poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 31.

Hermiona obudziła się z krzykiem i łzami płynącymi po jej policzkach. Miała dość kolejnych koszmarów, które nękały ją co noc. Zacisnęła usta, chcąc stłumić szloch, wyrywający się z jej gardła. Poczuła metaliczny smak krwi , kiedy zagryzła wagę. Po chwili ktoś objął ją w pasie i przycisnął do swojego ciała.
- No już, mała. Przecież jesteś silna - usłyszała cichy szept przy uchu. Obróciła lekko głowę i zaczęła głośniej szlochać. Draco obrócił ją w swoją stronę i przytulił mocniej. Ułożyła głowę na jego ramieniu i objęła go w pasie, przylegając do niego. - To tylko zły sen. Wiesz o tym - wyszeptał, głaskając ją po plecach. Doskonale pamiętał jak jeszcze niedawno znajdowali się w podobnej sytuacji w jej dormitorium. Budziła się z koszmarów zawsze przed trzecią, a on starał się ją uspokoić. Zawsze działało to tak samo. Po chwili Hermiona oderwała głowę od jego ramienia i starła łzy.
- Przepraszam - powiedziała do niego cicho. Powoli przypominała sobie, co wogóle tu robiła. Było jej głupio, że tak się zachowała.
- Nic się nie stało. I tak nie spałem.
- Spałeś - oznajmiła, patrząc mu w oczy. Zmarszczył brwi, nie mogąc zrozumieć skąd o tym wiedziała. - Masz rozczochrane włosy i ciemniejsze oczy - wyjaśniła, uśmiechając się blado, kiedy zobaczyła jego wzrok.
- Myślałem, że było lepiej.
- Było, ale ja... ze mną jest coś nie tak. Nie umiem połapać się w swoich własnych uczuciach. Odsuwam się od wszystkich, a kiedy zostaję sama robi mi się cholernie przykro. Coraz częściej zapominam niektórych szczegółów. Czemu jestem tak beznadziejna? - zapytała cicho. Draco ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy.
- Nigdy, przenigdy nie byłaś beznadziejna - oznajmił pewnie. - Jesteś piękną, mądrą dziewczyną, która przeżyła wojnę. Też miewam koszmary. Zawsze widzę to co już się zdarzyło. Każde zaklęcie odbija się jakby ode mnie i niszczy wszystko. Każdy z nas ma koszmary. Kiedy przychodzą musisz się im postawić. Przecież to ty kontrolujesz swoje życie, prawda?
- Tak bardzo ci dziękuję - wyszeptała, a Malfoy nie był do końca pewny za co mu dziękowała.
-Chcesz wziąć prysznic? - pokiwała głową i podniosła się z łóżka.
- Dałbyś mi jakąś koszulkę? - poprosiła, obejmując się ramionami. Draco podszedł do szafy i wyjął z niej ciemną koszulkę, którą podał dziewczynie. Posłała mu delikatny uśmiech i dała się poprowadzić do łazienki. Kiedy tylko znalazła się za drzwiami, blondyn wyszedł z pokoju. Wyciągnął z kieszeni dresów różdżkę i wymówił zaklęcie.
- Lumos - koniec jego różdżki rozświetlił się, oświetlając korytarz. Zszedł szybko do kuchni i cofnął zaklęcie. Wygrzebał z szafki eliksir słodkiego snu i wlał do szklanki sok.
||¤៛¤||
Blaise wszedł do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Musiał porozmawiać z Ginny i dziękował sobie, że wyciągnął z niej hasło. Rozejrzał się po salonie i dostrzegł Weasley siedzącą na kanapie razem z jakimś chłopakiem, który wyraźnie z nią flirtował. Poczuł narastającą w nim irytację i wściekłość. Zacisnął pięści i podszedł do nich, ukrywając swoje emocje. Nachylił się nad oparciem kanapy i pocałował dziewczynę w policzek.
- Hej, piękna - powiedział do niej, poczym usiadł pomiędzy nią a chłopakiem.
- Co ty tu robisz? - zdziwiła się, patrząc na niego.
- Miałem nadzieję, że się gdzieś przejdziemy - stwierdził i objął ją ramieniem.
- Blaise - westchnęła cicho doskonale wiedząc, co tak naprawdę kieruje chłopakiem. Od jakiegoś czasu miała dość jego chorobliwej zazdrości.
- No dobra, skoro nie chcesz możemy poprostu posiedzieć - oznajmił, jakby w ogóle nie rozumiał Ginny.
- Chodzi o to, że ja i Thomas mamy trochę do załatwienia i dobrze by było, gdybyś...
- Oh, no jasne - mruknął i podniósł się z kanapy. - Spotkamy się, kiedy będziesz chciała. Zresztą jak zawsze - rzucił, wychodząc.
- Blaise, to nie tak - zawołała za nim, jednak chłopak nawet nie chciał jej słyszeć. Ruszył do wyjścia ze szkoły, przywołując zaklęciem swoją kurtkę. Chciał z nią tylko porozmawiać, ale jak zawsze miała ważniejsze sprawy na głowie. Westchnął i przyspieszył kroku, aby po chwili biec do wyjścia. Miał gdzieś, że na dworze zaczął sypać śnieg, a za pół godziny zacznie się cisza nocna. Wbiegł do Zakazanego Lasu i oparł się o pień jednego z drzew. Przeczesał włosy i spojrzał przed siebie, próbując zobaczyć cokolwiek w ciemności. Po kilku minutach ruszył w głąb lasu, ostrożnie stawiając kroki na wilgotnym podłożu. Co takiego mogło mu się stać w tym lesie? Znał go jak własną kieszeń, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Blaise, co ty tu robisz? - usłyszał obok siebie i obrócił głowę, aby spojrzeć na Emmę. Stała niedaleko niego, opierając się ramienem o drzewo.
- To chyba nie powinno Cie interesować - warknął poirytowany.
- Coś taki wściekły? - zapytała, patrząc na niego uważnie. Zignorował jej pytanie i zawrócił, kierując się z powrotem do zamku. Przeczesał włosy palcami i otulił się szczelniej kurtką. - Nie boisz się, że ktoś cie złapie? - podskoczył, kiedy dochodząc do zamku Emma pojawiła się obok niego.
- Co ty robisz? Mogłabyś mnie chociaż nie straszyć?
- Nic. Tak.
- Że niby jak? - zapytał zaskoczony, stając w miejscu.
- Oh, przecież mnie pytałeś, tak?
- Tak - odpowiedział i ruszył za dziewczyną korytarzem. Pożegnał się z nią przy schodach, upewniając się, że trafi do Wieży i zszedł do lochów, uważając, żeby nikt go nie zauważył i nie wstawił szlabanu. W salonie Ślizgonów siedziała tylko Pansy, przeglądając jakieś notatki. Ściągnął z siebie kurtkę i usiadł obok Parkinson.
- Powiesz mi, gdzie się szlajasz? - zapytała, patrząc na niego ostrożnie.
- Nigdzie. Co u ciebie?
- Nic. Weasley czeka na ciebie w twoim pokoju - oznajmiła i z zaskoczeniem patrzyła jak chłopak zaciska szczękę. Zacisnął powieki i położył głowę na jej ramieniu. Westchnęła cicho i odsunęła się od Zabiniego. - Idź do niej - poprosiła, na co brunet zacisnął usta. Nie chciał teraz się z nią widzieć. Zawsze, kiedy był choć trochę zdenerwowany, ona wiedziała jak to wykorzystać. I tego właśnie się bał. Bał się własnych uczuć, tego jak bardzo jej pragnął, jak nie potrafił wytrzymać, gdy była na niego obrażona i się nie odzywała. - No idź - ponagliła go Parkinson, a on pocałował ją w policzek i wstał z kanapy. Zabrał swoją kurtkę i ruszył w stronę swojego dormitorium. Wszedł schodami na górę i zanim otworzył drzwi, odetchnął głęboko. Wszedł do pokoju i spojrzał na Ginny, siedzącą na jego łóżku. Kiedy zamknął za sobą drzwi, podniosła na niego wzrok i wstała szybko. Podeszła do niego i dotknęła jego ramion. Czując skutki jej dotyku cofnął się gwałtownie, przylegając plecami do powierzchni drzwi. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Gdzieś ty był? Tak bardzo się o Ciebie martwiłam - oznajmiła, na co ten tylko prychnął. Podeszła do niego bliżej, marszcząc brwi nad jego dziwnym zachowaniem.
- Thomas miał cie już dość? - warknął, próbując patrzeć jej w oczy.
- Blaise, Thomas to tylko kolega. Robimy razem pracę semestralną - wyjaśniła, zaciskając wargi.
- Mogłaś mnie poprosić o pomoc przy tej cholernej pracy semestralnej - zauważył wściekły. Prace semestralne były tylko dla uczniów, którzy mieli jakikolwiek problem z materiałem z przedmiotu. Ginny miała problem z Historią Magii, a Matt, jako jeden z najlepszych nauczycieli, chciał jakoś pomóc swoim uczniom i pozwolił im na pracę w parze nawet jeśli jedna z osób nie miała żadnego problemu.
- Ale ty też masz swoje sprawy.
- I lepiej było iść po pomoc do jakiegoś palanta, który ślini się na twój widok - stwierdził z przekąsem, uśmiechając się złośliwie.
- Między nami nic nie było.
- Teraz, ale potem to kto wie. To tylko kwestia czasu aż cie uwiedzie - patrzył jak oczy Ginny otwierają się szeroko ze zdziwieniem. Podeszła do niego i uderzyła otwartą dłonią w policzek.
- Sądzisz, że każdy może mnie uwieść? Czasem jak na ciebie patrzę, myślę, że jestem ci tylko potrzebna, żebyś się chwalił przed kolegami, że udało ci się wyrwać gówniarę. Nawet jeśli ktoś chciałby mnie uwieść, byłoby to zbyt trudne. Bo, tak się składa, że cie kocham, idioto - wykrzyczała mu i złapała za klamkę, chcąc otworzyć drzwi i wyjść, jednak ciało chłopaka do nich przyciśnięte trochę jej to utrudniało.
- Coś ty przed chwilą powiedziała?
- Wiesz, czemu nie chciałam prosić cie o pomoc? - zapytała, nagle rezygnując ze swoich poczynań. - Chciałam wszystko sobie poukładać, bo jeszcze trzy miesiące temu byłam po uszy zakochana w Harrym. Płakałam nocami po tym jak zerwaliśmy, a teraz nie potrafię bez ciebie żyć. Przy tobie czuję się, jakby to co czułam do Harry'ego było głupim, szczeniackim zauroczeniem.
- Nie waż się więcej mówić przy mnie o swoich byłych, jasne? - warknął i przyciągnął ją do siebie tak gwałtownie, że dosłownie wpadła mu w ramiona. Spojrzała na niego zdziwiona, jednak on patrzył na nią groźnie. - Nie obchodzi mnie czy kochałaś któregoś z nich, tylko co do mnie czujesz. Kocham Cie i robię się strasznie zazdrosny, kiedy jakiś facet się przy tobie kręci - oznajmił, patrząc jej w oczy. Wiedziała, że mówi prawdę. Nie była pewna skąd, ale wiedziała. Uśmiechnęła się do niego lekko i pokiwała głową. Stanęła na palcach, chcąc go pocałować, jednak ten miał zupełnie inne plany. Chwycił ją w talii i podniósł, przytrzymując przedramieniem pod pośladkami. Oplotła go nogami w pasie  i pocałowała gwałtownie. Objęła jego twarz swoimi dłońmi i rozchyliła delikatnie jego usta swoim językiem. Położył ją na łóżku i zawisł na jej ciałem.
- Kocham cię - szepnął, przenosząc usta na jej szyję.
- Ja ciebie też, Blaise - odpowiedziała, równie cicho jak on, wplątując palce w jego włosy. Jęknęła, kiedy przygryzł jej szyję, po czym zaczął ssać to miejsce.
||¤៛¤||
Harry obudził się o trzeciej nad ranem i przewrócił się na plecy. Rozejrzał się po pokoju, próbując znaleźć Emmę, jednak po dziewczynie nie było nawet śladu. Podniósł się z łóżka i skierował się do łazienki. Otworzył drzwi i przystanął zaskoczony. Parker stała przy lustrze, ocierając łzy. Podszedł do niej powoli i objął dziewczynę w talii.
- Co się stało? - zapytał cicho wprost do jej ucha.
- Nic, ja tylko... miałam zły sen - mruknęła, opierając głowę na ramieniu Pottera.
- To głupie. Wcale nie chorujemy, a przez całą wieczność nie możemy pozbyć się koszmarów.
- Możemy - stwierdziła, patrząc na ich odbicie w lustrze. Był od niej wyższy o głowę, a jego ramiona ciasno ją otulały. Teraz, z rozczochranymi włosami i bez okularów wyglądał jak zwykły nastolatek bez problemów. - Tylko to wiąże się z utratą jakichkolwiek uczuć - dodała, widząc w jego oczach dziwny blask.
- Nie czujesz wtedy kompletnie nic?
- Nawet tej pieprzonej obojętności - wyrzuciła, a Harry przysiągłby, że w jej odbiciu w listrze zobaczył coś na kształt złości i goryczy. Przytulił ją do siebie mocniej i pocałował w czubek głowy.  
- Nadal nie rozumiem jak głupi pierścień może chronić przed słońcem - oznajmił, chcąc odwrócić jej uwagę od tamtego tematu.
- Ten kamień to lapis-lazuri. Nałożone na nie zaklęcie chroni przed promieniami słońca. Nigdy się nie opalisz, a kiedy go ściągniesz spłoniesz - wyjaśniła, obracając się w jego stronę. 
- Ciekawie - stwierdził, przyciskając dziewczynę do siebie. Wkoczyła na niego i oplotła go nogami w pasie. Wlątała palce w jego włosy i pocałowała mocno. Objął ją w pasie i oddał jej pocałunek. Swoją nienaturalną prędkością wpadł do pokoju. Postawił Emmę na podłodze i spojrzał jej w oczy. 
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptał, a Parker skinęła głową.

Dobry wieczór! Przybywam z nowym rozdziałam na zakończenie wakacji. Zaczynam teraz I klasę technikum i rozdziały od czasu do czasu mogą być nieco później, ale postaram się wstawiać regularnie. 
Pozdrawiam, Alex_x.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 30.

Angelica patrzyła z niedowierzaniem we wskaźnik na wadze. Czy mogła przytyć aż tyle? Czy miesiąc wystarczył, aby przytyła pięć kilo? Przygryzła dolną wargę i wyszła z łazienki. Stanęła przed szafą z lustrem i podciągnęła koszulkę w górę. Dotknęła swojego brzucha i uśmiechnęła się szeroko. Przecież nie zmieniła diety, więc nie mogła od tego przytyć. Przeszła szybko do salonu i spojrzała na zegarek stojący na gzymsie kominka. Matt powinien już wrócić, a skoro Margaret już spała, mieli trochę czasu zanim nie będzie musiała pojawić się na zajęciach. Kiedy usłyszała, jak drzwi do kwater otwierają się, spojrzała w ich stronę i podbiegła do Matta, aby rzucić mu się na szyję.
- Coś się strasznie cieszysz z mojego powrotu - zaśmiał się i objął ją talii, podnosząc do góra, gdy oplotła nogi wokół jego bioder.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo - stwierdziła i pocałowała go delikatnie.
- Musimy pogadać - uprzedził, kiedy zaczęła całować jego szyję. Oboje doskonale wiedzieli, że jeśli zaraz nie przestanie, to skończą dopiero w sypialni.
- O czym? - mruknęła, patrząc mu w oczy.
- Chyba jednak nie chcę, żeby Twoi rodzice dowiedzieli się wszystkiego w przeddzień ślubu - oznajmił, a Angelica spojrzała na niego zaskoczona. To on odsuwał pomysł spotkania z ich rodzicami, dlatego dziwiło ją, że teraz tego chce.
- Poważnie? - zapytała, na co Matt skinął głową.
- Moglibyśmy urządzić kolację w święta u nas i powiedzieć im o naszych planach - uśmiechnął się szeroko, patrząc na jej twarz.
- Mówisz o...
- O tym mieszkaniu w centrum.
- Ale to Twoje mieszkanie - zauważyła. Granger parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Co moje to twoje - stwierdził i postawił kobietę na podłodze, która patrzyła na niego zaskoczona. Odwrócił się w stronę drzwi od sypialni i po chwili zniknął w pokoju. - A właściwie dlaczego taka szczęśliwa byłaś, kiedy wróciłem? - zawołał do blondynki, wyciągając z szafy bluzę.
- Przytyłam - oznajmiła wyraźnie szczęśliwa, stając w progu. Matt spojrzał na nią z podniesionymi brwiami. Naprawdę nie rozumiał jej entuzjazmu. Większość kobiet jakie znał rozpaczałaby, gdyby przytyła, a Angelica robiła na przekór.
- I cieszysz się z tego, tak? - zapytał dla pewności, czy przypadkiem sam nie oszalał.
- Oczywiście, że tak. Nawet nie wiesz trudno komuś z niedowagą.
- Nigdy nie mówiłaś.
- To nic takiego, więc nie musiałeś wiedzieć.
- Skoro tak twierdzisz - mruknął nieprzekonany. Był pewien, że to jednak coś poważnego, skoro Angelica cieszyła się aż tak.
||¤៛¤||
Hermiona podniosła się ze swojego miejsca w Wielkiej Sali i ruszyła do wyjścia, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Wyszła ze szkoły i skierowała się w stronę Zakazanego Lasu. Musiała się przejść. Kolacja wprowadziła ją w przygnębienie, kiedy musiała oglądać Blaise'a i Ginny razem szczęśliwych. Wyczarowała sobie swoją kurtkę i otuliła się nią szczelnie. Wszystko zaczynało ją denerwować. Sytuacja z Ronem, wspomnienia, które zaczynały zanikać, brak możliwości porozmawiania z kimkolwiek i ciągła nieobecność Harry'ego, którego teraz potrzebowała najbardziej. Szła szybko między drzewami, nie chcąc natknąć się na jakiekolwiek stworzenie, żyjące w lesie. Mimo, że Ministerstwo ograniczyło ich liczbę, ona wciąż bała się tamtędy chodzić. Jednak teraz nie miała wyboru. Musiała dostać się do Londynu, a wiedziała, że inaczej się tam nie dostanie. Kiedy znalazła miejsce, gdzie zaklęcia ochronne traciły na mocy, teleportowała się do jednaj z wielu ciemnych uliczek w centrum Londynu niedaleko jej ulubionego klubu. Oceniła swój strój, na który składała się koszula z materiału przypominającego jasny dżins, wsadzona w czarne rurki oraz wysokie czarne kozaki. Na ramionach miała ciemnobrązowy płaszcz. Nie było tak źle. Zresztą kto mógłby dowiedzieć się, że przebywa w takich miejscach, skoro klub znajdował się w mugolskiej części Londynu? Stanęła w długiej kolejce do wejścia i wygrzebała z kieszeni płaszcza portfel. Zawsze wchodziła do tego klubu ze starszym kolegą czy koleżanką, więc nikt nie czepiał się jej wieku.
- Masz dowód? - zapytał ochroniarz, kiedy po kilkunastu minutach nadeszła jej kolej. Pokazała mu dokument, a mężczyzna uniósł wysoko brwi, czytając jej dane, poczym przesunął się w bok i oddał jej dowód. - Nie jesteś tu pierwszy raz, co? - posłał jej lekki uśmiech, zatrzymując w miejscu. Ochroniarz był dwudziestokilkoletnim mężczyzną z czarnymi włosami.
- Nie - przyznała.
- Miłej zabawy.
- Dzięki - odpowiedziała i ruszyła w stronę baru, ściągając w międzyczasie płaszcz. Usiadła na wysokim barowym krześle i rozejrzała się po klubie.
- Hermiona - usłyszała i po chwili pojawiła się przed nią wysoka, czarnowłosa dziewczyna, ubrana w koronkową czarną koszulkę na ramiączkach i krótkie dżinsowe spodenki.
- Miley - przywitała się z dziewczyną i posłała jej delikatny uśmiech. Miley była jedną z barmanek, które poznała przy okazji ostatniej imprezy, spędzonej z Harrym.
- Napijesz się czegoś?
- Polecisz coś?
- Krwawą Merry - odpowiedziała z szerokim uśmiechem i zabrała się za drinka, aby po chwili postawić go przed Hermioną.
||¤៛¤||
Po odebraniu swojego paszportu Draco ruszył w stronę wyjścia z lotniska. Musiał przyznać, że zdążył zapomnieć jak to jest być znowu w Wielkiej Brytanii. Wygrzebał z kieszeni portfel i przejrzał jego zawartość. Poza kilkoma setkami dolarów amerykańskich, miał tylko kilkadziesiąt funtów i kartę kredytową, której używał w kilku przypadkach. Najczęściej tylko na imprezach i kupując cokolwiek na nie. Teleportował się do jednego z londyńskich klubów. Przeszedł wzdłuż ogromnie długiej kolejki i podszedł do ochroniarza, stojącego na bramce.
- Młody, jaka niespodzianka - stwierdził mężczyzna, przepuszczając jakąś parę.
- No widzisz, Mike, nawet ja robię niespodzianki - mruknął rozbawiony.
- Gdzie to cie wywiało na prawie pół roku?
- Do szkoły.
- Tatuś zaszantażował?
- Angela.
- A to ci bestyjka. Biedak. Włazisz?
- Jasne. A ty za ile kończysz?
- Pół godziny. Jak chcesz to czekaj przy barze - zaproponował i wpuścił blondyna. Draco od razu przeszedł do baru, za którym stała śliczna brunetka i machała do niego. Pochylił się nad ladą i pocałował ją w policzek.
- Dasz mi to co zwykle? - poprosił i usiadł na krześle. Po chwili dziewczyna postawiła przed nim szklankę w whiskey i oparła się o ladę.
- Co cie tu sprowadza? - zapytała, patrząc na DJ.
- To co zwykle, Nicole - odpowiedział, pstrykając jej palcami przed oczami. - Patrz na mnie jak ze mną rozmawiasz.
- No, jasne - mruknęła, odwracając wzrok na Malfoy'a. - Mamy nowego DJ'a i szef kazał mieć na niego oko.
- Nie sądzę, żeby o to mu chodziło - zaśmiał się.
- Pewnie nie, ale teraz musisz mi wybaczyć. Praca wzywa - przewróciła oczami i posłała mu przepraszający uśmiech, poczym ruszyła do klientów. Rozejrzał się po klubie i westchnął pod nosem. Spojrzał w swoją szklankę. Miał w planach spotkać się dzisiaj z rodzicami, jednak doskonale wiedział, że nie dałby rady. Po chwili obok niego usiadła drobna szatynka, którą rozpoznałby nawet na końcu świata.
- Hermiona - odezwał się, zwracając jej uwagę na siebie. Obróciła głowę w jego stronę i przygryzła wargę na jego widok.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona, zamawiając kolejnego drinka, skinieniem ręki.
- Pewnie to samo co ty - odpowiedział, uśmiechając się blado.
- Byłam pewna, że siedzisz w Stanach.
- Siedziałem, ale ktoś postanowił zrobić ze mnie idiotę, więc wróciłem. Blaise pisał, że dziwnie się zachowujesz.
- Zabini zajmuje się całe dnie Ginny i nie wie co dzieje się wokół.
- Od kiedy tyle pijesz?
- Od kiedy mi się podoba - warknęła i wypiła jednym haustem cały drink. Przywołała barmankę i zamówiła kolejnego.
- Nawet nie waż się dawać jej kolejnego - powiedział do Nicoli, za co Hermiona zgromiła go wzrokiem.
- Nawet nie waż się mnie kontrolować - Granger podniosła się ze swojego miejsca i od razu złapała blatu, starając się zachować równowagę. Draco przewrócił oczami i wstał z krzesła. Podał Nicoli pieniądze i złapał Hermionę na ręce. - Puść mnie - krzyknęła i uderzyła go w ramię.
- Nie bij mnie, kiedy próbuję ci pomóc - poprosił i ruszył do wyjścia. - Wybacz, Mike, ale muszę ją gdzieś odstawić - powiedział do ochroniarza, kiedy mijali go w wyjściu.
- Zobaczymy się kiedyś tam - stwierdził i uścisnął wyciągniętą rękę Malfoy'a. Draco wszedł w jakąś uliczkę i teleportował się przed rezydencję rodziców. Otworzył bramę i przeszedł przez ogród. W całym domu panował mrok, co zaskoczyło chłopaka. Wszedł do swojego pokoju i włączył światło. Położył Hermionę na łóżku i ściągnął z niej buty i płaszcz. Ułożył dziewczynę na poduszkach i  przykrył kołdrą. Kiedy tylko się obrócił szatynka już spała, przytulając do siebie jego osobistą poduszkę, na której zawsze sypiał. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął z kieszeni kufer. Machnął na niego różdżką i otworzył go, poczym wyjął z niego dres i koszulkę. Zamknął się w łazience, aby wziąć prysznic. Rzucił piżamę na szafkę i rozebrał się, poczym wszedł pod prysznic. Musiał pozbierać myśli, a nagłe pojawienie się Hermiony tylko mu to utrudniło. Tak bardzo chciałby znów ją znienawidzić. Jakbyś kiedykolwiek ją nienawidził, Malfoy - pomyślał, opierając się czołem o kafelki w kabinie. Pozwolił, aby woda spływała po jego ciele. Mógł jedynie nienawidzić siebie, że kiedykolwiek spojrzał na Hermionę. Mimo, że bolało go, że ona nigdy nie odwzajemni jego uczuć, chciał jej szczęścia. Wyszedł z kabiny, zaraz po tym jak się wymył i założył na siebie piżamę. Wyszedł z łazienki i spojrzał w stronę łóżka, gdzie Hermiona spała, otulając się kołdrą, którą miała pod samą szyją. Westchnął cicho i podszedł do szafy, z której wyciągnął czarny koc. Wyłączył światło i położył się na kanapie, stojącej przed kominkiem. Nie miał nawet pojęcia, kiedy zasnął. Położył głowę na poduszce i zasnął.

Dobry wieczór! Kolejny rozdział wcześniej niż się spodziewałam, ale mam nadzieję, że Wam się spodobał.
Pozdrawiam, Alex_x.

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 29.

Hermiona przewracała się z boku na bok, próbując zasnąć. Od jakiegoś czasu nie potrafiła normalnie zasnąć u boku Rona, choć jeszcze miesiąc temu przychodziło jej to z taką łatwością. Podparła się na łokciach i spojrzała w stronę chłopaka. Kiedy spał wyglądał tak łagodnie, że serce Hermiony ścisnęło się na myśl jak wiele złego mógł uczynić. Nie potrafiła nawet pomyśleć, co musiał zrobić, skoro Harry tak bardzo się zdenerwował. Jej zawsze łagodny i ugodowy Harry. Wierzył w ludzi zbyt mocno, co dość często go gubiło. Jednak mimo wszystko nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego.
- Powinienem się martwić, że tak mi się przyglądasz? - usłyszała obok swojego ucha i wzdrygnęła się lekko.
- Nie rozumiem - oznajmiła i pozwoliła, aby Weasley całował jej szyję.
- Kiedy ostatnio to robiłaś, potem nie odzywałaś się przez kilka dni.
- Nie umiem zasnąć - mruknęła cicho.
- Przytul się - zaproponował i położył się z powrotem na plecach, rozkładając ramiona. Hermiona uśmiechnęła się blado i ułożyła głowę na jego piersi.
||¤៛¤||
Gwałtownie podniósł się ze swojego miejsca i wciągnął do płuc powietrze, krztusząc się nim. Nieoddychanie szło mu dużo lepiej i wcale się dusił. Czuł się słabo, a światło dochodzące z lampki na szafce nocnej niczego mu nie ułatwiało. Odchylił się, aby wyłączyć lampkę. Kiedy w końcu udało mu się otworzyć oczy, na fotelu przy kominku dostrzegł Emmę. Miała na sobie sukienkę w kolorze pudrowego różu i wysokie czarne szpilki. Brązowe włosy związała w niedbałego koka. W ręku ściskała szklankę z bursztynowym płynem.
- Jak miło, że raczyłeś w ogóle otworzyć oczy, Potter - oznajmiła, nie odrywając wzroku od płomieni w kominku.
- Ty... Co, do jasnej cholery? - wydusił z siebie, przypominając sobie ostatnie wydarzenia.
- Nie musisz mi dziękować - rzuciła z szyderczym uśmiechem. - Jak się czujesz?
- Jakby Cie to w ogóle interesowało - warknął, próbując wstać z łóżka. Przycisnął rękę do miejsca, gdzie spodziewał się wyczuć jakiekolwiek ślady po ugryzieniu.
- Nawet nie musisz tego szukać. Wszystkie twoje blizny i rany zniknęły, kiedy dostałeś mojej krwi - poinformowała go, podnosząc się z miejsca i odstawiając szklankę na stolik przy kanapie. - Widzisz co muszę robić przez Ciebie? Nie piłam od kilkudziesięciu lat - podeszła do niego wolnym krokiem. - Zastanawiam się czemu ta blizna na czole nie zniknęła.
- Wal się, kretynko.
- Nie tym tonem, skarbie, bo Cie zabiję.
- Już tego próbowałaś - przypomniał. - Przynajmniej mi powiedz czemu tak się czuję.
- To normalne. Kiedy już tylko się pożywisz będzie lepiej. Tym się też zajmiemy - zapewniła i pochyliła się na nim. Miał ochotę ją udusić, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że to i tak nic by nie dało. - Zamierzasz wstać, czy będziesz tak siedział? Jak dla mnie super, ale za dwa dni padniesz trupem. Daję ci wybór - Harry spojrzał na nią zaskoczony i wstał z miejsca. - Cudnie - oznajmiła i ruszyła do drzwi. Potter mimowolnie ruszył za nią. Wyszła na korytarz i skierowała się w stronę lochów. Po kilku minutach otworzyła przed nim drzwi do nieczynnej łazienki. Pospieszyła go ruchem głowy i weszła zaraz za nim. W pomieszczeniu stała Astoria w kremowej bluzce na ramiączkach i czarnych rurach, uśmiechając się do nich. Emma zabezpieczyła drzwi i podeszła do Ślizgonki.
- Czyżby Potter w końcu się poddał? - zadrwiła Greengrass, patrząc na chłopaka.
- Spadaj, młoda - warknął poirytowany. Astoria zaśmiała się tylko i pozwoliła, aby Parker przegryzła jej żyłę na nadgarstku. Podsunęła mu rękę pod oczy. Harry poczuł jak na widok krwi w jego żyłach zaczyna pojawiać się żądza. Dziąsła zaczęły pulsować bólem, a kły wydłużyły się nienaturalnie. Przyssał się do rozcięcia w skórze dziewczyny i pił jej krew. Wydawało mu się, że jest to coś czego potrzebuje, bez czego nie może żyć. Czuł jak całe jego ciało wypełnia dziwne, rozleniwiające ciepło. Po chwili odsunął się od niej i wytarł usta w rękaw bluzy.
- Robiłeś to kiedyś? - zapytała autentycznie zaskoczona Emma.
- Taa, trenowałem zanim mi to zrobiłaś, skarbie - rzucił ironicznie i posłał jej sarkastyczny uśmiech. Parker podała Astorii jakąś fiolkę i poklepała po plecach.
- Widzimy się na zajęciach - rzuciła do dziewczyny i wypchnęła Harry'ego za drzwi. - Pierwsza zasada: nikt nie może się dowiedzieć kim jesteś. Najlepiej jeśli będziesz żywił się dziewczynami. Nie wzbudzisz żadnych podejrzeń i będzie ci łatwiej manipulować ich umysłami. Wystarczy, że się skupisz i wmówisz im co tylko chcesz - oznajmiła, ciągnąc go w stronę schodów, prowadzących do Wieży Gryffindoru.
- Jak dawno... ile właściwie masz lat? - zapytał, patrząc jak Emma obraca głowę w jego stronę i posyła zdziwione spojrzenie.
- Dwieście trzydzieści dwa - mruknęła, przyspieszając kroku. W tym momencie Potter dałby sobie uciąć rękę, że w jej głosie zabrzmiała nutka goryczy.
- Miałaś 18 lat, kiedy się przemieniłaś - zauważył. Parker skinęła głową i przystanęła.
- Co w ogóle Cie to interesuje? - warknęła, przyciskając go do ściany.
- Tak tylko pytam. Chyba mam prawo wiedzieć cokolwiek o mojej dziewczynie, nie? - Gryfonka spojrzała na niego z jeszcze większym szokiem niż poprzednio. Wybraniec wzruszył ramionami w odpowiedzi i szybkim ruchem zmienił ich pozycję, przyciskając ją do swojego poprzedniego miejsca i pochylając się nad jej twarzą. - Sądziłaś, że po tym co mi zrobiłaś tak po prostu dam ci spokój? Kiedyś ci powiedziałem, że cie nie znam, a i tak byłem pewny, że coś do ciebie czuję.
- Jesteś idiotą, chociażby mnie lubiąc - oznajmiła, starając się odepchnąć go od siebie, jednak nie ustępował. Był pewny, że za jakiś czas będzie w stanie jej wybaczyć. Że jeszcze będzie mógł ją kochać. - Nie rozumiesz? Jestem potworem, tak jak ty teraz - krzyknęła, uderzając go w klatkę piersiową.
- Przestań - warknął, chwytając jej dłonie i przyciskając je do siebie. Zbliżył ją do siebie i przytulił. Kiedy objęła go w pasie, pocałował ją w czubek głowy i pozwolił, aby płakała w jego koszulkę.
- Czemu to robisz? - zapytała, pomiędzy atakami płaczu, jakie nią wstrząsały.
- Co robię, słonko?
- To wszystko. Jesteś miły, chociaż przed kilkoma godzinami zrobiłam z ciebie potwora. Powinieneś być wściekły.
- Siedź już cicho bo doskonale wiesz dlaczego - stwierdził. Był wściekły, ale jego złość mijała z każdą sekundą. Nie potrafił jej winić, nie wiedząc nawet czemu to zrobiła. - Chodź do pokoju. Wampiry chyba też sypiają, co?
- Sypiają.
- Ale nie w trumnie, prawda? - zapytał, próbując nadać swoim słowom nieco strachu.
- Nie - odpowiedziała, uśmiechając się w jego koszulkę.
- Właściwie, czemu się nie świecisz?
- Bo żyję w prawdziwym świecie, w którym wampiry palą się na słońcu - Harry zaskoczony odsunął się od Emmy, aby spojrzeć jej w twarz.
- Więc jak...
- Mam to - oznajmił, pokazując mu swój pierścionek, z którym nigdy się nie rozstawała. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo było to naturalne, że lubiła takie błyskotki. - Dam Ci coś podobnego. Chyba, że wolisz zmienić się w kupkę popiołu.
- Podziękuję - zaśmiał się i dotknął ręką jej twarzy. - Nie jesteś tak szczególnie blada.
- Wciąż jest we mnie krew. Może nie moja, ale jest.
- Czyli we mnie też nie ma już mojej krwi?
- Jest. Dopóki kogoś nie przemienisz pierwszy raz wciąż będzie dla ciebie szansa, że nie staniesz się bezwzględną bestią.
- Nie jesteś taka - oznajmił pewny siebie i swoich racji, co zdarzało mu się zaskakująco rzadko. - Musisz mi sporo opowiedzieć.
- Nie tutaj - poprosiła cicho.
||¤៛¤||
Draco wszedł do swojego pokoju, rzucając książkami na biurko. Miał dość wszystkich zajęć na uczelni. Coraz bardziej denerwowało go towarzystwo innych ludzi. Całości dopełniał brak jakichkolwiek informacji o Hermionie. Miała do niego pisać przynajmniej dwa razy w miesiącu, a przez dwa miesiące napisała do niego jeden jedyny list. Tak naprawdę nie miał pojęcia czy powinien nazwać to listem. Krótka wiadomość co u niej i jak to nudno jej bez niego. A wysłała mu go trzy dni po jego wyjeździe. Nagle przypomniał sobie o kopercie, schowanej w kieszeni bluzy. Wygrzebał ją z szafy i wyciągnął pogiętą kopertę. Otworzył ją szybko i wyjął list, uśmiechając się pod nosem, że jednak nie wszyscy w Londynie o nim zapomnieli. Usiadł na łóżku i zaczął czytać.
Drogi Draconie,
Brzmi to okropnie głupio, ale kochany, czy szanowny byłoby gorzej. Bo uwierz, nawet jeśli bym chciał nigdy Cie nie pokocham. Musisz mi to wybaczyć, drogi przyjacielu.
Mam nadzieję, że dobrze się trzymasz i nie pijesz tak dużo, jak z nami, bo bardzo się z Theo obrazimy. Pamiętaj, kto jest Twoim przyjacielem. Może zabrzmi to trochę dziwacznie, ale tęsknimy tu za tobą. Nawet nie masz pojęcia jest nudno bez Twojej paplaniny. Piszę do Ciebie, bo mam określony powód. I wybacz, nie jest nim Twoja osoba. Chodzi o Hermionę. Od kiedy wyjechałeś nie jest już sobą. Chodzi przygaszona i coraz rzadziej pojawia się na posiłkach. Theodor musi coś wiedzieć, ale chyba ma z nią jakieś tajemnice, bo nic nie mówi. Trochę się o nią martwię i mam nadzieję, że mi pomożesz. Od kilku tygodni spotyka się z Weasley'em i trochę mnie to dziwi.
Twój przyjaciel,
Blaise.
PS Mam nadzieję, że pamiętasz, że widzimy się u mnie w święta, co? Będzie Theo, Ginny i liczę na Hermionę i Alex, więc Ciebie też nie może zabraknąć.
Mimo chodem uśmiechnął się pod nosem. Jednak wzmianka o Hermionie go zaniepokoiła. Nie chciał nawet myśleć, że coś może jej się stać. Była dla niego zbyt ważna, żeby pozwolił zrobić jej krzywdę. Obiecał sobie, że nie będzie już wspominał Gryfonki, jednak nie szło mu to najlepiej. Usiadł przy biurku i zaczął pisać list do Blaise'a. Zdawał sobie sprawę, że zobaczą się za dwa tygodnie w święta, ale miał świadomość, że musi wiedzieć, że Hermiona jest bezpieczna.
- Draco - usłyszał obok siebie głos Emily i obejrzał się przez ramię. Dziewczyna stała w progu jego drzwi, opierając się barkiem o framugę. - Mogę? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Jasne, wchodź. Muszę to wysłać i jestem wolny - oznajmił i wypuścił z klatki sowę, która przysiadła na biurku, czekając na jego polecenia. Przyczepił do jej nóżki kopertę. - Do Blaise'a, Bestio - szepnął do sowy i otworzył okno, wypuszczając ptaka. Odchylił się na krześle i spojrzał na Emily, która podeszła do niego i usiadła okrakiem na jego kolanach.
- Sekretarka prosiła, żebym ci przekazała, że w przyszły poniedziałek możesz wrócić na święta - oznajmiła.
- Super. Mam cztery dni, żeby przygotować się na kazania ojca - mruknął przeczesując włosy palcami.
- Chciałam o czymś z tobą porozmawiać.
- Mów, gorzej nie będzie.
- Lubię cię, nawet bardzo, dlatego ci to powiem - Draco posłał jej zaskoczone spojrzenie, jednak nic nie odpowiedział. - Dwa miesiące temu McGonagall załatwiła ci ten staż. Zakon chciał rozdzielić Ciebie i tę dziewczynę. Miałam zacząć się z tobą umawiać, żebyś o niej zapomniał, ale to chyba nie możliwe, bo myślisz o niej w każdej chwili - zaśmiała się blado, patrząc jak oczy Malfoy'a rozszerzają się ze zdziwienia.
- Nie mówisz poważnie, prawda? - wykrztusił z siebie.
- Przykro mi, Draco - stwierdziła i podniosła się z jego kolan.
- To wszystko było kłamstwem, tak? Nigdy bym się tu nie dostał, gdyby nie McGonagall?
- Żadne z nas nie dostało się tu przypadkiem. Ja siedzę tu, bo mój ojciec tego ode mnie oczekuje. Płaci za tę szkołę fortunę i oczekuje, że nigdy mu się nie sprzeciwię - wyjaśniła, przysiadając na skraju biurka.
- Będzie lepiej, jeśli już pójdziesz - stwierdził, podnosząc się z krzesła, aby podejść do szafy.
- Nie rób nic głupiego - poprosiła, patrząc na poczynania blondyna.
- Zostawiłem tam wszystko co miałem, naraziłem się ojcu, tylko po to, żeby po dwóch miesiącach dowiedzieć się, że to zwykła ściema, a ty prosisz mnie, żebym nie robił nic głupiego - warknął i machnięciem różdżki spakował wszystkie swoje rzeczy do kufra. Pomniejszył go zaklęciem i wcisnął do kieszeni spodni. Założył na siebie skórzaną kurtkę i wyszedł, nie zaszczycając Emily nawet spojrzeniem. Teleportował się pod kancelarię, w której odbywał staż. Wszedł do budynku i przywitał się z Patrickiem.
- Co tu robisz? - zapytał zaskoczony chłopak.
- Muszę pogadać z szefem - odpowiedział Draco, uśmiechając się do niego.
- Spoko, szef ma teraz godzinę wolną, więc możesz iść - stwierdził. Malfoy skinął głową w podziękowaniu i ruszył do windy. Po kilku minutach siedział w gabinecie szafa, czekając aż ten dokończy swoją rozmowę telefoniczną.
- Mów co to za ważna sprawa - poprosił, odkładając telefon na biurko.
- Muszę wrócić do Londynu i zrezygnować ze stażu.
- To coś poważnego?
- Sprawy osobiste. Naprawdę mi przykro. Praca dla pana...
- Mam dla Ciebie propozycję. Mój syn kieruje filią w Londynie i nie idzie mu to najlepiej. Jeśli tylko wykażesz chęć, zatrudnię cie tam jako dyrektora - zaproponował mężczyzna, wywołując szok na twarzy Dracona.
- Ja ledwo...
- Dracon, znam cie bardzo krótko, ale, możesz mi wierzyć, jesteś moim najlepszym pracownikiem. Jeszcze nigdy nikt nie poradził sobie ze sprawami jakie dostałeś, będąc na stażu - zapewnił. Malfoy patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. - Dam Ci czas do namysłu. Jeśli się zdecydujesz idź do kancelarii. Powiem Adamowi, żeby czekał na ciebie.
- Nie wiem jak mam panu podziękować - stwierdził.
- Wystarczy, że będę miał cię u siebie - mężczyzna posłał mu lekki uśmiech. Blondyn podniósł się z miejsca i wyciągnął przed siebie rękę. - Liczę, że przyjmiesz moją propozycję - oznajmił i uścisnął jego dłoń.
- Na pewno skorzystam, panie Lynch - odpowiedział i pożegnał się z mężczyzną. Pożegnał się jeszcze z kilkoma osobami i teleportował się na lotnisko. Mógł deportować się do Londynu, jednak nie ufał sobie na tyle, żeby to zrobić. Wolał wydać pieniądze ojca, wiedząc, że mogą to być ostatnie pieniądze jakie od niego dostanie.

Witam serdecznie z nowym rozdziałem. Bałam się, że nie uda mi się go napisać na czas, ale jest. Mam nadzieję, że Wam się podoba. 
Pozdrawiam, Alex_x. 
PS Przepraszam za błędy, jeśli jakieś zaistniały.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 28.

Harry wszedł do gabinetu McGonagall i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy wyczarowanym stole siedzieli już wszyscy, którzy mieli być obecni przy dzisiejszym zebraniu.
- Siadaj, Potter - warknął Matt, patrząc na niego znad pliku kartek.
- Przecież się nie spóźniłem - odpowiedział tym samym tonem i zajął swoje miejsce.
- Zebraliśmy się tu dziś... bla bla bla... Każdy wie dlaczego. Czy mogłaby pani pokazać nam mapy? - poprosił Matt, posyłając profesor McGonagall uśmiech. Dyrektorka Hogwartu wyczarowała dużą mapę Europy na najbliższej ścianie. Granger podszedł do niej i zaznaczył markerem okolice Albanii, Włosz i Portugalii. - Największą aktywność czarnej magii jest właśnie w tych rejonach. Dokładnie nie wiemy w jakim mieście, ale aurorzy zajęli się tą sprawą - oznajmił znudzonym tonem, jakby powtarzał to poraz kolejny.
- W święta Potter pojedzie z jedną z grup - zapowiedział dyrektor biura aurorów, nie patrząc nawet na Gryfona. Chłopak podniósł głowę na mężczyznę, którego widział poraz pierwszy w życiu.
- Mam coś wogóle do powiedzenia? - zapytał, jednak nikt nie zaszczycił go spojrzeniem.
- Za tydzień każdy dostanie listę zbiegłych z Azkabanu.
- Ja nigdzie nie pojadę - warknął poirytowany Potter, podnosząc się z miejsca.
- Nie zachowuj się jak dzieciak - odpowiedziała McGonagall.
- Mam skończone osiemnaście lat i nikt nie będzie za mnie decydował - oznajmił i wyszedł z gabinetu, trzaskając drzwiami. Wpadł do Pokoju Wspólnego Gryfonów trzęsąc się ze złości. Po drodze zdążył nawarczeć na przynajmniej połowę uczniów. Miał ochotę krzyczeć. Nie potrafił uwierzyć, że wszyscy chcą decydować za niego.
- Wszystko w porządku? - usłyszał głos Emmy, dochodzący z kanap przy kominku. Spojrzał na Parker, która siedziała na podłokietniku kanapy, obok Amelii i Davida White'a, co go nawet zaskoczyło. Rzadko bowiem w Gryffindorze pojawiali się Ślizgoni, chyba że był to Blaise albo Theodor. Skinął tylko głową w odpowiedzi i ruszył w stronę swojego dormitorium. - Zaczekaj, Harry - zawołała Emma, kiedy stał już przed drzwiami pokoju. Obrócił się, gdy dziewczyna pokonała ostatnie stopnie schodów. Otworzył drzwi i przepuścił szatynkę w przejściu. Zamknęła drzwi na klucz, kiedy tylko Harry znalazł się w środku. Przycisnęła go do ściany i wpiła się w jego usta, całując namiętnie. Potter jęknął zaskoczony i oddał pocałunek, obejmując Gryfonkę w talii. Musiała stanąć na palcach, aby dosięgnąć jego ust. Po chwili Harry obrócił się, przycisnął ją do ściany, gdzie jeszcze sekundę temu sam stał i pochylił się nad nią, nie przestając jej całować. Przeniósł swoje usta na szyję dziewczyny i, całując i ssąc niektóre miejsca, przycisnął ją mocnej do siebie. Emma wsunęła ręce pod jego koszulkę i przesunęła nimi po jego torsie.
- Tak bardzo Cię kocham - westchnął z ustami przy szyi Gryfonki.
- Ja ciebie też, Harry - odpowiedziała z uśmiechem, poczym jęknęła cicho, kiedy przygryzł miejsce, które dopiero do całował. Zaczął powoli odpinać guziki jej szarej koszuli. Pocałował ją szybko w usta i odrzucił zbędny materiał za siebie. Emma stała przed nim w białych rurkach i czarnym koronkowym staniku. Przejechał wzrokiem po jej długisz nogach, szerokich biodrach, wąskiej talii i idealnym biuście. Pocałował ją ponownie i po chwili złapał jej ręce. Podniósł je powyżej jej głowy i unieruchomił nadgarstki. Odsunął się od niej i spojrzał w niebieskie oczy swojej dziewczyny. W jego oczach nie malowała się nic z pożądania, które powinien czuć, a jedynie obrzydzenie.
- Sądziłaś, że ile będziesz mnie oszukiwać? - warknął.
- Harry, dobrze się czujesz? - zapytała zaskoczona.
- Eliksir wzmacniający Ci zaszkodził? - zacisnął szczękę, złapał jej prawą rękę i podstawił pod jej oczy przedramię. - Myślisz, że jeśli masz Mroczny Znak na prawej ręce i próbujesz go ukryć eliksirem, to dam Ci się wkręcić?
- Oj, Harry, przecież ty już dałeś mi się wkręcić. Dziwi mnie tylko, że Malfoy, Zabini czy Nott Cię nie ostrzegli. Ale w końcu dowodziłam zupełnie innym oddziałem. Jesteś na tyle głupi, że nie pamiętasz kto zaatakował Cie w Zakazanym Lesie zaraz po bitwie.
- Ty...?
- Jasne, że nie ja, głuptasie. Nie mogłam ryzykować. Wiesz, że wciąż, mimo wszystko istnieje jeszcze sposób, żeby Czarny Pan wrócił, prawda?
- On nie żyje, idiotko i nic nie wróci mu życia - warknął, na co Emma zaśmiała się chłodno.
- Biedny, mały chłopiec. Nigdy nic nie wie. Wszystko przed tobą ukrywają. Wystarczy tylko owoc zakazanej miłości i trochę krwi tego, który zdradzi i mordercy Pana. Teraz rozumiesz? Malfoy wcale nie dostał tego stażu. To podstęp Zakonu, żeby rozdzielić jego i Granger. Zostaje jeszcze Ron. Głupi, zakochany szczeniak gotowy zrobić wszystko dla ukochanej. Nawet nie wie, że działa na dwa fronty.
- Ale teraz wszystko straciłaś. Zajmą się tobą...
- Zapomniałeś już, jak mówiłam, że kierowałam oddziałem. Nie powiedziałam Ci tylko jakim. Nie zastanawiasz się? - uśmiechnęła się słodko do chłopaka, poczym popchnęła go z zadziwiającą siłą na łóżko, stojące na drugim końcu pokoju i z nieludzką szybkością usiadła okrakiem na jego biodrach. Unieruchomiła mu dłonie tuż przy głowie i zawisła na jego twarzą. - Widzisz, kochanie, kiedy jeszcze działałam w szeregach Czarnego Pana kierowałam oddziałem młodych wampirów. Mnie doświadczonych ode mnie i ledwo przemienionymi. Byłam w tym tak świetna, że już po pół roku byłam najlepszą bronią Voldemorta.
- Słabo, skarbie. Pół roku? - posłał jej ironiczny uśmiech i spróbował się podnieść, jednak w porównaniu z siłą jaką dysponowała Emma był niczym mrówka do słonia. Nie miał żadnych szans. - Ciekawi mnie czemu byłaś jego najlepszą bronią, skoro głupi osiemnastolatek cie przejrzał. Wiesz, co ja sądzę? Jesteś tylko kolejną naiwną kretynką, która próbowała wleźć mu w tyłek - oznajmił i już po chwili mógł tylko żałować swoich słów. Twarz Parker przybrała wściekłości, w  oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki, a kiedy otworzyła usta, Potter ujrzał wydłużające się kły i po kilku sekundach na jej twarz wpłynęło coś co chłopak widział poraz pierwszy w życiu. Jej twarz poszarzała, a wokół oczu skóra dziwnie się zmarszczyła. Pochyliła się nad szyją Gryfona i wbiła zęby w główną tętnicę. Wybraniec krzyknął, próbując odsunąć od siebie wampirzycę. Jednak ona, mimo jego protestów nie przestawała pić jego krwi. Czuł, że z każdą kroplą wyssaną przez dziewczynę uchodzi z niego życie. Jego protesty stawały się cichsze, aż w końcu zupełnie wygasły. Blask w jego oczach zanikał, a on doskonale wiedział, że to właśnie ostatnie chwile jego życia. Przeklinał się w myślach. Przeżył wojnę, a nie dał rady dziewczynie, w której, teraz był już całkiem pewny, zauroczył się. Wrócił do tego co pozostało mu ze wspomnień i przypomniał sobie tę jedną chwilę, kiedy tulił do siebie całe swoje życie, którym była Hermiona. Tylko ona zawsze przy nim była. A kiedy przyszedł jego koniec, tak bardzo żałował, że nie powiedział jej, jak bardzo ją kocha i więcej nie będzie mógł jej ochronić. Gdzieś na pograniczy świadomości, jaka mu została, poczuł jak Parker odrywa się od niego. Spojrzał na nią nieprzytomnie, kiedy przegryzała swój nadgarstek, poczym zaciskała dłoń w pięść. Z ugryzienia zaczęły cieknąć krople krwi. Przystawiła nadgarstek tuż przy jego ustach i pozwoliła, aby jej krew wkapywała do jego gardła. Jednak zanim zdołał zaprotestować, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa, a przed oczami pojawiła się już tylko ciemność.
||¤៛¤||
Draco siedział przy ognisku, obejmując siedzącą między jego zgiętymi w kolanach nogami Emily. Oboje byli przykryci dużym czerwonym kocem, którego końce dziewczyna ściskała w dłoniach. Słuchali opowieści brązowowłosego chłopaka z ich roku z prawa. Paul mówił właśnie o swojej ostatniej sprawie jaką miał szansę prowadzić. Dotyczyła młodego małżeństwa, kłócącego się o swoje matki. Co jakiś czas przy ognisku wybuchały salwy śmiechu. Dzięki zaklęciom ogrzewającym, nie musieli narzekać na pogodę, którą zastał koniec listopada. Draco słuch chłopaka i wpatrywał się płomienie ogniska. Dopiero teraz poczuł jak ostatni miesiąc zmienił jego życie. Starał się zapomnieć o Hermionie. Przez pierwsze dni był pochłonięty nauką i wracał do niej myślami tylko  wieczorami, kładąc się spać. Teraz łapał się na tym jedynie raz na kilka dni i szybko pozbywał się dziwnych wrażeń związanych ze wspomnieniami z nią.
- Co ty taki bez życia? - wymruczała mu Emily, owiewając oddechem jego ucho. Spojrzał na nią i pokręcił lekko głową.
- Zmęczony tylko jestem - mruknął i objął dziewczynę w talii.
- Chcesz wracać?
- Nie, jak chcesz możemy jeszcze trochę posiedzieć - stwierdził, opierając brodę o jej ramię. Pocałował ją lekko w policzek. Nigdy nie posunął się dalej niż lekki pocałunek w usta. Obejmował ją tylko, kiedy tego chciała. Ich znajomi mogli myśleć, że nie są parą, choć byli od trzech tygodni, albo on był aż tak nieśmiały. Nigdy nie potrafił się przełamać i objąć jej sam z siebie. Jego przemyślenia przerwała sowa, która usiadła obok niego na piasku. Spojrzał na młodą płomykówkę i rozpoznał w niej sowę Blaise'a.
- Masz coś dla mnie, Albert? - zapytał, głaszcząc ptaka po łebku. Sowa wystawiła w jego stronę nóżkę z doczepionym listem i zafukała cicho. Draco odwiązał list i podał jej chrupka. Albert zabrał go od blondyna i odleciał. Emily spojrzała na niego zaskoczona. Posłał jej uspokajające spojrzenie i schował list do kieszenie bluzy.
- Twoja kolej, blondasie - zawołał Paul, rzucając mu butelkę z whiskey. Na tym zawsze polegała ich zabawa. Każdy coś opowiadał, a na rozpoczęcie pociągał łyk alkoholu.
- Stary, bogaty biznesman zmarł przed czterema miesiącami i zostawił testament. Cały majątek zostawił jakiejś młodej kobiecie. Jego żona przyszła do kancelarii, chcąc podważyć testament. Babka, która dostała majątek była jego córką. Żona kiedy się o tym dowiedziała zarządała rozwodu od trupa. Kancelaria tarzała się ze śmiechu po ziemi przez kilka dni.
||¤៛¤||
Theodor leżał w swoim łóżku, patrząc martwo w jeden punkt na suficie. Przeklinał się w myślach, że był tak głupi. Przecież nigdy się tak nie zachowywał. Mimo, że próbował zapomnieć, to wciąż do niego wracało.
Siedząc w Pokoju Wspólnym, starał się zebrać w sobie i odrobić pracę domową z transmutacji. Wracając ze spaceru z Hermioną obiecał sobie, że odrobi wszystkie prace domowe, aby mieć spokój na przyszły tydzień. Po kilku minutach iobok niego pojawiła się Alexandra. 
- Możemy poromawiać, Theo? - zapytała cicho.
- O czym? - warknął, wciąż wściekły za incydent sprzed dwóch miesięcy.
- Dobrze wiesz.
- Nie jestem jasnowidzem - oznajmił złośliwie, patrząc jak Alex kuli się w sobie na jego słowa. 
- Theodor, czy mógłbyś przestać się tak zachowywać?
- Co ja robię?
- To chyba nie mam sensu - stwierdziła cicho i podniosła się z miejsca.
- Ciągle sądzisz, że to po mojej stronie leży wina? Mogłaś mi tylko powiedzieć, że nic nie znaczę.
- Wiesz, że to nie prawda.
- Mam dla Ciebie propozycję. Idź do Blaise'a i z nim rozmawiaj, a mi daj spokój.
Przecież ona była dla niego taka ważna. Nie powinien jej traktować, jakby to wszystko było jej winą. On też miał w tym swój udział. Poczuł jak na jego łóżko wstakuje Blaise i kładzie się obok niego.
- Co tam, dobry człowieku? - zapytał, patrząc uważnie na przyjaciela.
- Czego chcesz? - warknął poirytowany.
- Dowiedzieć się dlaczego mojego przyjaciela nie było dziś na kolacji.
- Bo mu się nie chciało, jasne?
- O co Ci chodzi?
- O nic. Daj mi tylko spokój - poprosił łagodniej, chociaż wcale nie czuł mniej zdenerwowany. Blaise przewrócił oczami i obrócił się przodem do Notta, popierając się na przedramieniu.
- Co Ci jest? - zainteresował się. - Pokłóciłeś się z kimś?
- Zjechałem Alex - mruknął, ukrywając twarz w dłoniach. Zabini uniósł brwi w geście niezrozumienia.
- Chyba nie rozumiem - oznajmił.
- Chciała pogadać, a ja jej naskoczyłem, żeby poszła do Ciebie.
- Ale z Ciebie idiota, Theo.
- Ależ mnie pocieszył.
- Nie jestem w tym dobry. Ale jak chcesz to możemy nażreć się i jutro toczyć po błoniach.
- Z Draco toczyliśmy się po Hogsmead - zauważył, poczym oboje roześmiali się. Blaise przywołał ze swojej nocnej szafki kilka pudełek z fasolkami wszystkich smaków.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 27.

Draco wziął głęboki oddech i popchnął obrotowe drzwi, prowadzące do kancelarii, której właśnie miał zacząć staż. Był to całkiem spory budynek z ogromną ilością okien. Przez kilka dni spędzonych w Seattle przekonał się, że wszystko tam robiło wrażenie. Podszedł do recepcji, za którą siedziała brązowowłosa dziewczyna w koszuli w kratę i granatowych rurkach. Podniosła na niego swoje zielone oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Ty pewnie jesteś Draco, co? - odezwała się.
- Zgadza się - potwierdził.
- Zaczekaj tu chwilę - poprosiła dziewczyna i wyszła do pomieszczenia, które znajdowało się za jej plecami. Po chwili wróciła z wysokim brunetem, ubranym w czarną koszulę i dżinsy. Dziewczyna stanęła obok Malfoy'a i podała mu identyfikator. - Ja jestem Nicole, a ten tam to Michael - oznajmiła, wskazując na chłopaka, który spojrzał na nią krzywo. - Oprowadzę Cie po firmie, a potem pójdziemy do szefa i on przydzieli ci jakąś sprawę - uśmiechnęła się do niego lekko. Draco skinął głową i dał poprowadzić się Nicole do windy. Dziewczyna przypięła identyfikator do koszuli blondyna.
- Od dawna tu pracujesz? - zapytał.
- Dwa lata. Rzuciłam szkołę i zaczęłam pracę tutaj.
- Nie obrazisz się jak zapytam ile masz lat?
- Osiemnaście - odpowiedziała i posłała mu delikatny uśmiech.
       ||ฯฯ៛ฯฯ||
Theodor szedł spokojnym krokiem przez korytarz, prowadzący do biblioteki. Chciał się gdzieś zaszyć, a o Pokoju Życzeń nie było mowy. Blaise ostatnimi czasy coraz częściej go tam znajdował, a do biblioteki był pewny, że nawet nie wejdzie. Jedyną osobą, którą liczył znaleźć była Hermiona. Zaczynał się o nią martwić, co nigdy w życiu mu się nie zdarzyło. Mimo, że obiecał Draconowi, że będzie się nią opiekować, nie chciał, żeby cokolwiek jej się stało. Sam z siebie, a nie przez obietnicę złożoną przyjacielowi. Po kilku tygodniach spędzonych z Gryfonką, wiedział, że wartą mieć w niej przyjaciółkę. Nigdy nie zadawała mu zbędnych pytań, nie oczekiwała od niego nie wiadomo czego. Kiedy usiadł przy jednym ze stolików, ustawionych w najbardziej odległym kącie biblioteki, dostrzegł Hermionę pochylającą się nad jakąś książką. Co jakiś czas przepisywała jakieś zdania z książki i przerzucała włosy na jedno ramię. Przesiadł się obok niej i położył swoją dłoń na jej plecach. Pod jego dotykiem drgnęła delikatnie i zwróciła na niego swój wzrok. Posłała mu lekki uśmiech i odłożyła piórą.
- Jak się czujesz? - zapytał, na co szatynka wzruszyła ramionami. - Musisz mi powiedzieć, kiedy tylko będziesz czuła coś dziwnego - oznajmił, a Hermiona ściągnęła brwi w zaskoczeniu.
- Wiem, że obiecałeś Draco, że się mną zaopiekujesz, ale ja nie mam pięciu lat.
- Nie zdajesz sobie chyba sprawy, że jeśli ktoś podał ci zbyt wiele tego eliksiru...
- Ale ja nawet nie pamiętam kto mi go podał - szepnęła, patrząc gdzieś ponad ramieniem Theodora.
- Dojdziemy jeszcze do tego. Ale skoro nie pamiętasz kilku wydarzeń, musiał podał Ci całkiem dużo tego eliksiru - stwierdził i przytulił szatynkę do siebie. Hermiona wtuliła się w jego ramiona. - Odprowadzić cię do dormitorium? - zapytał, odchylając głowę w tył, aby spojrzeć na twarz dziewczyny. Gryfonka pokręciła głową i zacisnęła ramiona w jego pasie. Jedyne czego teraz nie chciała to zostać sama. Bała się samotności i tego co się z nią wiązało. Nienawidziła koszmarów, które nawiedzały ją nocami, kiedy zostawała sama. Theodor ostatnio był jedyną osobą, dającą jej choć odrobinę ukojenia. Był jak zastępca jej anioła stróża, który niespodziewanie gdzieś zniknął i zostawił Notta w zastępstwie.
       ||ฯฯ៛ฯฯ||
Kartka, która wyleciała z podręcznika Harry'ego, kiedy ten starał się odrobić zadanie z transmutacji, przyprawiła go o mdłości. Mógł się spodziewać, że prędzej czy później do tego dojdzie. Przeklął cicho i rozwinął kartkę, przesuwając wzrokiem po równym piśmie autora.
Spotkanie jutro zaraz po kolacji. Nie spóźnij się znowu, Potter.
M.G.
Odchylił się na krześle i przetarł twarz dłońmi. Rzucił podręcznik o biurko i wplątał palce we włosy. Nienawidził tych spotkań, w których  musiał uczestniczyć raz w tygodniu. Musiał z kimś czasem o tym porozmawiać, ale nigdy mu na to pozwalali. Wygrzebał z szuflady Mapę Huncwotów i wyciągnął różdżkę.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - mruknął, dotykając różdżką pergaminu. Szybko znalazł Hermionę. Jak zwykle od kilku dni siedziała w bibliotece zdecydowanie zbyt blisko Theodora. Wyszedł z pokoju i skierował się do biblioteki. Tak nagle poczuł, że musi chociaż posiedzieć przy Granger. Chciał znów być blisko niej i móc wygadać, zupełnie jak kiedyś. Wszedł do biblioteki i zacisnął zęby, widząc swoją przyjaciółkę wtuloną w Notta. Kiedy podszedł do nich, ręce, drżące od hamowanej złości, wcisnął głęboko w kieszenie bluzy. Nie mógł zrozumieć dlaczego na widok łez spływających po policzkach Hermiony, poczuł ukłucie zazdrości. Pamiętał, gdy tylko czuła się słabiej przychodziła tylko do niego i rozmawiała. Theodor, wyczuwając jego obecność, podniósł swój wzrok na niego. Harry zobaczył w jego spojrzeniu niemą prośbę o pomoc, więc delikatnie położył swoją dłoń na plecach Hermiony, która od razu wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Podniosła głowę i spojrzała na niego niepewnie, poczym odsunęła się od Ślizgona. Jej ciałem wstrząsnął kolejny szloch. Potter szybko przytulił ją do siebie. Wtuliła się w niego i oparła głowę o jego pierś.
- Dasz sobie radę? - zapytał Theodor, patrząc z powątpieniem na Pottera.
- Dam - warknął w odpowiedzi i mocniej objął dziewczynę, przesuwając ręką wzdłóż jej pleców, próbując ją uspokoić. Nott skinął tylko głową w jego stronę i wyszedł. - Chcesz mi powiedzieć, co się dzieje? - zapytał łagodnie.
- Zabierz mnie stąd - poprosiła cicho, nie podnosząc głowy. Musiała przyznać, że obecność Harry'ego była dla niej kojąca. Uspokajała się w jego ramionach, znając ciepło i uczucie bezpieczeństwa, które zapewniały. Potter podniósł ją, przytrzymując przedramieniem za uda, poniżej jej pośladków.
- Wiesz jak to idzie, perełko - szepnął jej do ucha. Oplotła go nogami w biodrach, doskonale wiedząc o co mu chodzi. Zabrał torbę Hermiony na ramię i skierował się do wyjścia. Wyszedł na korytarz, aby po kilku minutach znaleźć się w pokoju pani Prefekt. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Usiadł na materacu, odsuwając pościel. Hermiona siedziała okrakiem na jego kolanach, ściarając z twarzy łzy. Starała się nie patrzeć na Harry'ego, który uporczywie starał się złapać jej wzrok. Kiedy przekręciła głowę na ścianę, objął dłońmi jej twarz i odwrócił w swoją stronę.
- Nie zamykaj się przede mną - poprosił cicho, starając się utrzymać z nią kontakt wzrokowy.
- To ty się zamykasz - mruknęła, kładąc dłonie na barkach chłopaka.
- Coraz częściej z problemami idziesz do Notta, a ja... mnie odrzucasz. Tak jakbym nigdy nic nie znaczył - wyrzucił z siebie, gładząc policzki Gryfonki kciukami. Na słowa Pottera, Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Zabolało. Bardziej niżeli wbiłby jej w serce tysiące igieł. To jego zawsze potrzebowała. On dawał jej to poczucie bezpieczenieństwa, którego tak pragnęła. Teraz, patrząc w jego cudownie zielone oczy, wiedziała, że mimo Theodor jej pomagał, zmierzyć się z problemami, pragnęła bliskości Harry'ego. Dlatego tak bardzo bolały ją jego słowa.
- Jestem dla mnie najważniejszy - oznajmiła cicho, zaplatając palce na karku bruneta. Widziała w jego oczach coś czego nigdy nie dostrzegła. A znała jego spojrzenie znacznie lepiej niż własne kieszenie. - Czy ty jesteś zazdrosny? - zapytała z rozbawieniem, przypominając sobie te same spojrzenie u Draco, kiedy tylko Blaise starał się z nią flirtować.
- Co ci wogóle przyszło do głowy? - mruknął, odwracając głowę, aby nie dostrzegła rumieńca cisnącego mu się na policzki. Hermiona idąc w jego ślady obieła jego twarz dłońmi i skierowała ją w swoją stronę.
- Nigdy nie sądziłam, że właśnie ty będziesz zazdrosny o mnie.
- Tak? Nie jestem zazdrosny. Jestem Twoim przyjacielem, a ty z problemami łazisz do kolesia, którego znasz cholerne cztery miesiące. Albo nie, wiesz, jednak jestem zazdrosny. Bo ja się starałem zdobyć Twoje zaufanie, a on jest pieprzonym Ślizgonem i ty mu ufasz, jakbyś była w nim zakochaną gówniarą - warknął, przeczesując palcami włosy. Pozwolił, aby jego dłonie spadły luźno na łóżko i podparły ciężar jego ciała. Hermiona patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, przesuwając palcami po jego delikatnym zaroście na dolnej szczęce.
- Szybko rośnie Ci broda - zauważyła, zjeżdżając dłońmi po jego szyi. Wyraźnie rozluźnił się pod jej dotykiem. Poddał się, kiedy popchnęła go, aby położył się na plecach. - Jesteś częścią mojego życia i nie masz prawa mówić, że nic nie znaczysz - ostrzegła i, żeby dodać swoim słowom powagi, wyprostowała plecy i skrzyżowała ramiona na piersiach. - Rozumiesz, Potter?
- Tak jest - mruknął, przesuwając dłońmi po twarzy. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież Hermiona nie była byle jaką dziewuchą, żeby ufać byle komu.
- Oh, Harry - westchnęła cicho i zawisła nad nim, podpierając się na rękach. - Dlaczego to wszystko musi się tak komplikować? Jeszcze parę miesięcy temu mówiłeś mi o wszystkim. A teraz? To zniknęło.
- Chciałbym, żeby znów było jak kiedyś - przyznał cicho, przesuwając dłońmi po bokach dziewczyny, aby ulokować je na jej talii. Chciał znów móc tulić ją jak dawniej. Móc rozmawiać o każdym swoim problemie. Chciał, aby Hermiona przychodziła do niego z kłopotami. Westchnęła, kiedy przycisnął ją do siebie i wtuliła twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a ramieniem. Wciągnęła do płuc jego zapach, będącym jednym z jej ulubionych. Połączenie cytryny, werbeny i samego Harry'ego było wręcz odurzające.
- Musisz mi pomóc - szepnęła, drażniąc oddechem skórę na jego szyi.
- W czym?
- Dlaczego ty i Ron skończyliście się przyjaźnić? - zapytała. Harry podniósł się gwałtownie i spojrzał na Granger zaskoczony.
- Byłaś przy tym, kiedy się pokłóciliśmy - przypomniał, jednak Hermiona pokręciła głową.
- Nie pamiętam.
- Pamiętasz, dlaczego z nim zerwałaś?
- Nie - przyznała cicho.
- No jasne. Mogłem się spodziewać - mruknął jakby do siebie. - Zabiję gnoja. Pożegna się z życiem - warknął, poczym spojrzał w załzawione oczy Hermiony. Objął dłońmi jej twarz i pogłaskał kciukami policzki. - Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Nikt Cie skrzywdzi. Obiecuję - szepnął i przycisnął jej ciało do swojego. Nie pozwoli, żeby ktokolwiek doprowadził ją do łez.