sobota, 24 października 2015

Rozdział 37.

Hermiona weszła do domu, rzuciła klucze na komodę i odwiesiła marynarkę na haczyk. Przeszła szybko do kochni, skąd dochodziła odgłosy szamotania. Oparła się barkiem o framugę drzwi i ze śmiechem patrzyła na wysokiego blondyna, krojącego warzywa przy kuchennej wyspie. Co chwilę mieszał coś w garnkach, klnąc pod nosem. Podniósł wzrok na szatynkę.
- Co się ze mnie śmiejesz? - warknął i ponownie zaklnąć, kiedy przeciął sobie palec. Hermiona podeszła do niego i wzięła jego rękę w dłonie. Dmuchnęła na niego i pocałowała delikatnie.
- Co robisz? - 6zapytała, obejmując Dracona w pasie.
- Obiad - odpowiedział, a była Gryfonka zaśmiała się pod nosem i pocałowała go w usta.
- Pamiętasz o dzisiejszej kolacji z moimi rodzicami?
- Oczywiście. O 7 - oznajmił, poczym zaklnął, kiedy usłyszał jak zawartość jednego garnka wylewa się na płytę.
- Co powiesz na pizze? - zapytała, podchodząc do lodówki, aby wyciągnąć mrożonkę. Posłał jej krzywy uśmiech i wstawił pizze do mikrofalówki.
||¤៛¤||
Hermiona siedziała między zgiętymi w kolanach nagami Dracona, opierając się o jego tors. Chłopak opierał się o poduszki na łóżku w sypialni. Granger ze zdziwieniem zauważyła, że patrzy na wszystko w tym mieszczaniu jak na swoje. Draco twierdził, że wszystko w tym domu należy do niej, ale jednak wciąż mieszkali osobno. Ona u swoich rodziców, on w mieszkaniu, które kupił za uzbierane pieniądze. Nie chciał brać pieniędzy od rodziców, co prawie zawsze mu się udawało. Hermiona miała w tym mieszkaniu większość swoich rzeczy. Draco u niej tylko ulubiony szampon, szczoteczkę do zębów i kilka ubrań.
- Przeprowadź się do mnie - poprosił, bawiąc się jej włosami.
- Tak przed ślubem, panie Malfoy? - zaśmiała się naśladując jego ojca. Kiedy dowiedział się, że Hermiona jest w ciąży był zaskoczony jak nikt inny. Chociaż była w drugim miesiącu ciąży nie myśleli o szybszym ślubie.
- Zabawne, skarbie - mruknął, gładząc jej brzuch.
- W sumie. I tak przebywam tu częściej niż u siebie - zauważyła i obróciła się w jego stronę. Dotknęła delikatnie jego policzka i uśmiechnęła lekko.
- Kocham Cie - szepnął, a szatynka pocałowała go, na co odpowiedział gwałtownie. Położył ją na łóżku i posłał szeroki uśmiech.
||¤៛¤||
Z czułością patrzyła na Dracona, który trzymał ją ramionach, podczas ich pierwszego tańca na ich własnym weselu. Jej pierwszy taniec jako pani Malfoy. Blondyn uśmiechał się do niej delikatnie, prowadząc ją w tańcu. Wyglądał tak przystojnie w czarnym garniturze, białej koszuli i z czarnym krawatem. Hermiona nie mogła wyjść z podziwu, że jeden mężczyzna może tak dobrze wyglądać we wszystkim co na siebie założy.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś tylko moja - szepnął do jej ucha, kiedy szli w kierunku stolika po zakończonym tańcu. Dotknął delikatnie jej zaokrągonego, pięciomiesięcznego brzuszka i pocałował ją w skroń.
- Kocham cie - odpowiedziała.
||¤៛¤||
Blaise siedział na kanapie w salonie swojego domu, obracając w palcach srebrny pierścionek z dużym diamencikiem. Zastanawiał się nad podjęciem tej najważniejszej decyzji w swoim życiu. Jeszcze niedawno mogł zginąć, jednak żył i wiedział, że nie może czekać. Podniósł się z kanapy, chowając pierścionek do kieszeni dżinsów, które miał na sobie i ruszył do drzwi wejściowych. Otworzył je, stając naprzeciwko Ginny, która z zaskoczeniem patrzyła na niego.
- Cześć, kotku - szepnął i przyciągnął ją do siebie. - Mam nadzieję, że tęskniłaś, bo ja bardzo - oznajmił, przytulając dziewczynę do siebie.
- Miałeś być wczoraj na kolacji - przypomniała z wyrzutem. Czekała na niego, a on nawet nie napisał głupiej wiadomości, że nie może przyjść. Była na niego wściekła jak nigdy.
- Wybacz, wyleciało mi z głowy.
- Zrobiłam z siebie idiotkę. Wszyscy przyjechali wcześniej, żeby poznać mojego chłopaka, która nie raczył się pojawić - warknęła, odsuwając się od niego.
- Ostatnio miałem troche na głowie - stwierdził, przeczesując włosy.
- Co jest ważniejszego od spotkania z moją rodziną?
- Draco się podłamał. Musiałem z Harrym go przypilnować, żeby nie zrobił jakiejś głupoty.
- Oh, no jasne. Malfoy się załamał, bo grzywka mu nie wyszła, a ty do niego lecisz - krzyknęła.
- Hermiona leży w szpitalu - oznajmił tym samym tonem, co Ginny. - Draco się obwinia, a ja znam go najlepiej i wiem, że kiedy tylko będzie miał okazje, zrobi coś głupiego. Wybacz, że nie miałem czasu na rodzinną kolację, kiedy mój najlepszy przyjaciel ma poważne problemy.
- Co jej jest? - zapytała cicho.
