niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 43

Hermiona weszła do domu, niosąc kilka toreb z zakupami. Odesłała je do swojego pokoju i ściągnęła płaszcz i szalik. Przeszła do kuchni, gdzie siedział jej ojciec, ubrany jedynie w ciemne dżinsy i szarą koszulkę. Uśmiechnęła się do niego i usiadła obok. 
- Gdzie mama? - zapytała, zabierając jego kubek z herbatą. 
- Na zakupach. Zapomniała kupić sałaty i sosów - oznajmił, krzywiąc się przy tym. 
- Nie chciała, żebyś z nią poszedł?
- A co ja jestem? O 9 rano miałem do sklepu iść?
- Jest 13 - stwierdziła, marszcząc brwi. 
- Widzisz? Pewnie siedzi w kolejnym sklepie zastanawiając się czy nie upiec czwartej babki cytrynowej.
- Jeśli znowu będziesz jadł tylko ją, nie sądzę, żeby tylko trzy starczyły.
- Aleś ty zabawna. Kto by pomyślał? - zaśmiał się i zabrał szatynce swój kubek. - Musisz ubrać choinkę.
- Czemu ja? - jęknęła. - Nie możemy razem?
- Zapomnij, kochanie. Ja się w to nie bawię.
- Jesteś wredny - oznajmiła, podnosząc się z miejsca. 
- Choinka w salonie - zawołał za nią Arthur. Hermiona prychnęła w odpowiedzi i przywołała wszystkie ozdoby do salonu. Jednym machnięciem różdżki zawiesiła je na dużej choince. Weszła z powrotem do kuchni i zabrała karton z sokiem.
- Zrobione - rzuciła i zostawiła ojca samego.
- Moja dziewczynka - usłyszała i uśmiechnęła się delikatnie. Weszła po schodach do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Powyciągała z toreb wszystkie zakupy i rozłożyła na kołdrze. 
||¤៛¤||
Draco wszedł do salonu, jednak widząc poczynania jego rodziców, starał się wyjść jak najszybciej.  
- Wracaj tu, Dracon - krzyknęła Narcyza. 
- Ja muszę iść. Harry chciał coś i ja...
- Nie wywinieś się - warknął Lucjusz, zawieszając kolejną bombkę na choince. Draco westchnął cicho i wyciągnął z kieszeni różdżke. Machnął nią i wypowiedział zaklęcie, a wszystkie ozdoby pojawiły się na choince. Narcyza posłała mu zrezygnowane spojrzenie i udała się do kuchni. Draco usiadł na kanapie i spojrzał na ojca.
- Kochałeś mamę, kiedy braliście ślub? - zapytał. Mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony i skinął głową. - Jak... dlaczego mam ochotę czasem coś zrobić Hermionie? 
- Uroki zakochania - mruknął Lucjusz, siadając obok syna. - Często się z nią kłócisz?
- Czasem. Ale szybko się godzimy.
- A potrafisz wyobrazić sobie jak to będzie za dziesięć lat?
- Potrafię.
- W takim razie się jej oświadcz.
- Tak poprostu?
- Nie teraz, Młody. Za jakiś czas, kiedy ona będzie pewna co do ciebie czuje. 
- Dzięki, tato - rzucił i teleportował się, zostawiając ojca zaskoczonego.
||¤៛¤||
Harry westchnął cicho i zaczął zapinać białą koszule. Miał spędzić wigilie z Andromedą i Teddym. Uwielbiał ich, a nawet kochał. Czuł, że ma kogoś bliskiego, że ma rodzine. Jednak kiedy widywał się z Teddym czuł się winny, że Remus i Tonks nie żyją. Ale obiecał, że się nim zajmie i to zrobi. Zapiął płaszcz i zabrał z pokoju torby z prezentami. Teleportował się na ulice, przy której mieszkała Andromeda i wszedł na posesje jej domu. Zapukał do drzwi i po chwili usłyszał głośny śmiech Teddy'ego. Andromeda otworzyła mu drzwi i posłała mu delikatny uśmiech na powitanie. Teddy od razu wyciągnął do niego ręce i wygiął się w jego stronę. 
- Daj Harry'emu się rozebrać - skarciła chłopca kobieta. Harry uśmiechnął się szeroko i odwiesił płaszcz na haczyk. Wziął chłopca od Andromedy i ruszył za nią do salonu. 
- Haly - powiedział Teddy, obejmując chłopaka za szyje. 
