Draco obudził się z tępym bólem głowy. Rozejrzał się po pokoju i spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. Za dzięsięć dziewiąta. Wstał z łóżka i podszedł do szafy. Wyciągnął granatowe dopasowane spodnie i koszule tego samego koloru. Przebrał się szybko i wyszedł do łazienki. Wyszczotkował zęby i uczesał się. Idąc do Wielkiej Sali rozmyślał nad wczorajszym wieczorem. Musiał przed sobą przyznać, że Gryfoni wcale nie byli tacy źli. Przed wejściem do Wielkiej Sali wpadła na niego drobna postać. Złapał ją w ramionach i przytrzymał w pionie.
- Przepraszam - mruknęła dziewczyna i podniosła wzrok na blondyna.
- Od wczoraj jesteś dla mnie milsza - zauważył, uśmiechając się szeroko.
- Malfoy, szybko wstałeś, zważywszy na Twój wczorajszy stan - stwierdziła z uśmiechem.
- Co takiego było z moim stanem? - zdziwił się, udając niewinnego.
- Fakt, że wygadałeś się Gryfonom, a później nie byłeś w stanie sam się położyć spać...
- Och, słodka Gryfonko, ja to pamiętam inaczej. Sama mnie odprowadziłaś i traktowałaś jak małego chłopca. Jeśli dałabyś mi Cie rozebrać, mogłoby być znacznie milej - oznajmił, uśmiechając się łobuzersko.
- Nie byłeś w stanie...
- Skarbie, a całując mnie nie zauważyłaś, że byłem w normalnym stanie?
- To ty mnie pocałowałeś! - oburzyła się. W oczach Ślizgona tańczyły wesołe iskierki, kiedy z rozbawieniem przygłądał się Gryfonce. Wciąż trzymał jej ramiona, a ona nie bardzo wykazywała chęć zabierania rąk.
- Taak? Ah, no tak, tyle że ty oddałaś ten pocałunek.
- Ja wcale...
- Dobra, dobra. Ale pamiętaj, co mi obiecałaś. Chyba, że zachowasz się nie po Gryfońsku, to okey.
- Byłeś pijany. Nie powinieneś tego pamiętać.
- Ale pamiętam i wierz mi. Któregoś dnia pomogę Ci spełnić Twoją obietnicę - zapewnił i puścił Hermionę. Wszedł do Wielkiej Sali, zostawiając ją w kompletnym szoku. Usiadł przy stole Slytherinu i uśmiechnął się pod nosem. W końcu nie codziennie udaje mu się doprowadzić do rumieńców na twarzy Hermiony Granger.
- Co, Smoku, przerzucasz się na Gryfonów? - zagadnął Blaise, siadając obok przyjaciela.
- Nawet nie wiesz, jakie potrafią być naprawdę Gryfonki - zaśmiał, obserwując zarumienioną Granger, zajmującą miejsce obok Pottera. W takiej sytuacji mógł śmiało ją obserwować.
- Stary, żartujesz? - zapytał, choć w uszach Dracona zabrzmiało to bardziej jako stwierdzenie.
- Z czym, przyjacielu?
- Ty i Granger?
- Och, coś ty. Ale nie masz pojęcia jak przyjemnie doprowadzić ją do rumieńców.
- Spałeś z nią?
- Jak ty nieczego nie rozumiesz, Blaise. Niektóre dziewczyny można też inaczej doprowadzić do rumieńców - stwierdził, kręcąc głową z politowaniem głową.
- I mam wierzyć, że zwykła rozmowa wystarczyła, żeby Hermiona Granger się zarumieniła?
- Rety, aleś ty niedowiarek. Gadaliśmy tylko i już. Koniec tematu - zakończył i spojrzał z powrotem na stół Gryffindoru. Hermiona patrzyła w jego stronę, podobnie jak Potter. Z tą różnicą, że Wybraniec uśmiechnął się do niego i rozbawiony pokręcił głową. Odwzajemnił uśmiech i zauważył rumieniec na twarzy Gryfonki.
¥¥¥
- Czemu on się ciągle gapi? - warknęła poirytowana, dłubiąc widelcem w talerzu z sałatką.
- Może mu się podobasz? - podsunęła Ginny, uśmiechając się słodko. - Chociaż podobno woli chłopców, więc może gapi się na Harry'ego.
- Ginny, daj sobie spokój. Mam dość Twojej paplaniny na temat orientacji Malfoy'a - oznajmił stanowczo Potter.
- Co powiedziałeś? - zapytała zdziwiona, wpatrując się w twarz chłopaka.
- Ginny, proszę, nie udawaj, że nie słyszałaś. Od wczoraj nie słyszę nic innego jak Malfoy. Mam dość. Jesteś moją dziewczyną, czy jego?
- Wyluzuj, ja tylko mówię to, co widzę. A wyraźnie widzę jak się na Ciebie patrzy, a tobie to najwyraźnej nie przeszkadza.
- Malfoy to tylko kolega Harry'ego. On zresztą ma dziewczynę - oznajmiła stanowczo Hermiona.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się Weasley.
- Wiem i już - mruknęła i wstała od stołu. Wyszła z Wielkiej Sali i skierowała się do swojego dormitorium. Przechodząc obok łazienek dogonił ją Draco.
- Przepraszam - mruknął, wymijając ją i stając przed.
- Za co?
- Chyba przegiąłem z tym całowaniem.
- Nie, w porządku. Nie gniewam się.
- Co Cię tak wkurzyło?
- Teraz? - zapytała, a Draco skinął głową. - Ginny. I nie tylko mnie. Ale mnie poniosło i powiedziałam, że masz dziewczynę.
- Tak, mam? - zdziwił się, seksownie przeciągając samogłoski. Na jego twarzy było wiedział szczere rozbawienie.
- Przepraszam - mruknęła zawstydzona. Draco roześmiał się i złapał dziewczynę za podbrodek.
- Wcale się nie gniewam. To... miłe, że mnie bronisz, a raczej próbujesz.
- To nie tak. Mnie tylko denerwuje gadanie Ginny.
- To może w końcu skończy? - uśmiechnął się.
- Nie masz ochoty na spacer? - zaproponowała, uśmiechając się nieśmiało.
- Z tobą? Zawsze - oznajmił i złapał Gryfonkę za ręke.
¥¥¥¥
Gryfoni stali naprzeciwko Puchonom. Harry i Steven Dark, jako kapitanowie uścisnęli sobie dłonie. Tłuczki i kafeł wystrzeliły w górę, znicz też gdzieś poleciał. Odgłos gwizdka utonął w potężnych ryku, gdy czternastu zawodników wzbiło się w powietrze. Harry poczuł, że pęd zgarnia mu grzywkę z czoła, a cudowny dreszcz emocji uspokaja nerwy. Uwielbiał to najbardziej na świecie. Rozejrzał się szybko, zobaczył, że Dark siedzi mu na ogonie, więc przyśpieszył, wypatrując znicza.
- Gryfoni w posiadaniu kafla. Parvati Patil mknie prosto ku bramką Puchonów i... JEST! Dziesięć do zera dla Gryffindoru! - ryknęła Luna Lovegood. W tym czasie Steven wypatrując znicza nie zauważył nadlatującego Deana, który ,,niechcący" uderzył o jego miotłę, ale pech chciał, że zauważyła to pani Hooch i gwizdnęła na niego.
- Przepraszam, no! - krzyknął w jej stronę Gryfon. - Nie wyrobiłem!
- To naucz się latać! - dociął mu Dark.
- Odezwał się ten, co ma w drużynie samych nielotów! - odciął się Thomas, za co w następnej chwili Thomas Wiler ,,zawadził" pałką o jego głowę. Gryfon rąbnął nosem w rączkę swojej miotły, aż popłynęła z niego krew.
- Dosyć tego! - wrzasnęła pani Hooch, podlatując do nich. - Rzut wolny dla Puchonów za niesprowokowany atak na szukającym! Rzut wolny dla Gryfonów za rozmyślne kontuzjowanie ich ścigającego!
- Niech sobie pani daruje te żarty! - krzyknął Dean, ale pani Hooch już zagwizdała i podleciał Steven, aby wykonać rzut wolny.
- Dawaj, Dark! - ryknęła Lovegood w ciszy, która zaległa na trybunach. -Ograł Cormaca McLaggena. Dziesięć do dziesięciu.
Harry zawrócił, żeby popatrzeć, jak Dean, któremu wciąż z nosa ciekła krew, podlatuje, by wykonać rzut wolny.
- Pamiętajcie, że McWhite to dobry obrońca - oznajmiła tłumowi Lovegood, gdy Thomas czekał na gwizdek pani Hooch. - Super! Niezwykle trudny do pokonania... bardzo trudny... Tak! Nie wierzę własnym oczom! Markus McWhite puścił rzut. Dwadzieścia do dziesięciu dla Gryfonów.
Mecz toczył się dalej. Od pięciu minut Hrry gonił za zniczek. W końcu i znicz i on zatrzymali się, a przed nimi, znikąd pojawił się Dark. Potter spojrzał ponad ramię Puchona, marszcząc brwi. Ciekawy Puchona obrócił głowę, jednak niczego nie zauważył. Wykorzystując jego stan, Harry chwycił złotą, latającą piłeczkę. Blondyn oprzytomniał dopiero kiedy usłyszał głos Luny.
- Harry Potter złapał znicz i tym samym wygrywa mecz - wszyscy zawodnicy zlecieli z boiska i udali się do szatni. Gryfoni niemal nosili Harry'ego na rękach ze szczęścia. Potter wyciągnął ze swojej szafki swoje ciuchy i szybko ściągnął szatę do Quidditcha. Przebrał swój strój sportowy na wygodne dopasowne spodnie i błękitną koszulę. Szybko opuścił szatnie i udał się w stronę Ginny, stojącej w towarzystwie kilku Ślizgonek.
₩₩₩₩₩₩₩
Tak, jak obiecałam, kolejny rozdział. Następny za równy tydzień.
Pozdrawiam,
Alex_x.