- Jeden z pierwotnych wampirów ugryzł ją i niewiadomo, czy przeżyje - oznajmił spokojniej. Ginny pokiwała głową i odwróciła się od niego.
- Pójdę już - szepnęła.
- Mieliśmy gdzieś iść - przypomniał. Jednak Ginny zdawała się go nie słuchać. Teleportowała się, zostawiając go samego.
||¤៛¤||
Theodor westchnął cicho, kiedy Alex ugryzła delikatnie jego szyję. Siedziała okrakiem na jego kolanach podczas gdy on na wpół leżał na krawędzi łóżka, podpierając się na łokciach. Całowała go wzdłuż jego szyi, kierując się do szczęki. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, patrząc mu w oczy. Miał je tak ciemne, że zdawały się być czarne. Jej brązowe włosy opały wokół jego twarzy, kiedy nachyliła się, chcąc pocałować go. Przekręcił się, kładąc dziewczynę na pościeli. Opierał łokcie po obu stronach jej tułowia i całował jej usta. Był przy tym tak delikatny, że Alex musiała się zastanowić, czy on naprawde jest Ślizgonem. Zaczął powoli rozpinać guziki jej kremowej koszuli, czując na ustach jej lekki uśmiech. Zsunął materiał z jej ramion, przenosząc usta na jej szyję. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, na której tak mu zależało leży teraz w jego łóżku, pojękując cicho. Był pewny, że będzie musiał podziękować Harry'emu, że zdołał wyciągnąć go do tego mugolskiego baru, gdzie spotkał Alex. Harry ulotnił się gdzieś z jej koleżanką, Alice, która z pewnością była mugolką.
- Theodor - usłyszał głos swojego ojca z progy drzwi i przeklął głośno swój błąd. Jak zwykle musiał zapomnieć zabezpieczyć pokój. Usiadł na łóżku, zasłaniając swoim ciałem Alex.
- Co chcesz? - warknął poirytowany, wiedząc, że jego ojciec zdążył zobaczyć zbyt wiele. 
- Zejdź do salonu ze swoją... koleżanką. Państwo Greengrass przyszli i wypadałoby...
- Jasne, kumam. Zaraz zejdziemy - stwierdził i spojrzał wyczekująco na ojca. Ten wycofał się i zamknął za sobą drzwi. Theodor nachylił się nad zarumienioną dziewczyną i pocałował ją dalikatnie w czybek nosa.
- Chyba już pójdę - oznajmiła, siadając na łóżku.
- Daj spokój. Pewnie znowu przyszli negocjować układ z moim ojcem. A ja absolutnie nie zamierzam siedzieć z nimi sam. Dlatego mi potowarzysz.
- Ale...
- Jako moja dzoewczyna powinnaś mnie wspierać, ale jeśli wolisz to zostań tu- zaśmiał, a Alex posłała mu delikatny uśmiech. Założyła na siebie koszulę i zaczęła zapinać guziki, w czym pomógł jej Theodor. Zszedł do salunu, gdzie siedzał już jego ojciec i państwo Greengrass razem z Astorią. Zajął miejsce na podłokietniku, poczym skinął głową w kierunku ojca.
- Państwo Greengrass przyszli omówić szczegóły twojego ślubu z Astorią - oznajmił, a Theodor spojrzał na niego zaskoczony.
- Że jakiego ślubu? - zapytał, prostując się.
- Nie udawaj głupiego - warknął.
- Przepraszam bardzo, ale chyba wyraziłem się jasno, nie?
- Ja chyba też, prawda?
- W porządku. Skoro właśnie tego chcesz. Mam nadzieję, że Twoja nowa dziewczyna szybko urodzi Ci dziedzica - stwerdził, podnosząc się z miejsca. - Szkoda tylko, że mama nie żyje - dodał, posyłając ojcu gorzki uśmiech.
- Jeśli teraz wyjdziesz...
- Wydziedziczysz mnie, wiem przecież. Jakoś mnie to nie obchodzi - oznajmił i ruszył do wyjścia.
- Nie poradzisz sobie bez moich pieniędzy jedengo dnia - usłyszał za plecami i zaśmiał się cicho.
- Mam jeszcze przyjaciół, na których mogę liczyć. Poza tym, ja zawsze sobie radziłem - zauważył i wbiegł szybko po schodach. Wszedł do swojego pokoju i machnął różdżką, pakując wszystkie swoje ciuchy do sportowej torby. Użył zaklęcia zwiększająco-zmiejszającego na nią i karton, do którego zaczął wrzucać wszystkie rzczy, jakie leżały na półkach, czy w szyfladach. Oparł ręce na biurku, pochylając głowę do przodu. Po chwili poczuł, jak Alex przytula się do jego pleców. Westchnął cicho i obrócił się w jej stronę. Patrzyła na niego zatroskanym wzrokiem. Dotknęła delikatnie jego policzka i pocałowała w usta. Oderwał się od niej i przywołał kilka rzeczy swojej matki, które trafiły od razu do kartonu.
- Chodź, podwiozę cie do domu - stwierdził i odesłał rzeczy. Odsunął szafę i wygrzebał zza niej kluczyki do samochodu. Złapał Alex za rękę i wyprowadził ją z pokoju, poczym skierował się na dół. Wszedł do garażu, gdzie stało kilka samochodów. Theodor podszedł do czarnego sportowe porsche i otworzył drzwi przed dziewczyną.
- To Twoje? - zapytała zaskoczona.
- Kupione za pieniądze ojca, ale moje. Papiery są na mnie, jeśli chodzi o ścisłość - wyjaśnił i zatrzasnął drzwi, kiedy wsiadła do samochodu. Zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wyjechał na drogę, prowadzącą do Londynu i spojrzał w tylnim lusterku na rezydencje. Wychował się i wiązał z tym miejscem wiele wspomnień. Tutaj razem z Blaisem i Draco pierwszy raz się upili, co było koszmarne w skutkach. W ogrodzie pierwszy raz się całował. Razem z Draco pogodzili się właśnie tam. Teraz ta kłótnia wydawała mu się tak odległa, że nie potrafił przypomnieć sobie czego dokładnie dotyczyła. Chyba pokłócili się o dziewczynę, która i tak wolała Blaise'a.
- Theodor, jeśli to przeze mnie... - usłyszał i zerknął na Alex.
- Nawet tak nie myśl. Nigdy nie dam się kontrolować. Szczególnie jemu. Myślał, że nie wiem o jego romansie z jakąc siedemnastolatką. Byłem pewny, że przyjechał po mnie na dworzec, ale on nie zwrócił na mnie nawet uwagi - wyrzucił z siebie i skręcił w kolejną ulicę. Alex obróciła się w jego stonę. Był taki poważny, prowadząc samochód. Mimo, że miał na sobie kurtkę zimową, widziała jego napięte mięśnie.
- Możesz gdzieś zjechać? - poprosiła, a chłopak skinął głową i po kilkunastu metrach zjechał na pobocze. Alex odpieła pasy i usiadła na kolanach Ślizgona. Spojrzał na nią zaskoczony, jednak objął ją w pasie. - Więc jeśli to nie przeze mnie, to o co chodzi? - zapytała, patrząc mu oczy.
- Teraz to nieważne. Nie przejmuj się tak mną.
- Blaise mówił, że jesteś okropnie zamknięty w sobie i trudno od ciebie cokolwiek wyciągnąć, ale myślałam, że tylko przesasza.
- Musiałabyś spróbować wyciągnąć coś od Draco. Ten jest uparty.
- Theodor, rozmawiamy o tobie a nie Malfoy'u.
- Czemu go tak nie lubisz?
- Bo nie lubię i już. Denerwuje mnie, że wszystko musi kręcić się wokół niego. 
- Daj spokój. Draco jest dobrym przyjacielem. Tylko trzeba go poznać i zrozumieć. 
- Czemu tak ci na nim zależy?
- Znam go od dzieciństwa. Pomógł mi, kiedy nie chciałem niczyjej pmocy. Kiedy moja mama umarła, nie dopuszczałem do siebie nikogo. On i Blaise wyciągnęli mnie z tego wszystkiego - wyjaśnił cicho. Spojrzał na drogę, gdzie tłoczyło się od samochodów. - Możemy jechać?
- Chcesz zamieszkać u mnie? - zapytała, siadając na swój fotel. 
- Alex, nie sądzę, żeby twoi rodzice byli szczęśliwi, że u ciebie zamieszkam. 
- Wiesz, jeśli im powiem, że bardzo cie kocham i chcę z tobą zamieszkać...
- Jesteśmy parą ledwie dwie godziny, a ty już chcesz ze mną mieszkać - zaśmiał się, a Alex prychnęła pod nosem i obróciła się plecami do chłopaka. Theodor odpalił silnik i włączył się do ruchu. 
||¤៛¤||
Matt wszedł do mieszkania i rzucił klucze na komodę. Przeszedł do salonu, gdzie siedziała Angelica, głaszcząc śpiącą Margaret po włosach. Usiadł obok blondynki i pocałował ją w usta. 
- Co z Hermioną? - zapytała, kiedy odsunął się od niej. 
- Bez zmian. Mama nie wychodzi z domu, tata siedzi całe dnie w pracy, tylko Draco przy niej jest. 
- Będzie dobrze - szepnęła, przytulając się do niego ostrożnie. Objął ją ramieniem i oparł policzek o czubek jej głowy. 
- Kocham cie.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, uśmiechając się do niego delikatnie. Wiedziała, że Matt kocha tylko ją i Margaret, jednak stare obawy wciąż do niej wracały. Kiedy jeszcze uczęszczała do Hogwartu bała się, że Matt znudzi się nią i znajdzie sobie inną. Nigdy nie pytała go o to, co było, gdy wyjechała. Nie chciała nawet myśleć, że przez swoją głupotę popchnęła szatyna w ramiona innej kobiety. Przecież zdawała sobie sprawę, że mógł mieć wiele kobiet. Był przystojny, aż nadto. Odsunęła się od Matta, wstała z kanapy i wzięła Margaret na ręce. 
- Hej, co jest? - zawołał za nią, kiedy tylko zniknęła na korytarzu. Podniósł się z miejsca i ruszył za kobietą. Był pewny, że coś ją gryzłą. Inaczej by się tak nie zachowała. Wszedł do sypialni i podszedł do okna, przy którym stała już Angelica. Objął ją w talii i przycisnął do siebie. - Co się stało? - zapytał cicho. 
- Nic, ja tylko... Kiedy wyjechałam... Miałeś kogoś, prawda?
- Czemu o to pytasz? - zdziwił się, odwracając ją do siebie. 
- Wiem, że kochasz mnie i Margaret, ale...
- Ale? Miałem kilka kobiet, ale to nic nigdy nie znaczyło. Liczysz się tylko ty i Margaret - oznajmił i ujął jej twarz w dłonie. 
- Ale...
- No, przestań z tym "ale". To z tobą się żenię, pamiętasz? - kobieta skinęła głową i pocałowała go w policzek. 
- A co do ślubu. Wysłałam dzisiaj zaproszenia. Kupiłeś garnitur?
- Taaak - mruknął, unikając jej wzroku. Angelica zaśmiała się pod nosem. 
||₹៛₹||
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale miałam naprawde dużo nauki i nie mogłam wcześniej. Następny pojawi się za tydzień.
Pozdrawiam,
Alex_x.

sobota, 10 października 2015

Rozdział 36.

Harry rzucił się na Martina, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że dziewczyną, którą trzyma jest Hermiona. Nie zastanawiał się nawet co robi. Po prostu rzucił się na wampira, wiedząc, że i tak nie ma z nim szans. Jednak wiedział też co czuje każdy wampir zaraz potym jak się pożywi. Fala lekkości i rozleniwienia rozlewała się po żyłach razem z krwią ofiary. Przycisnął Martina do podłogi, przyciskając przedramie do jego szyi i kolano do piersi.
- Nigdy więcej nie dotykaj Hermiony, jasne? - warknął, akcentuając każde słowo.
- Biedny, zakochany szczeniak. Tylko wiesz, że ona nigdy nie będzie cie kochać? Pewnie zresztą już nie żyje - stwierdził, uśmiechając się drwiąco Sualez. Harry szybkim ruchem skręcił kark wampira. Urok jaki rzucił przestał działać, a Draco i Matt rzucili się do ciała Hermiony. Wampiry Martina rzuciły się na Pottera. Jeden z nich przycisnął go do ściany, a drugi, z kołkiem w ręku, podszedł do niego. Brunet szapnął się, jednak na daremno. Zamknął oczy, kiedy jeden z wampirow uniósł kołek, jednak po chwili otworzył je, słysząc jak ktoś upada na podłogę. Widząc Emmę z kawałkiem drewna wbitym w serce, uklęknął obok niej. Ujął jej twarz w dłonie i starł łzy, które płynęły po jej policzkach.
- Coś ty narobiła, głupia? - wyszeptał.
- Zabiłeś go, Harry. Tak bardzo chciałam ci o nim powiedzieć, ale nie miałam pojęcia jak.
- Przestań, to nieważne.
- Byłam jego żoną. Moje życie było połączone z życiem każdego jego wampira i... twoim. Teraz będziesz zwykły chłopakiem. Przepraszam za to co zrobiłam. On mnie do tego zmusił.
- Cicho, skarbie. Przecież wiesz, że nigdy bym się na ciebie nie gniewał - stwierdził. Emma jęknęła cicho i opuściła dłonie, którymi obejmowała jego twarz.
- Obiecaj mi coś - poprosiła, a kiedy skinął głową kontunuowała: - Będziesz szczęśliwy. Znajdziesz sobie dziewczynę, którą pokochasz i zapomnisz o mnie.
- Nie, nie mogę. Emm, proszę. Musi być jakiś sposób.
- Wyciągnij to ze mnie - szepnęła, jednak Harry pokręcił głową, zaciskając usta w wąską linię. Czuł jak do oczu napływają mu łzy. - Proszę.
- Kocham Cie - oznajmił, opierając czoło o jej czoło.
- Wiem, ja Ciebie też, Harry - odpowiedziała i pocałowała go delikatnie.
- Będę pamiętać, skarbie - zapewnił i, zaciskając oczy, wyciągnął kołek z piersi Emmy. Poczuł łzy na policzkach. Wiedział, że był słaby, ale nie dbał o to. Po chwili ktoś dotknął jego ramienia i obrócił głowę, aby spojrzeć na Blaise'a. Klęczał obok niego, starając się dodać mu otuchy.
- Musimy stąd iść, Harry - powiedział po chwili. Harry pokiwał głową i wziął ciało Emmy na ręce. Podniósł się razem z Blaise'em.
- Co z Hermioną? - zapytał cicho.
- Draco zabrał ją do Munga. Jeśli będziesz na siłach...
- Chcę ją pochować - przerwał mu.
- Zrobimy to jak należy, ale najpierw zajmiemy się tobą - złapał Harry'ego za ramię i teleportował się, skupiając wszystkie swoje myśli na miejscu, w które chciał się dostać. Po chwili obaj stali w salonie w domu państwa Granger. Ktoś zabrał ciało Emmy od niego, a jego posadził na fotelu.
||¤៛¤||
Draco siedział na korytarzu w świętym Mungu, czekając aż jakikolwiek lekarz zechce z nim pprozmawiać. Na przeciwko niego siedziała matka Hermiony i Matt. Ojciec Gryfonki chodził nerwowo po korytarzu
- Dlaczego to musi tak długo trwać? - warknął Matt, podnosząc się z miejsca. Malfoy pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach. Kiedy przyniósł Hermionę do szpitala była ledwo żywa, a jej stan pogarszał się jeszcze bardziej.
- Państwo Granger? - zapytał lekarz, wychodząc z sali, w której leżała dziewczyna. Był to wysoki, czarnowłosy mężczyzna przed trzydziestką. Arthur skinął głową w odpowiedzi. - Przykro mi... - zaczął, jednak Matt przerwał mu gwałtownie.
- Nawet nie mów mi koleś, że moja siostra nie żyje - warknął, łapiąc mężczyznę za fartuch lekarski.
- Niech się pan uspokoi - poprosił, odsuwając się od szatyna. - Wprowadziliśmy pana siostrę w śpiączkę. Jej stan powinien się poprawić w najbliższym czasie. Muszą być państwo przygotowani. Ugryzienie wampira jest bardzo niebezpieczne, szczególnie dla kogoś takiego jak pacjentka.
- Ale obudzi się, prawda? - zapytał Draco, słabym głosem, podnosząc wzrok na mężczyznę.
- Najbliższe godziny będą decydujące - oznajmił i, przepraszając, ruszył do pokoju lekarskiego. Draco zamknął oczy, zwieszając głowę.
- Draco, powinieneś wrócić do domu - stwierdziła Jean, siadając obok niego. Dotknęła delikatnie jego ramienia. Pokręcił głową w odpowiedzi. - Jeśli chcesz możesz tam wejść - powiedziała po chwili, przeciągając otwartą dłonią po plecach chłopaka. Blondyn podniósł wzrok na kobietę i skinął głową. Musiał przyznać, że Hermiona napewno była podobna do matki. Takie same, jasne, kasztanowe włosy, które u pani Granger sięgały połowy łopatki, kiedy Hermiona miała je trochę dłuższe.
- Dyrektor biura aurorów chce się z nami spotkać - oznajmił Arthur, patrząc na żonę. Jej zaczerwienione od płaczu, niebieskie oczy przeniosły się na mężczyznę. Podniosła się ze swojego miejsca i uśmiechnęła się do Malfoy'a.
- Posiedzisz z Hermioną trochę? - zapytała Ślizgona, który skinął głową. Matt spojrzał na Dracona uważnie, kiedy jego rodzice teleportowali się.
- Naprawde ją kochasz - zauważył, siadając obok niego.
- A ty? Co z Angelą?
- Draco, jesteś jeszcze młody...
- Nie mów do mnie jakbyś tłumaczył mi skąd biorą się dzieci.
- W przyszłym miesiącu chcemy wziąć ślub.
- Jesteś ojcem Margaret, prawda? - Matt skinął głową. Draco westchnął cicho. - Zazdroszczę Ci - oznajmił, nie patrząc na szatyna. - Kochasz moją siostrę?
- To chyba oczywiste.
- A ona kocha ciebie. Nieważne jakim byłbyś dupkiem, nikt wam nie powie, że nie powinniście...
- Nie jestem twoim ojcem, ale lubię cie, co zdarza mi się naprawdę rzadko, więc powiem ci coś co kiedyś powiedział mi mój ojciec. Walczył o moją matkę, a kiedy zaczęli się spotykać, jej rodzice mieli wiele problemów z tym związanych. Nie chciał, żeby kiedykolwiek straciła z nimi kontakt, ale to ona podjęła decyzję. Musisz pozwolić Hermionie decydować. Wiem, że ona gdzieś głęboko w sobie kocha ciebie a nie Weasley'a.
- Wcale nie.
- Idź do niej. Chyba lepiej jeśli zobaczy ciebie, a nie pustą salę - stwierdził i poklepał blondyna po plecach. Puścił do niego oczko i teleportował się, zostawiając Ślizgona samego. Wszedł do sali, gdzie leżała Hermiona i usiadł przy jej łóżku. Zacisnął wargi i oparł łokcie na materacu obok dziewczyny. Spojrzał na jej twarz i odgarnął z niej kilka.kosmyków włosów. Obiecał, że nie pozwoli jej skrzywdzić, a teraz ona tu leży, a on nie miał pojęcia czy jeszcze kiedyś ją usłyszy, przytuli.
||¤៛¤||
Harry siedział przy stole w kuchni w domu na Grimmould Place, patrząc w kubek z kawą. Czuł się okropnie. Wmawiał sobie, że to przez niego Hermiona prawie umarła. Chociaż nikt nie mógł mieć pewności czy dziewczyna się obudzi. Draco każdy dzień i większość nocy dopóki pielęgniarki nie wyrzucały go do domu siedział przy Hermionie. Nie rozmawiał z nikim prawie wogóle. Jego rozmowy ograniczały się zazwyczaj tylko do lakonicznych odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Harry siedział w domu od trzech dni, odkąd tylko pozwolili mu wyjść z domu Hermiony. Nie wychodził z domu nawet po zakupy. Nie odpowiadał na listy. Nie otwierał nikomu drzwi. Jednak wiedział, że powinien choć zajrzeć do Hermiony. Wstał powoli od stołu i dopił resztkę kawy. Wstawił kubek do zlewu i wyszedł do holu, skąd zabrał kurtkę i teleportował się do Munga. Przy recepcji stała wysoka blondynka, uśmiechająca się do jednego z lekarzy, który stał przed ladą recepcyjną.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała, kiedy tylko Harry podszedł do niej.
- Szukam Hermiony Granger.
- Sala 106, pójdzie pan prosto i skręci w prawo. Drugie drzwi na lewo - odpowiedziała. Harry posłał jej blady uśmiech i ruszył we wskazaną stronę. W sali siedział Draco i matka Hermiony. Malfoy podniósł wzrok na Harry'ego, kiedy tylko wszedł do środka.
- Co z nią? - zapytał, zdławionym głosem.
- Lekarz mówi, że jest lepiej - odpowiedziała pani Granger. Harry odetchnął cicho. Miał nadzieję, że Hermionie nic nie będzie. - Draco, idź do domu - poprosiła, dotykając delikatnie ramienia blondyna. Skinął głową i podniósł się z miejsca. - Mógłbyś go odprowadzić? - Jean spojrzała na Harry'ego, który uśmiechnął się do niej blado i ruszył za Malfoy'em. Kiedy wyszli ze szpitala Ślizgon spojrzał na niego uważnie.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? - zapytał cicho Draco.
- Emma... ja nie mogłem - oznajmił, kręcąc głową.
- Kochasz ją, co?
- Kochałem... chciałem kochać.
- Widzisz, Harry, ja nie chcę, żebyś był na mnie wściekły. To co czujesz do Hermiony...
- Stary, oboje wiemy, że ona nigdy nie pokocha mnie. Kocha Ciebie, a ja nie mogę być na to wściekły. To jej decyzja. Ja mogę jedynie pogodzić się z tym. Tylko nie skrzywdź jej.
- Obiecuję - powiedział Draco, a Harry poklepał go po ramieniu.
||₹៛₹||
Dobry wieczór! Kolejny rozdział za nami i mam nadzieję, że się Wam podobał.
Pozdrawiam,
Alex_x.

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 35.

Draco siedział na krześle przy stole w salonie Granger'ów, próbując znaleźć gdzieś Hermionę. Wiedział, że potrafił to zrobić. Ukrył twarz w dłoniach, opartych na kolanach, czując jak wspomnienia uderzają do jego głowy.
Hermiona stała pod jedną ze ścian w korytarzu, prowadzącym do lochów, przyciśnięta przez niego, zarzucając mu ramiona na szyję. Całował ją gorąco, trzymając swoje dłonie na jej talii.
Leżała na kocu obok Harry'ego, patrząc w niebo. Trzymała głowę na jego ramieniu, otulając się bluzą Harry'ego.
- Kiedy to się w końcu skończy? - zapytała cicho, obracając się w jego stronę.
- Niedługo, obiecuję.
Stała przed Weasley'em, powstrzymując łzy, kiedy ściskał jej podbródek. Patrzył w jej oczy z pogardą, śmiejąc się pod nosem.
- Nikomu nie jesteś potrzebna. Zawsze sądziłaś, że jesteś pępkiem świata - zakpił, a po jej policzkach spłynęły łzy. - Nikt Ci nigdy nie kochał, nawet Malfoy.
Szła, a raczej biegła za Weasley'em, który ciągnął ją za rękę w stronę ogromnej, zniszczonej rezydencji. Dookoła nie było niczego, prócz tabliczek informujących o tym, gdzie się znajdowali. Spojrzała na jedną przy rezydencji. Charleroi. Nie wiedziała, gdzie to jest, ale była pewna, że zbyt daleko, aby mogła się teleportować.
Siedziała na jakiejś pryczy, podkulając nogi pod brodę i obejmując je ramionami. Przyciskała policzek do jednego z kolan. Po jej policzkach płynęły łzy. Draco. Draco, proszę.
- Malfoy, do jasnej cholery - warknął Theodor potrzącając ramieniem przyjaciela. Z nosa blondyna ciekła krew, a jego twarz była bledsza niż zawsze. Wziął gwałtowny wdech i podniósł wzrok na Notta
- Ona jest w Charleroi - wydusił z siebie, oddychając głęboko.
- Gdzie?
- W Belgii. Stara rezydencja Zabiniego - wyjaśnił, przyciskając rękę do nosa.
- Wiesz gdzie to jest? - zapytał Matt, zwracając się do Theodora. Chłopak skinął głową w odpowiedzi. - Jeszcze dzisiaj tam pojedziemy.
- Nie możesz - odezwała się Angelica, podchodząc do mężczyzny. Zmarszczył brwi i obrócił się w jej stronę.
- Słucham?
- Nie możesz tam jechać, Matt.
- O co ci chodzi? - zdziwił się i skrzyżował ramiona na piersi.
- Matt, proszę - szepnęła, dotykając delikatnie jego policzków. - Pomyśl choć raz o mnie albo Margaret.
- Myślę o was cały czas, ale Hermiona jest moją siostrą. Angela, nie mogę jej znowu stracić. Postaw się na moim miejscu - ujął jej twarz w dłonie i oparł czoło o jej. - Kochasz brata, ja kocham siostrę.
- Nie chcę cie stracić.
- Ohoho, Malfoy, ja jeszcze muszę się z tobą ożenić, a potem mów mi takie rzeczy - zaśmiał się i pocałował blondynkę w czubek nosa.
- Jesteś okropny - oburzyła się, trącając Matta w ramię. - Uważaj na siebie - poprosiła cicho.
- Zajmę się nim - powiedział Draco, stając obok siostry. Wciąż przykładał do nosa chusteczkę, ale wyglądał nieco lepiej.
- Ty nigdzie nie idziesz, młody - uprzedził szatyn. Malfoy popatrzył na niego zaskoczony.
- Nie będziesz mi mówił, co robię.
-  Pewny jesteś? Zajmiesz się siostrą.
- Nie jestem jakąś pieprzoną niańką - warknął.
- Nigdzie nie idziesz, łapiesz?
- Spadaj. Nie będziesz mi mówił co mam robić. Beze mnie nic byś nie wiedział.
- Nic dla niej nie znaczysz. Kiedy to do Ciebie dotrze? - zapytał. Draco spojrzał na niego, zaciskając zęby. Dlaczego każdy musiał mu o tym przypominać? Ale z drugiej strony. Weasley ją skrzywdził. Może mieć jeszcze jakąś szansę.
- Pieprz się - warknął i teleportował się, zanim ktokolwiek zareagował. Angelica patrzyła na Matta wściekłym wzrokie.
- Dupek - syknęła i uderzyła szatyna w policzek. Usiadła przy stole obok Margaret, która zaciekawiona patrzyła na mamę. Pogłaskała dziewczynkę po policzku i uśmiechnęła się lekko. Matt usiadł po drugiej stronie córki i pocałował ją w czubek głowy, kiedy wdrapała się na jego kolana. Rodzice obojga patrzyli na nich zaskoczeni. Theodor stanął obok Grangera i rozłożył przed nim mapę miasta.
- Będziemy musieli podejść od tyłu - oznajmił Nott, wskazując na jeden z budynków.
- Możesz to przenieść na trójwymiar? - poprosił, a Ślizgon machnął różdżką, prezentując projekt.
- Blaise mówił, że z tyłu są trzy wejścia, z czego jedno prowadzi do piwnic. Pewnie tam ich trzymają. Przy odrobinie szczęścia Blaise nam pomoże, jeśli tylko go uwolnimy. Harry...
- Potter się w tej akcji nie liczy. Zostawiacie go tam - oznajmiła McGonagall. Theodor i Matt popatrzyli na nią.
- Pani chyba...
- Bez dyskusji. Potter jest jednym z nich. Jest taki sam jak Parker.
- Harry jest jesnym z nas - oburzyła się Ginny, podnosząc z miejsca. - Jest dobry. Nie może odpowiadać, że każdy tak łatwo nim manipuluje.
- Panno Weasley...
- Jeśli mamy odbić Hermionę musimy zabrać ze sobą Pottera. Bez niego Hermiona się nie ruszy - przypomniał Matt. - Bez urazy, pani profesor, nie dowodzi pani tą akcją.
- A może ty nią dowodzisz?
- Nott jest dowódcą - oznajmił, kończąc dyskusję. - Kontynuuj - poprosił.
||¤៛¤||
Hermiona patrzyła zdezorientowana na mężczyzn, ciągnących ją gdzieś. Wyciągnęli ją z celi, kiedy Harry próbował ją uspokoić i nakłonić do snu. Bała się. Nie chciała zostawiać Harry'ego i Blaise'a w celi. Po chwili stanęli przed wysokim szatyn z lekkim uśmiechem na ustach. Mimo, że miał ponad trzydzieści pięć lat, wyglądał bardzo przystojnie. Miał na sobie doskonały, szyty na miarę czarny garnitur i granatową koszulę z odpiętymi dwoma ostatnimi guzikami przy kołnierzyku. Na palcu lewej ręki miał sygnet z błękitnym oczkiem, podobny do tego, który zaczął niedawno nosić Harry.
- Panna Granger - przywitał ją skinieniem głowy i idealnym ukłonem, nie zginając wogóle pleców. - Miło mi w końcu Cie poznać. Wiele o tobie słyszałem. Jestem pod wrażeniem twoich zdolności. Jesteś bardzo zdolną czarownicą. Nazywam się Martin Sualez.
- Czego ode mnie chcesz? - warknęła, próbując wyszarpać ramię z uścisku wysokiego, umięśnionego mężczyzny.
- Chyba rozumiem co Ci wszyscy chłopcy tak w tobie kochają. Jednak mnie osobiście taki temperament by przeszkadzał.
- Nic mnie to nie onchodzi. Chcę tylko wiedzieć czego ode mnie chcesz.
- No już, już - podniósł ręce w obronnym geście i podszedł do niej. Skinął głową na mężczyznę, trzymającego dziewczynę. Po chwili poczuła jak uścisk lżeje i usłyszała ciężkie kroki oddalającego się mężczyzny. - Znasz na pewno Emmę Parker, prawda?
- Nie - odpowiedziała. Martin złapał ją za podbródek i uniósł jej twarz, aby spojrzeć jej w oczy.
- Nie kłam - warknął.
- Chodziła ze mną do szkoły.
- Przyjaźniłaś się z nią?
- Nie. Ona i Harry byli parą, więc była dość blisko.
- Wiesz, to bardzo ciekawe co mówisz. Emma twierdzi, że zna cie bardzo dobrze - skinął dłonią na blondyna stojącego przy drzwiach. Mężczyzna wyszedł do pokoju obok i wrócił po paru chwilach, popychając przed siebie Emme. Miała na sobie ciemne rurki i kremową koszulę. Włosy spięła w wysokiego kucyka. Patrzyła na Martina z nienawiścią w oczach. Kiedy stanęła przed nim, skrzyżowała ramiona na piersi. 
- Wypuść ich - rozkazała.
- I co jeszcze? - prychnął.
- Co oni ci zrobili?
- Hmm... Ona potrafi rozwiązać mój problem, który de facto jesteś ty, Zabini może jej pomóc, a Potter dobierał się do mojej żony. Chyba wystarczy, nie?
- Skoro jestem Twoim problemem to czego jeszcze chcesz?
- Oh, kochanie, niczego nie rozumiesz. Chcę z powrotem moją rodzinę, wtedy nikt nie będzie mógł, powiedzieć mi co mam robić. Przyprowadź Zabiniego - nakazał blondynowi. Hermiona patrzyła jak Emma mierzy wzrokiem Martina, próbując się opanować. Próbowała zebrać myśli. Chciała, aby ktokolwiek ją znalazł i zabrał do domu. - Wiesz, że twoja matka kiedyś mi pomogła? - zwrócił się do Hermiony Martin, patrząc uważnie na jej twarz. - To bardzo ciekawe, jak kobieta mająca męża i dwuletniego syna potrafi zakochać się w starszym mężczyźnie. Sypiałem z nią przez dwa lata. Po kilku miesiącach odeszła od Arthura. Wrócili do siebie, kiedy miałaś chyba ze dwa latka. Dziwię mu się trochę. Nigdy nie przyjąłbym byłej żony z jej dzieckiem.
- Słuszam? - zdziwiła się. Przecież to było niemożliwe. Jej tata ją kochał. Była pewna. Zawsze dawał jej to do zrozumienia. Traktował ją jak księżniczkę.
- Oh, nie wiedziałaś? Jean miała ci to powiedzieć, kiedy będziesz pełnoletnia.
- Nie mieszaj jej w głowie - warknęła Emma.
- Emm, skarbie, kiedy ty pieprzyłaś się z kolejnymi chłopaczkami, ja pomagałem Jean Harrison w jej kłopotach małżeńskich.
- Przestań. Moja mama kocha tate. Nie wmówisz mi... - wrzasnęła, jednak mężczyzna w zaskakującym tępie podszedł do niej i złapał jej podbródek, zmuszając, aby spojrzała mu w oczy.
- Kochanie, Twoja mama nigdy nie kochała Arthura Grangera. Wyszła za niego z przymusu. Nie zastanawiałaś, dlaczego nigdy nie widziałaś swoich dziadków?
- Zostaw mnie w spokoju - poprosiła. Usłyszała jak drzwi otwierają się i wchodzi przez nie Blaise. Stanął obok Hermiony którą Martin puścił chwilę wcześniej.
- Pomożesz swojej koleżance sprowadzić tu moją rodzinę - nakazał, nie patrząc na chłopaka. - Macie godzinę, jasne?
- Potrzebujemy do tego różdżek - odezwał się Zabini, patrząc na roztrzęsioną szatynkę.
- Przynieś je im - rzucił do blondyna, stojącego przy drzwiach przez które wyszedł.
||¤៛¤||
Draco usiadł na schodach za rezydencją i podwinął nogawkę spodni, chowając do buta różdżkę, która wysunęła się na ośnieżoną ścieżkę. Podniósł się powoli i podszedł do drzwi. Spojrzał przez niewielkie okienko w drzwiach. Nigdzie nie widział nawet żywej duszy. Otworzył powoli drzwi i wszedł do środka. Znał rozkład tego domu jeszcze z dzieciństwa. Był tu stałym gościem, kiedy jego rodzice musieli pilnie wyjechać. On i Blaise poznawali każy kąt razem. Pamiętał, że wejście do lochów było w pomieszczeniu gospodarczym, które wychodziło na ogród. Otworzył drzwi i zszedł w dół. W piwnicy było pięć cel i tylko jedna była zajęta. Otworzył ją szybko i spojrzał na Harry'ego. Chłopak patrzył zdezorientowany na blondyna.
- Chodź, musimy znaeźć Blaise'a i Hermionę z oznajmił.
- Ale jakim cudem?
- Mam swoje sposoby. Idziesz? - spojrzał na niego wyczekująco. Potter ruszył w jego stronę, a kiedy chciał wyjść, zatrzymał się gwałtownie.
- Co, do cholery? - warknął, próbując wyjść, jednak coś go cały czas zatrzymywało.
- Potter, jest coś o czym chciałbyś mi teraz powiedzieć? - zapytał na pozór spokojnie Draco.
- Niby co?
- Parker cie przemieniła, tak?
- Tak.
- A wychowany z ciebie wampirek. Miałem do czynienia z wieloma młodymi i każdy się na mnie rzucał. Ale każdy z was młodszy, starszy ma pewien, mały problem. Nie wejdziecie do prywatnej nieruchomości bez zaproszenia właściciela. Piwnica jest zaskakującym wyjątkiem - oznajmił Draco. - Poczekaj tu. Znajdę Blaise'a i on ci pomoże.
- Ale oni mnie stąf wyciągali.
- Harry, nie mam pojęcia jak im się to udało. Poczekaj - poprosił i rzucił zaklęcie lokalizujące, próbując znaleźć Zabiniego. Wiedział, że zaklęcie zadziała. Zawsze działało. Sprawdzili je podczas wojny, kiedy dostawali osobne misje. Miało działać, aby nikt nie mógł ich rozdzielić. Tuż przed nim pojawiła się cieńka stużka światła, prowadząca na schody. Szedł za nią aż do głównej jadalni. Tuż przed wyjściem z pownicy rzucił na siebie zaklęcie kameleona. Miał nadzieje, że razem z Blaisem znajdzie Hermionę. Przystanął i nasłuchiwał jakichkolwiek dźwięków. Po chwili usłyszał ogromny huk i kilka zaklęć ochronnych. Zrzucił z siebie zaklęcie i zanim zdąrzył otworzyć drzwi, wyleciały w powietrze, rozrzucając dookoła kawałki drewna. Zobaczył Hermionę, przyciśniętą przez jakiegoś szatyna do ściany. Na jej twarzy zobaczył ból, kiedy zaciskała usta, tłumiąc krzyk. Poczuł narastającą w nim wściekłość. Nikt nie miał prawa powodować jej bólu. Tuż obok nich stał Martin. Włosy miał podobne do włosów Hermiony. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy zauważył blondyna. Ze swoją wampirzą prędkością wyrwał Hermionę pewnie jakiemuś swojego podwładnemu i przycisnął do siebie, odsuwając jej włosy na lewe ramię. Wszyscy obecni zatrzymali się gwałtownie, patrząc jak mężczyzna nachyla się nad szyją szatynki. Draco starał się ruszyć. Naprawde się starał. Ale jego nogi nie chciały się ruszyć. Matt, stojący najbliżej Hermiony, warknął poirytowany, wsuwając palce we włosy. Hermiona zamknęła oczy, czując na szyi ostre kły. Wiedziała, że ugryzienie wampira boli, ale to co poczuła nie można była nazwać bólem. Ostre pieczenie i pulsujący ból przeszedł przez jej ciało. Nie była pewna czy krzyk jaki usłyszała pochodził od niej czy od Dracona albo Matta, którzy rwali sobie włosy z głowy, nie mogąc nic zrobić. Wiedziała, że Martin ich kontroluje nie pozwalając na stawienia choćby małego kroku. Ona zresztą też nie mogła się ruszyć. Nie mogła nic zrobić, poza czuciem okropnego bólu. Czuła, jak wampir wysysa z niej krew. Zamknęła oczy, kiedy pojawiły się przed nimi mroczki. W głowie zaczęło jej huczeć. Nie pamiętała niczego, poza tym co czuła i wściekłym warknięciem, kiedy ktoś oderwał od niej Martina.
||~~៛~~||
Dobry wieczór! Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że wam się podoba.
Pozdrawiam,
Alex_x