niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 2.11

Hermiona usiadła na kanapie, patrząc jak jej syn bawi się klockami razem z Draconem. Obok nich leżała Lexi. Zdawała się pilnować chłopca na każdym kroku. Odkąd tylko wysiedli z samochodu, nie opuszczała go nawet na krok. Kiedy tylko ktoś się do niego zbliżał zaczynała warczeć. Nawet na nią. Tylko Draco miał prawo podejść do niego czy przytulić. Miała wrażenie jakby suczka chciała zabrać jej syna. Wydawało jej się to tak śmieszne, jednak gdzieś w głębi czuła lekkie obawy. Mimo iż była już druga w nocy, żadne z nich nie chciało iść spać. Wiedziała, że Scorpius szybko nie zaśnie, a ona nie miała serca, żeby kazać mu kłaść się do łóżka.
- Hej, skarbie, możesz zadzwonić do Blaise'a? - zapytał Draco, patrząc na nią uważnie. Skinęła lekko głową i odebrała od mężczyzny jego telefon. Uśmiechnął się do niej delikatnie, co odwzajemniła, choć nie było to tak łatwe. Nie miała ochoty na uśmiech. Miała przy sobie syna, mężczyznę, którego kochała, jednak wiedziała, że on nigdy nie będzie jej. Miał żonę i to ją denerwowało.
- Hej, Blaise? - mruknęła do słuchawki, kiedy tylko ktoś odebrał.
- Hermiona? - usłyszała głos Harry'ego. - Nie mamy teraz zbyt czasu...
- Scor się znalazł - przerwała. Słyszała jak Potter wciąga powietrze i woła Blaise'a.
- Znalazł się - oznajmił i wiedziała, że nie mówił tego do niej.
- Daj mi Draco - nakazał Blaise. Szatynka westchnęła cicho i podała telefon Malfoy'owi.
- Co jest? - rzucił do słuchawki, kładąc telefon na kolanie i włączając tryb głośnomówiący. Scorpius wciskał mu do rąk kolejne klocki, chcąc aby zbudowali najwyższy budynek.
- Musisz podać Scorowi eliksir pobudzający i nie pozwól mu zasypiać. Za chwile ktoś...
- Nie, Blaise, wyjaśnij mi o co ci chodzi.
- Weasley podał mu eliksir usypiający z tojadem - wyjaśnił. Draco spojrzał przerażony na Hermione i rzucił się do przodu. Złapał szlochającego chłopca za ramiona i posadził na swoich kolanach, zrzucając z nich telefon. Otworzył ostrożnie oczy Scorpiusa i przyjrzał się jego źrenicą.
- Czy ktoś dał ci coś do picia? - zapytał cicho, ujmując jego twarz w dłonie. Blondyn skinął głową i objął dłońmi nadgarstki Dracona. - Pamiętasz tego smak?
- Gorzkie, trochę takie cytrynowe - szepnął, przenosząc swój wzrok na Hermione, która usiadła obok nich. Postawiła obok szklane z colą i dotknęła czoła syna.
- Draco - odezwał się Blaise, o którym mężczyzna zupełnie już zapomniał. - Harry dzwoni po twoją siostrę, musicie tylko przypilnować, żeby nie zasnął.
- Minęła więcej niż trzy godziny - przypomniała Hermiona, czytając etykiety eliksirów. - Ile tego mu podał?
- Znaleźliśmy pół fiolki.
- Masz ją?
- Mam.
- Przeczytaj mi stosunek składu.
- Trzy do dwóch - odpowiedział. Hermiona spojrzała zaskoczona na syna i wlała do coli fiolkę jakiegoś eliksiru.
- Wypij to całe - poprosiła, podając chłopcu szklankę. Draco patrzył na nią niepewnie, dopóki nie posłała mu lekkiego uśmiechu i poklepała po ramieniu.
- Twoja siostra przyjedzie za jakieś pół godziny, tylko obudzi Matta - oznajmił Blaise, po czym rozłączył się, krzycząc coś do aurorów. Scorpius patrzył na Draco zapłakanym wzrokiem, wciąż trzymając jedną ręką jego przedramię.
- Nie umrę, prawda? - zapytał cicho. Malfoy oparł czoło o jego i uśmiechnął się delikatnie.
- Nigdy nie pozwolę, żebyś umarł - wyszeptał. Scorpius przymknął powieki, uśmiechając się szeroko, kiedy mężczyzna pstryknął go w nos.
- Kocham cie.
- Ja ciebie też - odpowiedział. Poczuł jak Hermiona przesuwa dłonią po jego plecach i wstaje z podłogi. Nachyliła się nad chłopcem i wyszeptała mu coś do ucha, tak cicho, że Draco nie był wstanie tego usłyszeć. Szatynka pocałowała go w czubek głowy i wyszła do kuchni, podczas gdy on uśmiechał się najszerzej jak tylko potrafił. Czuł, że właśnie przy niej potrafi zbudować prawdziwy dom. I tego właśnie chciał.
- Pooglądamy Spongeboba? - zapytał Scorpius, podnosząc się z jego kolan. Wyciągnął do niego dłoń, chcąc aby położył się na kanapie, a kiedy już to zrobił wdrapał się na jego brzuch i położył na nim, opierając podbródek na swoich splecionych dłoniach.
- Nie za wygodnie? - zaśmiał się, obejmując chłopca i całując jego policzek. Włączył telewizor i ustawił kanał, gdzie aktualnie leciała ulubiona bajka blondyna.
Hermiona chowała ostatnie tabletki do pudełka, gdzie trzymała wszystkie lekarstwa, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyszła do holu i zapaliła światło. Obok niej zjawiła się Lexi, warcząc cicho. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się widząc Angelice. Mimo tak później godziny miała już idealny makijaż. Ubrana w zwykłe czarne rurki i białą koszulkę na krótki rękaw wyglądała jak nastolatka, a nie dwudziesto-siedmioletnia kobieta. Poprowadziła ją do salonu, gdzie na kapanie leżał Draco za Scorpiusem na swoim brzuchu. Obaj mieli zamknięte oczy i oddychali miarowo, co oznaczało, że śpią.  Blondynka stanęła gwałtownie, patrząc z niedowierzaniem na Dracona. A Hermiona przypomniała sobie jak wiele osób wciąż sądzi, że Malfoy nie żyje.
- Blaise i Harry zabrali mu wspomnienia i wysłali do Stanów, a nam wmówili, że nie żyje - wyjaśniła krótko, uśmiechając się delikatnie.
- Jak długo wiesz, że...?
- Miesiąc. Przepraszam, wiem, że powinnam ci powiedzieć, ale wyleciało mi z głowy, kiedy się zjawił znowu.
- W porządku. Podałaś Scorowi jakiś eliksir?
- Odtruwający, pół fiolki.
- Świetnie, nie powinno mu nic być. Szczególnie, że ten eliksir nie był zbyt mocny. Rzucę zaklęcie diagnozujące i po sprawie. Nawet nie wiem czemu Blaise mnie ściągał. Sama sobie byś poradziła - oznajmiła i szybko rzuciła zaklęcie. - Jest w porządku. Nic mu nie będzie - stwierdziła i uśmiechnęła się ciepło do szatynki.
- Chcesz coś do picia? - zapytała cicho Hermiona, przywołując koc ze swojej sypialni. Przykryła nim Dracona i Scorpiusa, odgarniając z czoła mężczyzny przydługie kosmyki włosów.
- Nie, dziękuje, muszę wracać do domu. Matt pewnie śpi, a Lee ostatnio nie umie spać - odpowiedziała, po czym pożegnała się z Hermioną i teleportowała do siebie. Kobieta westchnęła cicho i skierowała się w stronę schodów. Jednak wiedziała, że kanapa jest na tyle niewygodna, że rano Draco będzie miał problem z normalnym funkcjonowaniem. Kucnęła przy kanapie i pogłaskała go po policzku, uśmiechając się lekko, kiedy wtulił go w jej dłoń.
- Draco - szepnęła do jego ucha, wiedząc, że to na pewno go obudzi. Mruknął cicho i uchylił powieki.
- Daj spać, kobieto - poprosił cicho, naciągając koc mocniej na siebie i chłopca.
- Chodź do łóżka.
- Proponujesz mi coś? - wymruczał, podnosząc się delikatnie z kanapy i uważając aby nie obudzić Scorpiusa. Skierował się do jego pokoju i ułożył uważnie na łóżku. Chłopiec przytulił do siebie pluszowego smoczka i mruknął cicho, kiedy Draco pocałował go w czoło.
- Dobranoc, tato - usłyszał jego senny głos, kiedy zamykał drzwi, wychodząc z pokoju.
- Dobranoc, kochanie - odpowiedział, uśmiechając się do chłopca, który podniósł głowę, odzywając się do niego. Posłał mu szeroki uśmiech i położył się z powrotem. Draco wszedł szybko do sypialni Hermiony, jednak kobieta zamknęła się w łazience, biorąc prysznic. Przeczesał swoje przydługie włosy i wszedł do łazienki. Uśmiechnął się do siebie zamykając drzwi kabiny i całując nagie ramie szatynki.
//~¤~\\
Harry przekręcił się na drugi bok, próbując zasnąć, jednak od kilku godzin nie potrafił. Na dworze robiło się powoli jasno, a zegar jego budzika wskazywał czwartą szesnaście.  Przytulił do siebie poduszkę, zaciskając powieki. Zapadając w krótki sen, poczuł na swoim czole delikatny pocałunek i muśnięcie czyjeś dłoni na swoim nagim torsie. Mruknął cicho, marszcząc nos na delikatne łaskotanie długich włosów. Wciągnął do płuc tak dobrze znany mu zapach ulubiony zapach perfum Pansy i swoich własnych, utrzymujący się na jego koszulce, w której zawsze spała.
Siedział na trawie, pijąc whisky wprost z butelki. Blaise, zajmujący miejsce obok niego, odchylał głowę w tył, cicho mrucząc. Księżyc na niebie rzucał na nich delikatnie światło. Siedzieli na błoniach Hogwartu, obserwując gwiazdy. - Wiesz, że to był najgorszy pomysł? - zapytał lekko pijanym głosem, patrząc na Zabiniego z mgiełką w oczach. - Wiesz, że był najlepszy - odpowiedział, klepiąc go po plecach. - Ale Malfoy ją kochał. Hermiona jest teraz w ciąży i to dziecko... - Nie powinno się urodzić. - Jak możesz tak mówić o dziecku twojego przyjaciela? - zapytał cicho, kręcąc głową. - To był znakomity pomysł i ty o tym wiesz. - Ona mnie znienawidzi jak tylko się dowie. - Przesadzasz - mruknął lekceważąco i poklepał go ponownie po plecach. 

Siedząc na błoniach Hogwartu zawsze czuł błogi spokój. Od zawsze było to jedyne miejsce, w które przychodził, chcąc pomyśleć czy uspokoić się. Jednak patrząc na postać dziewczyny nie czuł spokoju. Ogarniało go przerażenie. Czuł jak sztywnieją mu nogi, a serce przyspiesza rytmu. Pansy pochylała się nad nim, przyciskając usta ostatni raz do jego warg w delikatnym pocałunku. Odeszła od niego, zostawiając za sobą tylko zapach jej perfum i jego proszku do prania.
Obudził się gwałtownie, przytulając policzek do brzucha Pansy. Westchnął cicho, kiedy kobieta przebiegła palcami przez jego włosy, dotykając delikatnie jego policzka. Podniósł głowę i uśmiechnął się blado, widząc uśmiech brunetki. Podciągnął się do góry i pocałował delikatnie jej usta.
- Zostań ze mną - szepnął, opierając czoło o jej bark, wciąż mając zamknięte oczy.
- Nigdzie się nie wybieram, Harry - odpowiedziała, starając się podnieść głowę Pottera, aby na niego spojrzeć. Jednak zamiast tego poczuła na swoim dekolcie jego łzy. - Harry, co jest?
- Miałem zły sen. Zostawiłaś mnie i nie mogłem z tym nic zrobić. A to tak boli - wyjaśnił, nie przestając płakać. Pierwszy raz od dawna czuł się bezsilny i to go dobijało. Potrzebował odzyskać kontrole, której mu zabrakło.
- To tylko zły sen. Nie zostawię cie.
- Robiłem okropne rzeczy. Jeszcze w szkole założyłem się z Marcusem, że się z tobą prześpię. Potem zabrałem Scorowi ojca, bo z Blaisem mieliśmy problemy z Emily, potem uciekłem od Ciebie, kiedy chciałaś ode mnie poważnego związku.
- Nie mam ci nic za złe.
- Ale teraz mógłbym mieć syna, który kochałby mnie bez względu na wszystko.
- Przestań, Harry. Masz dopiero dwadzieściacztery lata. Całe życie przed tobą - szepnęła, patrząc uważnie na jego twarz. Pokiwał powoli głową, jednak wiedziała, że próbuje ją oszukać. Uśmiechnął się delikatnie i podniósł z łóżka, ocierając swoje policzki. Wyszedł z pokoju, zabierając wcześniej ubrania z szafy. Pansy westchnęła cicho i wyszła z łóżka. Nienawidziła tego, jak bardzo uparty był  Harry. Zeszła do kuchni, gdzie przy blacie stał Teddy, próbując dosięgnąć szklanki. Podeszła do szafek i wyjęła jedną za szklanek. Podała ją chłopcu, uśmiechając się lekko. 
- Dziękuję - mruknął, przecierając oczy. Usiadł przy wyspie kuchennej i nalał do szklanki soku. - Gdzie tata? - zapytał cicho, patrząc uważnie na kobietę.
- W łazience, zaraz zejdzie - odpowiedziała, siadając naprzeciwko niego z kubkiem kawy. Od kiedy tylko zamieszkała z Harrym, Teddy był dla niej opryskliwy. Traktował ją jak największe zło na świecie. Harry zszedł po kilku minutach, ubrany w czarne rurki i białą koszule. Pocałował chłopca w głowę i uśmiechnął się do niego.
- Tato? - odezwał się Teddy, kiedy Harry odszedł do blatu.
- Mhm?
- Pójdziemy do cioci?
- Nie mogę dzisiaj. Mam za dużo pracy - stwierdził, posyłając mu przepraszający uśmiech.
- Ale obiecałeś - zawołał oburzony.
- Teddy, mam prace. Musisz to zrozumieć - oznajmił spokojnie.
- Gdyby ona czegoś od ciebie chciała, to byś to zrobił - krzyknął i wybiegł z kuchni. Harry westchnął cicho i usiadł obok Pansy.
- Chyba lepiej, żebym się wyprowadziła - stwierdziła, unikając jego wzroku.
- Hej, jeszcze chwile temu mówiłaś, że mnie nie zostawisz, a teraz...
- Ale Teddy mnie tu nie chce. Poza tym wcale cie nie zostawiam.
- Oh, serio? Będziesz się przejmowała tym, że sześciolatek ma swoje humorki?
- Tak byłoby lepiej - stwierdziła, posyłając mu blady uśmiech i podnosząc się ze swojego miejsca. Pocałowała go delikatnie w usta i wyszła z pomieszczenia. Chciała tylko dobrze dla swojego ukochanego.

 ~~`^`~~
Dzień dobry. Jak tam weekend? Przepraszam, że tak późno. Następny postaram się dodać do soboty. 
Pozdrawiam, Alex_x.

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 2.10

Słońce powoli zachodziło nad miastem, a upał wciąż dawał się we znaki. Blaise siedział na ławce, bawiąc się swoją obrączką. Co chwila spoglądał na swój zegarek, widniejący na jego lewym nadgarstku.
- Przejdźmy się - usłyszał spokojny głos Dracona tuż obok siebie i obrócił szybko w jego kierunku głowe. Blondyn stał obok niego w czarnych szortach do kolan i białej koszulce z dekoltem w serek. Na nosie miał standardowe Ray-Bany Wayfarer. Patrzył na blondwłosego chłopca i swoją córke, biegających po parku.
- Draco... - zaczął, podnosząc się z miejsca.
- Chodź - ponaglił go blondyn, ruszając dróżką. - Mów, po co chciałeś się ze mną zobaczyć poza firmą.
- Alice...
- Coś poza Alice? Wiem wszystko o mojej rodzinie.
- Ona jest moją córką.
- Wiem. Powiedz jej o tym.
- Draco, przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie. Mam gdzieś twoje przeprosiny. Wychowywałem twoje dziecko przez ponad pięć lat, kiedy mój syn sądził, że nie żyję.
- Nie wiedzieliśmy, że...
- Chrzanisz! Potter doskonale wiedział. Był pierwszą osobą, do której Hermiona poszła, kiedy tylko się dowiedziała. Ale wyjaśnij mi czemu.
- Twój ojciec nie chciał...
- Mój ojciec? Jaki ty miałeś w tym cel? -  warknął, stając naprzeciwko niego.
- Emily chciała powiedzieć Ginny o Alice. Nie miałem wyboru.
- Kiedy urodzi się dziecko też wybierzesz kobiete?
- Draco, błagam...
- Daj spokój. Emily powiedziała Alice prawde. Jeśli chcesz się z nią widywać, uzgodnij to z nią - oznajmił. Szedł przed siebie, z rękoma w kieszeniach. - Alice, kochanie - zawołał, kiedy usiedli przy placu zabaw, na którym bawiła się dziewczynka ze Scorpiusem. Po chwili przed nim pojawiła się blondynka. - Pamiętasz Blaise'a? - zapytał, wyciągając w jej strone ręce. Wdrapała się na jego kolana i pokiwała głową. - Blaise jest twoim tatą - powiedział delikatnie.
- A ty będziesz teraz moim wujkiem?
- Tak, skarbie - przytulił ją do siebie delikatnie i spojrzał w strone Zabiniego. Po chwili Alice wyciągnęła w jego strone ręce i spojrzała wyczekująco.
- Też mnie będziesz kochać, jak Draco? - zapytała, kiedy Blaise przytulił ją do siebie.
- Oczywiście - odpowiedział. Draco podniósł się z miejsca i spojrzał w strone placu zabaw, gdzie powinien bawić się Scorpius. Zmarszczył brwi, kiedy nigdzie go nie zauważył.
- Scor - zawołał. Chłopiec nigdy nie znikał mu z oczu. Zawsze był blisko, żeby się nie zgubić. Rozejrzał się wokół i przeczesał włosy. - Nie rób mi tego, stary - szepnął do siebie, ruszając dróżką w strone wyjścia z parku. Po chwili dogonił go Blaise z Alice na rękach.
- Gdzie...?
- Nie wiem, do cholery. Hermiona mnie zabije, jeśli go zgubiłem - warknął, wyjmując telefon. Spojrzał na wyświetlacz, gdzie widniała wiadomość o trzech nieodebranych wiadomościach od Hermiony. Wybrał jej numer i przyłożył telefon do ucha.
- Błagam, powiedz, że Scor jest z tobą - usłyszał niemal od razu jej zapłakany głos.
- Nie - szepnął, zagryzając warge.
- Dzwoniła moja mama i widziała chłopca podobnego do Scora z jakimś facetem. Zabiję cie jeśli mojemu dziecko coś się stanie - zagroziła warcząc do słuchawki.
- To też moje dziecko - przypomniał cicho.
- Wsiadał do jakiegoś samochodu. Harry sprawdzi nagrania z monitoringu z tej ulicy.
- Wsadzę mu jakiś lokalizator do... nieważne.
- Draco, on musi się znaleźć.
- Popytam w parku i okolicy. Znajdę go, kochanie. Nie martw się, okey?
- Ale on się pewnie boi.
- Znajdę go - obiecał, poc zym rozłączył się.
//~¤~\\
Hermiona weszła do domu pare minut po dwudziestej drugiej, ściskając w dłoniach jakieś zdjęcia. Rzuciła je na komode, po czym ściągnęła ze stóp tenisówki. Weszła do salonu, gdzie przy drzwiach ogrodowych stał Draco z telefonem zablokowanym między uchem a ramieniem. W ręku ściskał tablet, szukając czegoś zaciekle.
- Nie obchodzi mnie to, cholera. Masz go znaleźć, już - warknął, nie podnosząc wzroku z tableta. - Zapłacę dwa razy więcej niż ten koleś, tylko znajdź mojego syna... Nie, Scott, błagam - szepnął, opierając czoło o szybę drzwi ogrodowych. - Przesłałem ci wszystko co mam... Wiem, ale on ma tylko pięć lat... Załatwię to, dzięki - rzucił i rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni i obrócił się w strone Hermiony. Podszedł do niej szybko, rzucając tablet na kanape. Dotknął jej policzków i przycisnął usta do jej czoła.
- Przepraszam, to moja wina - szepnął.
- Scor wysadził jakiś budynek. Harry wysłał tam kogoś. Kazał mi wrócić do domu.
- Musisz odpocząć. Blaise pojechał z aurorami. Od razu mi zadzwoni.
- On się musi bardzo bać.
- Wiem, kochanie.
- Chciałam mu jutro powiedzieć, że jesteś jego tatą. A teraz...
- Powiemy mu to, aniołku - obiecał, opierając podbródek na czubku główy Hermiony. Czuł się winny za jego zniknięcie. Wolałby, żeby siedział teraz z nimi i marudził, że nie chce spać.
//~¤~\\
Ściany budynku pomalowane były czerwoną farbą, każde okno miało powybijane szyby, a trawnik wokół domu był nadpalony. Wszystko wyglądało jakby przeżyło wielki pożar, choć w rzeczywistości prawda była zupełnie inna. Harry stojąc przed nim, zastanawiał się jakim cudem, tak piękny i duży dom mógł być opuszczony.
- W środku znaleźliśmy jakąś kartke, ale nikt nie rozumie o co chodzi - oznajmił jeden z aurorów, stając obok niego z kawałkiem papieru w ręce. Z różdżki Pottera świeciło mocne światło, rzucając cienie na okolice. Odebrał od swojego pracownika papier i spojrzał na słowa zapisane na niej lekko pochyłym, szerokim pismem.
W końcu zrozumiesz, że nie można odbierać ludziom marzeń, kiedy twoje dziecko przestanie oddychać.
- Zabierz to do Malfoy'a - poprosił, oddając mężczyźnie kartke. - Znaleźliście ślady Scora? - zapytał z nadzieją w głosie. Obiecał sobie, że znajdzie chłopca i udowodni Hermionie, że mu zależy.
- Rodrigez i Zabini szukają na strychu.
- Dajcie mi znać jak tylko coś znajdziecie - nakazał i odwrócił się w strone swojego samochodu. Wsiadł na miejsce pasażera i sięgnął ręką do schowka. Wyjął z niego swój telefon i wybrał numer osoby, o której myślał od pół godziny.
- Czego chcesz, Potter? - usłyszał rozbawiony głos Theodora w słuchawce. Uśmiechnął się do siebie i zatrzasnął drzwi samochodu, wysiadając z niego.
- Masz czas?
- Teoretycznie. Max nie chce zasnąć, a coś się stało?
- Scor zniknął. Potrzebuje pilnie lokalizacji Weasley'a, a wszyscy moi pracownicy są ze mną.
- Zajmę się tym, tylko mi powiedz kod wewnętrzny - oznajmił. Harry szybko podał mu kod i rozłączył się, żegnając się krótko z przyjacielem. Wszedł do domu i rozejrzał się po pomieszczeniach. Zatrzymał się w kuchni, świecąc różdżką na szafki. Spojrzał do ich wnętrza i po chwili przeklinał głośno na swoich pracowników.
- Blaise - wrzasnął na całe gardło i już po kilku sekundach obok niego stał Zabini z jakąś książką w ręku. - Kto sprawdzał kuchnię?
- Green, jakąś chwile temu - odpowiedział spokojnie, patrząc na bruneta niezrozumiale.
- Ten idiota zabiera godzine z mojego życia -mruknął, podając mężczyźnie fiolke po eliksirze.
- Czy to jest...?
- Tak, cholera. Mamy jakieś dwie godziny, że go znaleźć. Działają po pięciu godzinach. Dwie godziny temu użył magii.
- Oh, cholera. Przecież to jest zakazane.
- Żartujesz? Jakbym nie wiedział. Nie dzwoń do Malfoy'a ani Hermiony.
//~¤~\\
Hermiona od kilku lat nie miała żadnych bezsennych nocy. Kiedy przekręciła się poraz kolejny na bok, zauważyła, że po drugiej stronie łóżka nikt nie leży. Podniosła się z miejsca i wyszła z sypialni. Widziała delikatne smugi światła z tarasu. Stanęła w drzwiach ogrodowych i spojrzała na Dracona, siedzącego na bujanej ławce. Przeglądał coś w tablecie, notując w swoim notesie. Jego różdżka rzucała delikatne światło na jego profil, a Hermiona mogła zobaczyć długą bliznę na jego policzku. Podeszła do niego cicho i nachyliła nad jego ramieniem. Obrócił głowę w jej strone i złączył ich usta, poruszając delikatnie swoimi wargami. Dotknęła jego policzka, oddając  pocałunek. Mruknął nisko, kiedy wplątała palce w jego włosy, ciągnąc delikatnie za końcówki.
- Mam coś - oznajmił, kiedy oderwał się od kobiety. Hermiona zaciekawiona usiadła obok niego i spojrzała na tablet, który podał jej blondyn. Widniała na niej mapa z zaznaczonymi punktami. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że dałem mu wtedy mój telefon?
- Tak, tylko był rozładowany.
- Ma to do siebie, że po kilku godzinach włącza się na kilkanaście minut i wysyła sygnał do mojego laptopa. Miałem tendencje do gubienia telefonów i kupowałem te, które łatwo namierzyć.
- Do rzeczy. Opowiesz mi to potem.
- Scor jest w jednej z moich rezydencji - stwierdził pewnie, patrząc na zszokowaną Hermione z szerokim uśmiechem. - Tam gdzie cie kiedyś zabrałem - dodał po chwili, marszcząc brwi.
- Powinniśmy zadzwonić do Harry'ego i tam jechać.
- To za daleko. Musimy się teleportować - oznajmił, spoglądając na zdenerwowana kobiete niepewnie. Skinęła głową, łapiąc jego rękę i pozwalając aby teleportował ich w odpowiednie miejsce. Po chwili stanęli przed ogromnym dworem. Ogródek porośnięty był wysoka trawą, tuż przy drzwiach stał stół, dookoła którego rozłożone zostały krzesła. Draco rozglądał się po okolicy, szukając oznak życia. Nigdzie jednak nikogo nie było, podczas kiedy to miejsce zawsze tętniło życiem. Hermina przytuliła się do jego boku, idąc obok niego w stronę bramy. Pamiętała dokładnie dzień, w którym pierwszy raz pokazał jej ten dom. Dotknął różdżką bramy, która otworzyła się pod wpływem jego magii.
- A jeśli się mylisz? – szepnęła, kiedy stali przed drzwiami. Draco uśmiechnął się blado i otworzył drzwi. Skinął dłonią dając jej znać, aby została na zewnątrz, jednak ona nie zamierzała go słuchać. Weszła zaraz za nim, potykając się o podwinięty dywan. Malfoy obejrzał się przez ramie i przewrócił oczami, widząc jej poczynania. Westchnął cicho i wyszeptał jakieś zaklęcia, którego Hermiona nie rozumiała. Maleńka, niebieska iskierka pojawiła się tuż przy różdżce blondyna. Mężczyzna szybkim krokiem skierował się po schodach na drugie piętro. Mruknął ciche przekleństwo widząc rozbity wazon, należący do jego matki. Hermina patrzyła na napięte mięśnie na jego plecach, idąc ostrożnie za nim. Stanął przed ostatnimi drzwiami, gdzie zamiast klamki znajdował się kod szyfrowy. Szatynka patrzyła jak wbija szybko liczby 0908. Patrzyła zaskoczona na niego, marszcząc brwi.
- No co? – zapytał, wzruszając ramionami.
- Czemu 0908?
- Nie wiem, tak jakoś. Coś się stało?
- Scor urodził się dziewiątego sierpnia – odpowiedziała, łapiąc jego dłoń i splatając ich palce. Weszli do pomieszczenia, gdzie znajdowało się kilka par drzwi. Otworzył najbliższe i westchnął cicho, widząc drobne ciałko, śpiącego blondyna. Na kolanach chłopca leżał  biały husky. Jego niebieskie oczy pozostawały otwarte i czujne na najdrobniejszy ruch. Widząc Dracona, zamerdał wesoło ogonem i podniósł się. Podbiegł do Hermiony i skoczył przednimi łapami na jej klatkę piersiowa.
- Lexi, wystarczy – zaśmiał się, widząc minę kobiety. Pies od razu odszedł od kobiety i stanął przed nim, machając ogonem. Hermina patrzyła jak blondyn kuca przed psem i głaszcze jego pysk, uśmiechając się delikatnie do zwierzęcia. – Jesteś najlepsza, wiesz? – szepnął czule, przytulając do siebie Lexi. Podniósł się i podszedł do pufy, na której spał chłopiec. Pufa miała kształt piłki do nogi i była ogromnych rozmiarów, mogąca pomieścić dorosłego człowieka. Wziął na ręce chłopca i odgarnął z jego czoła pojedyncze kosmyki włosów.
- Draco – szepnął, otwierając swoje powieki. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko do blondyna. – Mamo, ja chcę takiego pieska – oznajmił, tuląc się do ramion Dracona.
- Jest twoja, kochanie – odpowiedział Malfoy, przesuwając uspokajająco dłonią po plecach chłopca. I sam nie był pewny czy robił to, aby uspokoić siebie czy jego.
- Naprawdę? Mogę ją zabrać do domu?
- Jak tylko mama się zgodzi.
- Zgodzisz się, prawda? – zapytał cicho Scorpius, patrząc na kobiete błagalnym wzrokiem.
- Ale pies to duża odpowiedzialność – mruknęła, zerkając na wesołą suczke, kręcącą się wokół jej nóg.
- Ale mamo…
- Niech ci będzie – skapitulowała, głaszcząc Lexi po głowie, kiedy usiadła obok nich. – A ty musisz mi to wszystko wyjaśnić – dodała. Patrząc na Draco. Mężczyzna skinął głową i usiadł na jednym z foteli.
- Drzwi do tego pokoju otwierają się tylko za pomocą kodu, albo kiedy Lexi zaszczeka na nie. Nie wpuszcza tu nikogo, kto może jej coś zrobić, a kiedy zjawił się tu Scor musiała zablokować te drzwi i wejść mogłem tylko ja. Wiem dokładnie, kiedy się otwierają, ale nie sądziłem, że to może być tak istotne. Dom jest zaklęty i chroni mnie i osoby, który… no wiesz. Będzie chronił ciebie i Alice, bo ja tego chcę. A Scora chroni, bo musi. Kiedy ktoś zamykał drzwi zaklęciami, one otwierały się po jakimś czasie. Nic nie może się tu stać.
- To coś jak azyl – stwierdziła cicho, patrząc uważnie na blondyna. Malfoy skinął głową, przeczesując włosy palcami. – Jak  długo…?
- Przed wojną go kupiłem. Byłaś pierwszą osobą, którą do niego wprowadziłem. Są tylko dwie osoby zdolne do przebicia się przez zaklęcia. Mój ojciec i Weasley. 

//~^^~//
Dobry wieczór! Jak wam mijają wakacje? Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Następny pojawi się dopiero 20, ponieważ wyjeżdżam i nie mam pewności jak tam z internetem i chciałabym też odpocząć.
Pozdrawiam, Alex_x.