poniedziałek, 22 lutego 2016

Epilog

Rozczesała swoje długie włosy i ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jakimś cudem udało jej się doprowadzić do odpowiedniego stanu. Ubrała swój czarny płaszcz i wyszła z pokoju, sprawdzając uprzednio czy wszystko zostało spakowane do kufra. Zatrzasnęła drzwi i zeszła do holu, gdzie czekał już jej ojciec, patrząc na nią z zatroskanym wyrazem twarzy. Przeszła obok niego i włożyła na nogi czarne botki. Wyszła zaraz za mężczyzną do jego samochodu, powstrzymując łzy, napływające do oczu. Po pół godziny zatrzymali się przed bramą cmentarza. Szła zaraz za ojcem, zmierzając w strone ogromnego tłumu ludzi. Stanęła obok przyjaciela, który od razu objął ją ramieniem. Rozejrzała się po tłumie. Niedaleko miejsca, w którym stała, stał Matt, przytując do siebie Margaret, która płakała, jakby rozumiała, że już nigdy więcej nie zobaczy wujka. I z pewnością to rozumiała. Angelica przytulała mame, starając się nie rozpłakać. Nigdzie nie widziała Lucjusza, ani Blaise'a. To było zadziwiające. Od dwóch tygodni odnosili się tak bardzo z żałobą po przyjacielu i synu, a teraz nie zjawiają się na jego pogrzebie. Ona sama wraca do szkoły tydzień po wszystkich uczniach, aby uniknąć pytań, współczujących spojrzeń i prób pocieszenia. Czuła się dziwnie, wiedząc, że w tej ziemi wcale nie leży jej chłopak tylko pusta trumna.
- Hermiona - usłyszała i obróciła głowę w strone Theodora. Patrzył na nią niepewnie, jakby bał się jej reakcji.
- Nic nie mów - poprosiła cicho. Harry objął ją mocniej ramieniem, zupełnie jak po chwili Theodor. Po mniej więcej pół godzinie dotarło do niej, że tak naprawde jej życie właśnie się zakończyło. W tej samej chwili zrozumiała, czym była prawdziwa miłość.
||¤៛¤||
Jak co rano w Wielkiej Sali panowało zamieszanie. Jednak przy stole Slytherinu nigdy nie było tak gwarno jak dziś. Blaise Zabini obejmując ramieniem swoją narzeczoną, starał się uspokoić przyjaciółke, a zarazem dziewczyne jego przyjaciela. To były dla wszystkich ciężkie chwile, szczególnie, że tylko kilka osób zdołało pozbierać się po śmierci Dracona. Hermiona z pewnością do nich nie należała. Dla niej czas jakby zatrzymał się w miejscu, kiedy tylko serce Malfoy'a przestało bić.
- Granger, do cholery, weź się w garść - warknął Theodor, rzucając swoje sztućce na stół. Hermiona zagryzła warge i przeniosł swoje spojrzenie na chłopaka, siedzącego obok niej. - Nie mam ochoty niańczyć cie do końca życia. To, że mu obiecałem, że się tobą zajmę, nie oznacza, że resztę mojego życia spędzę patrząc jak się nad sobą użalasz - oznajmił, podnosząc jej podbródek do góry, aby spojrzeć w jej oczy. Zbyt wiele już przez to wszystko stracił. Wszyscy stracili zbyt wiele, żeby pozwolić jej tak poprostu płakać.
- Łatwo ci mówić. Dla ciebie on był tylko przyjacielem...
- Kuźwa, Granger, znałem go znacznie dłużej niż ty i przeżyłem z nim więcej. Ostatnią osobą, która ma prawo mówić, że go zna jesteś ty.
- Wiesz co, Nott? Mam gdzieś co mu obiecałeś. Mam gdzieś, że nie potrafisz poradzić sobie w życiu, ale ty nigdy nie kochałeś go tak jak ja. I nie wyjeżdżaj mi tu z gadką, że znasz go dłużej, bo go nie ma nawet znaczenia.
- Ty nawet nie wiesz co on lubił.
- Przestańcie, no! - krzyknął Harry, patrząc błagalnie na przyjaciółke i Theodora. Miał dość ich codziennych kłótni i wyrzucania sobie, kto znał go lepiej. Hermiona rzuciła ostatnie spojrzenie Nottowi i wyszła z Wielkiej Sali. Harry zerwał się za nią, nie zważając na protesty Ginny. Dogonił ją przy jednej z nieczynnych klas i zaciągnął do środka. Przytulił ją mocno do siebie, kiedy po policzkach popłynęły jej łzy.
- Kochałem go. Nadal kocham - szepnęła w jego koszule. Pogładził jej plecy, chcąc chociaż trochę uspokoić.
