sobota, 24 października 2015

Rozdział 37.

Hermiona weszła do domu, rzuciła klucze na komodę i odwiesiła marynarkę na haczyk. Przeszła szybko do kochni, skąd dochodziła odgłosy szamotania. Oparła się barkiem o framugę drzwi i ze śmiechem patrzyła na wysokiego blondyna, krojącego warzywa przy kuchennej wyspie. Co chwilę mieszał coś w garnkach, klnąc pod nosem. Podniósł wzrok na szatynkę.
- Co się ze mnie śmiejesz? - warknął i ponownie zaklnąć, kiedy przeciął sobie palec. Hermiona podeszła do niego i wzięła jego rękę w dłonie. Dmuchnęła na niego i pocałowała delikatnie.
- Co robisz? - 6zapytała, obejmując Dracona w pasie.
- Obiad - odpowiedział, a była Gryfonka zaśmiała się pod nosem i pocałowała go w usta.
- Pamiętasz o dzisiejszej kolacji z moimi rodzicami?
- Oczywiście. O 7 - oznajmił, poczym zaklnął, kiedy usłyszał jak zawartość jednego garnka wylewa się na płytę.
- Co powiesz na pizze? - zapytała, podchodząc do lodówki, aby wyciągnąć mrożonkę. Posłał jej krzywy uśmiech i wstawił pizze do mikrofalówki.
||¤៛¤||
Hermiona siedziała między zgiętymi w kolanach nagami Dracona, opierając się o jego tors. Chłopak opierał się o poduszki na łóżku w sypialni. Granger ze zdziwieniem zauważyła, że patrzy na wszystko w tym mieszczaniu jak na swoje. Draco twierdził, że wszystko w tym domu należy do niej, ale jednak wciąż mieszkali osobno. Ona u swoich rodziców, on w mieszkaniu, które kupił za uzbierane pieniądze. Nie chciał brać pieniędzy od rodziców, co prawie zawsze mu się udawało. Hermiona miała w tym mieszkaniu większość swoich rzeczy. Draco u niej tylko ulubiony szampon, szczoteczkę do zębów i kilka ubrań.
- Przeprowadź się do mnie - poprosił, bawiąc się jej włosami.
- Tak przed ślubem, panie Malfoy? - zaśmiała się naśladując jego ojca. Kiedy dowiedział się, że Hermiona jest w ciąży był zaskoczony jak nikt inny. Chociaż była w drugim miesiącu ciąży nie myśleli o szybszym ślubie.
- Zabawne, skarbie - mruknął, gładząc jej brzuch.
- W sumie. I tak przebywam tu częściej niż u siebie - zauważyła i obróciła się w jego stronę. Dotknęła delikatnie jego policzka i uśmiechnęła lekko.
- Kocham Cie - szepnął, a szatynka pocałowała go, na co odpowiedział gwałtownie. Położył ją na łóżku i posłał szeroki uśmiech.
||¤៛¤||
Z czułością patrzyła na Dracona, który trzymał ją ramionach, podczas ich pierwszego tańca na ich własnym weselu. Jej pierwszy taniec jako pani Malfoy. Blondyn uśmiechał się do niej delikatnie, prowadząc ją w tańcu. Wyglądał tak przystojnie w czarnym garniturze, białej koszuli i z czarnym krawatem. Hermiona nie mogła wyjść z podziwu, że jeden mężczyzna może tak dobrze wyglądać we wszystkim co na siebie założy.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś tylko moja - szepnął do jej ucha, kiedy szli w kierunku stolika po zakończonym tańcu. Dotknął delikatnie jej zaokrągonego, pięciomiesięcznego brzuszka i pocałował ją w skroń.
- Kocham cie - odpowiedziała.
||¤៛¤||
Blaise siedział na kanapie w salonie swojego domu, obracając w palcach srebrny pierścionek z dużym diamencikiem. Zastanawiał się nad podjęciem tej najważniejszej decyzji w swoim życiu. Jeszcze niedawno mogł zginąć, jednak żył i wiedział, że nie może czekać. Podniósł się z kanapy, chowając pierścionek do kieszeni dżinsów, które miał na sobie i ruszył do drzwi wejściowych. Otworzył je, stając naprzeciwko Ginny, która z zaskoczeniem patrzyła na niego.
- Cześć, kotku - szepnął i przyciągnął ją do siebie. - Mam nadzieję, że tęskniłaś, bo ja bardzo - oznajmił, przytulając dziewczynę do siebie.
- Miałeś być wczoraj na kolacji - przypomniała z wyrzutem. Czekała na niego, a on nawet nie napisał głupiej wiadomości, że nie może przyjść. Była na niego wściekła jak nigdy.
- Wybacz, wyleciało mi z głowy.
- Zrobiłam z siebie idiotkę. Wszyscy przyjechali wcześniej, żeby poznać mojego chłopaka, która nie raczył się pojawić - warknęła, odsuwając się od niego.
- Ostatnio miałem troche na głowie - stwierdził, przeczesując włosy.
- Co jest ważniejszego od spotkania z moją rodziną?
- Draco się podłamał. Musiałem z Harrym go przypilnować, żeby nie zrobił jakiejś głupoty.
- Oh, no jasne. Malfoy się załamał, bo grzywka mu nie wyszła, a ty do niego lecisz - krzyknęła.
- Hermiona leży w szpitalu - oznajmił tym samym tonem, co Ginny. - Draco się obwinia, a ja znam go najlepiej i wiem, że kiedy tylko będzie miał okazje, zrobi coś głupiego. Wybacz, że nie miałem czasu na rodzinną kolację, kiedy mój najlepszy przyjaciel ma poważne problemy.
- Co jej jest? - zapytała cicho.
- Jeden z pierwotnych wampirów ugryzł ją i niewiadomo, czy przeżyje - oznajmił spokojniej. Ginny pokiwała głową i odwróciła się od niego.
- Pójdę już - szepnęła.
- Mieliśmy gdzieś iść - przypomniał. Jednak Ginny zdawała się go nie słuchać. Teleportowała się, zostawiając go samego.
||¤៛¤||
Theodor westchnął cicho, kiedy Alex ugryzła delikatnie jego szyję. Siedziała okrakiem na jego kolanach podczas gdy on na wpół leżał na krawędzi łóżka, podpierając się na łokciach. Całowała go wzdłuż jego szyi, kierując się do szczęki. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, patrząc mu w oczy. Miał je tak ciemne, że zdawały się być czarne. Jej brązowe włosy opały wokół jego twarzy, kiedy nachyliła się, chcąc pocałować go. Przekręcił się, kładąc dziewczynę na pościeli. Opierał łokcie po obu stronach jej tułowia i całował jej usta. Był przy tym tak delikatny, że Alex musiała się zastanowić, czy on naprawde jest Ślizgonem. Zaczął powoli rozpinać guziki jej kremowej koszuli, czując na ustach jej lekki uśmiech. Zsunął materiał z jej ramion, przenosząc usta na jej szyję. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, na której tak mu zależało leży teraz w jego łóżku, pojękując cicho. Był pewny, że będzie musiał podziękować Harry'emu, że zdołał wyciągnąć go do tego mugolskiego baru, gdzie spotkał Alex. Harry ulotnił się gdzieś z jej koleżanką, Alice, która z pewnością była mugolką.
- Theodor - usłyszał głos swojego ojca z progy drzwi i przeklął głośno swój błąd. Jak zwykle musiał zapomnieć zabezpieczyć pokój. Usiadł na łóżku, zasłaniając swoim ciałem Alex.
- Co chcesz? - warknął poirytowany, wiedząc, że jego ojciec zdążył zobaczyć zbyt wiele. 
- Zejdź do salonu ze swoją... koleżanką. Państwo Greengrass przyszli i wypadałoby...
- Jasne, kumam. Zaraz zejdziemy - stwierdził i spojrzał wyczekująco na ojca. Ten wycofał się i zamknął za sobą drzwi. Theodor nachylił się nad zarumienioną dziewczyną i pocałował ją dalikatnie w czybek nosa.
- Chyba już pójdę - oznajmiła, siadając na łóżku.
- Daj spokój. Pewnie znowu przyszli negocjować układ z moim ojcem. A ja absolutnie nie zamierzam siedzieć z nimi sam. Dlatego mi potowarzysz.
- Ale...
- Jako moja dzoewczyna powinnaś mnie wspierać, ale jeśli wolisz to zostań tu- zaśmiał, a Alex posłała mu delikatny uśmiech. Założyła na siebie koszulę i zaczęła zapinać guziki, w czym pomógł jej Theodor. Zszedł do salunu, gdzie siedzał już jego ojciec i państwo Greengrass razem z Astorią. Zajął miejsce na podłokietniku, poczym skinął głową w kierunku ojca.
- Państwo Greengrass przyszli omówić szczegóły twojego ślubu z Astorią - oznajmił, a Theodor spojrzał na niego zaskoczony.
- Że jakiego ślubu? - zapytał, prostując się.
- Nie udawaj głupiego - warknął.
- Przepraszam bardzo, ale chyba wyraziłem się jasno, nie?
- Ja chyba też, prawda?
- W porządku. Skoro właśnie tego chcesz. Mam nadzieję, że Twoja nowa dziewczyna szybko urodzi Ci dziedzica - stwerdził, podnosząc się z miejsca. - Szkoda tylko, że mama nie żyje - dodał, posyłając ojcu gorzki uśmiech.
- Jeśli teraz wyjdziesz...
- Wydziedziczysz mnie, wiem przecież. Jakoś mnie to nie obchodzi - oznajmił i ruszył do wyjścia.
- Nie poradzisz sobie bez moich pieniędzy jedengo dnia - usłyszał za plecami i zaśmiał się cicho.
- Mam jeszcze przyjaciół, na których mogę liczyć. Poza tym, ja zawsze sobie radziłem - zauważył i wbiegł szybko po schodach. Wszedł do swojego pokoju i machnął różdżką, pakując wszystkie swoje ciuchy do sportowej torby. Użył zaklęcia zwiększająco-zmiejszającego na nią i karton, do którego zaczął wrzucać wszystkie rzczy, jakie leżały na półkach, czy w szyfladach. Oparł ręce na biurku, pochylając głowę do przodu. Po chwili poczuł, jak Alex przytula się do jego pleców. Westchnął cicho i obrócił się w jej stronę. Patrzyła na niego zatroskanym wzrokiem. Dotknęła delikatnie jego policzka i pocałowała w usta. Oderwał się od niej i przywołał kilka rzeczy swojej matki, które trafiły od razu do kartonu.
- Chodź, podwiozę cie do domu - stwierdził i odesłał rzeczy. Odsunął szafę i wygrzebał zza niej kluczyki do samochodu. Złapał Alex za rękę i wyprowadził ją z pokoju, poczym skierował się na dół. Wszedł do garażu, gdzie stało kilka samochodów. Theodor podszedł do czarnego sportowe porsche i otworzył drzwi przed dziewczyną.
- To Twoje? - zapytała zaskoczona.
- Kupione za pieniądze ojca, ale moje. Papiery są na mnie, jeśli chodzi o ścisłość - wyjaśnił i zatrzasnął drzwi, kiedy wsiadła do samochodu. Zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wyjechał na drogę, prowadzącą do Londynu i spojrzał w tylnim lusterku na rezydencje. Wychował się i wiązał z tym miejscem wiele wspomnień. Tutaj razem z Blaisem i Draco pierwszy raz się upili, co było koszmarne w skutkach. W ogrodzie pierwszy raz się całował. Razem z Draco pogodzili się właśnie tam. Teraz ta kłótnia wydawała mu się tak odległa, że nie potrafił przypomnieć sobie czego dokładnie dotyczyła. Chyba pokłócili się o dziewczynę, która i tak wolała Blaise'a.
- Theodor, jeśli to przeze mnie... - usłyszał i zerknął na Alex.
- Nawet tak nie myśl. Nigdy nie dam się kontrolować. Szczególnie jemu. Myślał, że nie wiem o jego romansie z jakąc siedemnastolatką. Byłem pewny, że przyjechał po mnie na dworzec, ale on nie zwrócił na mnie nawet uwagi - wyrzucił z siebie i skręcił w kolejną ulicę. Alex obróciła się w jego stonę. Był taki poważny, prowadząc samochód. Mimo, że miał na sobie kurtkę zimową, widziała jego napięte mięśnie.
- Możesz gdzieś zjechać? - poprosiła, a chłopak skinął głową i po kilkunastu metrach zjechał na pobocze. Alex odpieła pasy i usiadła na kolanach Ślizgona. Spojrzał na nią zaskoczony, jednak objął ją w pasie. - Więc jeśli to nie przeze mnie, to o co chodzi? - zapytała, patrząc mu oczy.
- Teraz to nieważne. Nie przejmuj się tak mną.
- Blaise mówił, że jesteś okropnie zamknięty w sobie i trudno od ciebie cokolwiek wyciągnąć, ale myślałam, że tylko przesasza.
- Musiałabyś spróbować wyciągnąć coś od Draco. Ten jest uparty.
- Theodor, rozmawiamy o tobie a nie Malfoy'u.
- Czemu go tak nie lubisz?
- Bo nie lubię i już. Denerwuje mnie, że wszystko musi kręcić się wokół niego. 
- Daj spokój. Draco jest dobrym przyjacielem. Tylko trzeba go poznać i zrozumieć. 
- Czemu tak ci na nim zależy?
- Znam go od dzieciństwa. Pomógł mi, kiedy nie chciałem niczyjej pmocy. Kiedy moja mama umarła, nie dopuszczałem do siebie nikogo. On i Blaise wyciągnęli mnie z tego wszystkiego - wyjaśnił cicho. Spojrzał na drogę, gdzie tłoczyło się od samochodów. - Możemy jechać?
- Chcesz zamieszkać u mnie? - zapytała, siadając na swój fotel. 
- Alex, nie sądzę, żeby twoi rodzice byli szczęśliwi, że u ciebie zamieszkam. 
- Wiesz, jeśli im powiem, że bardzo cie kocham i chcę z tobą zamieszkać...
- Jesteśmy parą ledwie dwie godziny, a ty już chcesz ze mną mieszkać - zaśmiał się, a Alex prychnęła pod nosem i obróciła się plecami do chłopaka. Theodor odpalił silnik i włączył się do ruchu. 
||¤៛¤||
Matt wszedł do mieszkania i rzucił klucze na komodę. Przeszedł do salonu, gdzie siedziała Angelica, głaszcząc śpiącą Margaret po włosach. Usiadł obok blondynki i pocałował ją w usta. 
- Co z Hermioną? - zapytała, kiedy odsunął się od niej. 
- Bez zmian. Mama nie wychodzi z domu, tata siedzi całe dnie w pracy, tylko Draco przy niej jest. 
- Będzie dobrze - szepnęła, przytulając się do niego ostrożnie. Objął ją ramieniem i oparł policzek o czubek jej głowy. 
- Kocham cie.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, uśmiechając się do niego delikatnie. Wiedziała, że Matt kocha tylko ją i Margaret, jednak stare obawy wciąż do niej wracały. Kiedy jeszcze uczęszczała do Hogwartu bała się, że Matt znudzi się nią i znajdzie sobie inną. Nigdy nie pytała go o to, co było, gdy wyjechała. Nie chciała nawet myśleć, że przez swoją głupotę popchnęła szatyna w ramiona innej kobiety. Przecież zdawała sobie sprawę, że mógł mieć wiele kobiet. Był przystojny, aż nadto. Odsunęła się od Matta, wstała z kanapy i wzięła Margaret na ręce. 
- Hej, co jest? - zawołał za nią, kiedy tylko zniknęła na korytarzu. Podniósł się z miejsca i ruszył za kobietą. Był pewny, że coś ją gryzłą. Inaczej by się tak nie zachowała. Wszedł do sypialni i podszedł do okna, przy którym stała już Angelica. Objął ją w talii i przycisnął do siebie. - Co się stało? - zapytał cicho. 
- Nic, ja tylko... Kiedy wyjechałam... Miałeś kogoś, prawda?
- Czemu o to pytasz? - zdziwił się, odwracając ją do siebie. 
- Wiem, że kochasz mnie i Margaret, ale...
- Ale? Miałem kilka kobiet, ale to nic nigdy nie znaczyło. Liczysz się tylko ty i Margaret - oznajmił i ujął jej twarz w dłonie. 
- Ale...
- No, przestań z tym "ale". To z tobą się żenię, pamiętasz? - kobieta skinęła głową i pocałowała go w policzek. 
- A co do ślubu. Wysłałam dzisiaj zaproszenia. Kupiłeś garnitur?
- Taaak - mruknął, unikając jej wzroku. Angelica zaśmiała się pod nosem. 
||₹៛₹||
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale miałam naprawde dużo nauki i nie mogłam wcześniej. Następny pojawi się za tydzień.
Pozdrawiam,
Alex_x.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Mam nadzieje, że szybko wstawisz kolejny. ~~~Marlena

    OdpowiedzUsuń