sobota, 26 września 2015

Rozdział 34.

Draco usiadł przy kuchennej wyspie i oparł głowę na ręce. Nie chciał już myślć o Hermionie, jednak ona nie dawała mu spokoju przez ostanie dziesięć dni. Miał dzisiaj odebrać Blaise'a z dworca, jednak kolejna bezsenna noc coraz bardziej dawała mu się we znaki. Nie spał normalnie od trzech dni i teraz prawie zasypiał siedząc. Dopił kolejny kubek kawy i dokończył swoje śniadanie. Po chwili wyszedł z domu i teleportował się na dworzec. Na peronie 9 i 3/4 było pełno ludzi. Draco oparł się o ścianę przy przejściu, gdzie umówił się z Blaisem. Pociąg miał przyjechać lada chwila. Naciągnął rękawy kurtki na dłonie, czując chłód, panujący na dworcu. Gdzieś w tłumie zaboczył ojca Theodora, co strasznie go zdziwiło. Nott rzadko przejmował się synem, czego nieraz był świadkiem. Wiedział, że dopóki żyła matka Theodora to ona go wychowywała. Kiedy mieli po trzynaście lat, a jego matka zmarła, przestał z nimi rozmawiać. Trzy lata zajęło im, żeby znów do niego trafić. Po chwili pociąg wjechał na peron, a uczniowie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Blaise pojawił się przed Draconem dopiero, gdy peron zdążył opustoszeć. Szedł za rękę z Ginny i uśmiechał się do niej szeroko.
- Dracoś, jakże miło Cie widzieć - przywitał się z blondynem i posłał mu szeroki uśmiech. 
- Bądź tak miły i się nie odzywaj - poprosił, odpychając się od ściany. 
- Coś taki zdenerwowany?
- Ściągnąłeś mnie z domu o ósmej rano, więc bądź tak miły i rusz swoje szanowne cztery litery.
- Chyba masz zły dzień - mruknął, a Draco posłał mu wściekłe spojrzenie. Blaise odwrócił się do Ginny, ignorując podenerwowanie przyjaciela. Dotknął delikatnie jej policzka i pocałował w usta. - Widzimy się niedługo, skarbie?
- Jasne. Pamiętasz, że masz wpaść do mnie w święta?
- Oczywiście, wyślij mi sowę kiedy - poprosił, a Ginny w odpowiedzi pokiwała głową i pocałowało go. Skinęła głową na Dracona i odeszła do swoich rodziców, czekających na nią niedaleko od miejsca, w którym stał Malfoy i Zabini. Pomachała do swojego chłopaka, kiedy reszta jej rodziny teleportowała się. Odmachał jej i posłał szeroki uśmiech. Blondyn skrzywił się, widząc wszystkie czułości jego przyjaciela. 
- Chodź już, panienko - rzucił do bruneta i ruszył przez przejście. 
- Zazdrosny? - zapytał, posyłając Draconowi szeroki uśmiech. 
- O to, że wepchnąłeś jej język do gardła? Blaise, błagam.
- Zazdrosny, że tobie i Hermionie już się nie układa?
- Nie ma mnie i Hermiony, jasne? - warknął i teleportował się do domu. Nie miał ochoty słuchać wywodów Zabiniego i zaczynał żałować, że zgodził się, aby chłopak został u niego na święta. Lubił Blaise'a. Znał go najdłużej i z Theodorem trzymali się razem od dzieciństwa. Nie mógł mieć do Zabiniego pretensji o cokolwiek, jednak nienawidził, że zawsze musiał mieć rację. Westchnął cicho i usiadł na skraju łóżka w swoim pokoju. Ukrył twarz w dłoniach i wplątał palce we włosy. 
- Stary - usłyszał i pokręcił głową. - Przepraszam. Wiem, że ją kochasz i nie powinienem...
- Daj spokój. Przecież masz racje - podniósł wzrok na Blaise'a i przejechał dłonią po twarzy. - Ona w życiu nic poza litością do mnie nie czuła.
- Przestań. Byliście...
- Czym? Parą? Udawaliśmy, Blaise. Chciałem, żeby dali mi spokój. Hermiona potrzebowała Weasley'a. Wiedziałem, że nie mam prawa jej kochać.
- Stary, każdy z nas ma prawo kochać.
- Nie ja - zaprzeczył i podniósł się gwałtownie. - Zabijałem ludzi, byłem... jestem potworem. Moja matka mnie nienawidzi, wszyscy inni się boją. A ty, co we mnie jest takiego, że wciąż się ze mną zadajesz?