- Wiem, mała. Wiem.
||¤៛¤||
Uchyliła powieki, czując jak przez powieki przedostają się stużki ostrego, białego światła. Rozejrzała się po sterylnym pomieszczeniu, nie rozumiejąc gdzie dokładnie jest. Była w szpitalnej sali, podpięta do kroplówki. Obok jej łóżka, na krześle spał Matt, opierając głowę na ręce, podpartej na łóżku. Podniosła się na łokciach, czując suchość w ustach. Na szafce obok łóżka stała butelka Coca - Coli. Upiła ostrożnie łyk, przyglądając się twarzy brata.
- Panno Granger - usłyszała cichy głos pielęgniarki, stojącej w drzwiach sali.
- Dzień dobry - mruknęła, zachrypniętym głosem, opierając się plecami o poduszki.
- Nie powinno go tu być - westchnęła kobieta, wskazując brodą na Matta.
- Pewnie się o mnie martwił - starała się go bronić, chociaż wiedziała, że jej brat zrobiłby wszystko, żeby tylko przy niej być.
- Zawiadomie lekarza, że się obudziłaś. A ty spróbuj go obudzić - poprosiła, wychodząc z sali. Hermiona uśmiechnęła się lekko, patrząc na twarz Matta. Nachyliła się nad nim i musnęła ustami jego policzek, wiedząc, że odkąd tylko mieszka z Angelicą i Margaret na lekki sen, musząc być na każde zawołanie dziewczynki. Otworzył oczy i ziewnął przeciągle. Przetarł oczy niczym mały chłopiec i posłał jej szeroki uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że postanowiłaś w końcu się obudzić - zaśmiał się, przyciągając ją do siebie.
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Dwa dni. Rodzice siedzieli przy tobie, ale oboje musieli wrócić do pracy.
- A ty?
- Angela wzięła za mnie lekcje, więc McGonagall się nie przyczepiła - wyjaśnił. Po chwili do sali wszedł wysoki lekarz z czarnymi włosami, ubrany w lekarski fartuch. Miał może z dwadzieścia pięć lat, nie więcej. Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i podszedł do łóżka.
- Miło, że wreszcie wróciła pani do żywych - uśmiechnął się i spojrzał na kartki, które trzymał w ręku. - Mogę mówić przy panu, czy woli pani na osobności?
- Niech mówi pan przy nim. Zaraz chyba wyjdzie z siebie jak się nie dowie - stwierdziła z rozbawieniem patrząc na brata, który zaciskał pięści na zachowanie lekarza.
- Jest pani w ciąży. Czternasty tydzień. Dodatkowo jest pani poważnie odwodniona - oznajmił. Hermiona zaskoczona spojrzała najpierw na niego, następnie na swój płaski brzuch. To nie było możliwe. Nie teraz.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem gościu? Ona ma ledwo dziewiętnaście lat i nie uprawia... Nie uprawiałaś jeszcze seksu, nie? - zapytał cicho Matt, przeczesując włosy palcami i patrząc z nadzieją na Hermione. Dziewczyna zagryzła dolną warge i pokręciła głową. - Jaki ja ci dałem przykład?
- Mattie...
- Oh mój... Jak to się stało?
- Mam ci to szczególowo wytłumaczyć?
- Hermiona, do cholery. Nie żartuj sobie ze mnie - jęknął, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Musi pani na siebie teraz szczególnie uważać i dbać o sposób odżywiania. Najlepiej jeśli zgłosi się pani do swojego ginekologa, a on wszystko wyjaśni - oznajmił lekarz, opiszczając jej sale. Hermiona w szoku dotknęła swojego brzucha, przygryzając warge. Nie mogła uwierzyć, że jej życie właśnie teraz postanowiło się popsuć. Nie mogła sobie wyobrazić życia bez Dracona. A teraz jeszcze dochodziło dziecko, które z pewnością będzie o nim przypominać.
||¤៛¤||
Cześć wszystkim! Nie zabijajcie mnie, błagam! Taki był zamiar tego opowiadania. Cóż jako, że właśnie je zakończyłam, przydałoby się coś powiedzieć (napisać (; ).
Trochę minęło od pierwszego rozdziału tej opowieści. Prolog został opublikowany 31 grudnia 2013 r., czyli ponad dwa lata temu. Spędziłam z tą opowieścią aż 780 dni. Jestem strasznie wdzięczna każdej osobie, która czytała te opowiadanie. Dziękuję wszystkim, którzy motywowali mnie swoimi komentarzami. Każda opinia była dla mnie naprawde motywująca. Tak naprawde po kilku rozdziałach chciałam usunąć to opowiadanie i zacząć coś innego, jednak teraz wiem, że decyzja o kontunuowaniu pisania była trafiona.
Mam nadzieję, że podobało się Wam to opowiadanie.
Dziękuję jeszcze raz, że byliście ze mną w trakcie trwania opowiadania.
Pozdrawiam,
Alex_x.
PS 1 marca 2016 r. zapraszam Was serdecznie na niespodziankę i liczę, że się Wam ona spodoba 
Całuję, Alex_x. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz