sobota, 26 września 2015

Rozdział 34.

Draco usiadł przy kuchennej wyspie i oparł głowę na ręce. Nie chciał już myślć o Hermionie, jednak ona nie dawała mu spokoju przez ostanie dziesięć dni. Miał dzisiaj odebrać Blaise'a z dworca, jednak kolejna bezsenna noc coraz bardziej dawała mu się we znaki. Nie spał normalnie od trzech dni i teraz prawie zasypiał siedząc. Dopił kolejny kubek kawy i dokończył swoje śniadanie. Po chwili wyszedł z domu i teleportował się na dworzec. Na peronie 9 i 3/4 było pełno ludzi. Draco oparł się o ścianę przy przejściu, gdzie umówił się z Blaisem. Pociąg miał przyjechać lada chwila. Naciągnął rękawy kurtki na dłonie, czując chłód, panujący na dworcu. Gdzieś w tłumie zaboczył ojca Theodora, co strasznie go zdziwiło. Nott rzadko przejmował się synem, czego nieraz był świadkiem. Wiedział, że dopóki żyła matka Theodora to ona go wychowywała. Kiedy mieli po trzynaście lat, a jego matka zmarła, przestał z nimi rozmawiać. Trzy lata zajęło im, żeby znów do niego trafić. Po chwili pociąg wjechał na peron, a uczniowie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Blaise pojawił się przed Draconem dopiero, gdy peron zdążył opustoszeć. Szedł za rękę z Ginny i uśmiechał się do niej szeroko.
- Dracoś, jakże miło Cie widzieć - przywitał się z blondynem i posłał mu szeroki uśmiech. 
- Bądź tak miły i się nie odzywaj - poprosił, odpychając się od ściany. 
- Coś taki zdenerwowany?
- Ściągnąłeś mnie z domu o ósmej rano, więc bądź tak miły i rusz swoje szanowne cztery litery.
- Chyba masz zły dzień - mruknął, a Draco posłał mu wściekłe spojrzenie. Blaise odwrócił się do Ginny, ignorując podenerwowanie przyjaciela. Dotknął delikatnie jej policzka i pocałował w usta. - Widzimy się niedługo, skarbie?
- Jasne. Pamiętasz, że masz wpaść do mnie w święta?
- Oczywiście, wyślij mi sowę kiedy - poprosił, a Ginny w odpowiedzi pokiwała głową i pocałowało go. Skinęła głową na Dracona i odeszła do swoich rodziców, czekających na nią niedaleko od miejsca, w którym stał Malfoy i Zabini. Pomachała do swojego chłopaka, kiedy reszta jej rodziny teleportowała się. Odmachał jej i posłał szeroki uśmiech. Blondyn skrzywił się, widząc wszystkie czułości jego przyjaciela. 
- Chodź już, panienko - rzucił do bruneta i ruszył przez przejście. 
- Zazdrosny? - zapytał, posyłając Draconowi szeroki uśmiech. 
- O to, że wepchnąłeś jej język do gardła? Blaise, błagam.
- Zazdrosny, że tobie i Hermionie już się nie układa?
- Nie ma mnie i Hermiony, jasne? - warknął i teleportował się do domu. Nie miał ochoty słuchać wywodów Zabiniego i zaczynał żałować, że zgodził się, aby chłopak został u niego na święta. Lubił Blaise'a. Znał go najdłużej i z Theodorem trzymali się razem od dzieciństwa. Nie mógł mieć do Zabiniego pretensji o cokolwiek, jednak nienawidził, że zawsze musiał mieć rację. Westchnął cicho i usiadł na skraju łóżka w swoim pokoju. Ukrył twarz w dłoniach i wplątał palce we włosy. 
- Stary - usłyszał i pokręcił głową. - Przepraszam. Wiem, że ją kochasz i nie powinienem...
- Daj spokój. Przecież masz racje - podniósł wzrok na Blaise'a i przejechał dłonią po twarzy. - Ona w życiu nic poza litością do mnie nie czuła.
- Przestań. Byliście...
- Czym? Parą? Udawaliśmy, Blaise. Chciałem, żeby dali mi spokój. Hermiona potrzebowała Weasley'a. Wiedziałem, że nie mam prawa jej kochać.
- Stary, każdy z nas ma prawo kochać.
- Nie ja - zaprzeczył i podniósł się gwałtownie. - Zabijałem ludzi, byłem... jestem potworem. Moja matka mnie nienawidzi, wszyscy inni się boją. A ty, co we mnie jest takiego, że wciąż się ze mną zadajesz?
- Dobrze wiesz, że znam cie lepiej niż ty samego siebie.
- Nie pieprz. Nic o mnie nie wiesz. Zabiłem Mathe. Ja! Słyszysz?! - wykrzyknął i podszedł do okna. Blaise zacisnął szczękę i odetchnął głęboko. 
- Marthe zabił jej brat. Byłem przy tym - stwierdził, patrząc na plecy przyjaciela. 
- Ja to zrobiłem. Wmówiłem Ci to wszystko. Robiłeś i myślałeś co chciałem - warknął i wcisnął dłonie do kieszeni kurtki, którą wciąż miał na sobie. Zabini zacisnął usta. Nie chciał wierzyć w słowa blondyna. 
- Draco... - zaczął, jednak Malfoy obrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem ją zabić.
- Próbujesz mnie sprowokować?
- Kochałeś ją, nie? Ale ona nic nigdy do Ciebie nie czuła, wiesz? Chciała mnie. Przychodziła do mnie nocami.
- Więc jesteśmy kwita. Ja sypiałem z Hermioną - oznajmił. Wiedział, że wiele ryzykuje, próbując go oszukać. Jednak był niemal pewny, że Draco też tylko kłamie. Zawsze to robił, kiedy ponosiły go emocje, kiedy wszystko flustrowało go tak bardzo, że nie miał pojęcia, jak ma sobie ze wszystkim poradzić. Blaise liczył, że wzmianka o Hermionie, choć troche go będzie obchodził. Ale tym razem musiał się pomylić. Malfoy prychnął pod nosem i teleportował się.
||¤៛¤||
Draco siedział na schodach, prowadzących do  jednej z londyńskich kamienic w centrum miasta. Był idiotą, mówiąc takie rzeczy Blaise'owi. Przecież wiedział jak bardzo kochał  Marthe. Pewnego czasu była dla niego jedyną osobą, o którą chciał walczyć. Martha była dla Zabiniego zupełnie jak Hermiona dla Dracona. Gdyby szatynce coś się stało, Malfoy nie darowałby sobie tego. Blaise odciął się od niego i Theodora i zaczął żyć na własną rękę. Po kilku minutach ruszył w stronę Dziurawego Kotła. Przechodząc obok jakiegoś mugolskiego baru wpadł na niego wysoki szatyn, chowający różdżke do kieszeni kurtki. 
- Uważaj jak łazisz, Malfoy - warknął mężczyzna. Draco zmarszczył brwi, patrząc na czarodzieja, który teleportował się zaraz po wypowiedzeniu słów do blondyna. Był niemal pewny, że go nie znał, jednak mógł się mylić. Po chwili przypomniał sobie kim był mężczyzna. Wpadł w jakąś pustą uliczkę i teleportował się do domu. Rzucił kurtkę na komodę przy drzwiach i wbiegł na piętro. 
- Zabini - zawołał, jednak odpowiedziała mu cisza. - Blaise, przepraszam, do cholery! Jestem dupkiem, wiem! - otworzył drzwi pierwszej sypialni, jednak chłopaka tam nie było. Przeszukał każdy pokój, a kiedy nie znalazł Blaise'a, wszedł do swojego pokoju. Nie był nawet pewny czy jego podejrzenia są słuszne. Zabini mógł być wszędzie. Usiadł przy biurku i westchnął. Popełniał błędy. Zawsze. Za to tak bardzo każdy go nienawidził. Ranił nawet swoich rodziców. Potrafił odezwać się do nich, jakby byli dla niego wrogami. Usłyszał odgłos teleportacji i spojrzał na Theodora, który stanął tuż obok niego. 
- Zakon zwołał właśnie nadzwyczaje zebranie - oznajmił, nawet nie próbując się z nim przywitać. - Chodzi o Harry'ego i Hermionę i musisz tam być.
- Niewiele mnie obchodzi jakieś zebranie Zakonu.
- Oni zniknęli, Draco. Hermiona miała wrócić do  domu z Weasley'em. 
- Jak, zniknęli? - zdziwił się, patrząc uważnie na Notta.
- Nie wiem. Parker też nikt nie potrafi znaleźć. 
- Parker jest córką Henry'ego.
- Że co?
- Henry Parker. Najlepszy ze wszystkich Śmierciożerców. Był wampirem. Wydał ją za mąż za Martina Sualez. On był pierwszym wampirem na świecie - Theodor spojrzał na niego zaskoczony. Draco podniósł się szybko ze swojego miejsca i złapał przyjaciela za ramie, aby teleportować ich do rezydencji Granger'ów, gdzie zawsze odbywały się zebrania. Stanęli tuż przed drzwiami i Malfoy zapukał. Drzwi otworzył im Matt i bez słowa wpuścił do środka. Przeszli za mężczyzną do salonu, w którym przy dużym stole siedzieli co ważniejsi członkowie Zakonu.
- Theodor powiedział Ci dlaczego potrzebujemy Twojej pomocy? - zapytał szatyn.
- Hermiona zniknęła. Chciałbym pomóc, ale nie wiem gdzie może być - odpowiedział. 
- Nie chcemy, żebyś od razu powiedział nam, gdzie jest. Możesz spróbować le...
- Nie - zaprzeczył gwałtownie, kręcąc głową. - Nie zrobię tego. Jeśli coś pójdzie nie tak, ona na tym ucierpi.
- Potrafisz to zrobić.
- To ja będę winny za to co jej się stanie. 
- Draco, raz się udało - przypomniał Theodor, dotykając ramienia przyjaciela. - Potrafisz - stwierdził, patrząc jak twarz Dracona zmienia się, gdy chłopak starał się podjąć słuszną decyzję. Skinął głową i przeczesał włosy palcami. 
||¤៛¤||
Hermiona oparła się plecami o ścianę, siadając na niewygodnej pryczy z wielkim materacem, poduszką i kocem złożonym w kostkę. Podkuliła nogi pod brodę i objęła je ramionami.  Była przerażona. Kiedy zorientowała się, że Ron wcale nie ma zamiaru odstawić jej do domu, było za późno, żeby mogła od niego uciec. Znalazła się w jakiejś ohydnej celi, w lochach dziwnej rezydencji, niewiadomo gdzie. Przygryzła wargi, starając się powstrzymać łzy. Była silna. Przyżyła wojnę. Nie miała prawie blizn, zapominała. Da sobie radę z jakimś szaleńcem. Nie masz różdżki, głupia - warknęła jej podświadomość. Bez różdżki nie zrobi nic pożytecznego. Nie była pewna ile czasu minęła, dopóki nie usłyszała jakiś krzyków na korytarzu. Podniosła głowę z kolan i spojrzała na drzwi, których po chwili pojawiło się dwóch dużych mężczyzna, ciągnących za sobą Harry'ego i Blaise'a. Jeden z nich wepchnął Zabiniego bez żadnego problemu, kiedy Potter próbował wyrwać się drugiemu. 
- Puszczaj mnie, idioto - warknął Gryfon, wyrywając się, jednak mężczyzna i tak wepchnął go w końcu do celi. - Zabiję Cie.
- Oh, Potter, nie przemęczaj się. Musisz oszczędzać siły - oznajmił drugi mężczyzna i zniknął im z oczu. Hermiona wstała szybko ze swojego miejsca i rzuciła się na Harry'ego, przytulając się do niego. 
- Merlinie, Hermiona, skarbie - westchnął, obejmując dziewczynę mocniej. - Wszystko dobrze? - zapytał i położył dłonie na jej policzkach, zmuszając szatynkę, aby na niego spojrzała. Skinęła delikatnie głową i wtuliła się w jego tors. 
- Powie mi ktoś o co w tym chodzi? Jakiś facet porywa mnie z domu Malfoy'a i każe przypomnieć jakiąś laskę... - zaczął Blaise.
- Nie mam pojęcia o co w tym chodzi - odpowiedział Harry. Miał nadzieje, że po jego twarzy nie było widać, że kłamał. Wiedział, dlaczego tu są. Przynajmniej on i Blaise. Nigdy nie chciał, aby Hermionie stała się jakaś krzywda, a był niemal pewny, że cało stąd nie wyjdą. A już napewno nie on. 
₪₪₪
Dzień dobry! Kolejny rozdział za nami i mam nadzieję, że się Wam spodobał. 
Pozdrawiam, 
Alex_x

1 komentarz: