piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 2.12.

Draco usiadł na krześle naprzeciwko biurka Pauline, wykręcając sobie palce. Kobieta siedząca przed nim wertowała pliki kartek, rzucając przy tym kilka przekleństw. Wydawała mu się przy tym tak skoncentrowana, ze nie potrafił jej przerwać, choć cała ta sytuacja zaczynała go bardzo denerwować. Po chwili podała mu jedną z kartek, nakazując przeczytać. Ostrożnie prześledził wzrokiem pochyłe pismo, zapełniające kartkę. Westchnął cicho, patrząc ma kobietę przed nim z ogromnym szokiem. Wiedział, ze miewa rożne sposoby, jednak ten którym zdobyła to pismo musiał być nielegalny.
- Co to jest? - zapytał cicho.
- Miałeś być ze mną do końca szczery - przypomniała Pauline, siadając na skraju biurka, aby być bliżej niego.  Jej twarz nie ukazywała żadnych emocji, poza obojętnością. Była profesjonalistka, choć bardzo lubiła Dracona. 
- Nigdy nie miałem nic wspólnego z tym morderstwem - szepnął, patrząc na poranioną twarz Marthy Ramirez. Zbyt młodej kobiety, mogącej odpowiednio zmienić jego najlepszego przyjaciela, który swojego czasu był zbyt egoistyczny. 
- Twoja żona przedstawia dowody przeciwko tobie. 
- Ona jej nawet nie znała. Marthe zabił jej brat. Byłem przy tym, Blaise tak samo. To niemożliwe - oznajmił, kręcąc głową. Nie zabił jej, nie byłby w stanie. Nawet jeśli przez nią musiał ryzykować życie ukochanej osoby. Nawet jeśli tracił przez nią przyjaciela. Jaka nie była, szanował ją i nie chciał jej nigdy skrzywdzić. 
- Posłuchaj, sprawa o twój rozwód będzie się mimo wszystko toczyć, jednak musisz liczyć się z tym, że będzie toczona również sprawa o to morderstwo. Od kiedy żona twojego przyjaciela zgodziła się zeznawać, mamy jakieś szanse, aby wygrać ten rozwód. Ale nie możesz dopuścić, aby twoja żona dowiedziała się o tej dziewczynie i jej dziecku. 
- Przestań mówić o nich, jakby nic dla mnie nie znaczyli, a byli tylko problemem. To chore - oznajmił. Kobieta uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową z niedowierzaniem. 
Godzinę później wychodząc z kancelarii, Draco nie mógł wyzbyć się przeczucia, że coś w jego życiu może się zepsuć. Patrzył na kluczyki swojego samochodu, jakby miały dać mu odpowiedz na każde nurtujące go pytanie. Poczuł wibracje w swoim telefonie i wyciągnął go z kieszeni swoich bordowych rurek. Uśmiechnął się mimo wszystko widząc zdjęcie Hermiony na wyświetlaczu. Odebrał połączenie, przykładając szybko telefon do ucha. 
- Cześć, Księżniczko - przywitał się, wsiadając do samochodu. 
- Cześć, Książę. Co dzisiaj robisz? - zapytała, a Draco mógłby dać sobie odciąć rękę że uśmiechała się do słuchawki. 
- Jestem cały twój za półtorej godziny, kochanie - oznajmił, blokując telefon męedzy ramieniem a uchem. Zatrzasnął za sobą drzwi od samochodu i odpalił silnik.

~~^^*^^~~
Blaise czuł straszne wyrzuty sumienia, nie mogąc przytulić swojej żony, kiedy słyszał przez ściany jej płacz co noc. Nigdy nie pragnął niczego bardziej jak cofnąć się do czasu, kiedy robił naprawdę głupie rzeczy, sądząc, że nigdy nie będzie musiał ponieść za nie konsekwencji. Westchnął cicho, słysząc wibracje swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi, widząc wiadomość od Ginny. Wyszedł z sypialni gościnnej i przeczesał palcami włosy, zastanawiając się czy powinien zapukać do sypialni, którą kiedyś dzielił z rudowłosą. Ostatecznie wszedł ostrożnie do środka bez pukania. Kobieta siedziała "po turecku" na łóżku, trzymając w dłoniach telefon. Uniosła głowę, słysząc jak ktoś wchodzi do pokoju. Zabini z bólem serca, patrzył na pełne łez oczy swojej ukochanej, przeklinając siebie za bycie skończonym idiotą. Podszedł do łóżka i usiadł ostrożnie na jego brzegu.
- Blaise - jęknęła kobieta, wyciągając w jego kierunku ramiona, chcąc aby w końcu ją przytulił. Chciała, żeby było jak dawniej. Nie potrafiła żyć bez jego ramion, jego głosu, jego zapachu, bez całego niego nie potrafiła istnieć.
- Cichutko, kochanie - szepnął, przytulając do siebie Ginny. Pocałował ją delikatnie w czoło, głaszcząc jej duży brzuszek. Tęsknił za nią, równie mocno jak za swoim nienarodzonym dzieckiem.
- Wiesz jak bardzo chcę cie nienawidzić? - mruknęła, wycierając policzki z łez. Spojrzała na jego twarz, choć doskonale wiedziała, że spojrzenie w jego oczy ją zgubi. Uśmiechnęła się smutno, głaszcząc jego policzek, pokryty zarostem. - Ale kiedy przypominam sobie jak bardzo cie kocham, nie potrafię się nawet gniewać.
- Przepraszam. Wiem, że wszystko spieprzyłem, ale...
- Siedź cicho, bo nie mam ochoty słuchać o twoich błędach.
- Tyl... - zaczął, jednak kobieta przerwała mu, gwałtownie całując jego usta. Spojrzał na nią zszokowany, jednak szybko przejął kontrole nad pocałunkiem, uśmiechając się delikatnie i kładąc Ginny na łóżku. Położył się obok niej i otulił swoim ramieniem, kiedy wtuliła się w niego, układając głowę na jego torsie. - Chyba wiem, dlaczego Harry tak bardzo nienawidził tutaj nocować - oznajmił po chwili.
- Cóż te łóżko w gościnnym jest strasznie niewygodne i dość wąskie - zaśmiała się na widok miny Blaise'a. Cmoknęła go szybko w usta i wtuliła się w niego mocniej.

~~^*^~~
Harry usiadł na schodach swojego domu i westchnął cicho, patrząc na kopertę zaadresowaną do niego.Od dawna nie widział się z nadawcą listu i był pewny, że ten zdążył o nim zapomnieć, jednak jak zawsze musiał się pomylić. Otworzył kopertę i ze zdumieniem odkrył w niej zaproszenie weselne. Mimo wszystko uśmiechnął się do siebie, ciesząc się szczęściem swojego dawnego przyjaciela. Ronald Weasley tak naprawdę nigdy nie był mu obojętny, bo lata spędzone w zgodzie i wszystkie kłopoty, w które się pakowali przeważały nad wydarzeniami z jego ostatniej klasy. I chodź do niedawna podejrzewał go o porwanie Scorpiusa, teraz, mając już właściwego sprawce, chciał cieszyć się jego szczęściem. Wszedł do domu, gdzie od razu usłyszał krzyki Pansy i Teddy'ego. Westchnął głośnie i przewiesił swoją bluzę na wieszaku. Obok niego pojawił się chłopiec niosąc w rękach jakąś kartkę.
- Tato, ona powiedziała, że się wyprowadzamy - mruknął, wtulając się w Pottera, kiedy ten tylko klęknął przed nim.
- Nie, powiedziałam, że skoro ci właśnie na tym zależy to tak zrobię - oznajmiła Pansy, patrząc na niego ostro. Harry posłał jej delikatny, uspakajający uśmiech.
- Słuchaj, kocham cię i doskonale to wiesz, ale Pansy też kocham. Jesteście dla mnie najważniejsi i nie chcę, żebyście się kłócili, okey? - szepnął Harry, patrząc w oczy Teddy'ego.
- Ale ona chce mi ciebie zabrać.
- Kochanie...
- Merlinie, jesteś najbardziej rozwydrzonym dzieckiem jakie spotkałam - warknęła Pansy, wychodząc z pokoju.
- Nie mów do mojego dziecka, że jest rozwydrzony - rzucił ostrzegawczo, podnosząc się z kolan. Pocałował chłopca w czubek głowy i ruszył za kobietą.
- Nie jest twoim dzieckiem, Harry! - krzyknęła w jego kierunku, obracając się gwałtownie w przejściu z kuchni do salonu.
- Przestań.
- To ty przestań. Zachowujesz się jakby to był twój syn, podczas gdy jesteś tylko jego ojcem chrzestnym i prawnym opiekunem.
- Wcale nie!
- Cholera, Harry. Przestań się okłamywać.
- Odczep się ode mnie! Nic nie wiesz, a mówisz. Zajmij się swoim synem i potem praw mi kazania - warknął. Pansy podeszła do niego i uderzyła w policzek. Łzy spłynęły jej z oczy, kiedy odchodziła szybkim krokiem w stronę schodów. Przełknął ciężko ślinę i ruszył za Parkinson, nie zwracając uwagi na Teddy'ego i swój dzwoniący telefon.Wbiegł do swojej sypialni, którą dzielił z Pansy i przymknął oczy widząc jak kobieta pakuje swoje rzeczy do walizki. Westchnął cicho i podszedł do niej, chcąc odebrać jej rzeczy.
- Pansy, proszę - szepnął, obejmując brunetkę w pasie. Wyrwała mu się i wrzucił ostatnie rzeczy do walizki.
- Sądzisz, że zawsze tak to będzie wyglądać? Zostawiłeś mnie z dzieckiem, bo nie byłeś gotowy i teraz prawisz mi kazania? - warknęła. Harry spojrzał na nią w szoku. Nigdy nie powiedziała mu o dziecku.  Nigdy nie dowiedział się, że Christian był jego synem. Kochał go odkąd tylko go poznał, ale nie wiedział, że jest tak naprawdę jego jedynym dzieckiem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Powiedziałam, ale ty zbyłeś mnie, tłumacząc się imprezą z okazji wygrania pucharu Quidditcha, na której nie mogło cie zabraknąć. Mówiłeś, że jestem dla ciebie ważna, choć tak naprawdę to drużyna była najważniejsza.
- Mogłaś mi to wtedy powiedzieć, a nie uciekać.
- To ty uciekłeś. Ja cały ten czas mieszkałam w Londynie.
- Astoria...
- Co ona? Nie znała mnie i ty powinieneś to wiedzieć. Przykro mi, Harry, ale to już koniec. Nie będę znosić twoich humorków. Jeśli chcesz możesz widywać z Chrisem - oznajmiła i wyszła z sypialni, aby przejść do pokoju chłopca, gdzie jednym machnięciem różdżki spakowała jego rzeczy do walizki. W salonie Harry przytulał do siebie Chrisa, próbując go uspokoić, choć nie szło mu to zbyt dobrze. Za każdym razem, kiedy udało mu się jakoś zahamować jego łzy, kolejne już napływały do oczu.
- Mamo, ja chcę zostać z tatą - szepnął czterolatek, patrząc przez łzy na kobietę.
- Będę cie codziennie odwiedzał, dobrze?
- Nie...
- Chris, przestań proszę.
- Dlaczego nie możecie się pogodzić? - zapytał, przenosząc wzrok z Pansy na Harry'ego. Mężczyzna westchnął cicho i pocałował policzek chłopca.
- Kiedyś zrozumiesz, że mama nie miała prawa mi wybaczyć. Bardzo cie kocham, wiesz?
- Tak, ja ciebie też - mruknął cicho i wyszedł z salonu, aby ubrać swoje buty.
- Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną jeszcze porozmawiać... będę czekał - oznajmił. Kobieta skinęła głową i wyszła z salonu. Harry patrzył przez okno jak odjeżdża, zerkając jeszcze raz na dom.

~~*^^*^^*~~
WITAM!
Rozdział trochę słaby i jeszcze tak długo na niego musieliście czekać, ale niestety mam ostatnio dużo obowiązków i nie mam czasu pisać. Chciałam Was przeprosić za moje nieobecności. Będę się teraz starać, aby rozdziały były dodawane regularnie.
Pozdrawiam, Alex_x.

2 komentarze:

  1. Mam być szczera? Początek tego bloga byl ciekawy (Twojego pierwszego bloga tez czytalam) ale ten epilog mi się kompletnie nie podoba. Jest płytki i taki.. hmm... odstający od reszty, nie wiem, czy tak moge to określić.
    Blaise z Potterem by Malfoy'owi nie wymazali częściowo pamięci... Cała to opowieść jest mega naciągana. Co to wszystko ma się do tematu dwóch, najstarszych, arystokratycznych rodów? NIC. Jak zobaczyłam tą tematyke to byłam ciekawa, czy bedzie to zakazana miłość, przez rodziców Herm. i Draco.
    Skoro Gryfonka była z rodziny czystej krwi to z jakiej racji Bellatrix zrobiła jej blizne z napisem "szlama", nie zgadza się to z cała historią, utworzoną przez Ciebie. Odbiegłaś od tematu.
    W tym opowiadaniu było zza mało pikanterii i takich "gorących scenek", mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli, ale biorę to pod uwage, że nie każda "młodsza" ( nie chce Cie urazić) blogerka jest w stanie opisać takie wydarzenie, nie wszyscy są na to gotowi. Może tego jeszcze nie doświadczyłaś, ale nie mam Ci tego za złe. Tak samo nie skreślam Cie, z powodu błedow ortograficznych czy literowek. Sama pisze bloga i czasem również popełniam takie "byki"
    Pozdrawiam.
    Paulina.
    PS. Przepraszam za moj chaotyczny komentarz, pisałam go "w biegu".
    Mam nadzieję, ze nie postrzegasz mojej opini jako hejtu, wyraziłam swoje zdanie obiektywnie i nie chciałam Cie urazić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! Znalazłam Twojego bloga i przeczytałam wszystko w jeden dzień i jak zobaczyłam że nie ma dalszego ciągu to normalnie dostałam zawału 😂 Nie no blog świetny 💗 Czekam N kolejny rozdział dodawaj go szybko i jak możesz poinformuj mnie o kolejnym rozdziale💙 A w między czasie zapraszam do mnie😍 Pozdrawiam:
    Mrs. Malfoy🐍👑💚
    P.S życzę weny jak najszybszej 😘

    OdpowiedzUsuń