- Dobrze wiesz, że znam cie lepiej niż ty samego siebie.
- Nie pieprz. Nic o mnie nie wiesz. Zabiłem Mathe. Ja! Słyszysz?! - wykrzyknął i podszedł do okna. Blaise zacisnął szczękę i odetchnął głęboko. 
- Marthe zabił jej brat. Byłem przy tym - stwierdził, patrząc na plecy przyjaciela. 
- Ja to zrobiłem. Wmówiłem Ci to wszystko. Robiłeś i myślałeś co chciałem - warknął i wcisnął dłonie do kieszeni kurtki, którą wciąż miał na sobie. Zabini zacisnął usta. Nie chciał wierzyć w słowa blondyna. 
- Draco... - zaczął, jednak Malfoy obrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem ją zabić.
- Próbujesz mnie sprowokować?
- Kochałeś ją, nie? Ale ona nic nigdy do Ciebie nie czuła, wiesz? Chciała mnie. Przychodziła do mnie nocami.
- Więc jesteśmy kwita. Ja sypiałem z Hermioną - oznajmił. Wiedział, że wiele ryzykuje, próbując go oszukać. Jednak był niemal pewny, że Draco też tylko kłamie. Zawsze to robił, kiedy ponosiły go emocje, kiedy wszystko flustrowało go tak bardzo, że nie miał pojęcia, jak ma sobie ze wszystkim poradzić. Blaise liczył, że wzmianka o Hermionie, choć troche go będzie obchodził. Ale tym razem musiał się pomylić. Malfoy prychnął pod nosem i teleportował się.
||¤៛¤||
Draco siedział na schodach, prowadzących do  jednej z londyńskich kamienic w centrum miasta. Był idiotą, mówiąc takie rzeczy Blaise'owi. Przecież wiedział jak bardzo kochał  Marthe. Pewnego czasu była dla niego jedyną osobą, o którą chciał walczyć. Martha była dla Zabiniego zupełnie jak Hermiona dla Dracona. Gdyby szatynce coś się stało, Malfoy nie darowałby sobie tego. Blaise odciął się od niego i Theodora i zaczął żyć na własną rękę. Po kilku minutach ruszył w stronę Dziurawego Kotła. Przechodząc obok jakiegoś mugolskiego baru wpadł na niego wysoki szatyn, chowający różdżke do kieszeni kurtki. 
- Uważaj jak łazisz, Malfoy - warknął mężczyzna. Draco zmarszczył brwi, patrząc na czarodzieja, który teleportował się zaraz po wypowiedzeniu słów do blondyna. Był niemal pewny, że go nie znał, jednak mógł się mylić. Po chwili przypomniał sobie kim był mężczyzna. Wpadł w jakąś pustą uliczkę i teleportował się do domu. Rzucił kurtkę na komodę przy drzwiach i wbiegł na piętro. 
- Zabini - zawołał, jednak odpowiedziała mu cisza. - Blaise, przepraszam, do cholery! Jestem dupkiem, wiem! - otworzył drzwi pierwszej sypialni, jednak chłopaka tam nie było. Przeszukał każdy pokój, a kiedy nie znalazł Blaise'a, wszedł do swojego pokoju. Nie był nawet pewny czy jego podejrzenia są słuszne. Zabini mógł być wszędzie. Usiadł przy biurku i westchnął. Popełniał błędy. Zawsze. Za to tak bardzo każdy go nienawidził. Ranił nawet swoich rodziców. Potrafił odezwać się do nich, jakby byli dla niego wrogami. Usłyszał odgłos teleportacji i spojrzał na Theodora, który stanął tuż obok niego. 
- Zakon zwołał właśnie nadzwyczaje zebranie - oznajmił, nawet nie próbując się z nim przywitać. - Chodzi o Harry'ego i Hermionę i musisz tam być.
- Niewiele mnie obchodzi jakieś zebranie Zakonu.
- Oni zniknęli, Draco. Hermiona miała wrócić do  domu z Weasley'em. 
- Jak, zniknęli? - zdziwił się, patrząc uważnie na Notta.
- Nie wiem. Parker też nikt nie potrafi znaleźć. 
- Parker jest córką Henry'ego.
- Że co?
