sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 29.

Hermiona przewracała się z boku na bok, próbując zasnąć. Od jakiegoś czasu nie potrafiła normalnie zasnąć u boku Rona, choć jeszcze miesiąc temu przychodziło jej to z taką łatwością. Podparła się na łokciach i spojrzała w stronę chłopaka. Kiedy spał wyglądał tak łagodnie, że serce Hermiony ścisnęło się na myśl jak wiele złego mógł uczynić. Nie potrafiła nawet pomyśleć, co musiał zrobić, skoro Harry tak bardzo się zdenerwował. Jej zawsze łagodny i ugodowy Harry. Wierzył w ludzi zbyt mocno, co dość często go gubiło. Jednak mimo wszystko nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego.
- Powinienem się martwić, że tak mi się przyglądasz? - usłyszała obok swojego ucha i wzdrygnęła się lekko.
- Nie rozumiem - oznajmiła i pozwoliła, aby Weasley całował jej szyję.
- Kiedy ostatnio to robiłaś, potem nie odzywałaś się przez kilka dni.
- Nie umiem zasnąć - mruknęła cicho.
- Przytul się - zaproponował i położył się z powrotem na plecach, rozkładając ramiona. Hermiona uśmiechnęła się blado i ułożyła głowę na jego piersi.
||¤៛¤||
Gwałtownie podniósł się ze swojego miejsca i wciągnął do płuc powietrze, krztusząc się nim. Nieoddychanie szło mu dużo lepiej i wcale się dusił. Czuł się słabo, a światło dochodzące z lampki na szafce nocnej niczego mu nie ułatwiało. Odchylił się, aby wyłączyć lampkę. Kiedy w końcu udało mu się otworzyć oczy, na fotelu przy kominku dostrzegł Emmę. Miała na sobie sukienkę w kolorze pudrowego różu i wysokie czarne szpilki. Brązowe włosy związała w niedbałego koka. W ręku ściskała szklankę z bursztynowym płynem.
- Jak miło, że raczyłeś w ogóle otworzyć oczy, Potter - oznajmiła, nie odrywając wzroku od płomieni w kominku.
- Ty... Co, do jasnej cholery? - wydusił z siebie, przypominając sobie ostatnie wydarzenia.
- Nie musisz mi dziękować - rzuciła z szyderczym uśmiechem. - Jak się czujesz?
- Jakby Cie to w ogóle interesowało - warknął, próbując wstać z łóżka. Przycisnął rękę do miejsca, gdzie spodziewał się wyczuć jakiekolwiek ślady po ugryzieniu.
- Nawet nie musisz tego szukać. Wszystkie twoje blizny i rany zniknęły, kiedy dostałeś mojej krwi - poinformowała go, podnosząc się z miejsca i odstawiając szklankę na stolik przy kanapie. - Widzisz co muszę robić przez Ciebie? Nie piłam od kilkudziesięciu lat - podeszła do niego wolnym krokiem. - Zastanawiam się czemu ta blizna na czole nie zniknęła.
- Wal się, kretynko.
- Nie tym tonem, skarbie, bo Cie zabiję.
- Już tego próbowałaś - przypomniał. - Przynajmniej mi powiedz czemu tak się czuję.
- To normalne. Kiedy już tylko się pożywisz będzie lepiej. Tym się też zajmiemy - zapewniła i pochyliła się na nim. Miał ochotę ją udusić, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że to i tak nic by nie dało. - Zamierzasz wstać, czy będziesz tak siedział? Jak dla mnie super, ale za dwa dni padniesz trupem. Daję ci wybór - Harry spojrzał na nią zaskoczony i wstał z miejsca. - Cudnie - oznajmiła i ruszyła do drzwi. Potter mimowolnie ruszył za nią. Wyszła na korytarz i skierowała się w stronę lochów. Po kilku minutach otworzyła przed nim drzwi do nieczynnej łazienki. Pospieszyła go ruchem głowy i weszła zaraz za nim. W pomieszczeniu stała Astoria w kremowej bluzce na ramiączkach i czarnych rurach, uśmiechając się do nich. Emma zabezpieczyła drzwi i podeszła do Ślizgonki.
- Czyżby Potter w końcu się poddał? - zadrwiła Greengrass, patrząc na chłopaka.
- Spadaj, młoda - warknął poirytowany. Astoria zaśmiała się tylko i pozwoliła, aby Parker przegryzła jej żyłę na nadgarstku. Podsunęła mu rękę pod oczy. Harry poczuł jak na widok krwi w jego żyłach zaczyna pojawiać się żądza. Dziąsła zaczęły pulsować bólem, a kły wydłużyły się nienaturalnie. Przyssał się do rozcięcia w skórze dziewczyny i pił jej krew. Wydawało mu się, że jest to coś czego potrzebuje, bez czego nie może żyć. Czuł jak całe jego ciało wypełnia dziwne, rozleniwiające ciepło. Po chwili odsunął się od niej i wytarł usta w rękaw bluzy.
- Robiłeś to kiedyś? - zapytała autentycznie zaskoczona Emma.
- Taa, trenowałem zanim mi to zrobiłaś, skarbie - rzucił ironicznie i posłał jej sarkastyczny uśmiech. Parker podała Astorii jakąś fiolkę i poklepała po plecach.
- Widzimy się na zajęciach - rzuciła do dziewczyny i wypchnęła Harry'ego za drzwi. - Pierwsza zasada: nikt nie może się dowiedzieć kim jesteś. Najlepiej jeśli będziesz żywił się dziewczynami. Nie wzbudzisz żadnych podejrzeń i będzie ci łatwiej manipulować ich umysłami. Wystarczy, że się skupisz i wmówisz im co tylko chcesz - oznajmiła, ciągnąc go w stronę schodów, prowadzących do Wieży Gryffindoru.
- Jak dawno... ile właściwie masz lat? - zapytał, patrząc jak Emma obraca głowę w jego stronę i posyła zdziwione spojrzenie.
- Dwieście trzydzieści dwa - mruknęła, przyspieszając kroku. W tym momencie Potter dałby sobie uciąć rękę, że w jej głosie zabrzmiała nutka goryczy.
- Miałaś 18 lat, kiedy się przemieniłaś - zauważył. Parker skinęła głową i przystanęła.
- Co w ogóle Cie to interesuje? - warknęła, przyciskając go do ściany.
- Tak tylko pytam. Chyba mam prawo wiedzieć cokolwiek o mojej dziewczynie, nie? - Gryfonka spojrzała na niego z jeszcze większym szokiem niż poprzednio. Wybraniec wzruszył ramionami w odpowiedzi i szybkim ruchem zmienił ich pozycję, przyciskając ją do swojego poprzedniego miejsca i pochylając się nad jej twarzą. - Sądziłaś, że po tym co mi zrobiłaś tak po prostu dam ci spokój? Kiedyś ci powiedziałem, że cie nie znam, a i tak byłem pewny, że coś do ciebie czuję.
- Jesteś idiotą, chociażby mnie lubiąc - oznajmiła, starając się odepchnąć go od siebie, jednak nie ustępował. Był pewny, że za jakiś czas będzie w stanie jej wybaczyć. Że jeszcze będzie mógł ją kochać. - Nie rozumiesz? Jestem potworem, tak jak ty teraz - krzyknęła, uderzając go w klatkę piersiową.
- Przestań - warknął, chwytając jej dłonie i przyciskając je do siebie. Zbliżył ją do siebie i przytulił. Kiedy objęła go w pasie, pocałował ją w czubek głowy i pozwolił, aby płakała w jego koszulkę.
- Czemu to robisz? - zapytała, pomiędzy atakami płaczu, jakie nią wstrząsały.
- Co robię, słonko?
- To wszystko. Jesteś miły, chociaż przed kilkoma godzinami zrobiłam z ciebie potwora. Powinieneś być wściekły.
- Siedź już cicho bo doskonale wiesz dlaczego - stwierdził. Był wściekły, ale jego złość mijała z każdą sekundą. Nie potrafił jej winić, nie wiedząc nawet czemu to zrobiła. - Chodź do pokoju. Wampiry chyba też sypiają, co?
- Sypiają.
- Ale nie w trumnie, prawda? - zapytał, próbując nadać swoim słowom nieco strachu.
- Nie - odpowiedziała, uśmiechając się w jego koszulkę.
- Właściwie, czemu się nie świecisz?
- Bo żyję w prawdziwym świecie, w którym wampiry palą się na słońcu - Harry zaskoczony odsunął się od Emmy, aby spojrzeć jej w twarz.
- Więc jak...
- Mam to - oznajmił, pokazując mu swój pierścionek, z którym nigdy się nie rozstawała. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo było to naturalne, że lubiła takie błyskotki. - Dam Ci coś podobnego. Chyba, że wolisz zmienić się w kupkę popiołu.
- Podziękuję - zaśmiał się i dotknął ręką jej twarzy. - Nie jesteś tak szczególnie blada.
- Wciąż jest we mnie krew. Może nie moja, ale jest.
- Czyli we mnie też nie ma już mojej krwi?
- Jest. Dopóki kogoś nie przemienisz pierwszy raz wciąż będzie dla ciebie szansa, że nie staniesz się bezwzględną bestią.
- Nie jesteś taka - oznajmił pewny siebie i swoich racji, co zdarzało mu się zaskakująco rzadko. - Musisz mi sporo opowiedzieć.
- Nie tutaj - poprosiła cicho.
||¤៛¤||
Draco wszedł do swojego pokoju, rzucając książkami na biurko. Miał dość wszystkich zajęć na uczelni. Coraz bardziej denerwowało go towarzystwo innych ludzi. Całości dopełniał brak jakichkolwiek informacji o Hermionie. Miała do niego pisać przynajmniej dwa razy w miesiącu, a przez dwa miesiące napisała do niego jeden jedyny list. Tak naprawdę nie miał pojęcia czy powinien nazwać to listem. Krótka wiadomość co u niej i jak to nudno jej bez niego. A wysłała mu go trzy dni po jego wyjeździe. Nagle przypomniał sobie o kopercie, schowanej w kieszeni bluzy. Wygrzebał ją z szafy i wyciągnął pogiętą kopertę. Otworzył ją szybko i wyjął list, uśmiechając się pod nosem, że jednak nie wszyscy w Londynie o nim zapomnieli. Usiadł na łóżku i zaczął czytać.
Drogi Draconie,
Brzmi to okropnie głupio, ale kochany, czy szanowny byłoby gorzej. Bo uwierz, nawet jeśli bym chciał nigdy Cie nie pokocham. Musisz mi to wybaczyć, drogi przyjacielu.
Mam nadzieję, że dobrze się trzymasz i nie pijesz tak dużo, jak z nami, bo bardzo się z Theo obrazimy. Pamiętaj, kto jest Twoim przyjacielem. Może zabrzmi to trochę dziwacznie, ale tęsknimy tu za tobą. Nawet nie masz pojęcia jest nudno bez Twojej paplaniny. Piszę do Ciebie, bo mam określony powód. I wybacz, nie jest nim Twoja osoba. Chodzi o Hermionę. Od kiedy wyjechałeś nie jest już sobą. Chodzi przygaszona i coraz rzadziej pojawia się na posiłkach. Theodor musi coś wiedzieć, ale chyba ma z nią jakieś tajemnice, bo nic nie mówi. Trochę się o nią martwię i mam nadzieję, że mi pomożesz. Od kilku tygodni spotyka się z Weasley'em i trochę mnie to dziwi.
Twój przyjaciel,
Blaise.
PS Mam nadzieję, że pamiętasz, że widzimy się u mnie w święta, co? Będzie Theo, Ginny i liczę na Hermionę i Alex, więc Ciebie też nie może zabraknąć.
Mimo chodem uśmiechnął się pod nosem. Jednak wzmianka o Hermionie go zaniepokoiła. Nie chciał nawet myśleć, że coś może jej się stać. Była dla niego zbyt ważna, żeby pozwolił zrobić jej krzywdę. Obiecał sobie, że nie będzie już wspominał Gryfonki, jednak nie szło mu to najlepiej. Usiadł przy biurku i zaczął pisać list do Blaise'a. Zdawał sobie sprawę, że zobaczą się za dwa tygodnie w święta, ale miał świadomość, że musi wiedzieć, że Hermiona jest bezpieczna.
- Draco - usłyszał obok siebie głos Emily i obejrzał się przez ramię. Dziewczyna stała w progu jego drzwi, opierając się barkiem o framugę. - Mogę? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Jasne, wchodź. Muszę to wysłać i jestem wolny - oznajmił i wypuścił z klatki sowę, która przysiadła na biurku, czekając na jego polecenia. Przyczepił do jej nóżki kopertę. - Do Blaise'a, Bestio - szepnął do sowy i otworzył okno, wypuszczając ptaka. Odchylił się na krześle i spojrzał na Emily, która podeszła do niego i usiadła okrakiem na jego kolanach.
- Sekretarka prosiła, żebym ci przekazała, że w przyszły poniedziałek możesz wrócić na święta - oznajmiła.
- Super. Mam cztery dni, żeby przygotować się na kazania ojca - mruknął przeczesując włosy palcami.
- Chciałam o czymś z tobą porozmawiać.
- Mów, gorzej nie będzie.
- Lubię cię, nawet bardzo, dlatego ci to powiem - Draco posłał jej zaskoczone spojrzenie, jednak nic nie odpowiedział. - Dwa miesiące temu McGonagall załatwiła ci ten staż. Zakon chciał rozdzielić Ciebie i tę dziewczynę. Miałam zacząć się z tobą umawiać, żebyś o niej zapomniał, ale to chyba nie możliwe, bo myślisz o niej w każdej chwili - zaśmiała się blado, patrząc jak oczy Malfoy'a rozszerzają się ze zdziwienia.
- Nie mówisz poważnie, prawda? - wykrztusił z siebie.
- Przykro mi, Draco - stwierdziła i podniosła się z jego kolan.
- To wszystko było kłamstwem, tak? Nigdy bym się tu nie dostał, gdyby nie McGonagall?
- Żadne z nas nie dostało się tu przypadkiem. Ja siedzę tu, bo mój ojciec tego ode mnie oczekuje. Płaci za tę szkołę fortunę i oczekuje, że nigdy mu się nie sprzeciwię - wyjaśniła, przysiadając na skraju biurka.
- Będzie lepiej, jeśli już pójdziesz - stwierdził, podnosząc się z krzesła, aby podejść do szafy.
- Nie rób nic głupiego - poprosiła, patrząc na poczynania blondyna.
- Zostawiłem tam wszystko co miałem, naraziłem się ojcu, tylko po to, żeby po dwóch miesiącach dowiedzieć się, że to zwykła ściema, a ty prosisz mnie, żebym nie robił nic głupiego - warknął i machnięciem różdżki spakował wszystkie swoje rzeczy do kufra. Pomniejszył go zaklęciem i wcisnął do kieszeni spodni. Założył na siebie skórzaną kurtkę i wyszedł, nie zaszczycając Emily nawet spojrzeniem. Teleportował się pod kancelarię, w której odbywał staż. Wszedł do budynku i przywitał się z Patrickiem.
- Co tu robisz? - zapytał zaskoczony chłopak.
- Muszę pogadać z szefem - odpowiedział Draco, uśmiechając się do niego.
- Spoko, szef ma teraz godzinę wolną, więc możesz iść - stwierdził. Malfoy skinął głową w podziękowaniu i ruszył do windy. Po kilku minutach siedział w gabinecie szafa, czekając aż ten dokończy swoją rozmowę telefoniczną.
- Mów co to za ważna sprawa - poprosił, odkładając telefon na biurko.
- Muszę wrócić do Londynu i zrezygnować ze stażu.
- To coś poważnego?
- Sprawy osobiste. Naprawdę mi przykro. Praca dla pana...
- Mam dla Ciebie propozycję. Mój syn kieruje filią w Londynie i nie idzie mu to najlepiej. Jeśli tylko wykażesz chęć, zatrudnię cie tam jako dyrektora - zaproponował mężczyzna, wywołując szok na twarzy Dracona.
- Ja ledwo...
- Dracon, znam cie bardzo krótko, ale, możesz mi wierzyć, jesteś moim najlepszym pracownikiem. Jeszcze nigdy nikt nie poradził sobie ze sprawami jakie dostałeś, będąc na stażu - zapewnił. Malfoy patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. - Dam Ci czas do namysłu. Jeśli się zdecydujesz idź do kancelarii. Powiem Adamowi, żeby czekał na ciebie.
- Nie wiem jak mam panu podziękować - stwierdził.
- Wystarczy, że będę miał cię u siebie - mężczyzna posłał mu lekki uśmiech. Blondyn podniósł się z miejsca i wyciągnął przed siebie rękę. - Liczę, że przyjmiesz moją propozycję - oznajmił i uścisnął jego dłoń.
- Na pewno skorzystam, panie Lynch - odpowiedział i pożegnał się z mężczyzną. Pożegnał się jeszcze z kilkoma osobami i teleportował się na lotnisko. Mógł deportować się do Londynu, jednak nie ufał sobie na tyle, żeby to zrobić. Wolał wydać pieniądze ojca, wiedząc, że mogą to być ostatnie pieniądze jakie od niego dostanie.

Witam serdecznie z nowym rozdziałem. Bałam się, że nie uda mi się go napisać na czas, ale jest. Mam nadzieję, że Wam się podoba. 
Pozdrawiam, Alex_x. 
PS Przepraszam za błędy, jeśli jakieś zaistniały.

1 komentarz: