niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 22.

Draco obudził się w podłym nastroju. Ubrał na siebie granatowe, dopasowane spodnie od dresu, białą koszulkę i tenisówki. Zabrał bluze i wyszedł z pokoju. Skierował się do łazienki, gdzie szybko umył zęby i uczesał się. Idąc do Wielkiej Sali nie czuł nawet odrobinę lepiej. Co z tego, że dostał się na wymarzony staż? Miał wszystko czego kiedyś pragnął. Wszedł do Wielkiej Sali, skierował się do swojego stołu i rozejrzał po sali. Przy stole Slytherinu prawie nikogo nie było, Gryfonów również było niewielu, jedynie przy stołach Hufflepuff i Ravenclaw byli wszyscy. Zajął miejsce obok Theodora i Pansy. Parkinson spojrzała na niego znad Proroka i zmarszczyła brwi.
- No co? - zdziwił się spojrzeniem dziewczyny.
- Spałeś z Astorią? - zapytała, pogłębając jego zdziwienie.
- Niby kiedy?
- Wczoraj. Wróciła nad ranem do dormitorium w Twojej koszuli.
- Skąd pewność, że była moja? Wiele osób nosi koszule.
- Tylko ty masz granatową koszule ze swoimi inicjałami na kołnierzyku.
- Pansy, proszę. Nie wiem gdzie ona jest - przyznał. Tę koszulę dostał od Pansy na ostatnie urodziny, więc było mu wstyd, że ją zgubił. Zresztą zgubienie koszuli samo w sobie było dla niego dość wstydliwe. Pansy patrzyła na niego badawczo, a jej oczy zdawały się przenikać przez jego umysł, tak jakby używała na nim legilimecji, czego nienawidził. Kiedy był nieco młodszy Voldemort i inni Śmierciożercy lubili sprawdzać bez jego zgody czy napewno jest wierny, więc w piątej klasie nauczył się oklumencji.
- Martwię się o Ciebie - westchnęła dziewczyna, na co Draco uśmiechnął się delikatnie.
- Nie masz o co. Ze mną jest wszystko dobrze - zapewnił, próbując wyzbyć się wyrzutów sumienia, że tak ją okłamuje. Nie czuł się dobrze, jednak łatwiej mu było ją poprostu okłamać.
- Nigdy się tak nie zachowywałeś - zauważył Theodor, włączając się do rozmowy przyjaciół.
- Co Was tak dzisiaj wzięło? Za punkt honoru wzięliście sobie doprowadzenie Draco Malfoy'a do szału? - zirytował się blondyn.
- Czemu się tak denerwujesz, Dracuś? - zapytała Astoria, pojawiając się tuż obok Dracona. Jej krwistoczerwone usta układały się w delikatny uśmiech. Dziewczyna usiadła obok Ślizgona, uważając, aby jej i tak krótka sukienka nie podniosła się jeszcze wyżej i pocałowała go policzek. Pansy posłała mu wściekłe spojrzenie i odwróciła się od niego. Draco zmarszczył brwi i wytarł serwetką ślad szminki z policzka, poczym odwrócił się w stronę blondynki.
- Możesz mi wytłumaczyć co to wszystko ma znaczyć?
- Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi.
- Astoria, nie denerwuj mnie, proszę. Pansy mówiła, że wróciłaś do dormitorium nad ranem. W mojej koszuli dodatkowo. Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia.
- Naprawdę nie pamiętasz wczorajszej nocy?
- Pamiętam i napewno nie było cie ze mną - stwierdził pewnie.
- Byłam - upierała się dziewczyna miękkim głosem bez zająknięcia. - Wróciłeś na impreze, kiedy tylko odprowadziłeś Granger. Byłeś przybity, piłeś z Blaisem - musiał przyznać jej racje. Był przybity, gdy Hermiona zostawiła go w Pokoju Wspólnym. Wrócił do Blaise'a i razem z nim nieźle się upili. Nie pamiętał jak wrócił do swojego dormitorium. A jeśli przespał się z Greengrass, nie chciał pamiętać tej nocy.
- Nie wiem co się stało, ale musisz mnie zrozumieć. Byłem pijany i jeśli cie skrzywdziłem, przepraszam.
- Dlaczego tobie zawsze musi chodzić wyłącznie o Granger? - zapytała z wyrzutem, a Draco naprawde musiał zastanowić się nad odpowiedzią. Dlaczego ta strasznie irytująca Gryfonka stała się dla niego tak ważna? Dlaczego wszystko wiązało się z nią? To był tylko układ. Oboje mieli w nim ukryty cel. On chciał spokoju, a ona Weasley'a. Ona już miała to czego pragnęła, teraz chciała tylko jego przyjaźni. Więc czemu była dla niego znacznie ważniejsza niż powinna być jako jego przyjaciółka. Do Pansy nie czuł tego, co czuł do Hermiony.
- Przepraszam - zdołał jedynie wydusić, zanim nie podniósł się z miejsca i nie ruszył do wyjścia z Wielkiej Sali. Szybko przeszdł przez korytarz do wyjścia z zamku i skierował się na boisko. Usiadł na najwyższej ławce na trybunach i spojrzał w niebo. Burzowe chmury przysłoniły słońce. Nie lubił deszczu, wolał ciepłe promienie słońca. Jednak życie w Wielkiej Brytanii nie dawało mu zbyt wiele szans na słońce.
- Malfoy, złaź - usłyszał i spojrzaj w dół, gdzie stał Blaise z rękoma założonymi na piersi.
- Tu mi dobrze, dzięki - oznajmił, pochylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach.
- Stary, kuźwa, nie chce mi się tam włazić.
- Ale ja Cie tu nie proszę.
- Obiecałem Pansy, że Cie przycisnę, więc to zrobię, jasne?
- Próbuj szczęścia, Blaise - rzucił i podniósł się, aby po chwili stanąć przed przyjacielem. - Idziesz na lekcje, czy zamierzasz tak stać? - zapytał, podwijając prawy rękaw bluzy. Zabini spojrzał na niego zdziwiony i Draco nie był do końca pewny, czy to przez jego pytanie, czy bluze. Blaise rzadko nosił dłuższe bluzki. Nie zakrywał Mrocznego Znaku, co blondyn  zawsze robił.
- Skoro Ci się tak śpieszy. Ale pamiętaj, że sobie jeszcze porozmawiamy - ostrzegł brunet i ruszył do szkoły, a Draco zaraz za nim.
- Malfoy, do mojego gabinetu - oznajmił Weasley, kiedy przechodzili obok jego gabinetu, zmierzając w stronę klasy transmutacji. Blaise przewrócił oczami i poklepał przyjaciela po ramieniu, poczym odszedł. Draco wszedł do gabinetu nauczyciela. Ron siedział już za biurkiem i obracał w palcach różdżke.
- Siadaj - nakazał blondynowi.
- Postoję - stwierdził, zakładając ręce na piersi. - Lepiej, jeśli od razu przejdziesz do rzeczy, bo nie bardzo lubię się spóźniać, Weasley.
- Odpieprz się od Hermiony - warknął, na co Draco zaśmiał się pod nosem.
- Czego byś nie zrobił, ją zawsze będzie coś ze mną łączyło.
- Uważaj co mówisz, bo może to się dla Ciebie źle skończyć.
- Grozisz mi?
- Ostrzegam. Weź to sobie do serca.
- Oczywiście. Coś jeszcze?
- Mówię poważnie.
- Wielkie dzięki - rzucił, próbując powstrzymać śmiech i wyszedł z gabinetu. Pobiegł do sali transmutacji. McGonagall właśnie sprawdzała obecność klasy i zatrzymała się przy jego nazwisku.
- Panie Malfoy, kolejne spóźnienie - upomniała go.
- Przykro mi, pani profesor, ale pan Weasley mnie zatrzył z bardzo ważną sprawą - oznajmił, starając się nie roześmiać.
- Siadaj - nakazała, a Draco zajął miejsce obok Harry'ego, który usiłował nie zasnąć.
- Ciężka noc? - zagadnął go, opierając głowę na ręce.
- Nigdy więcej z Wami nie piję w środku tygodnia.
- Kto Ci kazał?
- Zabini - mruknął i położył głowę na ławce. Draco zaśmiał się cicho.
- Oh, tak, z Blaisem się nie dyskutuje.
- Trafiłeś wczoraj do łóżka?
- Raczej tak.
- Bałem się, że drzwi pomylisz i wylądujesz w łazience.
- Wielkie dzięki.
- Zawsze do usług.
- Potter, nie zawygodnie Ci? - warknęła zirytowana McGonagall, patrząc na Wybrańca wściekłym wzrokiem.
- Nie bardzo, brzuch mnie boli - odpowiedział, podnosząc głowę z ławki. McGonagall zmarszyła brwi i zwróciła się do Dracona.
- Idź z nim do Skrzydła Szpitalnego - blondyn skinął głową i poczekał aż Harry wstanie. Wyszli razem z klasy i skierowali się do skrzydła. Kiedy tylko oddalili się od klasy obaj zaśmiali się. Doskonale wiedzieli, że dzisiaj madame Pomfley była nieobecna.
Hermiona siedziała z Ginny w ostatniej ławce i obserwowała jak Draco wchodzi i tłumaczy się ze spóźnienia. Było jej głupia za wczoraj. Nie chciała go skrzywdzić, doskonale wiedziała, że to zrobiła. Nawet jeśli on sam upierał się, że wszystko jest w porządku.
- Wszystko dobrze? - zapytała Ginny, odwracając głowe w jej stronę.
- Tak, czemu pytasz?
- Ty i Ron wróciliście do siebie, prawda?
- Skąd wiesz? - zdziwiła się szatynka.
- Poprostu wiem. Wiem też, że nie powinnaś mu ufać. Mój brat się zmienił i ty doskonale to wiesz.
- Ginny, daj mi spokój. Nie mam ochoty na kolejne kazanie na temat Rona - oznajmiła i pozbierała swoje rzeczy. Kiedy tylko McGonagall ogłosiła koniec lekcji obie wyszły z klasy. Po lekcjach Granger zamknęła się w swoim pokoju. Musiała sobie wiele przemyśleć.

                                         ฯฯ¤¤ฯฯ
Dzień dobry. Tak jak obiecałam, kolejny rozdział. Następny ukaże się za tydzień.
Pozdrawiam,
Alex_x.

1 komentarz: