wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 27.

Draco wziął głęboki oddech i popchnął obrotowe drzwi, prowadzące do kancelarii, której właśnie miał zacząć staż. Był to całkiem spory budynek z ogromną ilością okien. Przez kilka dni spędzonych w Seattle przekonał się, że wszystko tam robiło wrażenie. Podszedł do recepcji, za którą siedziała brązowowłosa dziewczyna w koszuli w kratę i granatowych rurkach. Podniosła na niego swoje zielone oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Ty pewnie jesteś Draco, co? - odezwała się.
- Zgadza się - potwierdził.
- Zaczekaj tu chwilę - poprosiła dziewczyna i wyszła do pomieszczenia, które znajdowało się za jej plecami. Po chwili wróciła z wysokim brunetem, ubranym w czarną koszulę i dżinsy. Dziewczyna stanęła obok Malfoy'a i podała mu identyfikator. - Ja jestem Nicole, a ten tam to Michael - oznajmiła, wskazując na chłopaka, który spojrzał na nią krzywo. - Oprowadzę Cie po firmie, a potem pójdziemy do szefa i on przydzieli ci jakąś sprawę - uśmiechnęła się do niego lekko. Draco skinął głową i dał poprowadzić się Nicole do windy. Dziewczyna przypięła identyfikator do koszuli blondyna.
- Od dawna tu pracujesz? - zapytał.
- Dwa lata. Rzuciłam szkołę i zaczęłam pracę tutaj.
- Nie obrazisz się jak zapytam ile masz lat?
- Osiemnaście - odpowiedziała i posłała mu delikatny uśmiech.
       ||ฯฯ៛ฯฯ||
Theodor szedł spokojnym krokiem przez korytarz, prowadzący do biblioteki. Chciał się gdzieś zaszyć, a o Pokoju Życzeń nie było mowy. Blaise ostatnimi czasy coraz częściej go tam znajdował, a do biblioteki był pewny, że nawet nie wejdzie. Jedyną osobą, którą liczył znaleźć była Hermiona. Zaczynał się o nią martwić, co nigdy w życiu mu się nie zdarzyło. Mimo, że obiecał Draconowi, że będzie się nią opiekować, nie chciał, żeby cokolwiek jej się stało. Sam z siebie, a nie przez obietnicę złożoną przyjacielowi. Po kilku tygodniach spędzonych z Gryfonką, wiedział, że wartą mieć w niej przyjaciółkę. Nigdy nie zadawała mu zbędnych pytań, nie oczekiwała od niego nie wiadomo czego. Kiedy usiadł przy jednym ze stolików, ustawionych w najbardziej odległym kącie biblioteki, dostrzegł Hermionę pochylającą się nad jakąś książką. Co jakiś czas przepisywała jakieś zdania z książki i przerzucała włosy na jedno ramię. Przesiadł się obok niej i położył swoją dłoń na jej plecach. Pod jego dotykiem drgnęła delikatnie i zwróciła na niego swój wzrok. Posłała mu lekki uśmiech i odłożyła piórą.
- Jak się czujesz? - zapytał, na co szatynka wzruszyła ramionami. - Musisz mi powiedzieć, kiedy tylko będziesz czuła coś dziwnego - oznajmił, a Hermiona ściągnęła brwi w zaskoczeniu.
- Wiem, że obiecałeś Draco, że się mną zaopiekujesz, ale ja nie mam pięciu lat.
- Nie zdajesz sobie chyba sprawy, że jeśli ktoś podał ci zbyt wiele tego eliksiru...
- Ale ja nawet nie pamiętam kto mi go podał - szepnęła, patrząc gdzieś ponad ramieniem Theodora.
- Dojdziemy jeszcze do tego. Ale skoro nie pamiętasz kilku wydarzeń, musiał podał Ci całkiem dużo tego eliksiru - stwierdził i przytulił szatynkę do siebie. Hermiona wtuliła się w jego ramiona. - Odprowadzić cię do dormitorium? - zapytał, odchylając głowę w tył, aby spojrzeć na twarz dziewczyny. Gryfonka pokręciła głową i zacisnęła ramiona w jego pasie. Jedyne czego teraz nie chciała to zostać sama. Bała się samotności i tego co się z nią wiązało. Nienawidziła koszmarów, które nawiedzały ją nocami, kiedy zostawała sama. Theodor ostatnio był jedyną osobą, dającą jej choć odrobinę ukojenia. Był jak zastępca jej anioła stróża, który niespodziewanie gdzieś zniknął i zostawił Notta w zastępstwie.
       ||ฯฯ៛ฯฯ||
Kartka, która wyleciała z podręcznika Harry'ego, kiedy ten starał się odrobić zadanie z transmutacji, przyprawiła go o mdłości. Mógł się spodziewać, że prędzej czy później do tego dojdzie. Przeklął cicho i rozwinął kartkę, przesuwając wzrokiem po równym piśmie autora.
Spotkanie jutro zaraz po kolacji. Nie spóźnij się znowu, Potter.
M.G.
Odchylił się na krześle i przetarł twarz dłońmi. Rzucił podręcznik o biurko i wplątał palce we włosy. Nienawidził tych spotkań, w których  musiał uczestniczyć raz w tygodniu. Musiał z kimś czasem o tym porozmawiać, ale nigdy mu na to pozwalali. Wygrzebał z szuflady Mapę Huncwotów i wyciągnął różdżkę.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - mruknął, dotykając różdżką pergaminu. Szybko znalazł Hermionę. Jak zwykle od kilku dni siedziała w bibliotece zdecydowanie zbyt blisko Theodora. Wyszedł z pokoju i skierował się do biblioteki. Tak nagle poczuł, że musi chociaż posiedzieć przy Granger. Chciał znów być blisko niej i móc wygadać, zupełnie jak kiedyś. Wszedł do biblioteki i zacisnął zęby, widząc swoją przyjaciółkę wtuloną w Notta. Kiedy podszedł do nich, ręce, drżące od hamowanej złości, wcisnął głęboko w kieszenie bluzy. Nie mógł zrozumieć dlaczego na widok łez spływających po policzkach Hermiony, poczuł ukłucie zazdrości. Pamiętał, gdy tylko czuła się słabiej przychodziła tylko do niego i rozmawiała. Theodor, wyczuwając jego obecność, podniósł swój wzrok na niego. Harry zobaczył w jego spojrzeniu niemą prośbę o pomoc, więc delikatnie położył swoją dłoń na plecach Hermiony, która od razu wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Podniosła głowę i spojrzała na niego niepewnie, poczym odsunęła się od Ślizgona. Jej ciałem wstrząsnął kolejny szloch. Potter szybko przytulił ją do siebie. Wtuliła się w niego i oparła głowę o jego pierś.
- Dasz sobie radę? - zapytał Theodor, patrząc z powątpieniem na Pottera.
- Dam - warknął w odpowiedzi i mocniej objął dziewczynę, przesuwając ręką wzdłóż jej pleców, próbując ją uspokoić. Nott skinął tylko głową w jego stronę i wyszedł. - Chcesz mi powiedzieć, co się dzieje? - zapytał łagodnie.
- Zabierz mnie stąd - poprosiła cicho, nie podnosząc głowy. Musiała przyznać, że obecność Harry'ego była dla niej kojąca. Uspokajała się w jego ramionach, znając ciepło i uczucie bezpieczeństwa, które zapewniały. Potter podniósł ją, przytrzymując przedramieniem za uda, poniżej jej pośladków.
- Wiesz jak to idzie, perełko - szepnął jej do ucha. Oplotła go nogami w biodrach, doskonale wiedząc o co mu chodzi. Zabrał torbę Hermiony na ramię i skierował się do wyjścia. Wyszedł na korytarz, aby po kilku minutach znaleźć się w pokoju pani Prefekt. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Usiadł na materacu, odsuwając pościel. Hermiona siedziała okrakiem na jego kolanach, ściarając z twarzy łzy. Starała się nie patrzeć na Harry'ego, który uporczywie starał się złapać jej wzrok. Kiedy przekręciła głowę na ścianę, objął dłońmi jej twarz i odwrócił w swoją stronę.
- Nie zamykaj się przede mną - poprosił cicho, starając się utrzymać z nią kontakt wzrokowy.
- To ty się zamykasz - mruknęła, kładąc dłonie na barkach chłopaka.
- Coraz częściej z problemami idziesz do Notta, a ja... mnie odrzucasz. Tak jakbym nigdy nic nie znaczył - wyrzucił z siebie, gładząc policzki Gryfonki kciukami. Na słowa Pottera, Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Zabolało. Bardziej niżeli wbiłby jej w serce tysiące igieł. To jego zawsze potrzebowała. On dawał jej to poczucie bezpieczenieństwa, którego tak pragnęła. Teraz, patrząc w jego cudownie zielone oczy, wiedziała, że mimo Theodor jej pomagał, zmierzyć się z problemami, pragnęła bliskości Harry'ego. Dlatego tak bardzo bolały ją jego słowa.
- Jestem dla mnie najważniejszy - oznajmiła cicho, zaplatając palce na karku bruneta. Widziała w jego oczach coś czego nigdy nie dostrzegła. A znała jego spojrzenie znacznie lepiej niż własne kieszenie. - Czy ty jesteś zazdrosny? - zapytała z rozbawieniem, przypominając sobie te same spojrzenie u Draco, kiedy tylko Blaise starał się z nią flirtować.
- Co ci wogóle przyszło do głowy? - mruknął, odwracając głowę, aby nie dostrzegła rumieńca cisnącego mu się na policzki. Hermiona idąc w jego ślady obieła jego twarz dłońmi i skierowała ją w swoją stronę.
- Nigdy nie sądziłam, że właśnie ty będziesz zazdrosny o mnie.
- Tak? Nie jestem zazdrosny. Jestem Twoim przyjacielem, a ty z problemami łazisz do kolesia, którego znasz cholerne cztery miesiące. Albo nie, wiesz, jednak jestem zazdrosny. Bo ja się starałem zdobyć Twoje zaufanie, a on jest pieprzonym Ślizgonem i ty mu ufasz, jakbyś była w nim zakochaną gówniarą - warknął, przeczesując palcami włosy. Pozwolił, aby jego dłonie spadły luźno na łóżko i podparły ciężar jego ciała. Hermiona patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, przesuwając palcami po jego delikatnym zaroście na dolnej szczęce.
- Szybko rośnie Ci broda - zauważyła, zjeżdżając dłońmi po jego szyi. Wyraźnie rozluźnił się pod jej dotykiem. Poddał się, kiedy popchnęła go, aby położył się na plecach. - Jesteś częścią mojego życia i nie masz prawa mówić, że nic nie znaczysz - ostrzegła i, żeby dodać swoim słowom powagi, wyprostowała plecy i skrzyżowała ramiona na piersiach. - Rozumiesz, Potter?
- Tak jest - mruknął, przesuwając dłońmi po twarzy. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież Hermiona nie była byle jaką dziewuchą, żeby ufać byle komu.
- Oh, Harry - westchnęła cicho i zawisła nad nim, podpierając się na rękach. - Dlaczego to wszystko musi się tak komplikować? Jeszcze parę miesięcy temu mówiłeś mi o wszystkim. A teraz? To zniknęło.
- Chciałbym, żeby znów było jak kiedyś - przyznał cicho, przesuwając dłońmi po bokach dziewczyny, aby ulokować je na jej talii. Chciał znów móc tulić ją jak dawniej. Móc rozmawiać o każdym swoim problemie. Chciał, aby Hermiona przychodziła do niego z kłopotami. Westchnęła, kiedy przycisnął ją do siebie i wtuliła twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a ramieniem. Wciągnęła do płuc jego zapach, będącym jednym z jej ulubionych. Połączenie cytryny, werbeny i samego Harry'ego było wręcz odurzające.
- Musisz mi pomóc - szepnęła, drażniąc oddechem skórę na jego szyi.
- W czym?
- Dlaczego ty i Ron skończyliście się przyjaźnić? - zapytała. Harry podniósł się gwałtownie i spojrzał na Granger zaskoczony.
- Byłaś przy tym, kiedy się pokłóciliśmy - przypomniał, jednak Hermiona pokręciła głową.
- Nie pamiętam.
- Pamiętasz, dlaczego z nim zerwałaś?
- Nie - przyznała cicho.
- No jasne. Mogłem się spodziewać - mruknął jakby do siebie. - Zabiję gnoja. Pożegna się z życiem - warknął, poczym spojrzał w załzawione oczy Hermiony. Objął dłońmi jej twarz i pogłaskał kciukami policzki. - Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Nikt Cie skrzywdzi. Obiecuję - szepnął i przycisnął jej ciało do swojego. Nie pozwoli, żeby ktokolwiek doprowadził ją do łez.

3 komentarze:

  1. Super rozdział :) czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, trafiłam tu zupełnie przypadkiem i przeczytałam pierwszy rozdział z góry. Zbyt wiele z niego nie rozumiałam, a mimo to jestem ciekawa, co będzie dalej i dlaczego Harry tak się zdenerwował! Całkiem inna fabuła, i to lubię, dodaję do obserwowanych i zapraszam na moje opowiadanie:

    http://wiecznie-zywi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej...
    Znalazłam tego bloga jakieś 2 dni temu i jakimś cudem dotarłam aż do 27 rozdziału i powiem Ci tak - nie znam Cię, nie wiem ile masz lat, ale widzę, że masz potencjał, bo sama historia jest nawet ciekawa, ale ilość błędów jest porażająca. Przykro mi to mówić, ale bolą mnie już od nich oczy. Radziłabym zainwestować w jakąś betę, jeśli będziesz coś jeszcze kiedyś pisać. ;)
    Popracuj nad literówkami, interpunkcją oraz dialogami (one wypadają najsłabiej).
    Nie traktuj tego komentarza jako hejt, bo to nie tak.. Zwykła rada na przyszłość.
    Lecę czytać dalej, powodzenia! :)
    xyz

    OdpowiedzUsuń