- Henry Parker. Najlepszy ze wszystkich Śmierciożerców. Był wampirem. Wydał ją za mąż za Martina Sualez. On był pierwszym wampirem na świecie - Theodor spojrzał na niego zaskoczony. Draco podniósł się szybko ze swojego miejsca i złapał przyjaciela za ramie, aby teleportować ich do rezydencji Granger'ów, gdzie zawsze odbywały się zebrania. Stanęli tuż przed drzwiami i Malfoy zapukał. Drzwi otworzył im Matt i bez słowa wpuścił do środka. Przeszli za mężczyzną do salonu, w którym przy dużym stole siedzieli co ważniejsi członkowie Zakonu.
- Theodor powiedział Ci dlaczego potrzebujemy Twojej pomocy? - zapytał szatyn.
- Hermiona zniknęła. Chciałbym pomóc, ale nie wiem gdzie może być - odpowiedział. 
- Nie chcemy, żebyś od razu powiedział nam, gdzie jest. Możesz spróbować le...
- Nie - zaprzeczył gwałtownie, kręcąc głową. - Nie zrobię tego. Jeśli coś pójdzie nie tak, ona na tym ucierpi.
- Potrafisz to zrobić.
- To ja będę winny za to co jej się stanie. 
- Draco, raz się udało - przypomniał Theodor, dotykając ramienia przyjaciela. - Potrafisz - stwierdził, patrząc jak twarz Dracona zmienia się, gdy chłopak starał się podjąć słuszną decyzję. Skinął głową i przeczesał włosy palcami. 
||¤៛¤||
Hermiona oparła się plecami o ścianę, siadając na niewygodnej pryczy z wielkim materacem, poduszką i kocem złożonym w kostkę. Podkuliła nogi pod brodę i objęła je ramionami.  Była przerażona. Kiedy zorientowała się, że Ron wcale nie ma zamiaru odstawić jej do domu, było za późno, żeby mogła od niego uciec. Znalazła się w jakiejś ohydnej celi, w lochach dziwnej rezydencji, niewiadomo gdzie. Przygryzła wargi, starając się powstrzymać łzy. Była silna. Przyżyła wojnę. Nie miała prawie blizn, zapominała. Da sobie radę z jakimś szaleńcem. Nie masz różdżki, głupia - warknęła jej podświadomość. Bez różdżki nie zrobi nic pożytecznego. Nie była pewna ile czasu minęła, dopóki nie usłyszała jakiś krzyków na korytarzu. Podniosła głowę z kolan i spojrzała na drzwi, których po chwili pojawiło się dwóch dużych mężczyzna, ciągnących za sobą Harry'ego i Blaise'a. Jeden z nich wepchnął Zabiniego bez żadnego problemu, kiedy Potter próbował wyrwać się drugiemu. 
- Puszczaj mnie, idioto - warknął Gryfon, wyrywając się, jednak mężczyzna i tak wepchnął go w końcu do celi. - Zabiję Cie.
- Oh, Potter, nie przemęczaj się. Musisz oszczędzać siły - oznajmił drugi mężczyzna i zniknął im z oczu. Hermiona wstała szybko ze swojego miejsca i rzuciła się na Harry'ego, przytulając się do niego. 
- Merlinie, Hermiona, skarbie - westchnął, obejmując dziewczynę mocniej. - Wszystko dobrze? - zapytał i położył dłonie na jej policzkach, zmuszając szatynkę, aby na niego spojrzała. Skinęła delikatnie głową i wtuliła się w jego tors. 
- Powie mi ktoś o co w tym chodzi? Jakiś facet porywa mnie z domu Malfoy'a i każe przypomnieć jakiąś laskę... - zaczął Blaise.
- Nie mam pojęcia o co w tym chodzi - odpowiedział Harry. Miał nadzieje, że po jego twarzy nie było widać, że kłamał. Wiedział, dlaczego tu są. Przynajmniej on i Blaise. Nigdy nie chciał, aby Hermionie stała się jakaś krzywda, a był niemal pewny, że cało stąd nie wyjdą. A już napewno nie on. 
₪₪₪
Dzień dobry! Kolejny rozdział za nami i mam nadzieję, że się Wam spodobał. 
Pozdrawiam, 
Alex_x

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 33.

Draco szedł do gabinetu McGonagall, próbując jakoś przemyśleć, co ma jej do powiedzenia. Jednak z każdą sekundą tracił pewność siebie. Chciał się też wszystkiego dowiedzieć. Wypowiedział hasło, jakie podała mu Hermiona i wspiął się po schodach. Zapukał do drzwi i wszedł, kiedy usłyszał pozwolenie. Dyrektor siedziała przy swoim biurku, przeglądając jakieś papiery.
- Panie Malfoy, co pan tu robi? - zapytała zaskoczona.
- Przyszedłem pani serdecznie podziękować - oznajmił, patrząc uważnie na kobietę.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Emily wszystko mi powiedziała. Naprawdę doceniam co zrobiliście. Ale na przyszłość. Nie życzę sobie, aby Zakon za mnie podejmował jakąkolwiek decyzję.
- Czy nie tego chciałeś? Sam wysłałeś to zgłoszenie.
- Pani profesor, z szacunkiem, rozumiem, że wszystko dostawała pani pod nos, ale chociaż ten jeden raz chciałem coś zrobić sam - stwierdził i złapał za klamkę. Chciał wyjść, jednak zatrzymał go głos nauczycielki.
- Nie masz prawa zbliżać się do panny Granger.
- Myli się pani. To ona decyduje, kto ma prawa przy niej być.
- Myślę, że jesteś inteligentnym mężczyzną. Jestem prawie pewna, że Wasi rodzice nigdy nie zaakceptują tego związku.
- Nie obchodzi mnie kto go zaakceptuje, a już szczególnie, że jego nie ma. Niech będzie pani tak miła i nie miesza się w cudze sprawy.
- Ta sprawa dotyczy również Zakonu.
- W porządku. Może być pani pewna, że Hermiona wyjdzie za Weasley'a i z nim stworzy rodzinkę. Niech pani nie będzie śmieszna, mówiąc, że Hermiona byłaby w stanie poczuć do mnie cokolwiek poza współczuciem - warknął i wyszedł z gabinetu. Jak mógł być tak wściekły, żeby tu w ogóle przyjść? Przecież wiedział jak mogło się skończyć to spotkanie, jeśli tylko da się sprowokować. Szybkim krokiem pokonał korytarze i prawie wleciał do gabinetu Angelici. Kobieta siedziała na fotelu, obróconym w stronę okna, sprawdzając jakieś prace. Kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do środka, przeniosła wzrok na brata.
- Draco, nie mam teraz za bardzo czasu - ostrzegła, jednak blondyn usiadł przed jej biurkiem.
- Potrzebuję pomocy.
- Ty? - zapytała zaskoczona, obracając fotel w jego stronę.
- Nie umiem sobie z czymś poradzić.
- Kochasz Hermionę, ale ona woli Rona.
- Taa. To jest tak dziadosko bolesne. Miałem ją przy sobie, a potem... nie mam nic. Wszystko przepadło razem z nią.
- Draco, w życiu nie można mieć wszystkiego.
- Mówisz tak, mimo że Granger Ci się oświadczył? Czego jeszcze chcesz? - warknął poirytowany. Angelica spojrzała na niego zaskoczona. Skąd on wiedział o jej związku z Mattem?
- Draco...
- Przestań. Właściwie nie wiem po co przyszedłem - stwierdził i podniósł się z miejsca. Wyszedł z gabinetu siostry i skierował się do wyjścia ze szkoły. No jasne, czego on się w ogóle spodziewał? Tylko ty jesteś na tyle głupi i zakochujesz się w nieodpowiedniej dziewczynie, Malfoy - pomyślał. Powinien cieszyć się szczęściem siostry, ale doskonale wiedział, że jeśli ona wyjdzie za brata Hermiony, będzie musiał widywać ją szczęśliwą w każde święta, rodzinne obiadki, czy urodziny Margaret. Bo co tego czy Margaret polubi Hermionę nie miał wątpliwości. Hermiona na pewno będzie jej ulubioną ciocią.
- Hej, Draco, stój - usłyszał za plecami i obrócił się. Pansy biegła w jego stronę, co wydawało się dla niego dość ciekawe, zważając, że na stopach miała ponad piętnastocentymetrowe czarne szpilki. Ubrana była w beżową obcisłą sukienkę do połowy uda, a włosy spływały jej miękko na ramiona. Zlustrował ją wzrokiem i zagwizdał cicho.  
- No, no, aleś się odstrzeliła - mruknął, kiedy stanęła przed nim.
- Nie marzę o niczym innym jak wrócić do dżinsów - oznajmiła, naciągając sukienkę jeszcze niżej.
- Daj spokój. Wyglądasz prześlicznie, Pans - stwierdził i rozłożył ramiona, czekając aż dziewczyna przytuli się do niego.
- Co tutaj robisz? - zapytała cicho, wtulając się w jego tors. 
- Musiałem porozmawiać z McGonagall - odpowiedział, opierając policzek o czubek jej głowy.  
- Tęskniłam.
- Ja też, Robaczku - Pansy uśmiechnęła się na przezwisko. Mówił tak do niej, kiedy byli młodsi, a ona była pewna, że jest w nim po uszy zakochana. Cóż, Draco też kiedyś sądził, że Pansy jest dla niego odpowiednią dziewczyną, którą może pokochać.
- Miałeś do mnie pisać raz w tygodniu - przypomniała mu, udając urażoną.
- Przepraszam, miałem trochę zajęć, ale teraz to nadrobię. Możemy się widzieć, kiedy tylko chcesz.
- A Twoja szkoła?
- Nie ma już szkoły. Jestem wolnym człowiekiem. Robię co chcę, kiedy chcę i jak chcę.
- Draco... - zaczęła dziewczyna, jednak Draco machnął tylko ręką. Przytulił ją mocniej do siebie. Był pewny, że Pansy jest dla niego jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Chyba ważniejsi od niej byli rodzice i Angelica.
- Muszę wracać do domu. Przepraszam - szepnął, odsuwając się od niej lekko. Spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się delikatnie.
- Brakowało mi Ciebie - oznajmiła. Stanęła tuż przed nim i dotknęła delikatnie jego policzka.
- Wiem, mi Ciebie też - odpowiedział i pocałował ją w policzek. - Do zobaczenia - Pansy posłała mu lekki uśmiech i uścisnęła jego dłoń. Obróciła się i ruszyła w stronę lochów. Draco westchnął cicho, a kiedy dziewczyna zniknęła mu z oczu, szybko skierował się do wyjścia ze szkoły.
||¤៛¤||
Hermiona westchnęła cicho i usiadła na łóżku w sypialni Rona. Chłopak stał tuż przed nią z rękoma założonymi na piersi. Patrzył na nią groźnie, a pod jego spojrzeniem czuła się jak mała dziewczynka, która zbiła ulubiony wazon mamy, a nie osiemnastolatka.
- Gdzie byłaś? - zapytał kolejny raz.
- Nic mi przecież nie jest - oznajmiła, posyłając mu delikatny uśmiech. Uniósł brew i spojrzał na nią z wątpliwością.
- Hermiono, każdy w tym zamku chciał Cie znaleźć. Nikt nie miał pojęcia gdzie jesteś.
- Nie traktuj mnie jak dziecka - warknęła i podniosła się z łóżka. Nie chciała, żeby ktokolwiek ją kontrolował czy traktował jak pięciolatka. Kiedy ruszyła do drzwi, Ron złapał ją delikatnie za rękę i przyciągnął do siebie. Objął ją w pasie i spojrzał w oczy.
- Rybko, nie miałem nic złego na myśli -stwierdził i przytulił ją do siebie. Hermiona podniosła na niego wzrok i zmarszczyła brwi. - Nie chcę się z tobą kłócić - ostrzegł.
- Powiedz mi dlaczego pokłóciłeś się z Harrym  - poprosiła cicho, próbując wykorzystać sytuację.
- A Potter nie może ci powiedzieć? - zapytał zrezygnowany.
- Może, ale chcę to usłyszeć od Ciebie.
- Niech będzie. Potter jest w tobie zakochany. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, próbował mi ciebie odebrać. Twierdził, że z nim będzie ci dużo lepiej niż z nim.
- Nie - wyszeptała, odsuwając się od Rona. Cofnęła się w stronę drzwi, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Nie mogła znieść myśli, że wszystko, co mówi Weasley może być prawdą. - Nie - powtórzyła, kiedy Weasley chciał do niej podejść. Wybiegła z jego kwater i pobiegła do swojego dormitorium. Kiedy dotarła pod portret, mający strzec wejścia do środka, pomyślała, że skoro Greengrass jest drugim prefektem naczelnym, jutro cała szkoła dowie się, że wróciła zapłakana. Otarła policzki rękawem bluzki, którą miała na sobie i skierowała się do lochów. Wiedziała, że mogła liczyć na Theodora czy Blaise'a. Kiedy dotarła do celu, poczuła, że temperatura spadła o kilka stopni. Otuliła się ramionami i weszła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Theodor siedział na kanapie z Blaisem i Ginny, grając z przyjacielem w szafy czarodziejów. Podeszła do niego i usiadła na podłokietniki fotela, na którym siedział. Przeniósł na nią wzrok i znarszczył brwi. Pociągnął ją na swoje kolana i przytulił do siebie. Coraz bardziej zaczynał traktować ją jak siostrę. Martwił się o nią i nie chciał, aby ktokolwiek ją zranił.
- Możemy dokończyć później? - zapytał Blaise'a, na co ten skinął głową. Nott podniósł się, trzymając Hermionę na rękach. Wszedł schodami do swojego dormitorium i postawił dziewczynę na podłodze. - Co się stało? - odgarnął jej włosy z twarzy i spojrzał w załzawione oczy.
- Ron powiedział, że on mnie kocha. Ale on nie może. To wszystko zniszczy. Ja znów będę czuła się wszystkiego winna. Draco też mi powiedział, że mnie kocha,  teraz go nie ma, bo ja jestem tak beznadziejna, że wszystko niszczę - wyjaśniła, próbując powstrzymać łzy, cisnące się jej do oczy.
- Hej, spokojnie. Kto Cie kocha?
- Harry - powiedział i wybuchnęła płaczem. Theodor spojrzał na nią zaskoczony i przytulił ją do siebie.
- To... Nie wiedziałaś? - zapytał, a Hermiona podniosła na niego oczy.
- Skąd miałam niby wiedzieć?
- To wie każdy, skarbie. Jesteś dla niego najważniejsza. Jest gotowy zabić każdego kto cie skrzywdzi. Stara się i nie mnie oceniać jak mu idzie, bo nigdy nie byłem idealnym przyjacielem. Weasley próbuje skłócić cie z każdym z nas i zaczyna od Harry'ego.
- Ale... Harry zachowuje się inaczej. Unika mnie, kiedy chcę pogadać ma inne zajęcia.
- Czasem tak jest. Jak chcesz kogoś chronić, robisz dziwne rzeczy - stwierdził, patrząc w jej oczy. Wiedział, jak bardzo dziewczynie zależało na przyjacielu. Hermiona przytuliła się mocniej do Theodora i oparła głowę na jego ramieniu.

Witam serdecznie z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się podoba.

piątek, 11 września 2015

Rozdział 32.

Draco przeciągnął się na łóżku i spojrzał na twarz Hermiony. Pogrążona we śnie była taka spokojna, że gdyby jej nie znał, nigdy nie uwierzyłby, że potrafi być wredna. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy dziewczyna przewróciła się na bok, a kilka kosmyków jej włosów opadło na twarz. Była taka śliczna w jego koszulce, otulona jego kołdrą, w jego łóżku. Była tak blisko niego, jednak wiedział doskonale, że nigdy nie będzie jego. Mogli udawać. Ona mogłaby udawać, że coś do niego czuje, ale on wiedział, że do niczego by ich to nie doprowadziło. Zacisnął wargi i podniósł się ostrożnie z łóżka, nie chcąc obudzić Hermiony. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej ciemne dżinsy i szarą koszulkę. Zamknął się w łazience, aby przebrać się i wyszczotkować zęby. Kiedy wrócił do pokoju Hermiona siedziała na łóżku, próbując przygładzić włosy. Uśmiechnęła się lekko na jego widok.
- Jak spałaś? - zapytał, siadając na skraju łóżka.
- W porządku, a ty?
- Nie narzekam. Idź do łazienki jeśli chcesz, a potem zejdziemy na śniadanie.
- Muszę wrócić do szkoły. Przecież nie będę ci siedzieć na głowie.
- Raczej nie musisz się martwić o siedzenie mi na głowie. Odstawię cie potem do szkoły, obiecuję - oznajmił. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona, jednak nic nie powiedziała, tylko wstała i udała się do łazienki. Draco westchnął cicho, kiedy drzwi łazienki zamknęły się za dziewczyną. Dlaczego tak bardzo musiał się o nią marwić? Wolałby być obojętny na nią i nie czuć zupełnie nic. Po kilku ninutach w jego pokoju pojawiła się Hermiona, ubrana w szare rurki i czarną koszulę. Posłała mu delikatny uśmiech i usiadła obok niego na łóżku.
- Co byś chciała na śniadanie? - zapytał, podnosząc się z materaca. Ruszył do wyjścia z pokoju i rzucił Hermionie ponaglające spojrzenie. Dziewczyna wyszła zaraz za nim.  - Mogą być tosty z czekoladą?
- Czemu nie - mruknęła, patrząc na plecy chłopaka, kiedy prowadził ją do kuchni. Właśnie w tej chwili poczuła jak bardzo go zna. Nawet w domu nie podwijał lewego rękawa bluzy. Wiedziała doskonale jak się poruszał. Wiedziała, że kiedy był zdenerwowany napinał mięśnie ramion. Zupełnie jak teraz. Dotknęła delikatnie jego ramienia, zrównując się z nim.
- Stało się coś? - zapytała cicho. Chciała to z niego wydusić, jednak Draco nigdy nie lubił mówić o problemach. Wolał to w sobie dusić, niż miałby zamartwiać kogokolwiek.
- Nie, wszystko jest w porządku - oznajmił i otworzył przed nią drzwi do kuchni. Przeczesał włosy palcami i jęknął na widok rodziców siedzących przy stoliku połączonym z blatem.
- Kogo moje oczy widzą? Czyżbyś zechciał odezwać się do rodziców? - zakpił Lucjusz, patrząc na syna.
- No, tak jakby - odpowiedział cicho, siląc się na spokój, jednak nie szło mu to najlepiej. - To właściwie...
- Nie pogrążaj się. Panno Granger, proszę usiąść - powiedział do dziewczyny, wskazując na wolne miejsce obok siebie. Draco zacisnął usta i udsunął krzesło Hermionie, która uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Zajął miejsce obok matki i nalał do dwóch szklanek sok pomarańczowy. Jedną ze szklanek podsunął szatynce i odchylił się, aby wyciągnąć z szafki słoik z czekoladą.
- Powiedz mi łaskawie, co ci do cholery strzeliło do głowy, żeby to robić? - warknął na niego Lucjusz. Ślizgon podał Hermionie słoik i talerz z tostami, zabierając przy okazji dwa na swój talerz.
- Nic - stwierdził, nie patrząc na ojca, tylko w szklankę z sokiem.
- Patrz na mnie, jak do ciebie mówię.
- Nie krzycz na mnie. Nic nie zrobiłem. Chciałem tylko... sam właściwie nie wiem czego, jasne? To była jakaś perspektywa, żeby zrobić ci na złość - stwierdził, podnosząc wzrok na ojca.
- Nie mogłeś sobie tatuażu zrobić? - Draco podparł głowę na dłoni, opierając łokieć na stole i spojrzał na ścianę, odwracając się od ojca i matki. Hermiona dałaby sobie rękę uciąć, że widziała jak na twarzy chłopaka pojawia się rumieniec.
- Draco! - krzyknęła zaskoczona Narcyza. - Gdzie masz ten tatuaż?
- Nie powiem - oznajmił i wepchnął do ust kawałek tosta.
- Na plecach - odpowiedziała za niego Hermiona.
- I ty przeciwko mnie? - zapytał z niedowierzaniem Draco.
- Przykro mi.
- Jakoś nie wierzę - mruknął. Hermiona spojrzała na niego rozbawiona, a kiedy posłał jej wściekłe spojrzenie, stłumiła w sobie śmiech. Narcyza patrzyła na Dracona zaskoczona. Od dawna nie widział go tak rozluźnionego. Całe wakacje spędził z Angelicą, próbując pozbierać się po ostatnich wydarzeniach. Wiedziała, że wtedy był kimś, kogo nie poznawała. Teraz mogąc znów zobaczyć go szczęśliwego nie potrafiła wyjść z podziwu, że jedna dziewczyna mogła tak wiele zmienić w życiu jej dziecka.
||¤៛¤||
Harry obudził się o siódmej rano. Na jego piersi wciąż spała Emma, przytulając się do niego kurczowo, jakby chciała mieć pewność, że on wciąż jest przy niej. Odgarnął jej z czoła włosy i spojrzał na jej twarz. Była taka spokojna, kiedy spała. Chciał się dowiedzieć, co nią wciąż kieruje. Poruszyła się niespokojnie w jego ramionach i otworzyła delikatnie oczy.
- Hej - mruknęła cicho, obracając się na brzuch. Podparła się na rękach i spojrzała na niego zaciekawiona.
- Hej, piękna - odpowiedział, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.
- Myślałam wczoraj nad czymś - oznajmiła. - Chyba chcę ci wszystko powiedzieć.
- Wszystko, co znaczy co? - zaniepokoił się, podciągając na łokciach.
- Kiedy zabiłeś Voldemorta, byłam pewna, że to, czego kiedyś się bałam, nigdy nie wróci. Ale wraz ze śmiercią Voldemorta na świat powrócił Martin, najstarszy i najgorszy wampir jaki chodził po tej ziemi. Jedno jego spojrzenie potrafiłoby zawstydzić diabła. Z jego lini wywodzi się wiele setek wampirów. Wszystkie są gotowe do służby Martinowi. Widzisz... każdy młody wampir musi znaleźć sposób, żeby uwolnić się od tego, który go przemienił.
- Chcesz mi powiedzieć, że...
- Nie - zaprzeczyła gwałtownie. - Uwolniłam Cie od tego. Między mną a tobą nie a tej więzi. Nie wiem czy kiedykolwiek była.
- Okey. Mów dalej - poprosił spokojniejszy.
- Ja wciąż muszę robić czego sobie zażyczy. Kiedy cie poznałam, poczułam jakby to wszystko przestało być tak intensywne. On chce, żebyś... tylko ty możesz wskrzesić Voldemorta.
- Wiem - mruknął cicho, podnosząc się z łóżka. Przeszedł przez pokój i wyciągnął kawałek kartki  z szuflady biurka. Podał ją dziewczynie i zagryzł wargę.
Do Harry'ego Pottera.
Jeśli czytasz ten list, pewnie ja jestem już martwy, albo jakimś cudem żyję, a Ty dorwałeś się do tego, co próbowałem ukryć przed Tobą czy Mamą. Zakładając, że nigdy nie będę w stanie wyjaśnic Ci wszystkiego osobiście. Zanim jeszcze się urodziłeś, Dumbledore powiedział mi kim możesz być dla nas wszystkich. Kiedy dowiedziałem się kim Voldemort jest dla naszej rodziny byłem przerażony. Musisz wiedzieć, że jesteś jego daleką rodziną. Nie będę zaskoczony, jeśli trafisz do Slytherinu. To teraz nieważne. Musisz wiedzieć, że jako jedyny będziesz w stanie pokonać Voldemorta. Tylko Ty będziesz wiedział o nim wszystko. Twoje decyzję będą mogły zmienić wszystko. Nie możesz jedynie pozwolić, aby ktokolwiek Tobą manipulował. Pamiętaj, że ja i mama zawsze będziemy Cie kochać, nieważne jakie podejmiesz decyzje.
Tata
Emma wpatrywała się w Pottera, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Harry miał zacisnięte usta, a ręce wciśnięte w kieszenie.
- Harry - szepnęła, a chłopak usiadł na łóżku twarzą do niej. Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Kiedyś myślałem, że moi rodzice byli idiotami oddając życie za mnie. Ale teraz rozumiem. Moja mama przed śmiercią rzuciła na mnie zaklęcie, które miało mnie chronić do jego śmierci. Posłuchaj, kiedy Cie poznałem, zrozumiałem dlaczego to zrobili. Bo widzisz, ja dla ciebie też bym to zrobił - wyznał, przyciskając czoło do jej czoła. Emma prygryzła wargę i dotknęła jego ramion.
- Może to szaleństwo, ale kocham cię, Harry.
- Ja Ciebie też, skarbie - odpowiedział i pocałował ją. Wiedział jakie to wszystko dziwne. Miał tego świadomość, ale teraz to on podejmował decyzje. Nikt nie mógł mu nic kazać, ani zabraniać.
||¤៛¤||
Draco prowadził Hermionę z powrotem do swojego pokoju. Szła obok niego, rozglądając się po korytarzu. Na stopach miała jedynie czarne skarpetki, więc wogóle nie było słychać jej kroków. Wiele by dał, aby takich chwili było więcej, by ona gościła w jego domu częściej, nie tylko kiedy nie ma wpływu na swoją decyzję.
- Czemu wydajesz się być spięty? - zapytała, obracając głowę w jego stronę.
- Wydaje ci się tylko - stwierdził i przepuścił ją w drzwiach.
- Zrobiłam coś nie tak?
- Co Ci przyszło do głowy? Jesteś zbyt grzeczna, żeby zrobić coś nie tak - przypomniał i uśmiechnął się do niej lekko.
- Więc co się stało w Ameryce?
- Skąd wiesz, że od razu coś się stało?
- Ponieważ, czy ci się to podoba czy nie, znam cię troche.
- Hermiona, naprawdę nic się nie stało - zapewnił. Wyciągnął z szafy bluzę i podał ją dziewczynie. - Na dworze jest zbyt zimno, żebyś szła w samym płaszczyku.
- Mam u siebie już dwie Twoje bluzy - zauważyła, zakładając ją na siebie. Draco wzruszył ranionami i podał jej płaszcz. Włożyła go na siebie i spojrzała wyczekująco na chłopaka. Przywołał swoją kurtkę i złapał Hermionę na rękę. Teleportował się do Hogsmead. Po chwili stał z Hermioną na zatłoczonej uliczce niedaleko Trzech Mioteł.

¤¤₹¤¤
Dobry wieczór. Przepraszam za swoją nieobecność, ale szkoła... musicie zrozumieć. Kolejny mam już napisany, dlatego ukaże się w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam,
Alex_x.