- Stęskniłem się za tobą, wiesz? - zapytał cicho, patrząc uważnie na swojego chrześniaka. Tęsknił za tym maluchem i to bardzo. Był dla niego bardzo ważny. Nie ważne co czuł wszcześniej.
- Wszytko w porządku, Harry? - usłyszał zatroskany głos Andromedy i spojrzał na nią zdziwiony. Może Tonks miała rację, kiedy powiedziała mu, że jej matka widzi naprawde dużo?
- Dlaczego miałoby być inaczej?
- Obiecałeś, że przyprowadzisz mi swoją dziewczyne, pamiętasz?
- Tak, ale ona... 
- Wiem, co się stało, Harry. I bardzo mi przykro z tego powodu. Osobiście uważam, że McGonagall przesadza. 
- Ma racje, a ty to doskonale wiesz - stwierdził, wkładając prezenty pod choinke. 
- Nie jesteś złym człowiekiem - oznajmiła pewnie. Harry zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Wiedział jaki jest. Wiedział, że jest potworem, że jest dokładnie taki sam jak Voldemort. Tylko, że jego nikt nie pilnuje. Kobieta kazała mu usiąść przy stole, więc szybko zajął miejsce i posadził Teddy'iego w krzesełku dla dzieci. 
- Pomóc ci? - zawołał za Andromedą. Jednak zamiast odpowiedzi usłyszał trzask zbijanego talerza, a w kuchni rozbłysło zielone światło. Spojrzał zaniepokojony na chłopczyka i podniósł się szybko z miejsca. Wszedł do kuchni i wyjął pośpiesznie różdżke. 
- Bardzo długo czekałam na ten moment, Harry - odezwała się wysoka brunetka, ubrana w czarny kombinezon i wysokie szpilki. Miała brązowe oczy podkreślone dużą ilością kredki do oczu oraz tuszu do rzęs. W palcach z paznokciami wymalowanymi na czerwono, obracała swoją różdżke. Usta z czerwoną szminką wygięły się szerokim uśmiechu. - Słyszałam o tobie wiele... dobrego, skarbie - dodała, podchodząc do chłopaka. 
- Czego chcesz? - warknął.
- Tego co jesteś mi winien, kochanie. 
- Kim ty wogóle jesteś?
- Racja, zapomniałam ci się przedstawić. Znasz mojego ojca. Tom Riddle, pamiętasz go jeszcze? - zapytała, uśmiechając się szerzej. - Jestem Kristen Riddle - przedstawiła się. 
- Wpadłaś na mnie na peronie - przypomniał sobie. Brunetka skinęła głową i podeszła bliżej chłopaka. 
- Tak bardzo chciałam się z tobą zobaczyć.
- Gdzie Andromeda? 
- Nie ma jej tutaj. Nie będzie i wcześniej też jej nie było. Widzisz, Harry, Andromeda nie żyje od bardzo dawna. Kiedy wróciłeś do szkoły, kilku uniewinnionych Śmierciożerców napadło na jej dom.
- Teddy żyje - szepnął, bardziej do siebie niż do dziewczyny. 
- Chroni go taka sama magia jak w Twoim przypadku. Nie tak silna, ale nie może go skrzywdzić nikt, kto tego chce. 
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Zabijając swoją cząskę w tobie, mój ojciec stworzył horkruksa. Zabiłeś go, bo nie był zbyt silny, ale ty i jego cząstka pozwolicie mu się odrodzić. 
- Więc znajdź ją i daj mi spokój.
- Pamiętasz kto był wtedy na polanie?
- Dużo osób. Nie pamiętam wszystkich z imię i nazwiska.
- Jeden blondyn, którego tak bardzo nienawidzisz?
- Malfoy nie...
- Dracon Malfoy jest horkruksem mojego ojca. Ale kocha i to jest największy problem. Bo i ona tworzy jakąś jego część.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz - oznajmił. Kristen stanęła naprzeciwko niego i odgarnęła z jego czoła grzywke. Dotknęła jego blizny i uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy Potter syknął z bólu. 
- Wciąż to czujesz, prawda? Koszmary o Granger, tę samą miłość i ten sam ból, kiedy ona cie odrzuca. Ciekawe jak wyglądałoby Twoje życie bez tej chorej miłości?
- Pewnie lepiej niż twoje, złotko - wycedził, odpychając dziewczyne od siebie.
- Jak sobie poradzisz z małym dzieckiem na głowie i szkołą?
- Nie twój interes - warknął i zrobił krok w tył. 
- Harry, za dwa miesiące będziesz świadkiem jak ci których kochasz umierają. I wcale nie chodzi mi o Granger. Zastanów się. Przecież w głębi siebie chcesz mi pomóc, żeby ich los był inny. Przyjdę jeszcze do ciebie. Nie w najbliższym czasie, ale wystarczająco szybko, żebyś się namyślił - oznajmiła i teleportowała się, zostawiając chłopaka z kompletnym mętlikiem w głowie. Wrócił do salonu i wyciągnął Teddy'iego z krzesełka. Wszedł szybko na piętro do pokoju chłopca i machnięciem różdżki spakował wszystkie jego  ciuchy i zabawki do sportowej torby. Przywołał swój płaszcz i teleportował się do swojego domu. Kiedy tylko stanął na podłodze, Teddy zapłakał głośno. Rzucił wszystko co miał w ręku i przytulił go mocno do siebie. 
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję - szepnął.
- Haly - powiedział chłopczyk, a na jego brązowych włoskach pojawiły się czarne pasemka. Potter uśmiechnął się blado do niego i pogłaskał po plecach. Pamiętał dzień, w którym Teddy powiedział swoje pierwsze słowo, a było nim jego imię. Zmienione dziecięcą wymowoą, ale poczuł się wtedy tak dumny. 
- Poprosimy jutro Hermione, żeby nam troche pomogła, co?
- Mona - ucieszył się, a na jego twarzy zagościł szeroki dziecięcy uśmiech. 
- Zdolna z ciebie bestia - stwierdził z uznaniem, wchodząc do swojego pokoju, który był jedynym nadającym się do spania pokojem. Położył chłopca na łóżku i przywołał z dołu torbe z jego rzeczami. - Chcesz jeść? - zapytał cicho chłopak, patrząc uważnie na chrześniaka. Wiedział, że i tak nie dostanie odpowiedzi. Kiedy Teddy będzie głodny to pewnie da mu o tym znać. Wyjął z torby niebieską piżamke i wziął chłopca na ręce. Wszedł do łazienki i odłożył piżame na szafke przy umywalce. Wykąpanie małego dziecka stanowiło dla niego zadanie prawie nie do wykonania.
||¤₹¤||

Draco teleportował się na balkon przy pokoju Hermiony i otworzył zaklęciem drzwi. W pokoju było ciemno, więc był pewny, że dziewczyna już śpi. Jednak nie było jej w łóżko. Dopiero po chwili usłyszał szum wody z łazienki Gryfonki. Usiadł na łóżku i odłożył obok siebie pudełko z prezentem. Hermiona wyszła z łazienki i od razu zapaliła światło. Miała na sobie czarne szorty z kieszeniami i szeroką, białą koszulkę z krótkim rękawem i nadrukiem z misiem. Wiązała włosy i kiedy podniosła wzrok na łóżko krzyknęła cicho. Draco uśmiechnął się do niej szeroko i podniósł z miejsca. 
- Hej - szepnęła niepewnie, podchodząc do niego powoli.
- Cześć, kochanie - odpowiedział, wyciągając dłoń, aby dotknąć delikatnie jej policzka. 
- Draco... - zaczęła, obejmując blondyna w pasie.
- Tak, Księżniczko?
- Stęskniłam się za tobą - oznajmiła. Draco uśmiechnął się szerzej na widok jej rumieńców na policzkach. 
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja tęskniłem - stwierdził i pocałował Hermione. Szatynka mruknęła cicho i oddała jego pocałunek. Jego usta smakowały sokiem cytrynowym i czekoladą. - Mam coś dla ciebie - szepnął, odrywając się od ust dziewczyny, aby oprzeć czoło o jej czoło. W jego dłoni pojawiło się pudełeczko, które podał szatynce. - Wesołych świąt, skarbku - Hermiona odsunęła się od blondyna i spojrzała na niego zaskoczona. - Otwórz - poprosił, wkładając ręce do kieszeni swoich dżinsów. Do tego miał na sobie jeszcze błękitną koszulę, schowaną w spodnie. Jego kurtka leżała na łóżku razem z szalikiem. Gryfonka drżącymi rękoma rozerwała papier na pudełku. Otworzyła je i spojrzała na Dracona z niedowierzaniem.
- Draco...
- Nie podoba ci się - mruknął, przeczesując palcami włosy. Tego się bał.
- Nie, to naprawde cudowne, ale... Czy ty wiesz wogóle ile to kosztuje? - zapytała cicho.
- Oczywiście, że wiem. Sam to kupiłem. O mało nie pobił mnie jakiś siedemdziesięcioletni facet. 
- Nie powinieneś.
- Właśnie, że powinienem. To jedyna wersja napisana przez samego Gryffindora. Kto jak nie ty powinien ją mieć?
- Jesteś cudowny.
- Powiedz mi to, kiedy wyciągniesz tą książke - stwierdził, a Hermiona zaciekawiona wyjęła ostrożnie książke i zakryła usta dłonią. Odłożyła książke i pudełko na biurko, po czym wyciągnęła z niego naszyjnik z białego złota z doczepionym serduszkiem. - Otwórz serce - nakazał blondyn. Hermiona ostrożnie otworzyła zawieszkę. 
- Co to znaczy? - zapytała, patrząc uważnie na Dracona. 
- Dla sensu mojego życia, Księżniczko - wyjaśnił. W oczach Granger pojawiły się łzy. Ślizgon przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował w czubek głowy. - Jeśli ci się nie podoba... - zaczął, jednak Hermiona przerwała mu, uderzając go delikatnie w brzuch. 
- Jest prześliczny. Dziękuję - szepnąła i wplątała palce w jego włosy. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała delikatnie w usta. Objął ją mocno w pasie i przycisnął do siebie. - Ja też mam coś dla ciebie - oznajmiła, odrywając się od chłopaka. Przywołała paczuszkę, owiniętą czerwonym papierem ze złotą wstążką i podała ją Draconowi. Blondyn uśmiechnął się do niej szeroko i od razu rozwiązał kokardke. Rozerwał papier i z entuzjazmem małego chłopca rozpakował swój prezent. Otworzył pudełko i przeniósł swój wzrok na Hermione. 
- Salazarze, Granger, nawet nie wiesz jak bardzo chciałem taki zegarek - stwierdził, wyciągając srebrny zegarek z zieloną tarczą i wskazówkami z kształcie węży. 
- Podoba ci się? - zapytała niepewnie szatynka, przygryzając warge. Ślizgon pokiwał głową i dotknął delikatnie jej policzka. 
- Jest cudowny. Zapułnie jak ty - szepnął, patrząc szatynce w oczy. Uśmiechnął się do niej i zapiął zegarek na nadgarstku. Hermiona musiała przed samą sobie przyznać, że miał cholernie seksowny uśmiech. - Naprawde dziękuję -  powiedział, zakładając kosmyk jej włosów za ucho. 
- Zostaniesz na noc?
- Pewnie, kochanie - pokiwał głową i przytulił do siebie Hermione. Dziewczyna zaczęła rozpinać jego koszule. Spojrzał na nią zaskoczony i rozpiął mankiety. Objął ją w pasie i zaniósł do łóżka. Ułożył ją na pościeli i szybko zrzucił z siebie koszule i dżinsy. Położył się obok niej i przykrył ich kołdrą.
- Światło - mruknęła cicho, przytulając się do chłopaka. 
- Więc najpierw musisz mnie puścić, skarbie - stwierdził, oplatając szatynke w pasie. Pocałowała go w klatke piersiową i pstryknęła palcami, a w pokoju zgasło światło. 
- Dobranoc - powiedziała i przerzuciła noge przez jego uda. 
- 'Branoc, skarbie - odpowiedział i pocałował dziewczynę we włosy. 
||¤៛¤||
Harry obudził się, kiedy poczuł na swoich plecach przenikliwy chłód. Otworzył oczy i spojrzał na zegarek, który stał na szafce nocnej i wskazywał 9:30. Spojrzał w strone okna, które było otwarte, choć był pewny, że go nie otwierał. Obejrzał się na Teddy'iego i wstał z łóżka. Otulił go kołdrą i zamknął okno. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej szare, dopasowane spodnie dresowe i biały T-shirt. Ubrał się szybko i wszedł do łazienki. Zostawił uchylone drzwi i umył zęby. Kiedy wrócił do pokoju, Teddy patrzył na niego z lekkim uśmiechem i wyciągał w jego strone rączki. Wziął go na ręce i zszedł do kuchni. Musiał napić się kawy i to zaraz. Krzyknął cicho, kiedy przekraczając próg kuchni w pomieszczeniu zobaczył Hermione. 
- Powinnaś uprzedzać, zanim zjawisz mi się nieoczekiwanie w domu - oznajmił, podchodząd do ekspresu do kawy. 
- Tak, Harry. Ciebie też miło widzieć - zaśmiała się Gryfonka i posłała mu delikatny uśmiech.
- Nie, powaga, Hermiona, powinnaś mnie uprzedzać. Jeszcze dostanę zawału i umrę piękny i młody. 
- Wolisz stary i pomarszczony? - zapytała, siadając przy kuchennej wyspie. Harry skinął głową i postawił przed nią kubek z herbatą. - Bawisz się w dobrego wujka? 
- Jestem dobrym wujkiem - oznajmił stanowczo, jednak kiedy Teddy wyciągnął rączki do szatynki, spojrzał na niego z ukosu. Dziewczyna wzięła chłopca na ręce i posadziła go na swoich kolanach. 
- Wesołych świąt, Harry - szepnęła, kiedy usiadł obok niej. 
- Dobie też, skarbie. Mam dla ciebie prezent na górze i zaraz ci go przyniosę - obiecał, poczym upił duży łyk kawy. Hermiona podała mu małą paczuszke i uśmiechnęła się delikatnie. Harry rozerwał papier i otworzył pudełko, w którym znajdował się pozłacany zegarek. Założył go na ręke, a w pudełku zobaczył karteczke z równym pismem Hermiony. 
Reszta na górze.
Spojrzał zaskoczony na dziewczyne, która zagryzała warge. 
- Chodź ze mną - poprosił, wstając ze swojego miejsca. Hermiona ruszyła za nim, uśmiechając się do Teddy'iego. Weszła za Potterem do jego pokoju. Gryfon stanął w miejscu, patrząc na klatke z sową. 
- Harry... - zaczęła niepewnie, jednak chłopak przyciągnął ją do siebie i objął mocno, uważając na chłopca między nimi. 
- Dziękuję - szepnął i odebrał chłopca od Hermiony. Posadził go na łóżku i wyczarował dookoła wysokie drabinki, mające chronić go przed upadkiem. Podszedł z powrotem do Granger i objął ją w pasie. 
- Tak właściwie, dlaczego Teddy jest u Ciebie? - zapytała cicho, kładąc dłonie na jego torsie.
- Andromeda nie żyje - oznajmił, a w oczach Hermiony pojawiły się łzy. Uwielbiała tą kobiete i nie mogła uwierzyć, że ona nie żyje. 
- Co... jak to się stało? 
- Atak Śmierciożerców - wyjaśnił krótko. Dotknął delikatnie jej policzków, po których płynęły łzy. - Skarbie, prosze, nie płacz. 
- Ona nie zasłużyła, żeby umrzeć - załkała. 
- Wiem. Była cudowna, ale problem polega na tym, że pochodziła od Blacków. A Śmierciożercy chcieli się pozbyć. 
- A mama Dracona?
- Ją chroni jego ojciec. Nic jej nie będzie - przytulił ją do siebie mocno i pogładził po plecach. 
- Mona - usłyszeli i odwrócili się do Teddy'iego, który patrzył na nich z załzawionymi oczami. 
||¤៛¤||
Blaise odetchnął głośno i zapukał do drzwi w Norze. Obiecał Ginny, że napewno przyjdzie. Przecież nie mógł jej zawieść. I tak była na niego zła, że wolał spędzić wczorajszy wieczór z Malfoy'ami. Po chwili w drzwiach pojawiła się Ginny, ubrana w czerwoną sukienke do połowy ud i czarne baletki. Rzuciła mi się na szyje i pocałowała w usta. Objął ją w pasie i uśmiechnął się delikatnie w jej usta. 
- Chodź, moja mama chce cie poznać - oznajmiła dziewczyna, ciągnąć go za ręke do domu. Wszedł do środka i od razu usłyszał odgłosy kłótni. Ginny szła w strone salonu, ciągle trzymając jego dłoń. W salonie stała jej mama, z rękoma założonymi na biodrach. Na przeciwko niej stał Ron, zakładając ramiona na piersi. - Mamo - odezwała się cicho, przerywając cisze, jaka panowała w pomieszczeniu. Kobieta obróciła się w ich stronę i od razu uśmiechnęła. 
- Co on, do cholery tu robi? - warknął Ron. 
- Stoi, a co myślałeś? - odpowiedziała tym samym tonem Ginny. - Mój błąd. Ty nie myślisz, dupku.
- Ginny - krzyknęła Molly. 
- Mamo, to Blaise. Blaise, moja mama i jej syn, który z pewnością nie jest moim bratem - oznajmiła Gryfonka.
- Tata już czeka.

||₪¤₪||
Dzień dobry! Mam nadzięje, że rozdział Wam się spodobał. 
Pozdrawiam,
Alex_x.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział ale czy inny może być u ciebie chyba nie. :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealny. Świetny i nw jeszcze jaki ale to co najlepsze. Taki właśnie jest ten rozdział. Kiedy następny ???
    ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń