sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 39.

Hermiona wcisnęła dłonie do kieszeni swojego płaszcza i westchnęła cicho. Stanęła przed wyjściem do Ministerstwa Magii, ukrytego dla mugoli potężną ilością magii. Weszła do budynku i rozejrzała się dookoła. Rzadko w Ministerstwie było tak mało ludzi, chodzących po korytarzu. Najczęściej pracownicy biegali po nich, przepychając między tłumami. 
- A panienka w jakiejś konkretnej sprawie? - usłyszała cichy szept tuż za prawym uchem i pisnęła cichutko, obracając się gwałtownie. Odetchnęła lekko widząc przed sobą Logana, uśmiechającego się do niej delikatnie. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. - Dobrze cie znów widzieć i to w jednym kawałku - oznajmił. Posłała mu szeroki uśmiech i oparła policzek o ramie bruneta. 
- Przekonałeś się do koszul? - zaśmiała się, poprawiając kołnierzyk jego błękitnej koszuli.
- I co jeszcze, cały garnitur mam ubrać? - oburzył się, jednak uśmiechnął szerzej. - Twój tata ma kontrole Ministra i wypadało, żeby jego zastępca jakoś się prezentował.
- Zastępca? - zdziwiła się, odsuwając od chłopaka, aby spojrzeć na jego twarz. 
- Tak się to robi, skarbie. 
- Masz dwadzieścia lat, a mój tata zrobił cie swoim zastępcom?
- Cóż ja poradzę na mój urok? Zaprowadzę cie do niego - zaproponował, a Hermiona skinęła głową. Weszli do windy i Logan wcisnął odpowiedni guzik. Kiedy zatrzymali się na piętrze, przepuścił ją w drzwiach, puszczając do niej oczko. 
- Grace, do gabinetu - usłyszeli, a Gryfonka zaśmiała się, widząc jak Logan krzywi się nieznacznie. Popchnęła go do gabinetu ojca i niemal wrzucił do środka.
- Uspokój się, kobieto - poprosił cicho. Hermiona machnęła tylko ręką i podeszła do fotela obróconego w stronę okna, na którym siedział jej ojciec. Usiadła na jego kolanach, patrząc na twarzy pojawia mu się zaskoczenie. - Chciał pan czegoś ode mnie? - odezwał się Logan, zakładając ramiona na piersi.
- Przynieś mi ostatnie raporty ze spotkań z Ministerstwem we Francji - nakazał, patrząc na niego przez oparcie fotela. Hermiona posłała chłopakowi delikatny uśmiech. 
  - Podeślę kogoś.
- Cześć, Logan - pożegnała się dziewczyna
- Na razie, mała - uśmiechnął się do niej zadziornie, widząc jak jej ociec przegląda kolejne teczki w szufladzie. 
- Widziałem - warknął mężczyzna, a Logan pospiesznie opuścił jego gabinet. - Jeśli wypisałaś się na własne życzenie, wiedz, że osobiście odeśle cie na oddział - zagroził.
- Nie, lekarz mnie wypisał. 
- Po trzech dniach tak poprostu Cie wypisał? Ten lekarz to jakiś kretyn. Powinnaś wrócić do domu i odpoczywać.
- Czemu nie przyszedłeś? - zapytała cicho, wtulając policzek w zagłębienie między jego ramieniem a szyją. 
- Byłem wczoraj, ale spałaś. Kiedy się obudziłaś też byłem, ale lekarz oznajmił, że zbyt dużo osób cie odwiedza i nie powinienem cie męczyć. Miał ci powiedzieć, że byłem - powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. 
- Panie Granger, raport - usłyszeli i mężczyzna obrócił fotel w stronę drzwi. Odebrał od wysokiej dwudziestoletniej blondynki plik kartek. Blondynka, patrząc z zazdrością na Hermionę, wyszła z gabinetu. Gryfonka zaśmiała się cicho, a Arthur spojrzał na nią zaskoczony. 
- Ma pan branie, panie Granger - oznajmiła.
- Nie naśmiewał się ze starszych - upomniał ją z lekkim uśmiechem. Hermiona musiała chyba przyznać tej blondynce racje. Jej ojciec był naprawdę przystojnym mężczyzną. Mimo, że miał czterdzieści trzy lata, wyglądał dobrze. Był szczupły i wysportowany. Miał przystojną twarz zawsze gładko ogoloną i ciemne brązowe włosy równo przystrzyżone. 
- Jesteś bardzo zajęty? - zapytała, przyglądając się mężczyźnie. 
- Trochę, ale poświęcę ci tyle czasu ile potrzeba.
- O której kończysz? 
- Za półtorej godziny.
- Pójdziemy potem się przejść? - skinął głową, przyglądając się jej uważnie. - Pomogę ci - zaproponowa, wstając z kolan Arthura.
||¤៛¤||

Draco siedział na kanapie w salonie, patrząc beznamiętnie na rodziców. Narcyza zaciskała usta w cienką kreskę, a Lucjusz chodził nerwowo po pokoju.
- Nie możesz nam tego zrobić - wyszeptała blondynka. 
- Widzisz, mamo, mogę. Nie macie prawa mi tego zabronić - przypomniał spokojnie. 
- Nie pozwolę, żeby mój jedyny syn marnował sobie życie - warknął Lucjusz. 
- Wcale nie marnuję sobie życia. Kocham ją.
- Wiesz ile mnie to interesuje? Jej rodzice są...
- Wiem kim są. Moi rodzice są podobni, tato. 
- Nie zgadzam się na to i już.
- Nie mój problem - oznajmił i podniósł się z miejsca. Chciał wyjść, jednak tuż przy drzwiach zatrzymał go głos matki.
- Co mogę zrobić, żebyś był szczęśliwy? - zapytała cichio. 
- Pogódź się, że ożenię się z Astorią - poprosił, a jego matka pokiwała głową, choć po jej policzkach popłynęły łzy. 

Draco obudził się gwałtownie i od razu podniósł na łokciach. Po chwili poczuł jak materac po jego prawej stronie ugina się pod czyimś ciężarem. Rozejrzał się zaskoczony po pokoju, a jego wzrok spoczął  na Hermionie. Patrzyła na niego niepewnie, zaciskając usta.
- Przepraszam - szepnęła, uśmiechając się do niego nieśmiało. 
- Merlinie, gdzieś ty była? - zapytał, siadając naprzeciwko niej. Był przerażony, kiedy nie znalazł jej w domu. 
- U taty - odpowiedziała cicho. 
- Wiesz jak wszyscy się o Ciebie baliśmy?
- Nie, przepraszam. Chciałam porozmawiać z tatą.
- Oj, maleńka, mogłaś chociaż mamie powiedzieć, gdzie idziesz - ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy. 
- Muszę cie przeprosić. Ja wcale tak nie myślę. Poprostu...
- Wiem, nie musisz mi się tłumaczyć. 
- Ja... nie wiem co się ze mną dzieje. Kiedy leżałam w szpitalu, bałam się, że on miał rację.
- Kto miał racje? - zdziwił się.
- Ten wampir. Powiedział, że tata,... że on mnie nie kocha, bo nie jestem jego córką - wyjaśniła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Draco wciągnął ją pod kołdrę na swoje kolana i przytulił do siebie. Rozpiął jej płaszcz, zsunął go z ramion dziewczyny i odłożył w nogi łóżka. Otulił ją szczelnie kołdrą i przycisnął do swojego torsu.
- Zostaniesz? - zapytał cicho. Skinęła głową w odpowiedzi. Objęła go w pasie, przyciskając policzek do ramienia chłopaka. 
- Obudziłam cie, co?
- Nie, skarbie - stwierdził, opierając policzek o czubek głowy dziewczyny. Hermiona podniosła głowę, przenosząc wzrok na blondyna. Był cholernie przystojny. Szczególnie z roztrzepanymi włosami i w ciasnej koszulce z krótkim rękawem opinającej się na jego torsie. Wplątała palce w jego włosy i przyciągnęła jego głową bliżej siebie. Uśmiechnęła się nieśmiało, widząc na sobie jego wzrok. Przucisnęła swoje usta do jego i pocałowała delikatnie. Draco objął dłońmi jej twarz i odwzajemnił pocałunek, patrząc w jej cudowne oczy. Jednak po kilku sekundach poczuł, że musi zamknąć oczy. Nigdy w życiu, całując jakąś dziewczynie nie zamykał oczu. Tylko Hermiona potrafiła wyzwolić w nim tak silne uczucia. Jej miękkie usta dotykającego jego były niemal gorące, a dłonie, które do tej pory znajdowały się w jego włosach, zjechały na jego kark, a potem na plecy. Kiedy tylko zamknął oczy, poczuł na ustach jej delikatny uśmiech. Dłonie Hermiony wślizgnęły się pod jego koszulkę i dotknęły gołej skóry na plecach. Zsunął swoje ręce na jej talie i podwinął jej szary sweter. Oderwał się od jej ust i ściągnął z dziewczyny sweter. Pod spodem miała na sobie tylko czarny, wykończony koronką stanik. Rozchyliła usta, czując na sobie jego wzrok. Ściągnęła z chłopaka koszulkę i przejechała palcem po linii jego barków. Zjechała dłońmi .a jego brzuch i z zadowoleniem zauważyła jak otwora szerzej usta w urywanym oddechu. 
- Nie chcę się spieszyć - oznajmiła cichi, jakby bojąc się jego reakcji. Skinął głową i odpiął guzik jej dżinsów. Przywołał z szafy swoją koszulkę i włożył ją na Hermionę. 
- Chcesz szorty? - zapytał spokojnie, rzucając jej sweter i spodnie na kanapę. Ściągnął z niej szybko beżowe rajstopy i położył delikatnie na materacu. Przewiesił jej płaszcz przez oparcie kanapy i ułożył się obok niej. - To jak, chcesz te szorty?
- Nie, dziękuję, masz ciepłą kołdrę - stwierdziła, kładąc głowę na piersi Dracona. 
- Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś, prawda?
- Draco, mam osiemnaście lat - przypomniała i zaśmiała się cicho. - Załóż bluzkę - poprosiła, a Draco spełnił jej prośbę. - Moi rodzice wiedzą, że jestem u Ciebie - rzuciła cicho, kładąc na brzuchu blondyna rękę. 
- To miło z Twojej strony, że zechciałaś im powiedzieć, gdzie się wybierasz - zaśmiał się Malfoy. Hermiona musiała przyznać, że ten dźwięk był czymś, co chciała słyszeć do końca życia. O tak. Tego była pewna. - Dobranoc, skarbie - szepnął.
- Dobranoc - odpowiedziała. Draco naciągnął na nią i siebie kołdrę, przykrywając nią dziewczynę pod samą szyją. Objął ją w talii i mocno przytulił do siebie. 
||¤៛¤||
Arthur usiadł na skraju łóżka w sypialni i rozwiązał krawat, którym po chwili rzucił na komodę. Rozpiął dwa gurne guziki przy koszuli i przeczesał włosy palcami. Podniósł wzrok na Jean, kiedy kobieta weszła do sypialni, ubrana w granatową sukienkę z rozkloszowaną spódnicą. 
- Hermiona wypytywała mnie wczoraj o Martina - oznajmił, patrząc jak Jean spina się na imię Sualeza. 
- Co jej powiedziałeś? - zapytała cicho. 
- A jak sądzisz? - warknął. - Prawdę, Jean. Nie możesz jej całe życie oszukiwać.
- Dlaczego ty też ją oszukujesz?
- Nie chciała rozmawiać o mnie, a o tobie. Zrozum różnicę.
- Wiem, że cie to boli, ale...
- Boli? Przestało, kiedy zrozumiłem, że nigdy nie byliśmy dla siebie odpowiedni. Hermiona miała prawo wiedzieć, że jej matka miała romans na kilka miesięcy po jej narodzinach, nie sądzisz?
- Arthur...
- Oh, jeszcze mi zaraz powiesz, że to wszystko moja wina. Tylko, że ja się starałem...
- Przestań - krzyknęła i podeszła do niego szybko, aby zakryć mu usta dłonią. - Żałuję, w porządku? Gdybym mogła, cofnęłabym czas. Ale nie mogę - szepnęła. Arthur pociągnął kobietę na swoje kolana i przytulił do siebie, aby po chwili pocałować w usta. 
- Nie chcę się kłócić. Już nie - zadeklarował, nie odrywając spojrzenia od twarzy żony. - Chciałem tylko powiedzieć, że Hermiona nie ma nam nic za złe. Ona tylko... ona bała się, że Sualez jest jej ojcem. Nie wyobrażam sobie, że jakiś facet mógłby wychowywać moją, małą córeczkę - wyznał. Nigdy w życiu nie potrafił sobie wyobrazić, co zrobiłby bez Jean, Matta i Hermiony. Mógł złościć się na syna, kłócić z żoną i córką, ale nigdy nie pozwoliłby sobie na ich utratę. 
- Oh, jak ty sobie poradzisz, kiedy ona odejdzie? - zaśmiała się cicho, widząc jego minę, kiedy usłyszał jej pytanie. 
- Jak, odejdzie? - spytał zaskoczony. 
- Wiesz, Draco ją kocha, a nie sądzę, żeby ona nic do niego nie czuła. Może bać się po tym co zrobił jej Weasley, ale...

- Moja córka nigdy nie wyjdzie za mąż, jasno? - przerwał jej gwałtownie.
- Mój ojciec mówił podobnie - oznajmiła. Skrzywił się słysząc wzmiankę o swoim teściu. Nie żeby jakoś przeskadzał mu jego brak, ale wiedział, że dla Jean to było ważne. Nie chciał, żeby przez niego cierpiała, a przez niego stracił kontakt z rodzicami. - Ja nie żałuję - szepnęła, patrząc w jego oczy. 
- Więc dlaczego tak zależy ci, żebym zaakceptował te małżeństwo Matta? 
- To twój jedyny syn. Nie chcesz go stracić. W głębi siebie cieszysz się, że jesteś dziadkiem - stwierdziła. Arthur westchnął cicho i skinął delikatnie głową.

||¤₹¤||
Dzień dobry. Jak mija weekend? Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał.
Pozdrawiam,
Alex_x.

3 komentarze: