?
- Miesiąc. Przepraszam, wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale wyleciało mi z głowy, kiedy się zjawił znowu.
- W porządku. Podałaś Scorowi jakiś eliksir?
- Odtruwający, pół fiolki.
- Świetnie, nie powinno mu nic być. Szczególnie, że ten eliksir nie był zbyt mocny. Rzucę zaklęcie diagnozujące i po sprawie. Nawet nie wiem czemu Blaise mnie ściągał. Sama sobie byś poradziła - oznajmiła i szybko rzuciła zaklęcie. - Jest w porządku. Nic mu nie będzie - stwierdziła i uśmiechnęła się ciepło do szatynki.
- Chcesz coś do picia? - zapytała cicho Hermiona, przywołując koc ze swojej sypialni. Przykryła nim Dracona i Scorpiusa, odgarniając z czoła mężczyzny przydługie kosmyki włosów.
- Nie, dziękuje, muszę wracać do domu. Matt pewnie śpi, a Lee ostatnio nie umie spać - odpowiedziała, po czym pożegnała się z Hermioną i teleportowała do siebie. Kobieta westchnęła cicho i skierowała się w stronę schodów. Jednak wiedziała, że kanapa jest na tyle niewygodna, że rano Draco będzie miał problem z normalnym funkcjonowaniem. Kucnęła przy kanapie i pogłaskała go po policzku, uśmiechając się lekko, kiedy wtulił go w jej dłoń.
- Draco - szepnęła do jego ucha, wiedząc, że to na pewno go obudzi. Mruknął cicho i uchylił powieki.
- Daj spać, kobieto - poprosił cicho, naciągając koc mocniej na siebie i chłopca.
- Chodź do łóżka.
- Proponujesz mi coś? - wymruczał, podnosząc się delikatnie z kanapy i uważając aby nie obudzić Scorpiusa. Skierował się do jego pokoju i ułożył uważnie na łóżku. Chłopiec przytulił do siebie pluszowego smoczka i mruknął cicho, kiedy Draco pocałował go w czoło.
- Dobranoc, tato - usłyszał jego senny głos, kiedy zamykał drzwi, wychodząc z pokoju.
- Dobranoc, kochanie - odpowiedział, uśmiechając się do chłopca, który podniósł głowę, odzywając się do niego. Posłał mu szeroki uśmiech i położył się z powrotem. Draco wszedł szybko do sypialni Hermiony, jednak kobieta zamknęła się w łazience, biorąc prysznic. Przeczesał swoje przydługie włosy i wszedł do łazienki. Uśmiechnął się do siebie zamykając drzwi kabiny i całując nagie ramie szatynki.
//~¤~\\
Harry przekręcił się na drugi bok, próbując zasnąć, jednak od kilku godzin nie potrafił. Na dworze robiło się powoli jasno, a zegar jego budzika wskazywał czwartą szesnaście.  Przytulił do siebie poduszkę, zaciskając powieki. Zapadając w krótki sen, poczuł na swoim czole delikatny pocałunek i muśnięcie czyjeś dłoni na swoim nagim torsie. Mruknął cicho, marszcząc nos na delikatne łaskotanie długich włosów. Wciągnął do płuc tak dobrze znany mu zapach ulubiony zapach perfum Pansy i swoich własnych, utrzymujący się na jego koszulce, w której zawsze spała.
Siedział na trawie, pijąc whisky wprost z butelki. Blaise, zajmujący miejsce obok niego, odchylał głowę w tył, cicho mrucząc. Księżyc na niebie rzucał na nich delikatnie światło. Siedzieli na błoniach Hogwartu, obserwując gwiazdy. - Wiesz, że to był najgorszy pomysł? - zapytał lekko pijanym głosem, patrząc na Zabiniego z mgiełką w oczach. - Wiesz, że był najlepszy - odpowiedział, klepiąc go po plecach. - Ale Malfoy ją kochał. Hermiona jest teraz w ciąży i to dziecko... - Nie powinno się urodzić. - Jak możesz tak mówić o dziecku twojego przyjaciela? - zapytał cicho, kręcąc głową. - To był znakomity pomysł i ty o tym wiesz. - Ona mnie znienawidzi jak tylko się dowie. - Przesadzasz - mruknął lekceważąco i poklepał go ponownie po plecach. 

Siedząc na błoniach Hogwartu zawsze czuł błogi spokój. Od zawsze było to jedyne miejsce, w które przychodził, chcąc pomyśleć czy uspokoić się. Jednak patrząc na postać dziewczyny nie czuł spokoju. Ogarniało go przerażenie. Czuł jak sztywnieją mu nogi, a serce przyspiesza rytmu. Pansy pochylała się nad nim, przyciskając usta ostatni raz do jego warg w delikatnym pocałunku. Odeszła od niego, zostawiając za sobą tylko zapach jej perfum i jego proszku do prania.
Obudził się gwałtownie, przytulając policzek do brzucha Pansy. Westchnął cicho, kiedy kobieta przebiegła palcami przez jego włosy, dotykając delikatnie jego policzka. Podniósł głowę i uśmiechnął się blado, widząc uśmiech brunetki. Podciągnął się do góry i pocałował delikatnie jej usta.
- Zostań ze mną - szepnął, opierając czoło o jej bark, wciąż mając zamknięte oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, Harry - odpowiedziała, starając się podnieść głowę Pottera, aby na niego spojrzeć. Jednak zamiast tego poczuła na swoim dekolcie jego łzy. - Harry, co jest?
- Miałem zły sen. Zostawiłaś mnie i nie mogłem z tym nic zrobić. A to tak boli - wyjaśnił, nie przestając płakać. Pierwszy raz od dawna czuł się bezsilny i to go dobijało. Potrzebował odzyskać kontrole, której mu zabrakło.
- To tylko zły sen. Nie zostawię cie.
- Robiłem okropne rzeczy. Jeszcze w szkole założyłem się z Marcusem, że się z tobą prześpię. Potem zabrałem Scorowi ojca, bo z Blaisem mieliśmy problemy z Emily, potem uciekłem od Ciebie, kiedy chciałaś ode mnie poważnego związku.
- Nie mam ci nic za złe.
- Ale teraz mógłbym mieć syna, który kochałby mnie bez względu na wszystko.
- Przestań, Harry. Masz dopiero dwadzieściacztery lata. Całe życie przed tobą - szepnęła, patrząc uważnie na jego twarz. Pokiwał powoli głową, jednak wiedziała, że próbuje ją oszukać. Uśmiechnął się delikatnie i podniósł z łóżka, ocierając swoje policzki. Wyszedł z pokoju, zabierając wcześniej ubrania z szafy. Pansy westchnęła cicho i wyszła z łóżka. Nienawidziła tego, jak bardzo uparty był  Harry. Zeszła do kuchni, gdzie przy blacie stał Teddy, próbując dosięgnąć szklanki. Podeszła do szafek i wyjęła jedną za szklanek. Podała ją chłopcu, uśmiechając się lekko. 
- Dziękuję - mruknął, przecierając oczy. Usiadł przy wyspie kuchennej i nalał do szklanki soku. - Gdzie tata? - zapytał cicho, patrząc uważnie na kobietę.
- W łazience, zaraz zejdzie - odpowiedziała, siadając naprzeciwko niego z kubkiem kawy. Od kiedy tylko zamieszkała z Harrym, Teddy był dla niej opryskliwy. Traktował ją jak największe zło na świecie. Harry zszedł po kilku minutach, ubrany w czarne rurki i białą koszule. Pocałował chłopca w głowę i uśmiechnął się do niego.
- Tato? - odezwał się Teddy, kiedy Harry odszedł do blatu.
- Mhm?
- Pójdziemy do cioci?
- Nie mogę dzisiaj. Mam za dużo pracy - stwierdził, posyłając mu przepraszający uśmiech.
- Ale obiecałeś - zawołał oburzony.
- Teddy, mam prace. Musisz to zrozumieć - oznajmił spokojnie.
- Gdyby ona czegoś od ciebie chciała, to byś to zrobił - krzyknął i wybiegł z kuchni. Harry westchnął cicho i usiadł obok Pansy.
- Chyba lepiej, żebym się wyprowadziła - stwierdziła, unikając jego wzroku.
- Hej, jeszcze chwile temu mówiłaś, że mnie nie zostawisz, a teraz...
- Ale Teddy mnie tu nie chce. Poza tym wcale cie nie zostawiam.
- Oh, serio? Będziesz się przejmowała tym, że sześciolatek ma swoje humorki?
- Tak byłoby lepiej - stwierdziła, posyłając mu blady uśmiech i podnosząc się ze swojego miejsca. Pocałowała go delikatnie w usta i wyszła z pomieszczenia. Chciała tylko dobrze dla swojego ukochanego.

 ~~`^`~~
Dzień dobry. Jak tam weekend? Przepraszam, że tak późno. Następny postaram się dodać do soboty. 
Pozdrawiam, Alex_x.

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 2.10

Słońce powoli zachodziło nad miastem, a upał wciąż dawał się we znaki. Blaise siedział na ławce, bawiąc się swoją obrączką. Co chwila spoglądał na swój zegarek, widniejący na jego lewym nadgarstku.
- Przejdźmy się - usłyszał spokojny głos Dracona tuż obok siebie i obrócił szybko w jego kierunku głowe. Blondyn stał obok niego w czarnych szortach do kolan i białej koszulce z dekoltem w serek. Na nosie miał standardowe Ray-Bany Wayfarer. Patrzył na blondwłosego chłopca i swoją córke, biegających po parku.
- Draco... - zaczął, podnosząc się z miejsca.
- Chodź - ponaglił go blondyn, ruszając dróżką. - Mów, po co chciałeś się ze mną zobaczyć poza firmą.
- Alice...
- Coś poza Alice? Wiem wszystko o mojej rodzinie.
- Ona jest moją córką.
- Wiem. Powiedz jej o tym.
- Draco, przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie. Mam gdzieś twoje przeprosiny. Wychowywałem twoje dziecko przez ponad pięć lat, kiedy mój syn sądził, że nie żyję.
- Nie wiedzieliśmy, że...
- Chrzanisz! Potter doskonale wiedział. Był pierwszą osobą, do której Hermiona poszła, kiedy tylko się dowiedziała. Ale wyjaśnij mi czemu.
- Twój ojciec nie chciał...
- Mój ojciec? Jaki ty miałeś w tym cel? -  warknął, stając naprzeciwko niego.
- Emily chciała powiedzieć Ginny o Alice. Nie miałem wyboru.
- Kiedy urodzi się dziecko też wybierzesz kobiete?
- Draco, błagam...
- Daj spokój. Emily powiedziała Alice prawde. Jeśli chcesz się z nią widywać, uzgodnij to z nią - oznajmił. Szedł przed siebie, z rękoma w kieszeniach. - Alice, kochanie - zawołał, kiedy usiedli przy placu zabaw, na którym bawiła się dziewczynka ze Scorpiusem. Po chwili przed nim pojawiła się blondynka. - Pamiętasz Blaise'a? - zapytał, wyciągając w jej strone ręce. Wdrapała się na jego kolana i pokiwała głową. - Blaise jest twoim tatą - powiedział delikatnie.
- A ty będziesz teraz moim wujkiem?
- Tak, skarbie - przytulił ją do siebie delikatnie i spojrzał w strone Zabiniego. Po chwili Alice wyciągnęła w jego strone ręce i spojrzała wyczekująco.
- Też mnie będziesz kochać, jak Draco? - zapytała, kiedy Blaise przytulił ją do siebie.
- Oczywiście - odpowiedział. Draco podniósł się z miejsca i spojrzał w strone placu zabaw, gdzie powinien bawić się Scorpius. Zmarszczył brwi, kiedy nigdzie go nie zauważył.
- Scor - zawołał. Chłopiec nigdy nie znikał mu z oczu. Zawsze był blisko, żeby się nie zgubić. Rozejrzał się wokół i przeczesał włosy. - Nie rób mi tego, stary - szepnął do siebie, ruszając dróżką w strone wyjścia z parku. Po chwili dogonił go Blaise z Alice na rękach.
- Gdzie...?
- Nie wiem, do cholery. Hermiona mnie zabije, jeśli go zgubiłem - warknął, wyjmując telefon. Spojrzał na wyświetlacz, gdzie widniała wiadomość o trzech nieodebranych wiadomościach od Hermiony. Wybrał jej numer i przyłożył telefon do ucha.
- Błagam, powiedz, że Scor jest z tobą - usłyszał niemal od razu jej zapłakany głos.
- Nie - szepnął, zagryzając warge.
- Dzwoniła moja mama i widziała chłopca podobnego do Scora z jakimś facetem. Zabiję cie jeśli mojemu dziecko coś się stanie - zagroziła warcząc do słuchawki.
- To też moje dziecko - przypomniał cicho.
- Wsiadał do jakiegoś samochodu. Harry sprawdzi nagrania z monitoringu z tej ulicy.
- Wsadzę mu jakiś lokalizator do... nieważne.
- Draco, on musi się znaleźć.
- Popytam w parku i okolicy. Znajdę go, kochanie. Nie martw się, okey?
- Ale on się pewnie boi.
- Znajdę go - obiecał, poc zym rozłączył się.
//~¤~\\
Hermiona weszła do domu pare minut po dwudziestej drugiej, ściskając w dłoniach jakieś zdjęcia. Rzuciła je na komode, po czym ściągnęła ze stóp tenisówki. Weszła do salonu, gdzie przy drzwiach ogrodowych stał Draco z telefonem zablokowanym między uchem a ramieniem. W ręku ściskał tablet, szukając czegoś zaciekle.
- Nie obchodzi mnie to, cholera. Masz go znaleźć, już - warknął, nie podnosząc wzroku z tableta. - Zapłacę dwa razy więcej niż ten koleś, tylko znajdź mojego syna... Nie, Scott, błagam - szepnął, opierając czoło o szybę drzwi ogrodowych. - Przesłałem ci wszystko co mam... Wiem, ale on ma tylko pięć lat... Załatwię to, dzięki - rzucił i rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni i obrócił się w strone Hermiony. Podszedł do niej szybko, rzucając tablet na kanape. Dotknął jej policzków i przycisnął usta do jej czoła.
- Przepraszam, to moja wina - szepnął.
- Scor wysadził jakiś budynek. Harry wysłał tam kogoś. Kazał mi wrócić do domu.
- Musisz odpocząć. Blaise pojechał z aurorami. Od razu mi zadzwoni.
- On się musi bardzo bać.
- Wiem, kochanie.
- Chciałam mu jutro powiedzieć, że jesteś jego tatą. A teraz...
- Powiemy mu to, aniołku - obiecał, opierając podbródek na czubku główy Hermiony. Czuł się winny za jego zniknięcie. Wolałby, żeby siedział teraz z nimi i marudził, że nie chce spać.
//~¤~\\
Ściany budynku pomalowane były czerwoną farbą, każde okno miało powybijane szyby, a trawnik wokół domu był nadpalony. Wszystko wyglądało jakby przeżyło wielki pożar, choć w rzeczywistości prawda była zupełnie inna. Harry stojąc przed nim, zastanawiał się jakim cudem, tak piękny i duży dom mógł być opuszczony.
- W środku znaleźliśmy jakąś kartke, ale nikt nie rozumie o co chodzi - oznajmił jeden z aurorów, stając obok niego z kawałkiem papieru w ręce. Z różdżki Pottera świeciło mocne światło, rzucając cienie na okolice. Odebrał od swojego pracownika papier i spojrzał na słowa zapisane na niej lekko pochyłym, szerokim pismem.
W końcu zrozumiesz, że nie można odbierać ludziom marzeń, kiedy twoje dziecko przestanie oddychać.
- Zabierz to do Malfoy'a - poprosił, oddając mężczyźnie kartke. - Znaleźliście ślady Scora? - zapytał z nadzieją w głosie. Obiecał sobie, że znajdzie chłopca i udowodni Hermionie, że mu zależy.
- Rodrigez i Zabini szukają na strychu.
- Dajcie mi znać jak tylko coś znajdziecie - nakazał i odwrócił się w strone swojego samochodu. Wsiadł na miejsce pasażera i sięgnął ręką do schowka. Wyjął z niego swój telefon i wybrał numer osoby, o której myślał od pół godziny.
- Czego chcesz, Potter? - usłyszał rozbawiony głos Theodora w słuchawce. Uśmiechnął się do siebie i zatrzasnął drzwi samochodu, wysiadając z niego.
- Masz czas?
- Teoretycznie. Max nie chce zasnąć, a coś się stało?
- Scor zniknął. Potrzebuje pilnie lokalizacji Weasley'a, a wszyscy moi pracownicy są ze mną.
- Zajmę się tym, tylko mi powiedz kod wewnętrzny - oznajmił. Harry szybko podał mu kod i rozłączył się, żegnając się krótko z przyjacielem. Wszedł do domu i rozejrzał się po pomieszczeniach. Zatrzymał się w kuchni, świecąc różdżką na szafki. Spojrzał do ich wnętrza i po chwili przeklinał głośno na swoich pracowników.
- Blaise - wrzasnął na całe gardło i już po kilku sekundach obok niego stał Zabini z jakąś książką w ręku. - Kto sprawdzał kuchnię?
- Green, jakąś chwile temu - odpowiedział spokojnie, patrząc na bruneta niezrozumiale.
- Ten idiota zabiera godzine z mojego życia -mruknął, podając mężczyźnie fiolke po eliksirze.
- Czy to jest...?
- Tak, cholera. Mamy jakieś dwie godziny, że go znaleźć. Działają po pięciu godzinach. Dwie godziny temu użył magii.
- Oh, cholera. Przecież to jest zakazane.
- Żartujesz? Jakbym nie wiedział. Nie dzwoń do Malfoy'a ani Hermiony.
//~¤~\\
Hermiona od kilku lat nie miała żadnych bezsennych nocy. Kiedy przekręciła się poraz kolejny na bok, zauważyła, że po drugiej stronie łóżka nikt nie leży. Podniosła się z miejsca i wyszła z sypialni. Widziała delikatne smugi światła z tarasu. Stanęła w drzwiach ogrodowych i spojrzała na Dracona, siedzącego na bujanej ławce. Przeglądał coś w tablecie, notując w swoim notesie. Jego różdżka rzucała delikatne światło na jego profil, a Hermiona mogła zobaczyć długą bliznę na jego policzku. Podeszła do niego cicho i nachyliła nad jego ramieniem. Obrócił głowę w jej strone i złączył ich usta, poruszając delikatnie swoimi wargami. Dotknęła jego policzka, oddając  pocałunek. Mruknął nisko, kiedy wplątała palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za końcówki.
- Mam coś - oznajmił, kiedy oderwał się od kobiety. Hermiona zaciekawiona usiadła obok niego i spojrzała na tablet, który podał jej blondyn. Widniała na niej mapa z zaznaczonymi punktami. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że dałem mu wtedy mój telefon?
- Tak, tylko był rozładowany.
- Ma to do siebie, że po kilku godzinach włącza się na kilkanaście minut i wysyła sygnał do mojego laptopa. Miałem tendencje do gubienia telefonów i kupowałem te, które łatwo namierzyć.
- Do rzeczy. Opowiesz mi to potem.
- Scor jest w jednej z moich rezydencji - stwierdził pewnie, patrząc na zszokowaną Hermione z szerokim uśmiechem. - Tam gdzie cie kiedyś zabrałem - dodał po chwili, marszcząc brwi.
- Powinniśmy zadzwonić do Harry'ego i tam jechać.
- To za daleko. Musimy się teleportować - oznajmił, spoglądając na zdenerwowana kobiete niepewnie. Skinęła głową, łapiąc jego rękę i pozwalając aby teleportował ich w odpowiednie miejsce. Po chwili stanęli przed ogromnym dworem. Ogródek porośnięty był wysoka trawą, tuż przy drzwiach stał stół, dookoła którego rozłożone zostały krzesła. Draco rozglądał się po okolicy, szukając oznak życia. Nigdzie jednak nikogo nie było, podczas kiedy to miejsce zawsze tętniło życiem. Hermina przytuliła się do jego boku, idąc obok niego w stronę bramy. Pamiętała dokładnie dzień, w którym pierwszy raz pokazał jej ten dom. Dotknął różdżką bramy, która otworzyła się pod wpływem jego magii.
- A jeśli się mylisz? – szepnęła, kiedy stali przed drzwiami. Draco uśmiechnął się blado i otworzył drzwi. Skinął dłonią dając jej znać, aby została na zewnątrz, jednak ona nie zamierzała go słuchać. Weszła zaraz za nim, potykając się o podwinięty dywan. Malfoy obejrzał się przez ramie i przewrócił oczami, widząc jej poczynania. Westchnął cicho i wyszeptał jakieś zaklęcia, którego Hermiona nie rozumiała. Maleńka, niebieska iskierka pojawiła się tuż przy różdżce blondyna. Mężczyzna szybkim krokiem skierował się po schodach na drugie piętro. Mruknął ciche przekleństwo widząc rozbity wazon, należący do jego matki. Hermina patrzyła na napięte mięśnie na jego plecach, idąc ostrożnie za nim. Stanął przed ostatnimi drzwiami, gdzie zamiast klamki znajdował się kod szyfrowy. Szatynka patrzyła jak wbija szybko liczby 0908. Patrzyła zaskoczona na niego, marszcząc brwi.
- No co? – zapytał, wzruszając ramionami.
- Czemu 0908?
- Nie wiem, tak jakoś. Coś się stało?
- Scor urodził się dziewiątego sierpnia – odpowiedziała, łapiąc jego dłoń i splatając ich palce. Weszli do pomieszczenia, gdzie znajdowało się kilka par drzwi. Otworzył najbliższe i westchnął cicho, widząc drobne ciałko, śpiącego blondyna. Na kolanach chłopca leżał  biały husky. Jego niebieskie oczy pozostawały otwarte i czujne na najdrobniejszy ruch. Widząc Dracona, zamerdał wesoło ogonem i podniósł się. Podbiegł do Hermiony i skoczył przednimi łapami na jej klatkę piersiowa.
- Lexi, wystarczy – zaśmiał się, widząc minę kobiety. Pies od razu odszedł od kobiety i stanął przed nim, machając ogonem. Hermina patrzyła jak blondyn kuca przed psem i głaszcze jego pysk, uśmiechając się delikatnie do zwierzęcia. – Jesteś najlepsza, wiesz? – szepnął czule, przytulając do siebie Lexi. Podniósł się i podszedł do pufy, na której spał chłopiec. Pufa miała kształt piłki do nogi i była ogromnych rozmiarów, mogąca pomieścić dorosłego człowieka. Wziął na ręce chłopca i odgarnął z jego czoła pojedyncze kosmyki włosów.
- Draco – szepnął, otwierając swoje powieki. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko do blondyna. – Mamo, ja chcę takiego pieska – oznajmił, tuląc się do ramion Dracona.
- Jest twoja, kochanie – odpowiedział Malfoy, przesuwając uspokajająco dłonią po plecach chłopca. I sam nie był pewny czy robił to, aby uspokoić siebie czy jego.
- Naprawdę? Mogę ją zabrać do domu?
- Jak tylko mama się zgodzi.
- Zgodzisz się, prawda? – zapytał cicho Scorpius, patrząc na kobiete błagalnym wzrokiem.
- Ale pies to duża odpowiedzialność – mruknęła, zerkając na wesołą suczke, kręcącą się wokół jej nóg.
- Ale mamo…
- Niech ci będzie – skapitulowała, głaszcząc Lexi po głowie, kiedy usiadła obok nich. – A ty musisz mi to wszystko wyjaśnić – dodała. Patrząc na Draco. Mężczyzna skinął głową i usiadł na jednym z foteli.
- Drzwi do tego pokoju otwierają się tylko za pomocą kodu, albo kiedy Lexi zaszczeka na nie. Nie wpuszcza tu nikogo, kto może jej coś zrobić, a kiedy zjawił się tu Scor musiała zablokować te drzwi i wejść mogłem tylko ja. Wiem dokładnie, kiedy się otwierają, ale nie sądziłem, że to może być tak istotne. Dom jest zaklęty i chroni mnie i osoby, który… no wiesz. Będzie chronił ciebie i Alice, bo ja tego chcę. A Scora chroni, bo musi. Kiedy ktoś zamykał drzwi zaklęciami, one otwierały się po jakimś czasie. Nic nie może się tu stać.
- To coś jak azyl – stwierdziła cicho, patrząc uważnie na blondyna. Malfoy skinął głową, przeczesując włosy palcami. – Jak  długo…?
- Przed wojną go kupiłem. Byłaś pierwszą osobą, którą do niego wprowadziłem. Są tylko dwie osoby zdolne do przebicia się przez zaklęcia. Mój ojciec i Weasley. 

//~^^~//
Dobry wieczór! Jak wam mijają wakacje? Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Następny pojawi się dopiero 20, ponieważ wyjeżdżam i nie mam pewności jak tam z internetem i chciałabym też odpocząć.
Pozdrawiam, Alex_x.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 2.9.

Poranki zawsze były najgorsze. Budzenie się samemu w łóżku tuż przed budzikiem i patrzenie jak wskazówka przesuwa się wolno na godzinę siódmą rano. Wstanie z łóżka było jakby spełnieniem marzeń. Hermiona nienawidziła poranków. Nie żeby uwielbiała pozostałe części dnia. Jedynym momentem, który naprawe lubiała była chwila spędzona ze Scorpiusem tuż przed położeniem go spać i po powrocie z pracy. Zchodząc na dół przeklinała siebie za bycie tak okropną. Jednak nie potrafiła pokonać w sobie wszystkich niepewności, jakie rodziły się w niej w związki z Draconem. 
- Hej - mruknął Malfoy, odwracając się w jej kierunku, kiedy zeszła do kuchni. Stał przy blacie i opierał się o niego dłońmi. Uśmiechnął się do niej szeroko, patrząc jednak niepewnie. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ciało. Przez kilka ostatnich dni zdążyła już przywyknąć na nowo do jego obecności i tak bardzo nie chciała go stracić. 
- Przepraszam - szepnęła, wspinając się na palce, aby pocałować blondyna w usta. Draco odwrócił głowe w strone drzwi, słysząc ogłos stópek, niedaleko kuchni. Objął szatynke w tali i cmoknął ją szybko w usta, zanim Scorpius zdąrzył wejść do kuchni. Uśmiechnął się delikatnie do Hermiony i posadził ją na wysokim krześle przy wyspie kuchennej. Po chwili naprzeciwko niej usiadł Scorpius, przecierając zaspane oczy. Draco postawił przed kobietą kubek z kawą, a przed chłopcem kakao. 
- Co powiecie na Wesołe Miasteczko jutro? - zapytał Malfoy, podając Scorpiusowi miskę z płatkami. Chłopiec gwałtownie pokiwał głową, uśmiechając się do blondyna szeroko.

//~¤~\\
Harry wyszedł z treningu pół godziny później niż zawsze. Z dwa razy większą liczbą siniaków i trzy razy bardziej zdenerwowany niż zawsze. Zarzucił sportową torbę na ramie i ruszył w strone swojego samochodu. Warknął, wściekle kopiąc w kamień na drodze. Spojrzał w strone swojego Audi i warknął ponownie, widząc jak o jego maske opiera się Blaise. Podszedł do niego i skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na niego wyczekująco.
- Pokłóciłem się z Ginny - oznajmił, zagryzając wargę Zabini. Harry westchnął cicho i otworzył drzwi samochodu od strony pasażera. Wsiadł do środka i skinął na przyjaciela. Poczuł jak jego telefon wibruje w jego kieszeni. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Zmarszczył brwi, widząc zdjęcie Ginny. 
- Co się stało? - zapytał szybko, słysząc jak rudowłosa płacze do słuchwaki. 
- Przyjedź do mnie - poprosiła cicho. 
- Za piętnaście minut będę - obiecał, patrząc uważnie na Blaise'a. Ginny rozłączyła, szepcząc ciche dziękuje. Uruchomił silnik samochodu i wyjechał z parkingu. Po kilku minutach zaparkował przed domem Blaise'a i Ginny. Zabini machnął na niego ręką i rozparł się na siedzeniu. Harry wysiadł i podbiegł do drzwi domu. Zapukał cicho i wszedł do środka. Ginny siedziała w salonie, przytulając do siebie dużego misia z kokardą na szyi. Podszedł do kanapy i objął kobietę. 
- Blaise mnie zdradził - szepnęła w jego koszulke, szlochając cicho. 
- Kiedy?
- Nie wiem. Ma dziecko z żoną Malfoy'a. Mówił, że mu na mnie zależy. Dlaczego ja mam takiego pecha do facetów? - zaszlochała, wtulając się w ramiona Harry'ego. Mężczyzna cmoknął ją w czubek głowy i westchnął cicho. - Blaise powiedział, że wcale tego nie żałuje. 
- Nie żałuje czego?
- Że mnie okłamywał. 
- Alice urodziła się dwa miesiące po tym jak zaczęliście się spotykać. 
- Ale...
- Przysięgam, urodziła się w grudniu. Blaise nigdy cie nie zdradził.
- Tak, tylko gdyby to chodziło o nasze dziecko, też by tak postąpił. 
- Próbowałaś z nim rozmawiać? 
- Nie, i nie zamierzam. Przekaż mu, że jak chce to niech wraca do domu, ale ma się do mnie nie odzywać - oznajmiła i starła łzy z policzków. Podniosła się z miejsca, zabierając koc z oparcia kanapy. Zostaławiła Harry'ego samego, kierując się do swojej sypialni. Potter westchnął cicho, kręcąc zrezygnowany na upartość jego przyjaciół.

//~¤~\\
Draco wpisał kod w windzie i oparł się plecami o barierke. Jęknął cicho, czując wibracje swojego telefonu, którego nie wypuścił z rąk od samego rana. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na wyświetlacz. 
- Czego chcesz, Blaise? - warknął do słuchawki. 
- Możesz być czasem milszy - usłyszał cichy, kobiecy głos. Zmarszczył brwi zaskoczony.
- Ginny? 
- Brawo, bystrzachu. Masz czas?
- Nie zbyt, do wieczora jestem zawalony spotkaniami. 
- To zajmie tylko pięć minut - nalegała. 
- Możesz przyjechać do mojej firmy po czternastej? 
- Jest szesnasta, Draco - zaśmiała się kobieta. Malfoy spojrzał na swój zegarek i ze złością stwierdził, że od dwudziestu minut wciąż jest trzynasta piętnaście. 
- Za godzinę?
- Wyślij mi adres - poprosiła i, żegnając się, rozłączyła. Draco szybko wysłał SMS z adresem swojej firmy i wysiadł z windy, zmierzając od razu do sali konferencyjnej. Uśmiechnął się lekko do kobiety, siedzącej przy długim, szklanym stole. Zajął miejsce naprzeciwko niej i wyjął z teczki dokumenty. 
- Draco, Draco, długo musiałam na ciebie czekać - oznajmiła brunetka z zielonymi oczami, podkreślonymi delikatnymi kreskami. Jej czerowne usta układały się w delikatny uśmiech, a paznokcie pomalowane czarnym lakierem stukały z powierzchnie stołu. Blondyn zaśmiał się cicho, wertując kartki umowy. 
- Naprawde przepraszam.
- Kim była kobieta, która zbyła mnie rano?
- Hermiona. I wcale cie nie zbyła, tylko przekazała moją wiadomość - oznajmił, uśmiechając się szerzej. 
- Nigdy nie zdarzało ci się takie zachowanie. 
- Pauline, nie znasz mnie wystarczająco długo.
- Zauważyłam. Ładna. 
- Chcesz mi ją zabrać? Woli mnie i nikogo innego. Łapy precz. Zajmij się moim rozwodem, a potem weź sobie Emily. 
- Mam dla ciebie ważną decyzje. 
- Śmiało.
- Emily jest w ciąży, a ty jesteś ojcem - oznajmiła kobieta, zaskakując tym samym mężczyzne, który pił wode ze swojej szklanki. Zachłysnął się wodą i oblał swoją koszule, patrząc na Pauline wielkimi z zaskoczenia oczami. Pauline McArthur była niezaprzeczalnie najlepszym adwokatem, jednak czasami przechodziła samą siebie ze swoimi pomysłami. - Nie rób takiej miny, jakbyś nie wiedział skąd biorą się dzieci. 
- To nie jest zabawne, Pauline. Przecież nikt nie uwierzy jej na słowo. Nie spałem z nią od ponad trzech lat. 
- Jak często ją zdradzałeś?
- Nigdy jej nie zdradziłem. 
- Ta dziewczyna...
- Hermiona nie ma tu nic do rzeczy. Jest kimś więcej niż zwykłą kochanką. 
- Chodzi mi o to, że ona ma dowody twojej zdrady, my nie mamy nic. Ma nawet niepodważalne wyniki badań na ojcostwo waszego nienarodzonego dziecka. 
- Nie... 
- Możesz nie dostać tego rozwodu, póki ona się na niego nie zgodzi. 
- Żartujesz teraz. 
- Przykro mi. Muszę już iść. Jeśli będziesz miał jakieś informacje niezwłocznie mi je przekaż. 
- Tak zrobię - skinął głową. Podniósł się z miejsca, sciskając dłoń kobiety, która posłała mu blady uśmiech. Kiedy tylko Pauline opuściła pomieszczenie, Draco wyszedł i skierował się do łazienki w swoim gabinecie. Zamknął szczelnie drzwi i oparł się rękoma o blat przy umywace. Zwiesił głowe w przód, oddychając głęboko. Był pewny swojego, a Emily zwyczajnie musiała go okłamywać. Zbyt często pił, aby być w stanie zrobić jej dziecko. Podniósł wzrok na lusto i zacisnął pięść, poczym uderzył w tafle lustra, zbijając je na maleńkie kawałki. Po jego ręce spłynęła krew, kapiąc do umywalki. Zacisnął powieki, słysząc pukanie do drzwi. 
- Panie Malfoy, pani Zabini do pana - usłyszał głos swojej sekretarki i przeklnął cicho. Spróbował wyprostować palce, jednak poczuł tylko większy ból, więc przyłożył do poranionych kostek ręczniki papierowe. Wyszedł do swojego gabinetu, gdzie zastał Ginny, siedzącą na kanapie w rogu pomieszczenia. Uśmiechnęła się do niego lekko, kiedy usiadł obok niej, przytulając ją delikanie. Wyciągnęła z tobry brązową koperte i podała ją blondynowi. Zaskoczony otworzył ją i wyjął z niej kilka kartek. 
- Skąd to masz? - zapytał, patrząc na wynik testów. 
- Z dokumentów Blaise'a. Znalazła je dzisiaj, kiedy prosił mnie o jakieś papiery do pracy. 
- Wiedział od początku - mruknął do siebie, podnosząc się z miejsca. Wygrzebał z szuflady biurka kluczyki do swojego samochodu i zabrał z krzesła swoją marynarke. 
- Odwiozę cie do domu, okey? - zapytał Ginny, patrząc uważnie na kobiete. 
- Będę wdzięczna. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś - oznajmił, wychodząc z gabinetu zaraz za rudowłosą.

//~¤~\\
Hermiona spojrzała z uśmiechem na małego Liama, bawiącego się swoim ulubionym misiem. Na kanapie w salonie siedziała Margaret i Scorpius, oglądając bajki, a ona mogła poświęcić więcej czasu dla swojego rocznego bratanka. Dochodziła ósma wieczorem, a jej brat obiecał odebrać dzieci przed dziewiątą, choć jego synek chodził spać znacznie wcześniej i teraz ziewał, marudząc cicho. Wzięła go na ręce i wstała z bujanej ławki w jej ogródku. 
- Ukrywasz przede mną coś jeszcze? - usłyszała rozbawiony głos Dracona tuż za swoimi plecami, kiedy szła do domu. Obróciła się i dostrzegła go, uśmiechającego się w jej kierunku. - Chociaż wiesz, taki widok jest najlepszym jaki widziałem. W sumie ten maluch powinien mieć blond włoski i moje oczy, ale i tak jest cudowny. 
- Jesteś beznadziejny - oznajmiła cicho, kiedy podszedł do niej. Nachylił się nad nią, puszczając jednocześnie oczko. Cmoknął ją w usta, uśmiechając się, kiedy oddała jego pocałunek.
- A tak szczerze, to czyj to bobas?
- Matta i twojej siostry. Liam, poznaj swojego pokręconego wujka - zaśmiała się, widząc minę mężczyzny. 
- Jesteś strasznie zabawna - sarknął, wchodząc do salonu. Zobaczył Margaret, biegnącą w jego strone i uśmiechnął się szeroko. 
- Wujek! - zawołała z uśmiechem, rzucając się mu na szyje, kiedy tylko kucnął przed nią. 
- Aleś ty wyrosła, Meggie - mruknął z podziwem. Kątem oka dostrzegł jak Scorpius wychodzi z pokoju przytulając do siebie swojego smoczka. Cmoknął dziewczynke w czubek głowy i podniósł się. - Zaraz wracam - rzucił do Margaret i Hermiony, wychodząc do pokoju Scorpiusa. Nienawidził kiedy jego chłopiec był chociaż smutny, a już szczególnie z jego powodu.

//~¤~\\
Dobry wieczór! Przepraszam Was serdecznie za tak długą przerwę, jednak na początku czerwca zaczęłam prace i nie miałam zwyczajnie sił na pisanie rozdziałów, bo musiałam jeszcze pogodzić to ze szkołą, ale teraz postaram się to naprawić. Nie stawiam konkretnego terminu dla nowych rozdziałów, jednak myślę, że będą one publikowane co dwa tygodnie. 
Pozdrawiam,
Alex_x.