sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 42.

Draco stał na końcu tłumu ludzi, którzy przyszli na pogrzeb Parker. Hermiona stała gdzieś z Harrym. Nie chciał się wtrącać między nich. Wiedział, że Potterowi musi być ciężko, a pomoc Hermiony zawsze była czymś, czego potrzebował. Jednak chciał ją chociaż zobaczyć. Wyszła zanim zdążył się obudzić, zostawiając mu jedynie krótką karteczkę z wyjaśnieniem. Obiecała, że mu to wynagrodzi. Jednak czuł tę iskierkę zazdrości, kiedy widział Hermionę przytuloną do Pottera. Westchnął cicho i przeczesał włosy, pokryte płatkami śniegu.
- Hej - usłyszał cichy głos Blaise'a, obok siebie i obrócił głowę w jego stronę.
- Co tu robisz?
- Ginny mnie tu zaciągnęła. Ale swoją drogą, widok Dracona Malfoy'a w garniturze wywołuje we mnie wspomnienia - stwierdził. Draco odruchowo poprawił kołnierz czarnego płaszcza.
- Ty też byłeś wielbicielem garniturów - przypomniał. Ludzie wokół nich zaczęli się teleportować. Po chwili na cmentarzu zostali tylko oni, Ginny, Hermiona i Harry. Potter odwrócił się w ich strone i skinął na nich.
- Idziecie z nami na pizze? - zapytał, kiedy stanęli naprzeciwko nich.
- Ja to bym się czegoś napił - oznajmił Blaise, za co Ginny zgromiła go wzrokiem. Wzruszył ramionami i spojrzał na Dracona. Malfoy skinął głową. Harry uśmiechnął się delikatnie i złapał dziewczyny za ręce. Blondyn splótł palce z palcami Hermiony i posłał jej lekki uśmiech. Blaise objął ramieniem Ginny, a Potter teleportował ich. Po chwili stali w niewielkiej pizzerii. W środku było sporo ludzi, jednak szybko znaleźli stolik dla całej piątki. Harry usiadł na skórzanej kanapie w krzałcie litery U. Draco zajął miejsce obok niego, Hermiona przytuliła się do niego, Ginny usiadła przy Harrym, a Blaise poszedł zamówić dla nich napoje. Po kilku minutach postawił przed Potterem, Weasley i Granger po butelce z piwem, Malfoy'owi podał sok pomarańczowy, a dla siebie zamówił whiskey.
- Ale z ciebie przyjaciel - mruknął blondyn, patrząc na Zabiniego z kpiną w oczach. Hermiona zaśmiała się i zamieniła ich napoje.
- To co bierzemy? - zapytała Ginny.
- Chcesz zamówić jedną pizze? - zdziwił się Harry, patrząc na dziewczynę w niedowierzaniem. - Wiesz, co? Miałabyś trochę przyzwoitości i naciągnęła mnie na większy rachunek, kobieto.
- Skoro Wybraniec stawia, to kupmy wszystko co mają do zaoferowania - oznajmił Blaise.
- Jasne, dla ciebie wszystko, Blaise.
- Ja chcę wegetariańską i frytki - stwierdziła Hermiona.
- Draco?
- To samo.
- Wystarczy jedna porcja - oznajmiła Hermiona.
- Oczywiście - zaśmiał się Harry i przecisnął między Draconem i Hermioną a stolikiem, aby iść złożyć zamówienie.
||¤៛¤||
Matt westchnął cicho i przekręcił się na brzuch, kładąc głowę na udach Angelici. Kobieta siedziała oparta o rame łóżka, przykrywając się kołdrą.
- Moi rodzice chcą spędzić ze mną i Margaret święta - oznajmiła, wpatając palce we włosy mężczyzna.
- A ja?
- I z tobą oczywiście też.
- Posłuchaj. Hermiona i twój brat  pewnie obchodzą gwiazdke razem, więc czemu...
- Moi rodzice nie widzieli mnie trzy lata, Matt. 
- Ja też - przypomniał.
- Więc możesz iść ze mną.
- Do twoich rodziców? - zapytał z niedowierzaniem. Blondynka skinęła głową w odpowiedzi i zmarszczyła brwi.
- Co ci znowu nie odpowiada?
- To twoi rodzice.
- Nie, no co ty? Ameryke odkryłeś, geniuszu.
- Przestań być taka sarkastyczna. Oni mnie nienawidzą i ty doskonale o tym wiesz.
- Dobra, pomyślimy nad tym, w porządku? - Matt wzruszył ramionami i objął Angelice w pasie.
||¤៛¤||
Hermiona weszła do kolejnego sklepu na ulicy Pokątnej. Musiała przecież kupić jakiś prezent dla Harry'ego i Dracona. Ale co mogła kupić dwum facetom, którzy, jeśli tylko zechcą, mogą mieć wszystko? Podeszła do starszego sprzedawcy, stojącego za ladą i uśmiechnęła się delikatnie.
- W czym mogę panience pomóc? - zapytał uprzejmnie mężczyzna.
- Szukam sowy.
- Jakiejś konkretnie?
- Śnieżnej - odpowiedziała, a sprzedawca skinął głową i wszedł na zaplecze sklepu. Wrócił po kilku minutach, niosąc klatkę w piękną, białą sowe.
- Takiej? - Hermiona skinęła głową i uśmiechnęła się szerzej. Podała mężczyźnie odpowiednią kwotę i wyszła ze sklepu. Odesłała klatkę do domu i teleportowała się do mugolskiej części Londynu, gdzie mieścił się jej ulubiony salon jubilerski. W środku było pełno ludzi, ale wiedziała, że tak znajdzie odpowiedni prezent dla Malfoy'a.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała wysoka brunetka w niebieskiej sukience do połowy uda i czarnych szpilkach.
- Szukam prezentu.
- Dla kogoś szczególnego?
- Dla chłopaka - odpowiedziała bez zastanowienia. Był przecież chyba jej chłopakiem. Chciał z nią spędzać czas i kochał ją. - Mogłaby pani pokazać mi zegarki? - brunetka skinęła głową i ruszyła w stronę lady. Wśród wszystkich zegarków, najbardziej w oczy rzucił się jej zegarek ze srebrną bransoletką i zieloną tarczą. Wiedziała, że mogłaby zaczarować go, aby wskazówki zmieniły się w węże. To z pewnością podobałoby się Draconowi. - Wezmę ten - oznajmiła, wskazując srebrny zegarek. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła go z ekspozycji. Włożyła zegarek do pudełka i zapakowała do papierowej torby. Hermiona podała kobiecie 700 funtów za zegarek i odebrała torbę. Wyszła ze sklepu i skierowała się do pobliskiej galerii.
||¤៛¤||
Draco zaklął po raz kolejny, starając się zawiązać idealną, szarą kokardę na pudełku, owiniętym w zielony papier. Siedział na łóżku w swoim pokoju, słuchając muzyki, lecącej z głośników laptopa, stojącego na biurku. Musiał przyznać, że Hermiona coraz częściej zadziwiała go znajomością mugolkich sprzętów. Kiedy tylko udało mu się zawiązać kokarde, krzyknął triumfalnie i podrzucił paczke. Machnął różdżką i wyłączył muzykę. Zszedł do kuchni, gdzie siedzieli jego rodzice, jedząc śniadanie.
- Zjesz z nami? - zapytała Narcyza, uśmiechając się delikatnie do syna. Draco usiadł obok niej i nalał sobie do szklanki soku pomorańczowego. - Rozmawiałam kilka dni temu z Blaise'em - oznajmiła kobieta.
- Tak? O czym? - zdziwił się chłopak.
- Powiedział mi o waszej ostatniej kłótni.
- Której?
- Dlaczego sądzisz, że cie nienawidzę?
- Nie wiem o czym mówisz - warknął wściekły na Blaise'a, że wygadał wszystko jego matce.
- Przestań się tak zachowywać - poprosił Lucjusz, patrząc spokojnie na syna.
- Tak, znaczy jak?
- Naprawdę uważasz, że cie nienawidzimy?
- Przecież całe życie robię wam na złość, nigdy nie zrobiłem czego chceliście...
- Jesteś naszym synem, kochanie - zauważyła Narcyza, przerywając chłopakowi. Dotknęła delikatnie jego policzka i uśmiechnęła się lekko. - Dzieci mają to do siebie, że zawsze robią wbrew rodzicom. Kiedyś sam to zauważysz - oznajmiła.
- Co?
- Zostaniesz tatą to zobaczysz. Ale nie zaskakuj ojca, bo jeszcze doskanie nam zawału i co zrobimy?
- Ożeniłem się - stwierdził. Lucjusz pobladł gwałtownie, a Narcyza zakryła usta i spojrzała zaskoczona na syna.
- Jak mogłeś? - warknął mężczyzna.
- Żartowałem tylko - zaśmiał się Ślizgon. - Kiedy będę się żenić, będziecie pierwszymi osobami, które się o tym dowiedzą.
- Mam nadzieję - mruknęła Narcyza.
 

||¤៛¤||

Dobry wieczór! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i strasznie przepraszam za swoją nieobecność, ale nie miałam głowy do rozdziału. Następny w stu procentach za tydzień.
Pozdrawiam,
Alex_x.

4 komentarze:

  1. Pierwsza!!!!!!.Rozdział jak to zawsze u ciebie jest genialny.
    Weny życzę i już czekam na kolejny :) :) :)
    PS. Ostatni kom też ja napisałam i mam postanowienie że będę komentować od teraz każdy rozdział. Te trzy uśmieszki będą moim znakiem rozpoznawczym :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku... cudowne !!!
    ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Chce więcej 😍😍
    Kocham to ❤❤💪👌

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Kocham Kocham
    DRAMIONE☆♡☆

    OdpowiedzUsuń